Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 1

CZĘŚĆ I 

𝐓𝐀𝐊𝐓 𝐍𝐈𝐄𝐒𝐏𝐎𝐃𝐙𝐈𝐄𝐖𝐀𝐍𝐄𝐉 𝐒𝐘𝐌𝐏𝐀𝐓𝐈𝐈

📚🎼

GABRIELLE

Niespodziewana Konkurencja

Cole: Wstałaś wreszcie?
Cole: B, no weź już wstań. Nudzę się.
Cole: GABRIELLE NATALIE BISHOP NATYCHMIAST WSTAWAJ!!!

   Zachichotałam cicho, widząc diody powiadomień na ekranie telefonu. Przyjaciel, jak zwykle wstał mega wcześnie, a raczej różnica czasu tworzyła takie złudzenie. Czasami trudno nam się porozumiewać, zwłaszcza w ciągu roku szkolnego, bo dzieliło nas aż sześć godzin, ale jakoś dawaliśmy radę. Najbardziej wyczekiwany przeze mnie czas wakacji to, gdy Cole i państwo Ryder przyjadą na kilka tygodni do Stanów. W tym czasie zawsze nadrabialiśmy zaległe wygłupy, a także wymienialiśmy się różnymi wydarzeniami, które zwyczajnie nie nadawały się na rozmowę przez kamerkę, czy wiadomości.

Brie: No, czego dusza pragnie?

Cole: proszę, proszę, kto to mnie zaszczycił swoją obecnością?

   Wywróciłam oczami na jego przytyk. Wcale nie spałam długo! Nie moja wina, że u mnie zegarek wskazywał ósmą, a u niego drugą po południu.

Brie: Dziób.

Cole: nie wysyłaj mi kropek nienawiści. Oboje wiemy, że nie mogłabyś jej do mnie odczuwać lol. Zgadnij, co przeczytałem w nocy!

   Wreszcie udało mi się dotrzeć do sedna sprawy. On wyczytał nowe ciekawostki o wojnie secesyjnej i zapragnął mi je streścić. Pasja chłopaka do historii naprawdę mnie zadziwiała. Miał na jej punkcie totalnego świra, dlatego uznałam, że we Włoszech kupiłam mu prezent idealny.

   Wybrałam ubrania na później i ekspresowo je wyprasowałam, by oszczędzić później cenne parę minut. Wybrałam długą białą spódnice w drobno ściśniętym wzorze kwiatów. Chciałam nałożyć ją na strój kąpielowy, by poza wejściem do wody nie pokazywać moich nóg. Wstydziłam się opasłych ud, a na plaży wolałbym jednak czuć się w miarę komfortowo. Jasper i Miles, by mnie nie wyśmiali, lecz nie zniosłabym nieprzyjemnych spojrzeń innych.

   Lubiłam wyglądać idealnie, choć to ostatni przymiotnik, jaki naprawdę do mnie pasował. Po prostu kreowałam złudzenie, by nikt nie dostał szansy zranienie tego, co kryło się pod jego fasadą. Uwielbiałam udawać perfekcyjną. Miałam nadzieję, że pewnego dnia właśnie taka się stanę.

   — Śniadanie! — krzyknęła mama z dołu.

   Uczesałam włosy w porządnego warkocza, pilnowałam, by nie wystawał z niego najmniejszy kosmyk, przebrałam się z piżamy, by nie dostarczyć mamie pretekstu do krytyki. Rozumiałam, że chciała dla mnie dobrze, skąd wynikała jej szorstkość.

   — Dzień dobry, Gabrielle — odezwał się tata, gdy zeszłam do kuchni.

   Przeszła mnie gęsia skórka. Zawsze używał  pełnego imienia, powinnam przestać reagować takim niepokojem, ale nie potrafiłam. Podświadomość płatała figle i podpowiadała mi, że należało postawić organizm w stan najwyższej gotowości.

   — Cześć — przywitałam się grzecznie i zajęłam miejsce obok brata.

   — Moja przyjaciółka na chirurgii potrzebuje stażystów, zgłosiłem cię. To doskonała okazja, by poznała nieco od kuchni ten zawód. Jutro zaczynasz, będziesz przychodziła na kilka godzin i pomagała w porządkach dokumentacji, może nawet będziesz mogła zobaczyć parę zabiegów na żywo.

   Już zdecydował. Umknęło mu, by zapytać mnie o zdanie. Typowo, zrobił tak, jak sam uważał za słuszne. Miles uśmiechnął się radośnie. Oczywiście. Myślał, że dokładnie o tym marzyłam, a tata mi pomagał. Tata z determinacją zbliżał mnie do tego zawodu, jedynie z tą różnicą, że medycyna plasowała się na niszowym miejscu moich zainteresowań.

   — Wspaniale.

   Zdobyłam się na sztuczny uśmiech. Jak miałam przekazać mu zmianę planów? Wolałabym go nie rozczarować.

   — Gabrielle, zjedz wreszcie — upomniała mnie mama.

   Zmieszałam się, przecież rozmawiałam z ojcem. Chyba lepiej, że nie toczyłam z nim dyskusji z pełną buzią.

   — Eloise, spokojnie — wtrącił ostro tata.

   Sam często mnie beształ i rugał, ale zawsze ze słusznych powodów, natomiast nie cierpiał, gdy mama czepiała się błahostek. W naszej rodzinnej dynamice sprawdzało się powiedzenie, że każdy rodzic posiadał swojego ulubieńca. Mama zdecydowanie faworyzowała Milesa, zaś tata większą słabość miał do mnie. Byłam jego ukochaną córeczką.

   Zastanawiałam się, czy to dobrze, czy nie. Wymagał ode mnie znacznie więcej niż od brata. Zresztą rodzice podchodzili do mnie surowiej niż do Milesa. On miał więcej swobody, a przecież różniło nas tylko dwa lata. Samodzielnie wybierał dodatkowe zajęcia i studia, mnie pozbawiono takich luksusów. Chyba pobłażali mu przez ten wypadek. Mama zwracała mi uwagę, które zajęcia odpowiednio wyglądały na świadectwie i przydawały się do podania na medycynę.

   Inny kierunek nie wchodził nawet w grę. Dla Eloise i Everetta Bishopów nie istniała alternatywa dla mojej ścieżki kariery. Chyba jeszcze przed narodzinami postanowili, że ich córka zostanie lekarzem, a konkretnie chirurgiem. Tak, jak oni. Bez możliwości negocjacji.

  Choć zamierzałam jednak przekonać ich do zmiany zdania. Planowałam nakłonić tatę, by pozwolił mi na zmianę przedmiotów zaawansowanych. Obecnie znajdowałam się na mocno ścisłych, ale chciałam przenieść się na bardziej humanistyczne, by ze spokojem aplikować do college'u na prawniczy wydział. Babcia Frances zachęcała mnie do tego, odkąd raz mi się przy niej wymsknęło. Pomimo swoich problemów z pamięcią, to akurat wbiła sobie do głowy i nie puszczała się tej myśli. Przyjmowałam wdzięcznie jej wsparcie, oprócz staruszki, tylko Cole orientował się w moich marzeniach na przyszłość. Przyjaciel mi kibicował i nawet przygotował porównanie najbardziej chwalonych uniwersytetów prawniczych.

   To nie jego musiałam przekonać, a ojca. Jeśli on stanąłby po mojej stronie, to mama również, by mu uległa. On rządził w naszym domu, zresztą cholernie ciężko oprzeć się jego autorytarnemu wpływowi. Tata wprowadził dyktaturę, której nikt nie śmiał podważać. Miles wbrew swojej buntowniczej iskrze powstrzymywał się od wojen z mężczyzną. Słusznie, gdyż z góry skazano je na klęskę.

   Ojciec wygrywał w niemal każdych warunkach. Dostosowywał się do nich, niczym kameleon. Identycznej postawy uczył mnie i brata. Najważniejsza wartość to zwycięstwo. Rozwalenie w pył przeciwników. Cena odgrywała drugorzędną wartość.

   — Leć się przebrać, Jas, za chwilę będzie — rzucił Miles, kiedy odkładałam miskę po owsiance do zmywarki.

   — O której wrócicie? Z kim jeszcze jedziecie?

   Mama zasypała brata standardowym wywiadem. Jej rytuał stanowiło odpytanie nas przed wyjściem z domu o wszelkie detale, a gdy odpowiedzi ją satysfakcjonowały puszczała nas bezproblemowo. Naturalnie, pilnowała nas wtedy, gdy przebywała w domu, gdy pracowała próbowała dokonać tego na odległość, jednak z marnym skutkiem. Wtedy prosiła nas o informacje, gdzie i z kim byliśmy, by się nie martwiła. Osobiście zawsze dawałam znać, by oszczędzić jej trosk, ale Miles poskąpił tej łaskawości. Zazwyczaj nie spowiadał się ze swoich ścieżek, a z racji, że był dorosły i od czerwca pracował mama nie dysponowała argumentami, by go bardziej przyszpilić.

   Szybko zmieniłam garderobę. Ubrałam biały strój jednoczęściowy z motylkiem pod sercem. A na to wcześniej przyszykowaną spódnice. Upięłam spinką w kształcie muszelki włosy, nałożyłam lekki makijaż i pasujące beżowe okulary na nos. Zleciałam po schodach, wpadając na brata, który przytrzymał mnie w talii.

   — Powoli, tak ci się spieszy wyprowadzić jedynki na spacer? — spytał drwiąco.

Przedrzeźniałam go pod nosem. Głupi palant. Gdyby akurat nie przechodził, to bym nie spotkała się z jego plecami, które pochwyciły równowagę w sidła.

   — No, siema — zawołał Jasper szczęśliwym tonem.

   Wsiedliśmy do samochodu, a gdy przejeżdżaliśmy obok domu eks Milesa ten zmarkotniał. Od ich burzliwego rozstania minęło ponad cztery miesiące, jednakże ból prześwitywał spod muru obojętności. Nie tak łatwo pozbierać się po świństwie, jakie wyrządzili mu Rosanna i Gaston. Bezczelnie go oszukiwali, spotykając się w tajemnicy przed nim. Innymi słowy, przyjaciel i dziewczyna go zdradzali, dopóki ich nie przyłapał.

   Paskudne zachowanie. Z automatu ich znienawidziłam. Właściwie nietrudno o takie uczucia względem nich, gdy doprowadzili najsilniejszą osobę, jaką znałam do ruiny. Początkowa faza naprawdę okropnie odbiła się na bracie. Widywał ich w szkole, w miejscach, gdzie wcześniej się z nimi spotykał. Wiele czynników rozdrapywało stare rany. Na szczęście wyjazd na studia się zbliżał, tym samym wiedziałam, że odpocznie od tej afery i negatywnych emocji.

   — Ej, niedługo turniej, będziesz startował, stary? — zagadnął Jasper.

   Miles wziął moją torebkę i razem z przyjacielem pozabierali resztę rzeczy.

   — Nie, raczej nie. Nie mam na to ochoty w tym roku.

   Bzdura.

   — Szkoda, ja bym chciała wziąć z tobą udział, kiedyś było fajnie — odparłam.

   Jasper posłał mi przychylne spojrzenie, a brat uśmiechnął się półgębkiem.
   Czy kłamałam? Tak, ale też i nie.
   Sama gra wywierała wrażenie przyjemnej, ale otoczka widowni i oceniania już mniej. Kosztowało to mnóstwo stresu, dlatego ochoczo obserwowałam mecze z trybun.

   Siatkówka widowiskowo zapisywała się w pamięci. Wymagała od graczy finezji i wyczucia, ale sprytu również. Odpowiednie zagrywki, ich wybór, atak i defensywa składały się na wyśmienite rozgrywki.

   — Wiem, co próbujesz zrobić, Brie. Nie zadziała.

   Rzucił mi rękawice. Przyjęłam ją. Udowodnię mu, że nie potrzebował Gastona, by wygrać ten durny konkurs siatkówki plażowej.

   — Jeszcze się przekonasz.

   — A śnij sobie ten swój sen wariatki — skwitował Miles z buńczucznym uśmiechem.

   Jasper nachylił się nade mną i konspiracyjnie szepnął:

   — Cokolwiek robisz, kontynuuj. Ma do ciebie trochę słabość. — Mrugnął porozumiewawczo.

   Wzięłam to za dobry omen. Chłopak miał rację, kiedy na czymś bardzo mi zależało, potrafiłam wymusić niektóre kwestie na bracie, nawet jeśli początkowo się opierał. Znałam sposoby, by zmiękczyć mu serce.

   Nieco zirytowany Miles rozkładał koc w wybranej przez siebie miejscówce. Należało mu pogratulować spostrzegawczości. Znalazł lokalizację wręcz doskonałą. Pod drzewem, więc opadał na nas delikatny cień, a jednocześnie wystarczyło się odrobinę przesunąć, by w spokoju się poopalać.

   My z Jasperem czekaliśmy cierpliwie, aż brat odwali z nas brudną robotę. Fantastycznie, że pomyśleliśmy o zabraniu niewolnika, by nie parać się tak trywialnymi czynnościami.

   — Królewny coś pomogą, czy jak zawsze wszystko na mojej głowie?

   Zasmialiśmy się cicho i dołączyliśmy do brata. Finalnie wyjęłam przygotowane truskawki w czekoladzie oraz maliny, a także ciasteczka z lokalnej kawiarni dla chłopaków.

   — Idziemy najpierw pływać? — spytał Jasper.

   Zgodziliśmy się na taki plan. Zdjęłam spódniczkę i zwarci zaczęliśmy się ścigać do wody. Piasek żarliwie odciskał piętno na stopach, ale stanowił przyjemną odmianę od chłodu podłóg.

   Wskoczyłam Milesowi na plecy, a Jasper potknął się przez co wylądowaliśmy od razu w wodzie. Niczym domino upadliśmy jedno na drugie. Wybuchneliśmy śmiechem. Czułam się tak beztrosko i miło. Błyskawicznie wstałam, żeby bratu przestał ciążyć mój ciężar.

   — Zmoczyłam włosy, już nie żyjesz — wysyczałam zniesmaczona do Jasa.

   — Grozisz, czy obiecujesz?

   Ochlapałam go wodą, a gdy wstał popchnęłam ponownie, aż po brodę przykrywała go fala wysłana przez Milesa. Następnie ścigaliśmy się, kto najszybciej opłynie jezioro.

   Oczywiście wyruszyłam minimalnie wcześniej, by jakkolwiek stworzyć szansę do stanięcia w szranki z chłopakami.

🏐🧁

ALEX

   Rozglądałem się po plaży w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Przyjaciele nonstop narzekali, że gdyby faktycznie tutaj byli, to już byśmy ich znaleźli. Ignorowałem ich nonsensy.

   — Alex, no! Może coś źle usłyszałeś — zaczął delikatnie Garrett. — Przeszliśmy prawie całą plażę i Bishop tutaj nie ma.

   — Poza tym, zachowujemy się jak stalkerzy. Jak mnie wsadzą do więzienia, to totalnie z twojej winy. Jestem za młody, a przede wszystkim zbyt fajny, żeby gnić w więzieniu! — wtrącił Elliot.

   Margaret zaczęła chichotać. Jako jedyna pozostawała bierna i nie komentowała moich, przyznałam, ciut szalonych zamiarów.

   — A nie przyszło wam do tych pustych łbów, że mogliśmy się minąć?

   Przeklęta baba. Zawsze złorzeczyła w najmniej właściwym momencie.

   — Nie kracz, Maisy — odbarowałem ją jej ulubionym zdrobnieniem. — Wczoraj słyszałem, jak rozmawiali, że dziś się wybierają na plażę, więc gdzieś tu muszą być.

   — No, dostał obsesyjnej obsesji — skwitował Elliot.

   Przysięgam dzień, w którym wreszcie moje granice zostaną przekroczone, mianują dniem śmierci Elliota Reevesa, a Garrett Scott będzie dzielił ze mną celę więzienną, bo bez opcji, żebym sam zdołał się pozbyć tego męczydupy.

   — Jak ty ze mną, więc się zamknij — uciszyła go przyjaciółka.

   — O, widzę ich! — krzyknął Garrett.

   Dzięki Bogu, nie zniósłbym więcej marudzenia.

   Siedzieli na pomoście. Ona czytała, a jej brat i Jasper kąpali się w pobliżu. Wyglądała inaczej niż zwykle. Spokojniej. Jej postawa wskazywała na rozluźnienie i swobodę, zamiast sztywności w połączeniu z napięciem. Uderzyła Milesa w ramię grzbietem książki, a ten odrzucił głowę głośno się śmiejąc.

   — Wiem, zaprosimy ich na plażówkę! Tylko wtedy nie wyjdziemy dziwnie — stwierdziła sensownie Maisy.

   Cóż, tkwiła w tym słuszność. Gabrielle podobała mi się od dawna, ale w szkole stale pilnował jej brat, a gdy już rozmawialiśmy to w mig pojawiały się jej przyjaciółki. Miles bruździł mi wszelkie genialne pomysły. Gość chyba zainwestował w radar, który informował go ilekroć wokół Gabrielle pojawiali się jacyś faceci. Dziwnym trafem on spędzał z nią każdą przerwę. Wiedziałem, że świetnie się dogadywali, ale jego nadopiekuńczość przechodziła ludzkie pojęcie. Dlatego z ulgą przyjmowałem fakt, że zaczynał studia.

   Wreszcie się go pozbyłem. Nie tak, że go nie lubiłem. Przeciwnie, mega fajny z niego kolega, ale rujnował mi szansę u jego siostry. Dowiedziałem się, że Gabrielle aktualnie z nikim się nie spotykała, a przynajmniej Margaret nic o tym nie wiedziała. A przed Everwood trudno uchować plotki, zatem uwierzyłem przyjaciółce.

   — To szybko — pospieszyłem przyjaciół, a oni idiotycznie parsknęli śmiechem.

   Głupki. Chwyciłam piłkę pod ramię i razem z Elliotem ruszyłem do Bishopów oraz Jaspera. Miałem nadzieję, że nie spalimy tego na starcie i się zgodzą.

   — Siemaneczko, mordeczki! — ryknął entuzjastycznie Elliot.

   Gabrielle automatycznie odwróciła się w naszą stronę. Jej zachowanie natychmiast uległo zmianie. Opuściło ją wyluzowanie, zamiast tego wstąpiły w nią pokłady nerwowości.

   — Hej! — odkrzyknęli Jasper i Miles.

  — Cześć! — zreflektował się dziewczyna.

  Mierzyła nas uważnym spojrzeniem. Przeskakiwała sylwetką ze mnie na przyjaciela, ale finalnie skoncentrowała się ponownie na mnie.

   — Szukamy kogoś do siatkówki, może się dołączycie, trochę brakuje nam zawodników — rzuciłem luźno i wzruszyłem ramionami.

   Udawałem, że ich odpowiedź po mnie spływała. Nie chciałem wyjść na desperata, ale nie ukrywałem, że postawiłem sobie cel, by zbliżyć się do Gabrielle i najzwyczajniej w świecie się go trzymałem.

   — Jasne, my z chęcią — odpowiedział Miles. — A ty, Brie?

   Jej decyzja interesowała mnie bardziej. Gdyby była ze mną w drużynie, mógłbym przypadkiem na nią wpaść bądź pomóc jej z zagrywką i rozgrzewką. Ach, tyle możliwości.

   — Hm, raczej nie, ale mogę sędziować — zaproponowała.

   No i cały plan do śmietnika.

   — Dobre i to. Przynajmniej będziemy mieć choć raz ładnego sędziego — rzuciłem.

   Gabrielle zerknęła na mnie, zamykając książkę z nieodgadnionym wyrazem.

   — Uważaj, ponoć za spoufalanie się z sędziami grozi ławka rezerwowych.

   Uniosła dumnie głowę i mnie wyminęła. Wgapiałem się w jej plecy, aż Elliot trzepnął mnie w bark.

   — Bądź bardziej oczywisty, to na pewno się nie skapnie — mruknął mi do ucha.

   Westchnąłem. Wziąłem głęboki wdech. Miał rację. Przypomniałem sobie, że małe kroki zadziałają tu więcej niż zbyt pochopne wielkie posunięcia.

   Z osobistych obserwacji wyciągnąłem wnioski, że pomimo pewności siebie Gabrielle była przesadnie zamknięta w sobie. Nawet gdy kilka razy z nią rozmawiałem, nie zdradzała za wiele o sobie. Odpowiadała ogólnikowo i dość zachowawczo. Biorąc to pod uwagę, powinienem postąpić z nią inaczej. Wolniej, przekonać się, czy tylko mi się podobała i zaraz mi przejdzie, czy czułem coś więcej.

   — Okej, to jakie drużyny? — zapytała Gabrielle, wyrywając mnie z zamyślenia.

   — Może Miles, Japser i Elliot, a w drugiej ja, Garrett i Maisy?

   Nikt nie protestował, więc ustawiliśmy się w odpowiednich pozycjach. Szło nam całkiem nieźle, a poziom obu ekip się wyrównywał. Zarówno Maisy, jak i Jasper grali na dość przeciętnym poziomie. Bez urazy dla nich. Szybko luźna rywalizacja zamieniła się w ostre zawody. Przestaliśmy dawać na wstrzymanie, odpaliliśmy pokłady siły, by zwyciężyć.

   — Gabrielle! — Donośne wołanie wytrąciło mnie z równowagi i skierowałem piłkę poza linię boiska.

  Miles uśmiechnął się pod nosem i zarządził przerwę na nawodnienie. Złapałem butelkę, a widok przede mną spowodował odruch wymiotny, a w konsekwencji widoku przede mną oplułem Garretta.

   Jakiś chłopak biegł w jej stronę, a ona rzuciła się mu w ramiona. Ten palant odkręcił ją wokół siebie i pocałował w policzek.

   Zagotowało się we mnie.

   Kto to jest do cholery?

   Starałem się ogarnąć, ale gdy cała w skowronkach z nim wróciła coś mnie trafiło. Konkretnie gromy wkurzenia, że on był powodem jej radości. Czułem się zazdrosny, chociaż nie miałem żadnych podstaw.

  Gabrielle nie była moją dziewczyną, nawet ze sobą nie kręciliśmy. Czy Margaret się pomyliła i to jej chłopak?

   — Nie wiem — odpowiedziała na moje nieme pytanie. — Ale uspokój się, może to tylko kolega.

   Ta, jasne.

  — Hej, jestem Cole.

   — Siema, stary. Miło, że wreszcie dotarłeś! — rzucił Miles i objęli się po bratersku.

   — Wiedziałeś, że przyjeżdża i nic mi nie powiedziałeś? — dopytała z pretensją Gabrielle.

   Z powrotem biła od niej obojętność, przynajmniej jej oczy oparły się temu poleceniu i wyrażały czystą euforię.

   — Taka jest istota niespodzianek, B. Nie zdradzasz ich — odparł ten frajer.

   — Dawaj, Ryder, namów Gabrielle i gramy! — rzucił Miles.

   Cole Ryder.

  Moja niespodziewana konkurencja. Spoko, poradzę sobie z nim.

  — Nie, ja nie...

   Pokręcił głową.

   — Bez dyskusji, nie chciałbyś mnie pokonać, B?

  Przygryzła wargę i skapitulowała.

   Upięła sztywno włosy i zmierzyła go chłodnym wzrokiem.

   — Tylko później nie płacz. Dolina lamusów ucieszy się z nowego nabytku.

   Zdusiłem w sobie śmiech.

   — Wybierzmy się jeszcze raz — zasugerowała Maisy. — Może Alex i Miles na kapitanów?

   Reszta zgodziła się na tę sugestię. Zabawne, dawny i obecny lider naszej szkolnej drużyny, choć o moim awansie jeszcze nikogo nie poinformowałem.

   — Ja pierwszy — rzuciłem błyskawicznie.
— Gabrielle.

   Wybrałem ją od razu, a Elliot błysnął pobłażliwym uśmiechem. Niech się goni, gdybym tego nie zrobił, na stówę Miles, by ją podebrał. Po jego minie uznałem swoje przewidywanie za słuszne.

   Następnie Miles zdecydował się na Cole'a, Jaspera i Garretta, a reszta dołączyła do mnie.

   — Pomogę ci z rozgrzewką — zaoferowałem, a ona skinęła głową.

   Pokazywałem jej kolejne ćwiczenia, a kretyn, inaczej mój najlepszy kumpel, stwierdził, że też sobie poćwiczy. Z nami.

   — To zaczynajmy! — krzyknął Miles.

   Nic nie wychodziło tak, jak zaplanowałem. Zapomniałem rozkminić to, że w większej grupie, ciężej wygospodarować prywatne chwile. Znacznym utrudnieniem okazał się chaos, jaki towarzyszył spotkaniom w osiem osób.

   Cóż, mój plan jednak obrastał w wady, których wcześniej nie zauważyłem. No nic, dobrze, że to dopiero początek moich starań.

   Z niechęcią dopadło mnie spostrzeżenie, że ten chłopak całkiem dobrze radził sobie z piłką, jak na mój gust aż nazbyt. Gabrielle i Maisy grały na podobnym poziomie, proste odbicia i zagrania wykonywały poprawnie, ale trudniejsze już szły im opornie.

   Elliot wystawił mi piłkę, więc z precyzją umieściłem ją w boisku rywali. Następnie ustawiłem się w dogodniej pozycji do serwowania.

   — Dajesz, Hayes! — krzyknął przyjaciel, niczym rasowa cheerleaderka.

   Skupiłem się na wrogu numer jeden, nie żebym posiadł ich na pęczki. Cole zajął pozycję, a po nim widniała spora luka. Podsunęła mi świetną myśl.

   Porzuciłem piłkę i wycelowałem w niego. Włożyłem sporo siły w ten serwis, a jako, że poniekąd ten element stanowił moją wizytówkę to uderzyłem idealnie w jego bark

   Może zachowałem się dziecinnie, ale totalnie mnie to nie obeszło. Posłałem mu mściwy uśmiech, a on chyba zrozumiał, co dręczyło moje myśli. Odwzajemnił się z taką samą zaciętością.

   Debil odpowiedział na moje wyzwanie, co więcej, co chwila rzucał jakieś uwagi, żeby mnie sprowokować.

   — W porządku? Dobrze się czujesz? — spytała Gabrielle, ściągając na siebie moją niepodzielną uwagę.

   — Jasne, nie musisz się martwić — zapewniłem z łobuzerskim uśmiechem.

   Wróciliśmy do gry, więc usiłowałem ignorować tego cymbała. Przysięgam, nigdy w życiu nie spotkałem kogoś, kto irytował mnie samym oddychaniem, aż do dzisiaj.

   Mecz upłynął w napiętej atmosferze, do której dość intensywnie się przyczyniłem. Cole rywalizował ze mną na moim boisku, w moim sporcie. Nie pozwoliłem, by nawet przebłysk nadziei dał mu do myślenia, że mógł mnie lekceważyć. Nie w tej dyscyplinie. Rozłożyłem go koncertowo w pojedynkach jeden na jeden, a także z premedytacją kilka razy wycelowałem w niego piłką.

   Wygraliśmy, ale rozdrażnienie tym typem zabarwiło goryczą smak zwycięstwa.

   — Hayes! — zawołał Miles.

   Świetnie, jego mimika emanowała irytacją. A mimo to, jedynym, co mnie interesowało był fakt, że Gabrielle rozmawiała z tamtym frajerem.

   — Co tam?

   Bishop westchnął męczenniczo.

   — Jesteś zakochany w mojej siostrze?

   Kurwa. Z listy przewidywań, o czym chciał pogadać, to bym obstawiał na samym końcu.

   — Lubię ją.

   — Czego właściwie od niej chcesz? — dążył nieusatysfakcjonowany. — I nawet nie próbuj kłamać — dodał ostro.

   — Okej, podoba mi się, a tobie nic do tego, Miles.

   Super. Wyprostował się, jak struna. Chyba bezmyślnie nacisnąłem mu na odcisk.

   — To moją siostra, więc jeśli ją zranisz, osobiście dam ci w mordę — zapowiedział pompatycznie.

   Cóż, nie spodziewałbym się po nim niczego mniej.

   — A tak nawiasem, zetrzyj zazdrość, trochę ci w niej nie do twarzy, stary — rzucił rozbawiony i poklepał mnie po ramieniu.

   — Co?

   — Cole to jej przyjaciel. Póki co, dam ci spokój, ale jeden fałszywy ruch w stosunku do Gabrielle i się z tobą policzę — ostrzegł.

   — Spoko, nie będziesz musiał — obiecałem.

   Nie składałem czczych zapewnień. Nie zamierzałem przyczynić się do tego, by cierpiała, wręcz przeciwnie. Pragnąłem ją poznać, bo już teraz w jej towarzystwie przechodził mnie dziwny prąd ekscytacji.

   — To się jeszcze okaże.

   Miles odszedł i darowałem mu ten napad złość. Spełniał obowiązki starszego brata. Po części rozumiałem jego podejrzliwość i troskę. Utożsamiałem się z tym, gdy siostra przedstawiła mi swojego, obecnie, męża też podchodziłem do niego z rezerwą. Pomimo że to Aspen była starsza.

   Wróciłem do przyjaciół i usłyszałem strzępek rozmowy Gabrielle oraz tego chłopaka. Wcześniej się mu nie przyglądałem, ale zmieniłem podejście.

   Wysoki, całkiem dobrze zbudowany szatyn z jasnymi oczami. Nic specjalnego, więc nie zamierzałem się nim przejmować.

   — Twój chłopak chyba mnie nie polubił — rzucił drwiąco. — I powinienem się mega obrazić, że nie pisnęłaś słowa, że się z kimś spotykasz! — Szturchnął ją w ramię.

   Wytężyłem słuch.

   — Z nikim się nie spotykam. Czy dostałeś od Alexa na tyle mocno, by gadać jak potłuczony?

   Ha. Już zauważyła, że lepiej radziłem sobie w siatkówkę. Niby drobnostka, ale jak cieszyła.

   Wróciłem do przyjaciół i oznajmiłem im dyskretnie rozkład jazdy.

   — Musimy wymyślić nowy plan.

   Westchnęli synchronicznie, co mnie rozśmieszyło.

   — Bosko — skwitował Elliot.

   — Czas odpalić tryb swatek — dorzucił Garrett.

   Maisy chrząknęła, odrzuciła włosy do tyłu i zarzuciła im ręce na ramiona.

   — Zróbcie miejsce dla ekspertki, amatorzy. Najwyżej możecie być pomocnikami.

   Nie wiedziałem, czy z ich knucia wyniknie coś mądrego, ale to moi przyjaciele, zatem ich wsparcie stanowiło kluczowy element każdej intrygi, jaką bym zaplanował. Działało to w drugą stronę, sam uczestniczyłem wiele razy w ich durnych wymysłach. Na przykład w spiknięciu Elliota i Maisy. Żywiłem nadzieję, że mi przekonanie do siebie Gabrielle nie zajmie dwóch lat.

🏐🧁

#MPM_watt

hejka! witam was serdecznie w odświeżonej wersji tej opowieści. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu, zapewne w okolicach weekendu. Zapraszam was do zostawienia opinii. Zawsze chętnie słucham waszego feedback.

Moje social media:
Twitter/ tiktok: hematyt_

Buziaki! 🤍
Julka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro