ROZDZIAŁ 3
📚🎼
GABRIELLE
❝Wyjątkowy cynik❞
Umówiłam się z Cole'em. Wrócił z kolejnej wycieczki z rodzicami. Tym razem wybrali się do Egiptu na kilka dni. Żałowałam, że nawet podczas wakacji mieliśmy dla siebie niewiele czasu. Wraz z rozpoczęciem szkoły on wracał do Francji i ponownie zostawały nam jedynie wiadomości i krótkie rozmowy telefoniczne. Na dłuższą metę takie rozwiązania bywały uciążliwe, jednak jakoś dawaliśmy radę. Przynajmniej w wolnych dniach mogliśmy się częściej zobaczyć.
— Cześć, B! — krzyknął, wchodząc do pokoju. — Przyniosłem prezent.
Uśmiechnęłam się. Na początku lipca również kupiłam mu coś, co powinno go ucieszyć. Nie mogłam się doczekać, żeby mu to podarować, ale nieustannie wypadały inne rzeczy i ciągle brakowało odpowiedniej okazji.
Chłopak podał mi czarne, kwadratowe pudełeczko ze srebrnym symbolem trzech szczytów gór. Uchyliłam ostrożnie pudełko, a oczom ukazał się łańcuszek z ciemnym kamieniem w asymetrycznym kształcie.
— Gdy poznałem jego znaczenie uznałem, że może ci się przydać — wyjaśnił, na co zmarszczyłam brwi. — Noc Kairu. Podobno przynosi szczęście, a także spokój i harmonię. Mam nadzieję, że będzie dla ciebie pomocny.
Mrugnął do mnie porozumiewawczo. Wtem dotarła do mnie jego motywacja. Nawiązywał do sytuacji z rodzicami. Nie żaliłam mu się, ale on zauważał to, co wolałabym, by mu umknęło.
Przyznałam mu zwycięstwo. Zdecydowanie przewyższył mój upominek.
— Dziękuję, Cole.
— We Włoszech rzuciła mi się w oczy. Pomyślałam, że może ci się spodobać.
Podałam mu pakunek. Tajemniczy Milan. Czego wstydzą się Włosi? Ukryte Historie. Tom 7.
— NIEEE! — ryknął podekscytowany. Wyrwał mi książkę z ręki. — Boże, polowałem na nią już chwilę! Uwielbiam cię!
— Ja ciebie też — mruknęłam rozbawiona.
Cole zatopił ramiona wokół mnie. Chłonęłam ciepło jego ciała. Brakowało mi bliskości z kimś innym niż własny brat.
Przyjaciel wzbudzał tęsknotę na tak wielu płaszczyznach, że zrezygnowałam z prób pomiaru. Symultanicznie pragnęłam, by lato trwało wiecznie, ale i aby wreszcie się skończyło. Wtedy wróciłabym do szkoły, gdzie nie musiałabym poświęcać czasu na staż w szpitalu i naukę medycznych przypadków, które przyprawiały mnie o ból głowy.
Żałowałam, że z Demi i Call nie utrzymywałam tak zażyłej więzi. Przyjaźniłyśmy się, ale pomiędzy nami wyrastał mur nieporozumień i oschłości. Nie byłam pewna, która z nas go wzniosła, lecz blokował naszą relację. Dziewczyny uważały wymianę drobnymi upominkami za żenującą. Ja wręcz przeciwnie i Cole szczęśliwie podzielał moje zdanie. Dla mnie stanowiło to miły gest. Myślałam o nim. Starałam się sprawić mu przyjemność, a sam proces wybierania właściwej pamiątki dostarczał mi mnóstwo zabawy.
— Nerdy — rzucił Miles, widząc naszą ekscytację książką.
Brat opierał się o framugę drzwi. Na głowie miał okulary. Na pewno zaplątały się w jego niesforną czuprynę. Trzymał ołówek między dwoma palcami. Szłam o zakład, że przygotowywał szkice na studia. Wybrał kursy związane z architekturą i udoskonalał pismo oraz rysunek techniczny.
Kto tu był kujonem?
— Mama woła was na kolację. Brie, powiedz, że zjem później. Na razie jestem zajęty — poprosił, więc skinęłam głową. — A, na waszym miejscu bym uważał. Matka gotowała, możecie nie wyjść z tego cało — skwitował kąśliwie.
Cole wybuchnął śmiechem. Trzepnęłam go w ramię. Mama wcale nie przyrządzała niesmacznych potraw, przynajmniej w większości dawało się je zjeść. Parokrotnie skopała indyka na Dziękczynienie, więc Miles z oddaniem jej to wypominał.
— Zostaniesz na kolację?
Liczyłam na twierdzącą odpowiedź. Wówczas rodzice skupiliby się na nim. Darzyli go sympatią. Sami naciskali na naszą przyjaźń. Pierwotnie nie znosiłam Rydera.
Jako sąsiedzi często musieliśmy bawić się razem. On stale ciągnął mnie za włosy, dokuczał i niszczył moje zabawki. Odpłacałam mu się dokładnie tym samym. Gardziłam nim jako kilkulatka, ale wymuszona przyjaźnią naszych rodziców bliskość zaowocowała metamorfozą naszych stosunków. Pewnego dnia wojny i sprzeczki ustały. Odnaleźliśmy wspólny język, nauczyliśmy się w nim płynnie porozumiewać. Nagle jego obecność przestała mnie irytować, zaczęła mi się podobać. Tak już zostało.
— Obiecałem mamie, że wpadnę do ciebie tylko na chwilkę. Do jutra, B.
— Do jutra, Cole — odparłam z imitacją uśmiechu.
Zeszłam niepocieszona na dół. Odprowadziłam go do drzwi, a gdy się za nim zamknęły westchnęłam przeciągle, czyli kolację spędzałam wyłącznie z rodzicami. Miles zostawił mnie na pastwę losu. Dobra, nieco wyolbrzymiałam, lecz w powietrzu unosiła się gburowata nutka.
— Gabrielle — rzucił tata. — Siadaj, zaraz jemy.
Jego życzliwy uśmiech idealnie uosabiał pułapkę. Kilka lat temu niczym ofiara bym w nią wpadła. Z wiekiem instynkty nieco się wyostrzyły i alarmująca lampka rozświetliła zakamarki umysłu.
— Cole nie został? — wtrąciła mama.
— Wyszedł przed chwilą. Miles powiedział, że zje później.
Kobieta kiwnęła głową. Tata odsunął mi krzesło obok siebie. Zaskoczył mnie tym. Oniemiała klapnęłam na siedzenie. Odłożył gazetę na bok i skupił się na mnie.
Jego spojrzenie onieśmielało. Normalnie, jakby wdzierała się do mojej głowy i próbował zbadać jej zawartość.
— Podobało ci się dzisiaj? Mariah wspominała, że mogłaś zobaczyć przeszczep serca — zagaił.
Naturalnie, jedynie interesował go mój staż.
Blok operacyjny napawał mnie przerażeniem. Paraliżował i wzbudzał obrzydzenie. Krew lała się tam hektolitrami. Niemal zwymiotowałam, ale doktor Chavez pouczyła, abym notowała przebieg zabiegu. Obserwowałam ją zza szklanej zasłony galerii. Na górze wierciłam się, nie mogąc ustać w miejscu. Podeszłam do barierek, ale zawróciłam, gdy tylko rozległo się piszczenie aparatur. Zestresowałam się, a nawet nie przeprowadzałam tej operacji ani nie byłam pacjentem.
— Było w porządku — stwierdziłam obojętnie.
Chętnie opowiedziałabym mu prawdziwe odczucia, jednak zdawałam sobie sprawę, że one by go rozczarowały. Podobnie, jak mamę.
— Tylko tyle? — dopytała mama.
— Eloise, spokojnie. To duże emocje, nic dziwnego, że ją trochę przytłoczyły — uciszył mamę, machając na nią ręką.
Wróciła do mieszania zupy i zamilkła.
— Przywykniesz, moja droga. Z czasem docenisz to niesamowite uczucie, gdy widzisz człowieka i próbujesz naprawić jego ciało — zapewnił i ułożył dłoń na moim ramieniu. Delikatnie je ścisnął.
— Tato, przemyślałeś to, o czym rozmawialiśmy? — zagadnęłam niezobowiązująco.
Mężczyzna zmierzył mnie surowym wzrokiem. Nieco złagodnił, gdy dojrzał moją nadzieję.
— Tak i nie psujmy sobie dziś wieczoru tą rozmową. Porozmawiamy jutro, dobrze?
— Okej.
Mama przyglądała się nam zdziwiona. Czyżby ojciec zachował treść naszej burzliwej wymiany tylko dla siebie? Zastanowiłam się, czy może oznaczało to, że naprawdę rozważał, co mu powiedziałam.
— Oooo, jesteś, syneczku. — Głos mamy wyrwał mnie z zamyślenia. — Siadaj, już jemy.
— Świetnie, zgłodniałem.
Tata zdegustowanie zerknął na ołówek wetknięty za jego ucho.
— Marnujesz sobie życie na te wymysły, Miles — oznajmił chłodno.
— Daj spokój, Everett. To zdolny chłopak — wcięła się mama.
Frustrujące, jak zawsze go broniła. Stawała po jego stronie, nieważne, jak bardzo by nie zawalił. Od dzieciństwa wolała jego, gdy się sprzeczaliśmy i coś zbroiliśmy za każdym razem winą obarczała mnie. Tylko tata traktował nas sprawiedliwie, a chociaż zachowywał taki pozór. Mama zawsze otwarcie faworyzowała Milesa. Z upływem lat nic się nie zmieniło.
Tata stawiał na mnie, a mama na brata. Czasami miałam wrażenie, że toczyli starcie, a my byliśmy zaledwie pionkami na ich szachownicy.
— Nie powiedziałem, że nie. Tylko, że ma większy potencjał niż zwykłe rysowanie.
Miles zacisnął szczęki. Wkurzył się niemiłosiernie.
— Powiedziałem ci już raz i nie będę powtarzał. Nie będę lekarzem, bo zachciało ci się jakiejś dynastii. Nie będę układał swojego życia pod twoje dyktando, więc przestań wszczynać kłótnie z tego powodu.
Brat wytrzymał wymianę spojrzeń z tatą. Wreszcie mama chrząknęła. Z hukiem postawiła naczynie z wegetariańską lazanią na stole.
Serce mi waliło z głośnością godną koncertu Taylor Swift, a przecież obserwowałam ich z boku.
— Rozczarowujesz mnie, Miles. — Zranienie na twarzy brata pojawiło się błyskawicznie, lecz równie ekspresowo zniknęło. — Przynajmniej Gabrielle tego nie robi. — Zwrócił się z wyższością do matki.
Zdenerwowała się. Przykmnęła powieki i rozgorączkowana podała mi talerz z moją porcją.
— O ile się dostanie.
Wymierzyła mi niewidzialny policzek, choć jego siarczyste uderzenie odczuwałam fizycznie.
— Oczywiście, że tak. Moja córeczka jest zdolna. I w końcu nazywa się Bishop — żachnął się tata.
Kolacja upłynęła w natarczywej ciszy. Nikt z nas nie śmiał jej przerwać, ale wokół stołów wraz z gorącą parą unosiła się woń kwasu. Ostry, drażniący zapach wypowiedzianych słów, które dotykały nas w odmiennym stopniu.
🎼📚
Boże, chciałabym, żebyś był martwy.
Pożałowałam tej myśli w sekundzie, gdy w pełni się uformowała. Biłam się w pierś i modliłam, by tacie nic poważnego się nie stało. Nigdy wcześniej tak strasznie nie łaknęłam możliwości cofnięcia czasu, jak teraz.
Byłam bezmyślna i płaciłam za to cenę. Wiedziałam, że widmo tej kłótni będzie prześladować mnie przez resztę dni, aż do śmierci.
Jak mogłam w ogóle tak pomyśleć? Co ze mnie za córka?
Płakałam w ramię Milesa. Szloch rozrywał mi płuca. Mama roztrzęsiona rozmawiała z chirurgiem, który wcześniej operował tatę. Milesowi zaszkliły się oczy. Usiłował powstrzymać łzy, ale nie zdołał. Nasze łzy tworzyły dziwacznie synchroniczne potoki, rwącej rzeki, a jego twarz odzwierciedlała emocje uchwycone na mojej.
Niemożliwym było opanowanie tej agonii. Ona siała spustoszenie wewnątrz nas. Telefon o wypadku ojca złamał mi serce.
Marzyłam, że obudzę się z tego koszmaru. Ilekroć opłukiwałam twarz wodą w łazience, nic się nie zmieniało. Trwałam w tej rzeczywistości pełnej niepewności. Każdy oddech wydawał się udręką.
Mama wyszła z sali. Ból z niej promieniował. Stanowił niemal namacalną istotę, która zmieszała się z jej cieniem. Nieco mnie wystraszyła.
Jej perfekcyjna fasada upadła. Podeszła do nas pospiesznie, jakby ścigała się z czasem.
— Idźcie pożegnać się z tatą. Operacja niestety się nie udała, a tatuś ma niewiele czasu, zanim odejdzie — poinformowała.
Miles pociągnął mnie za sobą. Otoczenie się rozmywało. Wzrok jedynie odzyskał ostrość, gdy ujrzałam tatę. Tak bezbronnego, odsłoniętego. Bezsilnego. Widziałam opuszczającą go witalność. Jak ulatywało z niego życie i nie mogłam nic na to poradzić. Pozostawało mi trwać u jego boku i obserwować.
Brat stanął po prawej i złapał go za rękę, a ja po lewej stronie uczyniłam to samo. Tata z trudem obrócił głowę w moją stronę. Ścisnął moją rękę.
— Prze... Przepraszam, tatusiu — wyszlochałam.
Oddech mi przyspieszył. Zaczerpnięcie tchu stało się dla mnie niewykonalne.
— Tak bardzo przepraszam — szeptałam, a Miles wydawał się przenieść zupełnie gdzieś indziej.
Mówił coś, ale nie rejestrowałam jego słów.
Patrzyłam na tatę, a jego oczy odnalazły moje. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie, gdy na mnie spojrzał. Z ulgą, jego oczy wydawały się spowite subtelną mgiełką.
— Gabrie... — zaczął się krztusić, a niewyobrażalny pisk rozległ się w pomieszczeniu.
Ekran elektrokardiogramu wskazywał spadek funkcji serca.
Tata był wybitnym specjalistą w ratowaniu cudzych żyć, a i tak nie uchroniło go to przez zbyt wczesnym utraceniem własnego.
Los uchodził za wyjątkowego cynika. Zgorzkniałego. Pozbawionego moralności i skrupułów. Ograniczał się do bezdusznego dybania na odchylenia od zaplanowanych przez niego scenariuszy. Nie tolerował niesubordynacji. Analizował i pilnował, by nikt nie odważył się zmienić wykreowanych przez niego wydarzeń. Ktokolwiek sterował liniami życia, musiał mnie ukarać za brak pokory i niemądrą myśl.
Pielęgniarka odsunęła nas na tył sali, a mama zamknęła w niedźwiedzim uścisku. Przycisnęła moją głowę do swojej klatki piersiowej, bym nie patrzyła, jak tata umierał.
Chciał mi coś przekazać, ale nie zdążył.
Wyrwałam się. Odwróciłam głowę i z szacunku dla taty podziwiałam jego nieudolne zmaganie w walce ze śmiercią. Beznadziejnie próbował, dopóki ostatni wydech opuścił jego przeponę. Chyba pierwszy raz od wieków odczuł smak klęski.
Aż żniwiarz zebrał plon. Bezlitośnie wykonał postawione przed nim zadanie.
Zrujnował mi świat.
Wraz z zatrzymaniem serca taty, część mnie umarła.
Wybiegłam z sali. Potrąciłam kogoś, ale musiałam znaleźć łazienkę. Gdy zamknęłam się w kabinie, zwymiotowałam.
Tata zmarł, a to wszystko przeze mnie.
Spazmatyczny płacz się uzewnętrzniał, potok łez lał się po moich policzkach. Czułam ich palący dotyk na dłoniach, jakby ktoś rozprzestrzenił na nich ogień. Płomień poczucia winy.
Wsunęłam ręce we włosy. Pociągnęłam za nie, wyrwałam kilka z nich. Nie potrafiłam przełknąć tej prawdy, zatrułam się nią, jak śmiertelną dawką cyjanku.
Walenie w drzwi nieco mnie ocuciło. Wystukiwany rytm, przywiódł mi na myśl kołatanie serca taty.
Niespokojny.
— Otwórz, proszę. — Głos Milesa łagodnie przekonał do przesunięcia zamka.
Usiadł na podłodze obok mnie. Ujął mnie za dłonie i pozwolił, bym wsunęła się w jego objęcia.
— To ja... Ja...
Potrzebowałam mu powiedzieć, ale dziwna gehenna zdominowała mi myśli, umysł, serce. Przeszywała moją duszę na wskroś. Ostrzami płatała moje wnętrzności.
Niewidzialna krew skalała przeraźliwie jasną posadzkę. Kontrastowała z nią. Przykuwała uwagę, lecz jedynie moją. Zadawała rany, których nie będę potrafiła wyleczyć.
Miles musnął ustami moje czoło. Trzymał mnie w ramionach. Czekał, aż się uspokoję. Z tą różnicą, że los odmówił mi fali ukojenia. Zalała mnie nicość.
Odrętwiałam. Przestałam odczuwać jakiekolwiek emocje, jakbym umarły razem z ojcem.
Szóstego lipca apatia i przeraźliwa pustka mnie skrępowały.
Ukorzyłam się przed nimi.
Przysięgłam sobie, że by uhonorować ojca spełnię jego życzenie.
Zostanę najlepszym neurochirurgiem dla taty.
Przynajmniej tak mu zadośćuczynię.
🎼📚
Dzień pogrzebu przyprawiał o dreszcze. Jak miałam pożegnać osobę, którą znałam całe swoje życie? Tatę, którego kochałam całą sobą.
Mama zażyła tabletki uspokajające, ja snułam się po domu, nonstop płacząc.
Byłam taka słaba. Męczyły mnie łzy, ale tylko ten sposób wydawał się odpowiedni, by pozbyć się żalu. Chociaż ojciec pewnie znajdował się już gdzieś indziej, trzymałam się pamiątek, które po sobie pozostawił. Śladów jego istnienia.
Spałam na fotelu w jego gabinecie. Na biurku pozostały notatki, dotyczące jego pacjentów. Otwarta paczka chusteczek, karteczki indeksujące, długopisy, jego sweter. A w rogu zdjęcie ze mną.
Chwyciłam je gwałtownie. Przejechałam palcem wskazującym po konturze jego twarzy.
— Nie zostawiaj mnie...
Przyciskałam ramkę do piersi.
Ramiona Milesa uniosły mnie ku górze. Wyprowadził nas z pomieszczenia, po czym zamknął je na klucz. On zajmował się mamą i mną. Sam cierpiał, ale zdobył się na to, by się nami zaopiekować.
— Przebierz się. Zaraz musimy jechać na cmentarz — polecił łagodnie i popchnął w kierunku schodów.
Odprowadziłam go spojrzeniem. Zapukał do sypialni mamy.
— Jesteś gotowa, mamo? Potrzebujesz czegoś?
Ruszyłam się na piętro. Włożyłam wcześniej przyszykowaną sukienkę. Zerknęłam w okno, ale jak na złość Cole chyba nie było w jego pokoju.
— Jestem, B.
Przyjaciel odwrócił mnie do siebie, a ja niemal w niego wpadłam. Sztywno oplótł mnie ramionami wokół szyi.
H— Wiem, że nie chcesz teraz rozmawiać, więc możemy pomilczeć razem.
Złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. W tym geście przekazał mi współczucie.
Zeszliśmy razem. Mama i Miles zbierali się do wyjścia. W samochodzie cały czas kręciłam się nerwowo, aż Cole mocniej ścisnął moje palce.
Pogrzeb taty.
Czułam się zagubiona, jak nigdy dotąd. Osiadł we mnie żal i rozpacz. Poznałam rodzaj bólu, którego doświadczyłam po raz pierwszy. Mama stała dwa kroki przed nami. Rzewnie łkała, pomimo że usiłowała się powstrzymywać. Wycierała twarz chusteczką i wgapiała się w trumnę taty. Utknęłam między Milesem, a Cole'em. Obaj zgniatali mnie w pokrzepiającym uścisku. Brat pogładził kciukiem mój policzek i starł zabłąkaną kropelkę smutku. Zacisnęłam dłoń na łodydze róży, a jej ciernie wbiły się w wewnętrzną stronę ręki.
Cole poklepał mnie po nadgarstku i wskazał brodą na głęboki dół, w którym spoczęło ciało ojca.
Podeszłam, a brat nie odstępował mojego boku. Wrzuciłam krwisty kwiat do niego, a Miles uczynił to samo.
Uniosłam wzrok na niebo. Czyste, nieskalane nawet drobną chmurką.
— Do zobaczenia, tato — szepnęłam.
Cole znów zaoferował mi swoje ramię. Przyjęłam je, bo obawiałam się omdlenia. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Obydwaj posłali mi nieznaczne uśmiechy. W okamgnieniu przyczynili się do tego, że ogarnęła mnie namiastka komfortu wśród tłumu nieznajomych.
Gdybym załamała się przy nich, nie zrozumieliby mnie. Tego, że straciłam tatę. Nikt oprócz mamy i Milesa nie mógłby pojąć tego ciężaru. Przygniatał mnie. Identycznie, jak dająca się we znaki nieobecność ojca.
Prawie wszyscy byli mi obcy, a obdarzali mnie tak współczującymi spojrzeniami, jakby znali mnie od zawsze. Bił z nich fałsz widoczny na pierwszy rzut oka, a cała otoczka sztucznej troski odpychała. Nie żałowali taty tak, jak ja.
Przyszli tu na pokaz. Ocenić nas, a później jego życie. Wspinając fakty o tacie, które usłyszeli u kogoś ze swojego kręgu.
Ceremonia zachowała podniosły i uroczysty charakter, a moja rodzina nie potrafiła się pozbierać z żalu i poczucia straty. Miles pociągnął mnie w stronę samochodu, a mi nie umknęła obecność kilku moich znajomych z klasy. Reeves, Scott, Hayes i Everwood. Nigdy bym się ich nie spodziewała, zwłaszcza, że nie zaliczyłam się do grona ich bliskich przyjaciół. Doceniłam ten gest i skinęłam im lekko głową. Cała czwórka posłała mi pocieszające uśmiechy.
Próbowałam się im zrewanżować, ale chyba wyszedł z tego grymas. Miles i Cole zaprowadzili mnie z powrotem do auta. Działałam na autopilocie. Wyczekiwałam, kiedy trafi go szlag. Napięcie gromadziło się we mnie cały dzień. Cholerny impas. Pęknięcie nie wchodziło w grę, ale utrzymywanie pozorów... To też zdawało się poza radarem.
Przyjaciel nie odstępował mnie na krok. Służył wsparciem, znajdował się tuż obok. Zwyczajnie był, kiedy go potrzebowałam i pomagał mi pożegnać ukochanego tatę.
W trakcie stypy rozmawiałam z krewnymi, ale kompletnie nie pamiętałam, o czym. Właściwie całe przyjęcie rozmyło się w pamięci. Docierało do mnie, że się odbyło. Nic więcej.
Wyzuta z emocji. Kompletnie z nich wyprana wzięłam prysznic, ubrałam sweter należący do taty i położyłam się na łóżku.
Noc spędziłam na wgapianiu się w sufit. Przypominaniu brzmienia głosu ojca, jego perfum, jego wyglądu.
Zamarzyłam, by jeszcze raz spojrzeć w oczy taty.
Ale dni, kiedy mogłam sobie na to pozwolić bezpowrotnie minęły. Pozostały tylko wspomnienia wyryte w ścianach domu.
Budynkiem zawładnęła zimno, choć przecież panował środek lata. Zgadywałam, że właśnie włamała się do nas. Ukryła w kątach i atakowała ze zdwojoną siłą, gdy opuściliśmy gardę.
Wybrała mistrzowski moment, by wziąć mnie, Milesa i mamę na celownik. Perfekcyjny, by nas od siebie odsuwać stopniowo, abyśmy sami to pominęli.
🎼📚
#MPM_watt
Twitter i tiktok: hematyt_
hejka, dzisiaj trochę taka bomba emocjonalna, ale no kiedyś trzeba. Wybaczcie brak Alexa, ale za to Cole był.
Chętnie posłucham waszych odczuć wobec tego rozdziału, bo nie ukrywam, że interesująco mi się go pisało!
Buziaki 🤍
Julka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro