Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟯: pięciominutowe randki

Remus opadł zmęczony na ławkę, która znajdowała się w Wielkiej Sali, tuż obok Syriusza, który co jakiś czas spoglądał na stół Slytherinu, wyraźnie szukając kogoś wzrokiem. Jego dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną jego zachowaniem, co chwilę chwytała go za ramię, a on jak w amoku ściągał z siebie jej dłoń, szepcząc, że to później, gdy będą sami. Lupin powiódł wzrokiem w stronę stołu Ślizgonów, przy którym Ariel szeptał coś na ucho Lynn, która albo śmiała się wesoło, albo kręciła głową z udawanym oburzeniem, widocznie jednak ciesząc się z rozmowy z chłopakiem. W tej perspektywie nie wyglądali na parkę, która ze sobą zerwała. Po tej wymianie zdań podali sobie dłonie i każde z nich odwróciło się w swoją stronę: chłopak do grupki swoich znajomych, a Travers do kilku dziewczyn z swojego rocznika, które przy kolacji widocznie starały się odrabiać zadanie. Pomoc dobrze uczącej się dziewczyny widocznie była im na rękę, bo już po dziesięciu minutach zabrały rzeczy i wyszły z pomieszczenia. Dłonie Blacka zacisnęły się w pięść, a wilkołak zmarszczył brwi. Coś w tej całej, nieistniejącej w teorii relacji, mocno mu nie grało. Mimo tego, że chłopak odrzucił przyjaźń z Ślizgonką ponad sześć lat temu, dalej przez te wszystkie lata z namiętną złośliwością mścił się na wszystkich, którzy jakkolwiek jej dokuczali. Także w poniedziałek wydawał się poruszony najpierw rozmową o niej, a później wiadomością o jej zerwaniu. Dosłownie wyleciał z dormitorium jak na miotle. A teraz się wściekał, gdy tylko zobaczył ją z byłym chłopakiem?

Porzucił jednak szybko te myśli - gdyby działo się coś, o czym warto wspomnieć, Syri prawdopodobnie zrobiłby to bez cienia zawahania. On za to miał za sobą już dziewięć pięciominutowych spotkań, z czego żadne nie było zbyt udane. Pierwsza dziewczyna wyglądała jakby ją żywcem wyciągnął z łóżka, w którym nie tylko spała całą noc, druga miała potrzebę dotykania go cały czas, trzecia zaśmiała mu się w twarz, że chyba jest naiwniakiem, skoro myślał, że pójdzie z nią do Hogsmeade (mimo iż wcale nie miał na to ochoty), czwarta nieznośnie chichotała do niego, piąta stwierdziła, że mogą skoczyć na szybko do toalety i wtedy obiektywnie oceni czy nadaje się na dziewczynę (uznał to za obrzydliwe i chciał urwać Syriuszowi łeb za dodanie swoich pytań do formularza), szósta była strasznie nudna, siódma stanowiła przeciwieństwo swojej poprzedniczki, ósma rumieniła się na zawołanie, a dziewiąta nie przyszła. Teraz, po kolacji czekała go ostatnia, ta, która interesowała go najbardziej. Był piątek i właściwie od tego zależało czy pójdzie z kimś na prawdziwą randkę, czy spędzi dzień we Wrzeszczącej Chacie, obżerając się słodyczami z Miodowego Królestwa. Dziewczyna bez imienia, ani nazwiska, którą chciał poznać najbardziej. Na kolację zjadł pieczone warzywa i wypił trochę wody, po czym wyruszył na miejsce spotkania, Wieżę Astronomiczną. Nie śpieszył się, mimo iż za oknami powoli się ściemniało. Liczył każdy schodek, po którym stąpał, a gdy przeszedł przez drzwi, rozejrzał się, nie dostrzegając nikogo. Nagle ciemna szarfa zasłoniła jego oczy, a mocny zapach wiśni i granatu otulił jego zmysły jak przyjemna kołderka, którą przykrywał się praktycznie co wieczór. Znał ten zapach dość dobrze, natychmiast przed oczami stanęła mu jego właścicielka. Nie mógł jednak uwierzyć, że Lynn z własnej woli przyszłaby na spotkanie z nim. To musiały być jakieś popularne perfumy, którymi mogła się popsikać każda dziewczyna.

- Cześć, Remus. Przepraszam za ten teatrzyk, ale nie chce, abyś uciekł z krzykiem. Jeszcze zrobiłbyś sobie coś, biegnąc po schodach. - Mocny śmiech, który trafił do jego uszu był tak przyjemny, że wilk wewnątrz niego zaskomlał cicho, aby zdarł z siebie tą opaskę. Profilaktycznie włożył ręce do kieszeni, pewnie idąc przed siebie, aż nie kopnął czubkiem buta w kamienny balkon otaczający czubek wieży. Dopiero wtedy odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i usiadł na ziemi. - Całkiem nieźle sobie radzisz, nawet jeśli nie widzisz zbyt wiele. Jestem pod wrażeniem. - Poczuł, jak usiadła tuż obok niego. Nie była to odległość, by siedzieli zaraz ciało przy ciele, ale czuł całym sobą, że jest wystarczająco blisko, aby mógł ją pożreć, niczym głodny wilk. Jego myśli pomknęły przed siebie, widział w myślach jak zdziera z siebie opaskę, zaczynając ją rozpaczliwie całować, a ona równie namiętnie odpowiada na tą bliskość. Po osiemnastu latach życia samemu, był jej tak rozpaczliwie spragniony, że niemal rozrywała jego mięśnie.

- Mogę wiedzieć kim jesteś? Nie bezpośrednio. Opowiedz mi coś o sobie - powiedział łamiącym się głosem. Niespokojnie poruszył się na miejscu, zdając sobie sprawę z tego, że jest jej jeszcze bliżej. Odetchnęła głęboko, mówiąc jakieś przypadkowe historie z Hogwartu, które tak właściwie mógł przeżyć każdy. Najbardziej zainteresowało go jej zainteresowanie transmutacją, którą widocznie kochała całym sercem, za to jemu odrobinkę nie leżała. O wiele bardziej wolał Obronę przed Czarną Magią lub Zaklęcia. Później zaczął jej odpowiadać, streszczać głupsze wypady z chłopakami, wytłumaczył jej też czemu szuka dziewczyny i słowami opisał samotność, która wypełnia go wieczorami. - Czy pójdziesz ze mną do Hogsmeade w sobotę?

- Na początku nie byłam przekonana, ale jeśli zdążyliśmy odbębnić już trzy pięciominutowe randki, to wydaje mi się, że będziemy się świetnie bawić. Czekaj na mnie rano w holu. Zadbaj, abyś był ostatni w kolejce, na pewno się pojawię. - Lekki uśmiech pojawił się na ich ustach. Dziewczyna pochyliła się w jego stronę, delikatnie całując go w policzek, po czym jej obecność nagle zniknęła. Remus zdjął z siebie kawałek materiału, patrząc w stronę wyjścia. Albo odeszła bezszelestnie, albo się gdzieś schowała. Ruszył, jak mu się wydawało, tuż za nią, licząc na to, że ją dogoni. Nie zauważył małej, białej sówki, która siedziała na murze niedaleko miejsca, w którym ostatni raz znajdowała się jego towarzyszka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro