Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟳: likantropia

ostatni!

- Cholera jasna, Lynn! Mówię ci, że nie możesz z nim być! - Ariel szarpnął jej ramieniem. Gonił za nią praktycznie od lochów, a byli już na czwartym piętrze. Cały czas się szarpali, albo krzyczeli na siebie tak głośno, że nieliczni uczniowie na korytarzu patrzyli się za nimi, komentując nową sensację. Odwróciła się w jego stronę, patrząc na zupełnie obcego sobie chłopaka. Przez ostatnie pięć lat tak bardzo się od siebie oddalili, że ona już nie uznawała go za bliską sobie osobę. On pewnie też, w innym wypadku nie zdradzałby go z każdą dziewczyną, która pokazała mu swoje zainteresowanie. Wyglądał na wściekłego i roztargnionego zarazem, wydawało się, że coś siedzi mu na sercu, ale ona nie chciała słuchać kolejnych błagań, by do niego wróciła. Nigdy więcej nie chciała widzieć ani jego, ani jego rodziców, którzy przysłali jej list, w którym przepraszali ją za syna i obiecywali, że jego zachowanie nigdy więcej się nie powtórzy. Przyszpilił ją do ściany korytarza, mocno dociskając dłoń do ust. Pisnęła, a on jęknął z bólu, gdy ugryzła go w rękę. Nie odpuścił jednak zbyt łatwo, dalej ją trzymając. - Nie możesz z nim być, ani się z nim zobaczyć. Jesteś moja, a ja nie pozwolę, aby jakiś zapchlony wilkołak zabrał mi moją dziewczynę - warknął cicho, zdenerwowany i zły. Kopnęła mocno jego nogę, a on zawył z bólu. Moment ten wykorzystała na ucieczkę, która była o wiele prostsza, gdy już się znało drogę do dormitorium Gryffindoru. Cieszyła się, że z Pokoju Wspólnego wychodził właśnie Syriusz, który zaskoczony patrzył na nią jak na kosmitkę. Dopiero, gdy zauważył kto za nią biegnie, wystąpił do przodu, przepuszczając Ślizgonkę prosto w Leże Lwa. Stanęła zaraz za portretem, patrząc jak Black szybko obezwładnia jej byłego chłopaka, który wyrywał się niczym jakieś zwierzę.

- Spokój, frajerze! - Ryknął Łapa, a postacie z obrazów odwróciły się w jego stronę, ze zdegustowanym spojrzeniem. Jednak szybko zamieniło się ono w zaciekawienie, którego nie można było szanować. Black nachylił się ku Ślizgonowi, wymieniając kilka zdań, dopiero potem rozeszli się w swoje strony. - Potter się o tym dowie!

- Co się dzieje? - spytała lekko przestraszona. Syriusz przeprowadził ją przez cały Pokój Wspólny. Lwy patrzyły się na nią groźnie, tylko niektóre dziewczyny zaznajomione już z plotkami, chichotały wesoło pod nosem, albo w swoim gronie. Wkroczyli na pierwszy stopień, a Syriusz westchnął cicho.

- Prawdopodobnie rodzina Ariela zostanie teraz bez grosza przy duszy. Oczywiście wszystko, co jego ojciec wypracował w Ministerstwie zostanie przy nim, ale biorąc pod uwagę ich życie ponad stan, będzie musiał jeszcze dopłacać Potterom. - Wzruszył ramionami, ale widząc, że jego była przyjaciółka niezbyt pojmuje sytuację, postanowił bardziej rozwinąć temat. Wszystko było dobre, byleby nie mówić o likantropii Remusa. - Przed trzydziestu laty zaciągnęli pożyczkę bezterminową u rodziców James'a. Pewnie mają kasy jak lodu, bo nigdy nie odczułem, że żyją ponad stan, poza tym ich gospodarstwo oraz eliksiry pozwalają im zdobyć na miesiąc tyle pieniędzy, że w życiu ich nie wykorzystają. W każdym bądź razie mieli ją spłacać wiernością i służbą, lecz szybko o tym zapomnieli. Po kilku większych sukcesach na giełdzie uzbierali tyle, że mogli być już nazywani arystokracją i tym usiłowali się stać. Teraz jednak stracą wszystko, bo Ariel miał nigdy nikomu nie powiedzieć, a wygadał się jedynej osobie, przed którą został jeszcze specjalnie przestrzeżony, że ma się nigdy nie dowiedzieć. Mniej więcej dlatego przestałem się z tobą przyjaźnić, by nigdy nie wygadać ci sekretu Remusa. Jest nam tak bliski, że umarlibyśmy za niego.

- A więc to prawda? - spytała cicho, stając przed pokojem chłopaków. Kiwnął głową, gdy jej ręka zamarła na klamce. Umawiała się chłopakiem, który raz w miesiącu zamieniał się bezmyślną bestię zdolną rozszarpać każdego człowieka, którego spotka. - W takim razie dobrze, że zakuwałam eliksiry. Robienie eliksiru tojadowego samo w sobie nie jest tanie, a co dopiero, gdy masz jeszcze zapłacić komuś, by go uwarzył - powiedziała tylko, po czym wkroczyła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Na początku wydawało jej się, że nikogo w środku nie było. Dopiero po chwili zauważyła zmęczonego życiem chłopaka, który z wielkimi workami pod oczami, wypoczywał na łóżku. Był już widocznie zmęczony oczekiwaniem na pełnię oraz walką z swoją wilczą częścią, aby ta zbyt wcześnie nie wyszła na jaw.

- Cześć, Lynn - poderwał się natychmiastowo, siadając na łóżku i spuszczając nogi na ziemię. Chciał się przespać, ale nie mógł przegapić takiej okazji, zwłaszcza, że ta sama do niego przyszła. Zdjęła buty, po czym bezceremonialnie wpakowała mu się pod kołdrę, którą przykryła się od pasa w dół i wyciągnęła ręce w jego stronę, chcąc mu pokazać, że ma się do niej przyłączyć i w nią wtulić. Zrobił to bardzo chętnie, opierając skroń gdzieś pomiędzy jej ramieniem, a biustem, przez chwilę zastanawiając się, czy nie będzie jej ciążyć. Ale gdy przytuliła go do siebie, świat mógłby przestać istnieć. Zamknął oczy, wdychając zapach jej perfum oraz utrzymujący się zapach świeżo wypranej pościeli, a także skupił na masie ciepła, które od niej biło. - Czym zasłużyłem sobie na takie traktowanie?

- Ariel mi powiedział - zerwał się nagle, a ona zaśmiała się wesoło, wręcz zmuszając go do tego, by położył się tuż przy niej. Zrobił to niechętnie, wyraźnie zdziwiony tym, że jeszcze go nie odepchnęła. Delikatnie pocałowała go w czoło, prosząc go, aby się zdrzemnął chwilkę. Uspokojony jej postawą, faktycznie przespał kilka godzin. Obudziła go dopiero w momencie, gdy zaczynało robić się ciemno. Ubrał się wtedy w jakieś stare ubrania, a do szkolnej torby zapakował inny zestaw, wrzucając tam też tabliczkę czekolady. Złapał ją za dłoń, cicho rozmawiali o wszystkim i o niczym, gdy przechodzili przez wszystkie piętra, aż do holu. - Nigdy nie sądziłam, że jeden tydzień może w moim poukładanym życiu tak wiele namieszać, ale absolutnie nie żałuję. I chociaż cholernie się o ciebie martwię, chcę z tobą spróbować. 

- Nie martw się o mnie, chłopaki ze mną zawsze zostają - mruknął, uśmiechając się blado. Spojrzała na niego pytająco, dziwiąc się tym słowom. Czy było na to jakieś wytłumaczenie? - Oni wszyscy są animagami. Gdy są w zwierzęcej postaci, nie wyczuwam w nich tego ludzkiego pierwiastka i nie mam ochoty ich atakować.

- To w takim razie chyba się dołączę do zespołu - zaśmiała się, a zanim zdążył zrozumieć o co chodzi, jej usta spotkały się z jego. Delikatnie poruszała swoimi wargami, całując go mocno i z uczuciem, dokładnie tak, jak lubił. Szczerze powiedziawszy już wczorajszego dnia miał na to ochotę, sądził jednak, że będą potrzebowali odrobinę więcej czasu na poznanie się, po czym dopiero wystąpią takie pocałunki. Gdy otworzył oczy, Lynn już nie było. Zamiast tego, na ziemi stała mała, biała sówka, która podleciała i usiadła mu na ramieniu, delikatnie wtulając główkę w jego policzek. Zaśmiał się cicho, zmierzając w stronę tej samej polany co zawsze. Tam już czekał na niego Jeleń, Pies i Szczur, którzy zdziwili się, że mają nowego towarzysza nocnych zabaw. Westchnął, siadając na środku i czekając, aż księżyc wzejdzie na niebo. Zawył głośno, ostatni raz muskając ustami białe piórka.

Spotkanie z wilkołakiem właśnie się rozpoczęło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro