ROZDZIAŁ 11
📚🎼
GABRIELLE
❝Kło-po-ty❞
Spotkałam się z wścibskimi spojrzeniami, gdy przekroczyłam próg szkoły. Normalnie bym je zlekceważyła, ale stawały się natarczywe. Lustrowały każdy mój krok. Takie zainteresowanie wzbudziłaby jedynie jakaś niedorzeczność. Wyjęłam telefon i zalogowałam się na stronę szkolną. Rzeczywiście.
Osoba, ukrywająca się pod pseudonimem Amethisto, rasowa szkolna pseudoreporterka, poświęciła mi i Alexowi aż trzy wpisy. Fotki, gdy tańczyliśmy na imprezie, gdy piliśmy czekoladę w kawiarni i jak szliśmy roześmiani do samochodu. Oczywiście spekulowały o potencjalnym związku. Rozbawiły mnie. Serio, o to tyle szumu?
Zirytowało mnie jedynie, że zrobiono mi zdjęcia z ukrycia. Dyrekcja powinna prześwietlić tę aplikację i ją usunąć. Wylęgarnia pogłosek i strumień nienawistnych komentarzy. Wylogowałam się i zastosowałam starą metodę. Bierną reakcję. Przeliczyłam nieszkodliwość tej plotki i uznałam, że chemia stawała wyżej w hierarchii, więc to nią się zajęłam.
Callie i Demi napisały, pytając o związek z Hayesem. Wkurzyłam się. Odsunęły się ode mnie, odkąd Cole zaczął chodzić do naszej szkoły. Ograniczyły kontakt, nie chciały się ze mną spotykać, jedynie prosiły o pomoc w zadaniach. Zastanawiałam się też, czy przypomnieć Maisy, że miałam jej potłumaczyć, ale skoro sama nie napisała, to porzuciłam ten pomysł. Zostawiłam wiadomości przyjaciółek na wyświetlonym, jeżeli potrzebowały tej informacji, mogły zapytać osobiście. Ze smutkiem odkryłam, że aż tak im nie zależało.
Ich oschłość budziła we mnie przygnębienie. Przyjaźniłam się z duchami, które budziły się, kiedy relacja ze mną była komfortowa dla nich. Widziałam się częściej z Alexem niż z nimi, a to tylko partner z projektu. Nie porównywałam ich nawet do Cole’a, gdyż on zwyczajnie angażował mnie w swoje życie i czynnie uczestniczył w moim. Mechanizm wzajemności. Brakowało mi tego z dziewczynami, ale ostatnio tak u nas burzliwie, że obawiałam się poruszyć ten temat. Właściwie przeważało mnie uzewnętrznanie tego, co mnie frapowało w ich towarzystwie.
— B, pamiętasz o meczu?
— Jasne, Alex nawet przedwczoraj o nim wspominał! — odparłam żywo, zwracając pełną uwagę na przyjaciela.
Parę dni temu przywieziono ostatnią turę pudeł z ich przeprowadzki. Właśnie pomagałam mu je rozpakować. Jego mama usiłowała uporać się tymi na parterze. Przyjaciel pacnął mnie w potylicę.
— Auć — jęknęłam zbolała.
— Mój mecz! Wiem, że twój chłopak absorbuje większość czasu, ale nie przeginaj!
Teraz ja palnęłam go w tył głowy.
— Mówiłam ci, że to plotka. Nie spotykamy się, robimy razem projekt, więc spędzamy dużo czasu razem, Cole.
Prychnął drwiąco. Dupek.
— Bujasz! Ja już tam swoje wiem! Poza tym, nawet do niego pasujesz.
Popukałam go w czoło i wróciliśmy do roboty. Szło nam całkiem sprawnie. Sortowaliśmy przedmioty kategoriami. Od razu układaliśmy je w jego pokoju. Najgorzej poradziliśmy sobie z książkami. Brakowało nam wizji na regały i panował na nich miszmasz. Ryder zapowiedział, że reorganizację. Ale nie dziś, bo za niedługo jego mecz. Obiecałam mu, że się pojawię.
Godzinę przed spotkaniem siatkarzy. Powinno mi się udać zdążyć zobaczyć Alexa, naszą drużynę, poprawiłam się.
ALEX
🏐🧁
Zawsze przed pierwszym w sezonie meczu nie potrafiłem usiedzieć na dupie. Nosiło mnie cholernie i wierciłem się na łóżku, dlatego by nieco się wyżyć poszedłem pobiegać. Dodatkowo nerwy potęgował przeciwnik. Zeszły laureat ligii. Liceum Firestorm z Deanem Fosterem na czele.
Od maja byłem na niego cięty. Kuzyn zrobił mi świństwo i jeszcze nie chciał się do niego przyznać. Traktowałem go, jak najlepszego kumpla, a nie tylko rodzinę, a on z łatwością wbił mi nóż w plecy. Jego zdrada zabolała bardziej niż tamten incydent. Jedynym pozytywem okazało się to, że Gabrielle ponownie zakręciła mi w głowie. Wcześniej ją sobie odpuściłem przez Milesa i jego zbyt dosłowną interpretację słowa nadopiekuńczość, ale tym razem coś uderzyło mnie mocniej i zdecydowanie zamierzałem pokazać jej i jemu, jak zdeterminowany potrafiłem być.
Póki co, szło nieco opornie, ale posuwaliśmy się do przodu. W żółwim tempie, jednakże gdy mi zależało mój upór pomagał planować kolejne posunięcia. Podszedłem do zadania strategicznie i cierpliwie. Ostatnie nieporozumienie zapaliło w mózgu czerwoną lampkę. Zachowała się tak, jakby oczekiwała ataku z mojej strony, więc założyłem, że zbliżenie się do niej wcale nie będzie takie proste. Miała w sobie coś, co mnie intrygowało, przyciągało i nie pozwalało przejść obok niej obojętnie. Nieco trudno ją rozpracować. Odgradzały nas drzwi, chyba antywłamaniowe, bo pomimo że była wygadana i fajnie nam się rozmawiało wcale nie czułem, żeby uchyliła gardę i odkryła choć część swoich kart.
Nie dobierałem sobie tego do serca. Prędzej, czy później zdobędę jej zaufanie i zweryfikuję swoje uczucia względem Gabrielle.
Po joggingu wpadłem, jak nieżywy do łazienki. Aspen narzekała, że hałasowałem, ale ją olałem. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk wiadomości.
Gabrielle: hej! powodzenia na meczu i miłego dnia!
Wysłała GIF-a z małpką cheerleaderką.
Szczerzyłem się, jak idiota do telefonu, ale wprawiła mnie w świetny nastrój. Odpisałem jej pospiesznie, po czym zszedłem na śniadanie. Przywitałem się z pozostałymi domownikami. Po przekroczeniu progu zauważyłem baczne spojrzenie mamy. Przyglądała mi się spod palety rzęs.
— Denerwujesz się, prawda? Może powinieneś z tego zrezygnować. Tylko dokładasz sobie stresu.
Przełknąłem żółć, napływającą do gardła. Ani mi się śniło podążyć za sugestią kobiety.
— Daj spokój, Lia. Odrobinę adrenaliny nikomu nie zaszkodziło — wtrącił tata.
On chyba wiedział, że dla mnie sport był ważniejszy niż szkoła. Zaskakujące, jak nic mu nie umykało. Mrugnął do mnie porozumiewawczo.
— Jestem pewien, że wygramy — odparłem zuchwale.
— No i oto chodzi, synu. Nazywasz się Hayes, zwycięstwo masz wpisane w DNA.
Mama uderzyła go ścierką w ramię, przez co ledwo powstrzymałem śmiech. Podobnie, jak siostra i jej mąż, którzy z zaciekawieniem śledzili przebieg wydarzeń.
— Przestań! Po co mu coś takiego mówisz? Potem się zafiksuje i będzie jak rok temu!
Auć. Okej, kilka miesięcy temu mnie poniosło. Trochę słabo radziłem sobie z chorobą mamy i szukałem ujścia w nieodpowiedni sposób, ale przerobiłem to. Mniej więcej.
— Wyluzuj, mamo. Tata ma rację, a poza tym nie będzie powtórki — obiecałem.
— No, oby! Bo prawie cię zawiesili — przypomniała Aspen.
Wykrzywiłem się jej. Życie byłoby zbyt piękne, gdyby od czasu do czasu ugryzła się w język.
— Zawsze mam rację — wtrącił zadowolony tata.
Mama skapitulowała, ale wyglądała na zmartwioną. Nie chciałem, żeby zadręczała się na zapas. Przy jej chorobie serca to niewskazane. Po posiłku podszedłem do niej, by dyskretnie ją uspokoić.
— Będzie dobrze. Wiem, że popełniłem błędy, ale wyciągnąłem z nich nauczkę, mamo.
— Po prostu nie chcę, żebyś wdawał się w bójki. Jeśli sport wzbudza w tobie agresję, to…
— Mamo — wtrąciłem surowo. — Bałem się o ciebie i twoje zdrowie, trochę mi odbiło, to tyle. Nie dorabiaj historyjki, której nie było.
Westchnęła i pocałowała mnie w czoło.
— Ufam ci, synku. Proszę nie zawiedź mnie.
🏐🧁
Nim się zorientowałem, udawaliśmy się z przyjaciółmi na ostatnią lekcję. Maisy próbowała odciągnąć naszą uwagę od meczu, ale marnie jej szło. Z satysfakcją dostrzegłem, że Gabrielle siedziała sama, a Ryder nie kręcił się w pobliżu. Euforia trwała krótko, bo siedział dwie ławki za nią z Williams. Pomimo niechęci do niego, współczułem, że musiał użerać się z tą pijawką.
Zająłem miejsce obok niej, ale kompletnie zignorowała moją obecność. Przewracała kolejne strony książki i roześmiałem się w duchu. Wsiąknęła w inny wymiar.
Dziewczyna posiadała najbardziej niesamowite oczy, jakie dane mi było ujrzeć. Jej spojrzenie niemal wrzeszczało z nadmiaru myśli, emocji, choć w tym samym czasie emanowało niezmierzoną neutralnością. Przypominały gwałtowną burzę, rozrywającą błękit nieba. Jej niebezpieczne, wyprute z uczuć tęczówki przeszywały niczym sztylet. Symultanicznie nie łatwo przegapić skrzętnie ukryty smutek. Zdarzały się chwilę, gdzie roztaczała zniewalającą poświatę, złożoną z iskier emocji. Wręcz zniewalała samym spojrzeniem. Wtedy przez jej fasadę udawania przedzierała się autentyczność i naprawdę jej spojrzenie całkowicie przekształcało skład mojego mózgu.
— Alexander — zagadnęła. — Nie słuchasz mnie, prawda?
Kurde mać. Odleciałem. Przechyliła głowę lekko w lewo, a spod jej opaski wyswobodziło się kilka pasm włosów. Delikatne fale okalały jej czoło.
— Przepraszam. Trochę mn… się rozproszyłem.
— Ale w porządku? To przez mecz? Na pewno pójdzie ci doskonale.
Zmarszczyła słodko nos, a troska brzęczała w jej słowach.
— To urocze, że się tak martwisz, słonko.
Otworzyła zdziwiona usta, słysząc jak ją nazwałem. Coś czułem, że właśnie tak będę się do niej zwracał.
— Wcale nie.
— Ależ tak. Widać to z daleka — drażniłem się z nią.
— Nie chcę, żebyś mi zniszczył pracę semestralną.
Prychnąłem. Wierutne kłamstwo. Razem z mlekiem matki wypiłem też błyskotliwość. Obdarzono mnie zbyt wielkim geniuszem, by jej obawy się ziściły.
— Ściemniasz.
— Czy ja państwu nie przeszkadzam?
Razem ze śpiewnym głosem Vespera opasłe podręczniki uderzyły o blat ławki. Profesor gardził rozmowami na lekcjach, a my przegapiliśmy moment, w którym się pojawił.
— Pochłonęła nas rozmowa o literaturze — wyjaśniłem z powagą, jednak zabarwiła się kpiną.
— Niewątpliwie. Na randki umawiajcie się po moich zajęciach — rzucił z przekąsem.
— Z przyjemnością.
Gabrielle kipiała oburzeniem, a ja się wyszczerzyłem w odpowiedzi.
Vesper wrócił do monologu, lecz co jakiś czas zaszczycał nas spojrzeniem godnym Królowej Lodu.
Odprowadziłem Gabrielle na parking. Marudziła na średniowiecznych artystów. Dziwiła się, jakim cudem ludzkość uznawała ich dzieła, jako wspaniałe. Podzielałem jej obiekcje. Wybrane przez nas teksty były nudne, jak falki z olejem. Brat po nią przyjechał, więc szybko się pożegnaliśmy. Przed szesnastą wszedłem do szatni, a wibracje telefonu wytrąciły mnie z rytmu.
Mama: Masz dziewczynę??
Szatańskie nasienie: CZEMU NIE MOWILES, ZE MASZ DZIEWCZYNE.
Szatańskie nasienie: pożałujesz, że dwiaduje się od obcych ludzi, a nie od ciebie.
Rany boskie. Zapomniałem, że Elliot miał podrzucić mi do domu tablet, który wczoraj u niego zostawiłem. Blond papla, zwana moim najlepszym przyjacielem, puściła farbę. Błagałem jedynie, by oszczędził matce i siostrze szczegółów i imienia Gabrielle, bo jeśli nie, to czekało mnie gorsze przesłuchanie niż te prowadzone przez ojca. Matka ewidentnie minęła się z powołaniem, zrobiłaby furorę w prokuraturze albo innym FBI. Zanotowałem, by zdzielić Elliota w łeb za ploteczki z moją mamą.
— Sypnąłeś mojej mamie — rzuciłem zirytowany.
— Cześć, Elliot. Jak minął ci dzień, Elliot? Co słychać? Normalni ludzie właśnie tak zaczynają konwersację, a nie od razu z ryjem.
Garrett i paru innych zawodników parsknęło śmiechem. Spiorunowałem ich wzrokiem, aż się zamknęli.
— Stary, no, w jednej chwili dała mi ciasto czekoladowe, a w drugiej wypytywała o szkołę, Maisy, rodziców, a później o ciebie i tak jakoś mnie podeszła! Ale z plusów, powiedziałem tylko, że jesteś nieszczęśliwie zadurzony.
Zdrajca numer jeden niezgrabnie się usprawiedliwiał, zdrajca numer dwa ledwo oddychał ze śmiechu.
— Coś cię bawi, Scott? — dopytałem.
— Wasza dwójka. Nigdy nie zawodzicie, jeśli chodzi o kabaret. Plus, on ma rację.
Trzepnąłem go w ramię, co tylko wzmogło jego śmiech.
— Poza tym, jesteś. Z tego, co zauważyłem, to Bishop nadal jest twoją znajomą, a każdy może się z nią umówić — kontynuował Elliot, udowadniając swój zarzut.
Okej. Wytknął drobną niedogodność.
— Nie kracz.
Łatwo mu mówić. Już wcześniej przyjaźnił się z Maisy, zatem w naturalnym tempie rozwinęli romantyczne uczucia. Gabrielle natomiast trochę postawiła mnie pod ścianą. Odrzuciłaby moje próby zaproszenia jej na randkę w mig, zamiast podarować mi szansę. Widziałem po niej, że stroniła od towarzystwa innego niż jej przyjaciele i brat. Uznałem, że mantra taty, jak raz przyniesie jakiś efekt. Zawsze powtarzał, że strategia stanowiła pół sukcesu, ale poznanie przeciwnika było kluczem.
— Panowie. Spokój.
Zamilkliśmy, gdy tylko Hatman wypełzł ze swojej jaskini. Przywołał nas do porządku i wyczytał zawodników na ten mecz. Po naborze dołączyło do nas sporo świeżaków. Mieli dość dobry poziom, ale ciężko nam się z nimi zgrać, dlatego zszokowało mnie, kiedy Garretta wymieniono na Chrisa. Przyjaciel brał swoją pozycję za pewnik. Jego świetna forma aż się prosiła o pierwszy skład. Jednak trener postawił na świeżą krew. Interesujące.
Odłożyłem na trzeci plan dekoncentrujące sprawy. Wyczyściłem umysł. Tej umiejętności nauczył mnie pierwszy trener, gdy zaczynałem swoją przygodę z siatkówką. Boisko równało się z sanktuarium, a kontrolowanie myśli, emocji i dyscyplina pomagały oddać mu należny hołd.
Elliot rozmawiał z Jake’em, naszym kolegą z ostatniej klasy. Gdy do nich podszedłem obaj się zmieszali. Reeves jedynie poklepał go po plecach.
— Pamiętaj, Graham! Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz — dodał, nim zdążyłem zapytać.
Rozgrywka rozpoczęła się punktualnie o szóstej. Trybuny zapełniali kibice, udało mi się dojrzeć rodziców, rodzeństwo i szwagra. Niestety, Gabrielle się nie pojawiła.
Nasi przeciwnicy zajmowali drugą połowę i szykowali standardowe ustawienie. Podobnie, jak i my. Wesley mi pomachał, więc obdarzyłem go lekkim uśmiechem. Z przykrością Dean także awansował w tym roku i nie wyrzucili go z drużyny. Rozpoznałem jeszcze parę twarzy, ale pokręciłem głową. To nie czas na kurtuazję. W sporcie koneksje społeczne przestawały się liczyć. Rywali trzeba zetrzeć na proch. Tylko tyle.
Zaczęło się rozczarowująco. Wystawom Elliota do Chrisa brakowało precyzji przez co ataki traciły na skuteczności. Ewidentnie odczuwało się wyniki rozbicia naszego tria. Razem z Garrettem i Elliotem trzymaliśmy się blisko. Nie tylko na boisko, ale przede wszystkim poza nim. Potrafiliśmy się dogadać bez słów. Jedyną rzeczą, jaką wystawiliśmy były piłki, jednak nigdy siebie nawzajem. W reszcie przypadków staliśmy za sobą Murem Chińskim.
Oddaliśmy dwa sety, a w trzeci weszliśmy z nastawieniem gry o przetrwanie. Trener nas ochrzanił w czasie przerwy i wprowadził diametralne zmiany. Scott zajął pozycję na ataku, weszli również nowi przyjmujący. Powrót przyjaciela i korekta składu poprawiły naszą grę.
Elliot niczym perfekcyjnie naoliwiona maszyna podawał nam piłki z chirurgiczną dokładnością. Razem z Garrettem zaczęliśmy zdobywać kolejne punkty, aż zbudowaliśmy przewagę. Puściliśmy w niepamięć techniczne mankamenty, a nasze cheerleaderki i kibice zagrzewali do dalszej walki. Firestorm z kuzynem na przedzie nie rezygnowało. Zaciekle starali się odzyskać rytm, ale na próżno. Przerzucili piłkę na naszą stronę, a nasz przyjmujący niefortunnie odbił ją do tyłu. Momentalnie rzuciłem w jej stronę, z hukiem upadłem na podłogę, ale udało mi się wybronić piłkę przed zetknięciem z podłożem. Elliot przebił ją na drugą stronę i dalej byliśmy w grzę. Odparliśmy ich ofensywę, a Liam skończył akcję piękną kiwką, czym przypieczętował nasze zwycięstwo.
Gwizdek sędziego potwierdził triumf. Wpatrywałem się w widownię i przy barierkach wreszcie ją zobaczyłem. Stała razem z Ryderem, uśmiechnęła się do mnie lekko. Inaczej niż zazwyczaj. Bardziej szczerze i nagle zapragnąłem odkryć wszystkie rodzaje oraz tajemnice jej uśmiechu.
Skrzyżowałem wzrok z kuzynem. Remis w naszej rywalizacji, ale turniej postawi nas przeciwko sobie co najmniej raz i wtedy też ich rozwalimy.
Po ogólnej wrzawie, ekspresowym prysznicu i marudzeniu Hatmana, zaczepił mnie Jake. Miałem już dość, wolałem od razu skierować się do rodziny.
— Co tam?
— Bo wiesz, chciałem umówić się z Bishop, ale obiło mi się o uszy, że wy coś tego…
Ta, chciałbym. Strefa marzeń.
— Do sedna — wtrąciłem.
— Chciałem zapytać, czy to coś poważnego, czy tylko się kumplujecie?
Hola, hola, koleżko. Ty sobie chyba żartujesz. Ale nie. Śmiertelna powaga wykrzywiała jego usta w grymasie. Nie powinienem mieć pretensji, jednak niemiłosiernie mnie wkurwił samą sugestią, że chciałby ją poderwać. Też coś. Lamus.
— Tak. Jest zajęta — palnąłem bezmyślnie.
Bóg chyba się potknął, kiedy wlewał we mnie impulsywność. Inaczej nie wytłumaczyłbym tego, co właśnie oświadczyłem.
— Och, serio?
Nie, na niby.
— Tak, Gabrielle jest moją dziewczyną. To świeża sprawa — rzuciłem, a za nim z hukiem zatrzasnęły się drzwi od damskiej szatni.
Williams przepchnęła się przez nas i wybiegła na zewnątrz. Fantastycznie. Za pięć minut cała szkoła będzie o tym trąbić. Skłamałem. Zaraziłem się od Elliota brakiem mózgu i oto rezultat.
— Jezu, sory. Nie wiedziałem, czy te plotki są prawdziwe i wiesz… Głupio mi.
— Spoko, teraz już wiesz, więc daj jej spokój — poradziłem, klepiąc go po ramieniu.
Gdybym tylko był w stanie, nakopałbym sobie do dupy. Szansę na odkręcenie tej ściemy równały się zeru.
Niegrzecznie zignorowałem rodziców i podbiegłem do Gabrielle i Cole’a. Musiałem ją poprosić o przysługę. Całkiem sporą i przy okazji przekazać jej rewelację, że tworzyliśmy parę. Niesamowite, prawda?
— Pożyczę ją na chwilę.
— Nie krępuj się — rzucił chłopak.
— Wszystko okej? — spytała, przyglądając mi się badawczo.
W odpowiedzi złapałem ją za rękę i pociągnąłem w bardziej ustronne miejsce.
Kuźwa. No to, miałem przerąbane.
GABRIELLE
🎼📚
Jego dotyk przyjemnie drażnił moją zmarzniętą dłoń. Stanął naprzeciwko mnie i gdy ją puścił zalała mnie fala zimna. Postawa chłopaka alarmowała. Oderwał wzrok od mojej sylwetki, utkwił ją w mojej twarzy, co wprowadziło mnie w dyskomfort. Stresowałam się, gdy ktoś przesadną uwagą obdarzał mój wygląd. On właśnie studiował moją twarz, aż wreszcie uśmiechnął się półgębkiem.
— Zostaniesz moją dziewczyną?
— Nie. Co ty znowu wymyślasz? — spytałam skonfundowana.
Parsknął niezręcznym śmiechem.
— Warto było spróbować. A udawaną? Tak, jakby powiedziałem, że się spotykamy.
A H A.
Spoko, Brie. Na sto procent coś opacznie zrozumiałaś.
— Że co? Dlaczego to powiedziałeś? Straciłeś rozum, przypaliło ci styki w mózgu, czy chorujesz na skończony kretynizm?
— Bardzo zabawne. Daj spokój, już plotkują, że się spotykamy. To byłoby dla nas wygodne, robimy razem projekt, spędzamy mnóstwo czasu razem — zaczął.
On naprawdę sądził, że nic się nie stało?
— Ty się z kretynem na mózg wymieniłeś? Naopowiadałeś bzdur, to teraz żryj ich konsekwencje.
— Daj spokój, Gabrielle — wypowiedział moje imię tak aksamitnie, że trochę się speszyłam. — To nie byłoby wiarygodne i tak ciągle się spotykamy, a ja mogę pomóc ci z fizyką. Będziesz z niej świetna — przekonywał.
Nie chciałam reagować emocjonalnie. Gotowałam się od środka, ale na twarz przywołałam maskę obojętności.
Nigdy nie miałam chłopaka. Słuchałam o życiu miłosnym Demi i Callie, udzielałam im rozsądnych rad, ale nie doświadczyłam tego na własnej skórze.
Moje przeżycia romantyczne ograniczyły się do ulubionych historii literackich. Znałam schemat i koncepcje chętnie wykorzystywane przez pisarzy, opisy pierwszych uśmiechów,dotyku, pocałunku i gestów, o mniejszym lub większym znaczeniu. Obietnic składanych przy gwiazdach i brutalnych rozczarowań miłością. Na papierze to wydawało się takie banalne, oczywiste, skomplikowane w ten dobry sposób, który zachęcał do dalszego czytania. W rzeczywistości miłość wydawała się skomplikowana, trudna i cholernie bolesna. Wręcz odstraszająca, dlatego skupiałam się na nauce, by zabezpieczyć przyszłość.
Romantyczność, słodkie randki i licealne rozterki miłosne rezerwowano dla pięknych dziewcząt, czyli zdecydowanie nie dla mnie. Ponadto małżeństwo rodziców odstraszało mnie od miłości. Odkąd nabrałam świadomości, nurtowało mnie, jakim cudem, kiedykolwiek się w sobie zakochali i dlaczego w ogóle mieli dzieci. Ich relacja to wzorowy przykład pozornej idealności, ale jeśli ktoś poświęciłby chwilę, by zauważyć klarowne znaki, dostrzegłby zgniliznę, kapiącą z ostentacyjnych deklaracji i czynów.
Alex zwariował. Bezapelacyjnie go pogrzało.
— Poproś kogoś innego.
Kogoś ładniejszego albo ciekawszego. Nikt nie uwierzyłby, że zainteresował się mną. Nie byłam nikim wyjątkowym. Ta sytuacja przypominała romans. Rodem, jak w książce: przystojny chłopak proponował mi fałszywy związek, a finalnie się w sobie zakochujecie. Niestety, życie odbiegało od fikcji.
— Chcę ciebie, Gabrielle. Właściwie już jesteśmy parą, błagam, zgódź się — poprosił, a poświata nadziei w jego oczach rozmiękczyła mi serce. — Zrób mi przysługę, udawaj moją dziewczynę, a Williams się wreszcie ode mnie odwali i naprawdę mogę pouczyć cię z fizyki. Jestem z niej dobry, przecież wiesz.
Miał rację. Dzięki niemu mogłabym utrzymać wysokie stopnie z tego cholerstwa, a on uwolni się od niechcianej adoratorki. W teorii umowa korzystna dla obu stron.
— Niech ci będzie, ale musimy ustalić zasady tego układu — uległam.
Intuicja podpowiadała mi, że to równocześnie dobry i zły pomysł, jakbym igrała z ogniem. Jak powszechnie wiadomo, żywioł ten uwielbiał karcić nieodpowiedzialnych śmiałków.
— Dziękuję, kochanie. Wpadnij jutro i wszystko ogarniemy, Gabrielle.
Kiedy tylko czułe słówko opuściło jego usta, zaczęło brzęczeć mi w głowie. A ich melodia przypominała zwiastun.
Nadchodziły kło-po-ty.
📚🎼
#MPM_watt
Hejka! Dajcie znać, co sądzicie 🥰
Buziaki 🤍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro