Galaktyka
Zaczęło się od gwiazd. Gwiazd migających nad jej głową, przemykających w mgnieniu oka, wędrujących po sklepieniu w różnych kombinacjach. Monotonny głos lektora tłumaczył gdzieś w tle ich znaczenie, wypowiadał obco brzmiące nazwy i wcale nie starał się, by ktokolwiek je zapamiętał, więc nawet nie próbowała ich pamiętać. Doceniała jednak ich piękno, tak jak doceniała przybliżające się do niej obrazy planet i symulacje ukazujące ich powierzchnię. Wpatrywała się w migające białe punkciki z zachwytem, czując się zupełnie zagubiona wśród nich. Marzyła na jawie, jakby to było znaleźć się nagle w przestrzeni kosmicznej i nigdy nie wrócić na Ziemię. Zamieszkać na innej planecie. Już do końca życia budzić się wśród ciemności rozświetlanej milionem gwiazd. Gdyby mogła, to właśnie byłby jej zawód: badałaby kosmos. Nie mogła jednak, więc zamiast tego obserwowała nocne niebo w planetarium, jako zwykły zwiedzający. Nie przeszkadzało jej to aż tak bardzo. Wizualizacja była niemalże magiczna, ponieważ była tak dobrze zrobiona. Nie mogła oderwać od niej wzroku. Spokojna, tajemniczo brzmiąca muzyka kompletowała ten obraz idealnie i gdy pokaz się skończył, poczuła się wręcz rozczarowana nagłym wyrwaniem jej z magicznego świata. Światła rozbłysły w okrągłym pomieszczeniu, zastępując obrazy płynące z projektora i Teresa z zażenowaniem stwierdziła, że obejrzana przed chwilą prezentacja o Drodze Mlecznej najwyraźniej zainteresowała tylko ją. Większość jej klasy postanowiła się w tym czasie zdrzemnąć. Budzili się teraz, przeciągając się leniwie lub głupio komentując to, co udało im się zobaczyć, rechocząc co jakiś czas prześmiewczo. Teresa już sama nie potrafiła stwierdzić, czy bardziej budziło to w niej wstyd, czy wściekłość. Prezentacja była przecież cudowna. Wykorzystane z badań i obserwacji zdjęcia robione z Ziemi i w przestrzeni kosmicznej złożone były w pełną efektów, zapierającą dech w piersiach wizualizację tego, jak tak naprawdę wyglądała Galaktyka. Nie pojmowała, jak można się nie zachwycić czymś tak nierealnym, ale jednocześnie bardzo rzeczywistym. Gdyby mogła, zobaczyłaby to jeszcze raz. Gdyby mogła, zostałaby naukowcem lub astronautą i badałaby kosmos przez resztę życia. Nie mogła jednak żadnej z tych rzeczy, więc zostawało jej tylko przyłączyć się do grupki swoich najbliższych znajomych i powoli wyjść z sali projekcyjnej obserwatorium.
Ich obecność w tym miejscu była tak naprawdę pozbawiona sensu. Ich klasa nie miała ani fizyki ani żadnego innego przedmiotu, który mógłby zajmować się przestrzenią kosmiczną. Mieli jakąś godzinę w pierwszej klasie, w poniedziałki na wpół do jedenastą, ale nikt nie przykuwał do tej lekcji żadnej uwagi. Nawet nauczyciel. Gdyby byli z normalnej szkoły, pewnie zależałoby im bardziej. Gdyby byli z normalnej szkoły, ich wycieczka do obserwatorium miałaby sens. Gdyby byli z normalnej szkoły, dostaliby do napisania referat na temat dotyczący Drogi Mlecznej lub czegoś ogólnie naukowego, który potem i tak wiele osób skopiowałoby od jednego kujona, który akurat go zrobił. Niestety nie byli z normalnej, zwyczajnej szkoły. Zależało więc nielicznym jednostkom, takim jak Teresa, jednak nawet ona zgodnie ze wszystkimi uważała, że ta wycieczka nie jest im na nic potrzebna. Oczywiście, póki nie usłyszała, jaką pracę zadał im ich wychowawca.
- Mam nadzieję, że wszyscy uważali na prezentacji oraz poprzedzającym ją referacie – parę osób skinęło głową, reszta zaczęła się cicho podśmiewywać. – I że to, czego się dowiedzieliście na dzisiejszej wycieczce będzie dla was wystarczającą inspiracją w waszym zadaniu domowym.
Wszyscy uczniowie klasy drugiej liceum muzycznego im. Czajkowskiego natychmiast zwrócili uwagę na nauczyciela, uśmiechającego się do nich pogodnie. Cały dobry nastrój nagle zniknął. Większość z nich potraktowała ten wyjazd jako dobrą zabawę. Jak jakąś tam wycieczkę, na którą kazano im jechać, więc pojechali. Jako przedłużenie weekendu, dzień wolny od szkoły. Nikt nie spodziewał się, że będą im kazali coś robić.
- Jak pamiętacie, na koniec roku czeka was zaliczenie z kompozycji – wśród uczniów rozległ się jęk, który nie służył niczemu innemu, jak wyrażeniu niezadowolenia. – Możecie ją przygotować na podstawie inspiracji czterema elementami: nauką, naturą, historią lub życiem codziennym. Podejrzewam, że większość z was wybierze ostatnią kategorię – mruknął pan Dziuba ze znaczącym spojrzeniem skierowanym w stronę podopiecznych. – Ale szkoła zorganizowała wam serię wycieczek, żebyście chociaż spróbowali znaleźć inspiracje w różnych dziedzinach. W przyszłym tygodniu w środę jedziemy na wycieczkę w góry, za dwa tygodnie będzie całodniowy wyjazd do Krakowa. Do końca listopada macie przyjść do mnie osobiście w grupach od dwóch do czterech osób i podać kategorię, w której będziecie pracować. Na przygotowanie kompozycji będziecie mieli całe osiem miesięcy, zaprezentujecie je na auli głównej w czerwcu, dokładnie tak, jak było w zeszłym roku. Kiedy już podejmiecie decyzję odnośnie tematyki waszej kompozycji, możecie zgłosić się do poszczególnych nauczycieli, którzy pomogą wam w szukaniu inspiracji. Kółko fizyki i astronomii na pewno przywita was z otwartymi ramionami, klub pasjonatów historii też was pewnie chętnie wesprze. W razie pytań, zapraszam do mnie po skończonej wycieczce. Teraz, natomiast... Do części obserwacyjnej!
Profesor Dziuba, nauczyciel kompozycji i kierownictwa orkiestrą, poprowadził grupę energicznym krokiem, podśpiewując wesoło pod nosem. To, jak wyglądała ciągnąca się za nim masa uczniów tworzyło rażący kontrast. Zamiast energii było pociąganie nogami, zamiast śpiewu milczenie lub ożywiona, nierzadko nerwowa rozmowa między znajomymi. Wszyscy wiedzieli, że czas na przygotowanie kompozycji zaliczeniowej w końcu nadejdzie, ale nikt nie spodziewał się, że przyjdzie on aż tak wcześnie. Nie wiedzieli także, że utwory zagrane przez rocznik wyżej w zeszłym roku szkolnym nie były wesołą twórczością uczniów (wszystkim szczególnie zapadły w pamięć utwory „Etiuda mamucia" oraz „Gorączka sobotniego meczu"), a podążaniem za wyznaczonym im tematem. Chociaż czasu mieli jeszcze mnóstwo, zaczęli poważnie martwić się tym, czy dadzą radę sami znaleźć inspirację i napisać utwór muzyczny na kilka instrumentów, który dobrze by obrazował podany im temat. Teresa też się tym stresowała, chociaż powstrzymała się od wrednych uwag pod adresem nauczyciela, których nie szczędziły mu jej koleżanki. Zamiast tego wolała rozmyślać, kogo powinna wziąć sobie do pary. Miała parę koleżanek w klasie, z którymi często przebywała, ale nie przyjaźniła się z żadną bliżej. Były jej raczej potrzebne do spraw szkolnych. Mogłaby się sparować ze swoim najlepszym przyjacielem Michałem, ale niestety nie potrafiła sobie wyobrazić żadnej kompozycji, w której gitara elektroniczna brzmiałaby dobrze z jej pianinem. Niestety, jeżeli nie on, to albo któraś z koleżanek, albo nauczyciel sparuje ją z przypadkową osobą z klasy. Bo nie było w ogóle mowy o pracy w większej grupie. Teresa nienawidziła pracy w grupie.
- Hej – Teresa odwróciła się gwałtownie, zaskoczona tym, że ktoś się do niej zwraca. Była to jedna z dziewczyn z klasy, właśnie ta, której nienawidziła najbardziej. Maria Stankiewicz, jedna z lepszych skrzypaczek i chyba najlepsza baletnica w szkole. Jej stuprocentowe przeciwieństwo. – Jak ci się podobała prezentacja?
To było zwykłe pytanie, ale każdy kontakt z Marysią doprowadzał Teresę do szału. Była jednak miła i nie lubiła robić sobie konfliktów niepotrzebnie, szczególnie nie z jedną z najbardziej popularnych uczennic w szkole. Uśmiechnęła się więc, bo mogła jej nie znosić, ale potrafiła przynajmniej udawać, że tak nie jest.
- Była cudowna, naprawdę mnie oczarowała – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Zawsze bardzo mnie interesowały takie tematy, ale zupełnie nie rozumiem fizyki, więc nie przerodziło się to w nic więcej. A ty jak?
- Nie no, była bardzo ładna – Marysia wzruszyła ramionami, odgarniając blond włosy z ramienia i obdarzając ją uśmiechem. – Przy wizualizacji komet aż poczułam chęć tworzenia, wiesz? Myślę, że jeśli pozostałe wycieczki tego nie zmienią, to właśnie kosmos będzie moim tematem do kompozycji.
- Ja jeszcze nie wiem – odparła Teresa, w duszy pragnąc, żeby już dotarli do tej sali obserwacyjnej, która zakończy tą niewygodną rozmowę. – To wszystko zależy od następnych wycieczek. Może znajdę inspirację gdzieś indziej.
- Racja – wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zawołały ją koleżanki. Teresa odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że skończy tą konwersację. – Słuchaj, muszę lecieć. Pogadamy później, oki?
Włosy Marysi, przypominające kolorem piasek zniknęły wraz z właścicielką gdzieś w tłumie uczniów. Teresa natomiast przewróciła oczami, od razu tracąc widniejący jeszcze przed chwilą na jej twarzy uśmiech. Naprawdę, szczerze nie znosiła tej dziewczyny. Nie znosiła jej długich, wypielęgnowanych blond włosów ani jej zielono-szarych oczu, na których makijaż zawsze wyglądał zjawiskowo (szczególnie te perfekcyjne kreski robione eyelinerem, ciągnące się w równej linii i zawijające się przy kąciku). Nie potrafiła patrzeć na porcelanowo bladą cerę i wąskie, ale bardzo kształtne usta, nie cierpiała piegów, które ciągnęły się od jednego ucha do drugiego, rozsypując się po drodze na drobnym nosku. Sam jej głos był nie do zniesienia. Gdyby tego było mało, musiała mieć mnóstwo przyjaciół i każdy chłopak oglądał się za nią, gdy przechodziła korytarzem. Nauczyciele ją uwielbiali. Świetnie grała na skrzypcach, zawsze dostawała główne role w szkolnych przedstawieniach baletowych oraz szkolnych musicalach, ze względu na jej taniec. Była „panną perfekcyjną". Kasia i Michał, jedyni bliżsi przyjaciele Teresy, którzy wiedzieli o jej niechęci względem koleżanki z klasy, mówili jej wielokrotnie, że cała ta niechęć wywodzi się z jej zazdrości. Teresa nigdy nie próbowała nawet zaprzeczyć. Tak, była chorobliwie zazdrosna. Chociaż ich rozszerzenia zupełnie się od siebie różniły i nigdy nie widziały się poza zwykłymi lekcjami, to cały ten jej talent oraz popularność całkowicie jej wystarczyły, by zniechęcić się do Marysi permanentnie i nieodwracalnie. Unikała jej więc kiedy tylko mogła i nie zadawała się z nią bardziej, niż było to potrzebne.
Idący przed nią uczniowie nagle zatrzymali się, czekając aż będą mogli wejść przez wąskie przejście do sali. Sala obserwacyjna była okrągłym pomieszczeniem z kopułą z otworem, przez który wychodził teleskop. Mężczyzna siedzący na środku tłumaczył im, co można zobaczyć na niebie nocnym korzystając z tego urządzenia. W ciągu dnia oczywiście było to zakazane, patrzenie się w słońce mogło uszkodzić wzrok nawet, gdy nie patrzyło się na nie w gigantycznym powiększeniu. Naukowiec zaproponował jednak, by chętni uczniowie przyszli na nocne obserwacje organizowane co tydzień, gdzie będą oni mogli korzystać z teleskopu bez ograniczeń. Profesor Dziuba podziękował mu za propozycję, uczniowie zaczęli bić brawa, po czym pośpiesznie opuścili salę, a potem cały budynek, większość z nich bez zamiaru ponownego odwiedzenia go. Teresa natomiast zapisała sobie w podręcznym kalendarzyku daty nocnych obserwacji, poważnie zastanawiając się, czy nie przyjść na nie by zaczerpnąć trochę inspiracji do swojej kompozycji. Decyzja ta zależała jednak od następnych wycieczek. Nie miała zamiaru pochopnie decydować o projekcie, od którego zależą jej oceny.
***
Listopad minął jej intensywnie, jak zawsze. Jeśli akurat nie uczyła się do szkoły na sprawdziany lub nie ćwiczyła gry na pianinie, zajęta była treningami tańca towarzyskiego wraz ze swoim partnerem, Michałem. Przygotowywali się właśnie do zawodów młodzieży w tańcach latynoskich. Całe dnie spędzała więc na dużej hali sportowej, gdzie po lekcjach trenowała sambę i paso doble, ponieważ najgorzej jej wychodziły. Do tego dochodziła nauka, codzienne lekcje pianina, próby chóru przed jasełkami... Nic więc dziwnego, że zupełnie nie miała czasu myśleć nad tym, co wybierze jako temat swojej wielkiej kompozycji. Obiecywała sobie, że znajdzie chociaż trochę czasu, żeby to przemyśleć, ale w natłoku spraw szybko o tym zapominała. Kiedy więc profesor Dziuba przypomniał im o wyborze, Teresa z przerażeniem odkryła, że nie ma nic przygotowanego. Przez cały ostatni tydzień, jaki pozostał jej do czasu oddania nauczycielowi swojego tematu, intensywnie szukała inspiracji, która nie chciała do niej w ogóle przyjść. Wycieczka w góry okazała się być w bardzo ładnej okolicy, ale była też bardzo męcząca i zdecydowanie nie podsuwała Teresie żadnego pomysłu. Wizyta w Krakowie przyniosła ze sobą mnóstwo informacji na temat królów i średniowiecznych osad, ale była też tak okropnie nudna, że inspiracją nie była żadną. O życiu codziennym nie chciała robić – tematyka była za prosta i zbyt zwyczajna jak na jej ambicje. Kusiło ją, by zrobić utwór wzorowany na muzyce lat dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych, wykręcając się nauczycielowi, że to tak naprawdę nawiązanie do II Wojny Światowej, ale zrezygnowała także z tego pomysłu. Została więc jej tylko nauka.
Teresa, wbrew pozorom, uwielbiała szeroko pojętą naukę. Przedmioty ścisłe fascynowały ją, bo kochała sposób w jaki tłumaczą procesy zachodzące na świecie. Problem był w tym, że zupełnie ich nie rozumiała. Fascynacja jej została więc na poziomie powierzchownego cieszenia się eksperymentami i badaniami, które wyglądały ładnie, choć nie mówiły jej nic na temat danej dziedziny nauki. Słuchała wykładów z zainteresowaniem, ale tak naprawdę nie rozumiała większości skomplikowanych teorii, jakie próbowano jej wytłumaczyć. Zawsze ją bardzo bolało, że nie jest w stanie cieszyć się tym w pełni, a nie tylko jako zupełny laik, ale nie dało się nic z tym zrobić. Teresa dokładnie uczyła się wszystkich definicji i pojęć, zdawała wszystko na pięć, w najgorszym razie na cztery i nigdy nie zrozumiała tego, co nauki przyrodnicze próbowały jej powiedzieć.
Kosmos interesował ją w dokładnie taki sam sposób. Lubiła oglądać filmy o nim, czasami czytała jakieś science-fiction, ale nigdy nic ambitniejszego od popularnych bestsellerów. Podobały jej się zdjęcia i obrazki przedstawiające planety, czasami spędzała wieczory patrząc się na gwiazdy. Nic więcej. Oczywiście była zachwycona tym, czego dowiedziała się i co zobaczyła w planetarium na wycieczce, ale bała się wybrać naukę jako swoją inspirację. Teresa była świetna w kompozycji, ale jej kompozycje zawsze były tworzone pod wpływem chwili. Wracała do dormitorium w internacie i pisała krótki kawałek o złości na nauczyciela, który znowu zadał im tony zadania. Stworzyła serię melodii inspirowanych porami roku, kiedy na historii muzyki omawiali Vivaldiego. Pisała etiudy i ballady, gdy zakochiwała się w kolejnych chłopcach ze szkoły i spoza niej. Zawsze były to chwile, emocje, pojedyncze zdarzenia. Jak napisać coś o całym kosmosie? O jego tajemnicach rozświetlanych jedynie gwiazdami, odkrywanych przez ciekawych go ludzi? Teresa nie była w stanie wyobrazić sobie, jak można stworzyć o tym cokolwiek i oddać jednocześnie wszystko to, co przestrzeń kosmiczna skrywa. Nie miała jednak innego wyboru. I choć odkładała to do ostatniej chwili, w końcu przyszedł ten dzień, w którym musiała podejść do profesora Dziuby i podjąć ostateczną decyzję.
- Moją inspiracją będzie nauka – ogłosiła, gdy tylko uczniowie wyszli z klasy, zostawiając tylko tych kilku, którzy musieli podać swoje tematy. – Kosmos, dokładniej rzecz biorąc.
- Masz kogoś do pary? Albo utworzoną jakąś grupę? – spytał nauczyciel, segregując papiery na biurku.
Teresa zagryzła wargę. Kasia była już w grupie z dwoma innymi dziewczynami, robiły kompozycję o złączeniu się z naturą i ochronie Ziemi (Kasia opowiadała o tym z takim zapałem i przekonaniem, że nie było mowy o zmianie zdania). Michał nie był zainteresowany kosmosem, miał już kogoś w grupie i podzielał zdanie przyjaciółki na temat tego, że pianino i gitara elektroniczna to niezbyt dobre połączenie. Znalazł sobie perkusistę i basistę, postanowili stworzyć utwór jazzowy na podstawie czegoś z życia codziennego. Nie mieli jeszcze pomysłu, ale nie stresowali się tym wcale. Teresa natomiast była coraz bardziej zdesperowana, gdy okazało się, że koleżanki z którymi się zadawała też nie miały zamiaru robić nic o nauce. Została więc sama i z rezygnacją oddała wybór partnerów do pracy w ręce nauczyciela.
- Nie potrafiłam znaleźć chętnych – wymamrotała, spuszczając wzrok. Profesor Dziuba pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym uśmiechnął się szeroko.
- O nauce kompozycję robią w sumie trzy osoby, wliczając ciebie. Marek z Piotrkiem robią coś, co w moim notesie mam zapisane jako „eksperymentalna muzyka inspirowana procesem tworzenia maszyn". Nie mam pojęcia, co to jest, ale nie jestem tu od hamowania kreatywności moich uczniów. Jeśli chcesz, możesz się do nich dołączyć.
- Obawiam się, że proces tworzenia maszyn jest dla mnie nienajlepszą inspiracją – odparła Teresa, ubierając ładnie w słowa swoje myśli, brzmiące mniej więcej „co za debilny pomysł". Iskierka nadziei, która zrodziła się w jej sercu natychmiast przygasła. Będzie musiała zmienić tematykę pracy.
- Nie smuć się, jest szansa, że jeszcze zrobisz coś o tym swoim kosmosie – Teresa podniosła wzrok na nauczyciela, za plecami mocno ściskając kciuki. – Była u mnie jedna osoba, która chciała komponować właśnie o przestrzeni kosmicznej, ale z racji tego, że nie miała nikogo do pary, poleciłem jej znaleźć inny temat. Jest teraz w większej grupce, więc jeśli zgodzi się z tobą pracować, nikt na tym nie straci. To jednak zależy od jej zgody.
- Spróbuję! Zapytam, może akurat się uda - nadzieja wróciła, wraz z ekscytacją. Nie będzie musiała niczego zmieniać, zrobi na wymyślony temat i może w połączeniu sił z drugą osobą uda jej się znaleźć inspirację...
- Cieszę się, że podchodzisz do tego z takim entuzjazmem – odparł profesor, podnosząc się z krzesła i kartkując notes. – Jeśli dasz radę, zrób to teraz i przyjdź mi powiedzieć, czy się udało. Jeśli nie, napisz mi mailem co będziesz tworzyć i z kim. Marysia powinna być jeszcze w szkole, jak nie, to złapiesz ją w internacie.
- Marysia Stankiewicz? – powtórzyła dziewczyna, a cały entuzjazm szlag trafił. Miała szansę wykonać projekt, który chciała, ale tylko we współpracy z najbardziej znienawidzoną przez nią koleżanką. Świetnie.
- To jakiś problem? Maria sama się nawet pytała, gdy składała swoją propozycję, czy nie wiem z kim pracujesz i jaki temat wybrałaś, bo miło by było, gdybyście mogły współpracować. Nie wiedziałem wtedy jednak, o czym będziesz pisać, więc przekierowałem ją do innej grupy...
- Nie, wszystko w porządku – Teresa uśmiechnęła się słabo, przytakując. – Nie znamy się zbyt dobrze, po prostu, ale cieszę się, że będę mogła robić o kosmosie.
- Ja także – pan Dziuba podszedł do drzwi, dając znak, że chce zamknąć salę. Teresa posłusznie opuściła pomieszczenie, stając na korytarzu. – Jesteście moimi dwiema najlepszymi uczennicami, jestem zachwycony, że będę mógł usłyszeć efekt końcowy waszej współpracy. To jest, jeśli się na nią zgodzi. Leć jej szukać i przekaż mi potem, jaką podjęłyście decyzję. Będę w Sali numer osiemnaście jeszcze przez godzinę, możesz mi też wysłać maila. Do widzenia pani.
- Do widzenia – odparła dziewczyna, uśmiechając się w odpowiedzi. Uśmiech zniknął jednak z jej twarzy, gdy tylko odwróciła się do nauczyciela plecami. Cholerna Marysia Stankiewicz. Teresa mogła się spodziewać, że chodzi o nią – w końcu słyszała o jej planach prosto z jej ust. Zupełnie jednak zapomniała o ich krótkiej konwersacji w planetarium i teraz niemalże biegła korytarzem, wściekła na siebie i na cały świat, że tak musiało się to wszystko potoczyć. Mogła co prawda poddać się, dołączyć do jakiejś grupki i pisać utwór o prasowaniu koszuli albo odpoczywaniu pod zielonym drzewkiem, ale była zbyt uparta, by to robić. Napisze tą kompozycję, na pianino i skrzypce, o cudownych tajemnicach kosmosu i zrobi to z pomocą Marii. Nie oznacza to jednak, że będzie to robić z przyjemnością.
*-*~*-*~*-*~*
Nie mam pojęcia co to xD
Tak mnie coś natchnęło i proszę. Opowiadanie o projekcie z muzyki ze zbyt wieloma elementami szeroko pojętego kosmosu. Dlaczego? Nie wiem xD
Nie jestem nawet pewna czy to jest dobre czy nie, ale może wam się spodoba? Zaznaczam, że to mój pierwszy własny twór od dłuższego czasu i trochę dziwnie mi się pisze coś, co nie jest fanfikiem xD
ALE MOŻE WAM SIĘ SPODOBA?
Jeśli tak to proszę o zostawienie jakiegoś komentarza <3
Rozdziały będą wychodzić nieregularnie i prawdopodobnie dość rzadko, bo pracuję jeszcze nad jednym fanfikiem i dwoma tłumaczeniami, także z góry przepraszam xD
<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro