ROZDZIAŁ 16
🎼📚
GABRIELLE
❝Ty jesteś moim planem❞
— Okej, zróbmy przerwę — zadecydował Alex, co skwitowałam niezadowolonym jękiem.
Uczyliśmy się już od kilku godzin, ale nadal pozostało nam parę zagadnień do przerobienia. Przeczucie podpowiadało mi, że ten test nie przyniesie dobrych rezultatów dla mojej pozycji w szkolnym rankingu. Fizyka to synonim mojego limitu w sferze nauki. Nieważne, ile wysiłku wkładałam w przyswajanie tego przedmiotu, zrozumienie jego zawiłości mnie przerastało.
— Ale test mamy już we wtorek.
— No właśnie, a dzisiaj jest piątek i spędzamy go na nauce, zamiast na mieście — wytknął.
Cholera, przeze mnie marnował początek weekendu w szkolnej bibliotece. Jeszcze wykazywał w stosunku do mnie anielską cierpliwość i wielokrotnie powtarzał niektóre aspekty, a ja ciągle mieszałam wzory i zasady z teorii. Moje rozkojarzenie przechodziło ludzkie pojęcie, trochę obarczałam ten stan zmęczeniem i ominięciem śniadania oraz obiadu.
— Przepraszam. Jeśli masz jakieś inne plany, to idź. Nie obrażę się.
— Ty jesteś moim planem na dziś — zapewnił. — Po prostu widzę, że już jesteś zmęczona i nie ma sensu się dalej uczyć, bo nie będzie to efektywne. Mamy jeszcze kilka dni, żeby się przygotować i zgodnie z danym słowem, pomogę ci, słonko.
W punkt. Pomimo jego starannych dążeń w udowadnianiu, że jego czcze przechwałki miały uzasadnienie już jakiś czas temu zgubiłam rytm i komplikowałam nam naukę.
— Okej — zgodziłam się niechętnie.
Wsunęłam płaszcz na ramiona i owinęłam się szalikiem, a Alex czekał na mnie w samej bluzie. Aha. Ja zamarzałam na śmierć, gdy tylko temperatura spadała o kilka stopni, a on nie. Bezczelność.
Wypożyczyłam też kilka książek, więc przerażała mnie wizja dźwigania ich w dodatku z podręcznikami w torebce. Ku zdziwieniu chłopak ją ode mnie odebrał i zarzucił sobie na ramię. Zaprotestowałam, lecz tylko mnie zbył.
— Robisz coś wieczorem? — spytał.
Tak. Czytam i oglądam Teorię Wielkiego Podrywu.
— Niezbyt, a co?
Oby pytał tylko z grzeczności.
— Wybieramy się ze znajomymi do salonu gier, pomyślałem, że może chcesz się przyłączyć?
Och. To całkiem miła propozycja.
— Em, no, nie wiem. Nie chcę, żebyś pomyślał, że się narzucam.
— Zapraszam cię i bardzo bym chciał, żebyś się zgodziła. Sądzisz, że robiłbym to, gdybym cię tam nie chciał?
Trafne spostrzeżenie. Raczej nie.
— Odpowiadając nie. Więc jak? Możesz nawet zabrać Rydera — przekonywał.
Nie znosił Cole’a, zgrabnie usiłował to ukrywać, ale nie przepadał za nim. Nie wiedziałam, z czego to wynikało, przecież przyjaciel nic mu nie zrobił. Uznałam, że skoro polubiłam Alexa i się z nim dogadywałam, to powinnam spróbować załagodzić nieprzyjemną atmosferę pomiędzy nimi.
— Dobra, będziemy. O której i gdzie?
— W Arcade, koło szóstej.
Kiwnęłam głową i w samochodzie niemal natychmiast poinformowałam Cole’a o naszych planach. Z prędkością światła uzyskałam jego aprobatę.
🎼📚
O wyznaczonej godzinie zobaczyłam Alexa, opartego o ścianę obok wejścia. Rozglądał się, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały obdarzył mnie delikatnym uśmiechem, a Cole’a zignorował. Ryder jego też. Przynajmniej nie rzucali w siebie gromami, to już jakiś postęp, chyba. W trójkę dołączyliśmy do pozostałych. Garrett, Maisy i Elliot czekali na nas z biletami w dłoniach, a Reeves energicznie wymachiwał ręką.
— Musimy się podzielić na drużyny, najlepiej na trzy po dwie osoby, będzie wygodniej podzielić kupony z wygranej — zarządził Scott, a wszyscy się z nim zgodziliśmy.
Elliot i Margaret od razu oświadczyli, że grają razem, a ja utknęłam przy wyborze między Alexem, a Cole’em. W normalnych okolicznościach bez wahania wpisałabym się z przyjacielem, ale oficjalnie chyba powinna zdecydować się na swojego chłopaka.
— Dobra, mordy. Gabrielle będzie ze mną, a wy dwaj razem — rzucił Garrett, który już wpisał nas w system salonu.
Ryder i Hayes westchnęli oburzeni, ale już przepadło.
— Dzięki. Uratowałeś mnie.
Scott cicho się zaśmiał.
— Podziękujesz, wygrywając.
Z zacięciem wymalowanym na twarzy potaknęłam. Chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy, ale miałam świra na punkcie zwyciężania. Nie znosiłam przegrywać, dlatego zawsze unikałam klęski. Proste.
Wystartowaliśmy rzutkami. Ku zdziwieniu Cole i Alex przodowali w tej rywalizacji i chyba urządzili sobie zawody, który z nich zbierze więcej punktów, choć grali do tej samej bramki. Niestety mi i Garrettowi zabrakło kilku punktów do drugiego miejsca. Następnie mierzyliśmy się na tanecznie macie. Strzałki wskazywały nam kierunek ruchów, a melodia nieznanej mi piosenki zagrzewała nas do zwiększenia starań.
Alex i ja szliśmy łeb w łeb. Żadne z nas się nie pomyliło, a piosenka dobiegała ku końcowi. Elliot wzdychał zrezygnowany, a Garrett kibicował mi z tyłu.
— Jesteś trochę zdekoncentrowana, słonko. Prawie się pomyliłaś — wygarnął Hayes.
No, bezczelny! Choć nie minął się aż tak z prawdą. Faktycznie omal nie postawiłam stopy na górze, zamiast na dole.
— Zamknij się, dupku. Jak już się pokonam, to możemy wrócić do rozmowy.
Parsknął śmiechem i wróciliśmy do konkurencji, jednak dostaliśmy po tyle samo punktów, z racji, że obojgu poszło nam bezbłędnie.
Potem okupowaliśmy automaty, wyścigówki, zaliczyliśmy również rundkę pinballa, a teraz siłowaliśmy się z koszykówką. Dostrzegłam, że nieskrywaną radość sprawiało Ryderowi udowadnianie Alexowi, że w czymś przodował i fakt faktem Cole świetnie radził sobie z rzutami, Hayes nie odstawał aż tak bardzo, jednak zdarzyło mu się kilka pudeł. Dopóki obydwaj zajmowali się wymianą idiotycznych zaczepek, ja postanowiłam wybadać temat.
— Garrett? — zagadnęłam, a on skierował swoją uwagę na mnie. — Wiesz, o co im chodzi? Są nie do zniesienia.
— To prawda, ale szczerze, nie mam zielonego pojęcia. Niestety nie pomogę, wybacz.
Everwood bezpardonowo wparowała między nas i zarzuciła mi rękę na ramię.
— Za to ja mam pomysł. Właściwie to proste. Alex jest zazdrosny, bo Ryder to twój kumpel, a Ryder jest zazdrosny, bo Alex to twój chłopak. Dzielisz czas między nich, a oni jeszcze nie wiedzą, czy mogą sobie wzajemnie ufać, ponieważ się nie znają.
Zmieszałam się, nie do końca wydawało mi się to jasne.
— No wiesz, Alex nie jest pewien, czy Cole nie jest w tobie potajemnie zakochany, a Cole nie wie, czy Alex przypadkiem cię nie skrzywdzi, dlatego skaczą sobie do gardeł i nawzajem testują, co skutkuję tą idiotyczną zazdrością, ale naturalnie jak ich o to zapytasz, to będą udawać większych durniów niż są w rzeczywistości.
— Aha, czyli podsumowując, moja interwencja na niewiele się zda.
— Ano. A właśnie, miałam do ciebie pisać o te korki, ale totalnie mi to wyleciało z głowy, mogłabyś mi pomóc?
Zręcznie przemanewrowała tok dyskusji. W konfrontacji z tym, co Maisy mi podpowiedziała, uznałam jej wywód za prawdopodobny. Postanowiłam się otwarcie nie wtrącać, lecz zamierzałam ich jakoś do siebie przekonać.
— Jasne, we wtorek czekam aż Alex skończy trening, więc może wtedy możemy zacząć?
— Fantastycznie, też umówiłam się z Elliotem jak skończą, więc świetnie się składa.
Garrett posłał jej zdziwiony wzrok, a ta kopnęła go w kostkę z pobłażliwym uśmiechem.
— Dobra, teraz cymbergaj, zanim tamci znów zaczną się sprzeczać! — zaanonsował Reeves.
Alex i Cole się z czegoś śmiali. Dziwne, ale podświadomie ucieszyło mnie, że się dogadali, przynajmniej na moment.
— Wybacz, że będziesz musiała ze mną przegrać — szepnął mi na ucho Alex, stając tuż za mną.
— Za marzenia nie karają, Hayes, ale nie wiedziałam, że masz aż taką wybujałą wyobraźnię.
— A ja, że jesteś taką optymistką, ale widzę, że totalnie się pomyliłem.
OPTYMISTKĄ? No, on sobie ze mnie żartuje. Byłam niekwestionowaną mistrzynią w wygrywaniu. Phi.
— Może się założymy. Jak już cię pokonam, to wisisz mi buziaka w policzek — droczył się.
— A jak ja wygram?
— To, wtedy ja wiszę ci przysługę.
Hmm… Logiczne, że go rozwalę w drobny pył, a bank przysług to całkiem rozsądna inwestycja.
— Stoi — zgodziłam się pewnie.
— Dawać gołąbeczki, wasza kolej!
Alex wystartował ostro, ledwie zdążyłam odbić krążek na jego pole. Okej, chyba nieco się przeliczyłam.
— Już się poddajesz?
A w dupę mnie pocałuj.
— W twoich snach.
Uśmiechnął się cwaniacko i zdobył pierwszy punkt.
— Bishop! Nie romansuj, tylko graj! — upomniał mnie Cole.
— Jesteś ze mną w drużynie! — zawołał Alex.
— A racja. To nie, kontynuuj, B! Przegrywaj na całego!
— Ryje! — ucieszył ich Elliot.
Garrett spokojnie podpowiedział mi, żebym się rozluźniła i nie przejmowała ich gadaniem, bo i tak po poprzednich rozgrywkach prowadziliśmy kilkunastoma punktami.
Przyzwyczaiłam się do agresywnego stylu gry chłopaka, choć musiałam wspiąć się na wyżyny umiejętności i wyostrzyć refleks, by za nim nadążyć, a palant nawet się szczególnie nie starał, bo nieustępliwie konwersował z Cole’em o jakichś głupotach.
Wreszcie udało mi się strzelić dwie bramki, zatem toczyliśmy bój o rozstrzygający punkt. Odbijaliśmy krążek pomiędzy sobą, a ścisk w pomieszczeniu zaczął mi dokuczać. Poczułam zawroty z tyłu głowy, ale nie rezygnowałam, dopóki nie udowodniłam Alexowi, że mówiłam prawdę. Kurcze! O włos i by wpadło. Ech, tak blisko.
Złapałam się za krawędź, by się na niej wesprzeć, kiedy nogi się pode mną ugięły i na moment odleciałam. Ocknęłam się w zupełnie innym miejscu, już nie znajdowałam się w zatłoczonym salonie gier, ale w bardziej odosobnionej lokacji. Przetarłam oczy, a Alex westchnął z ulgą.
— Lepiej się czujesz?
— Tak, przepraszam…
— Nie przepraszaj, Gabrielle. Jesteś pewna, że wszystko w porządku? — Podał mi butelkę z wodą.
Upiłam dwa łapczywe łyki i zimna ciecz przyjemnie wypełniła moje wnętrze.
— Tak, tak. Nie martw się, nic takiego się nie stało.
— Pozwól, że się nie zgodzę. Ludzie nie mdleją przez ,,nic” — mruknął i zakreślił w powietrzu cudzysłów na ostatnim słowie.
Panikarz, przecież to nie tak, że zaczęłam się tam wykrwawiać. Zwykłe omdlenie, okazjonalnie mi się zdarzały, kiedy zapominałam o obiedzie, a dodatkowo duszna atmosfera pewnie negatywnie na mnie zadziałały.
— Chyba było tam zbyt gorąco, a ja nie w porę się zorientowałam, że coś jest nie tak, ale już jest dobrze, naprawdę.
— Następnym razem, w takiej sytuacji, daj mi znać, że coś się dzieje.
Pokiwałam głową. Nie dopuszczę do kolejnego incydentu, w którym wypadałam na przewrażliwioną kretynkę. W jego towarzystwie zdarzało mi się to ponad normę, co mnie frapowało.
— Jasne. A kto wygrał? — spytałam, rozładowując atmosferę.
— To teraz nieistotne.
— Czyli ty.
Potwierdził moje przypuszczenia. Nawet z nim mi się nie powiodło. Jakim cudem miałam przekonać mamę o swoich nieskazitelnych ocenach, zachowaniu i przyszłości, skoro głupia gra mnie przerastała?
— Możesz się kiedyś indziej zrewanżować. Dziś nie byłaś w formie.
Nie, on był w to lepszy. Bezsprzecznie. Po przemyśleniu, wcale nie przywykłam do jego tempa, zwyczajnie dawał mi fory.
— Wygrałeś, więc zgaduję, że jestem ci to winna — rzuciłam i szybko cmoknęłam jego policzek, a Alex obdarował mnie ujmującym uśmiechem.
Jeszcze długo czułam ciepło jego skóry na swoich ustach, chociaż zderzenie z nimi trwało raptem parę sekund.
— Chodź, pójdziemy coś zjeść. Ryder wspominał, że pewnie ominęłaś obiad.
Kapuś.
— A gdzie reszta? — zainteresowałam się, a Alex łagodnie wskazał na zewnątrz.
— Kazałeś im czekać na zewnątrz?
Zbulwersowałam się, przecież dochodził koniec października, więc wieczory przeszywał chłodny wiatr.
— Nie kazałeś, tylko uznałem, że potrzeba ci chwili oddechu, to kazałem im na razie spadać. Nie mówiłem, że mają jak psy czekać pod samochodem — odparł rozbawiony.
Roześmiałam się razem z nim. Alex wysłał im krótką informację, że spotkamy się w pizzerii, więc tam też się kierowaliśmy.
— Gabrielle?
— Tak?
— Dzięki, że dziś przyszłaś, ale na przyszłość, nie mdlej tak, proszę.
Troska pobrzękiwała w jego głosie, a łagodność rozlewała się z jego oczu.
— Na przyszłość?
Sądziłam, że po tej wpadce już da sobie spokój z tym utrzymywaniem pozorów naszego związku.
— Noo, na przykład na urodzinach Elliota w przyszły piątek. Uprzedzając pytanie, tak, zabieram cię na nie.
No, ciekawe.
— A kiedy planowałeś mnie o to zapytać?
— Po tym, jak byłabyś oszołomiona tym, że dałem ci wygrać, żebyś na pewno się zgodziła, ale popsułaś mi plan. — Puścił mi oczko, zatrzymując się na parkingu.
— Cwaniak. Widzę, że sobie to misternie uknułeś.
— To jak?
Wzruszyłam ramionami. Szczerze, nie brzmiało to tragicznie, ale zastanawiałam się, czy mama mnie puści, a biorąc pod uwagę to, że ostatnio napomknęła, że załatwiła mi powrót do doktor Chavez przewidywałam napięty grafik.
— Pomyślę o tym, dobrze?
— Na początek, ale i tak cię przekonam — zapowiedział poważnie.
Westchnęłam, a Alex przepuścił mnie w drzwiach. Pozbyliśmy się płaszczy i ze splecionymi rękami, wróciliśmy do stolika. Jego dotyk mnie ekscytował, wzbudzał dreszcze i mrowienie po całym ciele. Moje reakcje były rzeczywiste, podczas gdy nasze zetknięcia wynikały z głupiej umowy.
Teraz już wiedziałam, że faktycznie ten układ przyniesie mi kłopoty, skoro po takim krótkim okresie, jego bliskość stawała się dla mnie naturalna, podobnie jak jego towarzystwo, żarty i droczenie. Totalnie się do tego przyzwyczajałam, a przecież z góry narzuciliśmy sobie datę ważności, na czym powinnam się skupić.
Rozdzielić jego grę aktorską, od tego, że to moje pierwsze doświadczenia z chłopakiem przez co mocno je przeżywałam. Wcale nie chodziło o Alexa, z każdym innym facetem na jego miejscu doznawałabym tego w tak samo dotkliwym stopniu. Zwyczajnie nowa paleta uczuć otworzyła się przede mną wraz z inicjacją naszego udawania, a ich eksploracja wyzwalała dotąd nieznane emocje.
Czułam się, jak ptak wyrzucony z gniazda, aby wykształcić umiejętność latania. Tak nagle, gwałtownie i nieoczekiwanie zalewały mnie myśli, pomysły i uczucia, których wcale nie pragnęłam, ale ten fałszywy związek zrewidował moje poglądy i odryglował wrota do świata, jaki poznałam z dystansu, poprzez książki, a skosztowanie tego na własnej skórze jawiło się znacznie intensywniej, ale i upiornie.
Obawiałam się, że spotka mnie tak samo literackie rozczarowanie, jak wiele dziewczyn, o których czytałam, lecz Alex zawodowo radził sobie z rozwianiem moich wątpliwości tego wieczoru.
🎼📚
#MPM_watt
Hejka! Koniecznie dajcie znać, co sądzicie ❣️
Buziaki 🤍
Julka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro