Rozdział czwarty
Gdy szłam w stronę parku zauważyłam w oddali męską posturę. Czy to był...
Harry.
***
Mężczyzna siedział na ławce, było ciemno więc nie zauważyłam każdego szczegółu jednak byłam pewna, że był jakiś przybity.
Postanowiłam zadziałać i usiąść obok Styles'a.
Była niezręczna cisza, jedyne co byłam w stanie usłyszeć to szum stawu, które znajdowało się przed nami.
-Wszystko w porządku?- spytałam. Chłopak siedział z dłońmi przyłożonymi do oczu, jakby chciał ukryć przede mną łzy, jednak po chwili, niepewnym ruchem obrócił głowę w moim kierunku
-Nic nie jest w porządku- po moim ciele przeszła fala dziwnych bodźców, jego lekko zachrypnięty głos przybrał mnie o dreszcz. Postanowiłam zbliżyć się do mężczyzny, mimo wszystko zachowując lekki dystans między nami. Spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem, jakbym naprawdę przejęła się jego stanem
-Nina jestem- mężczyzna spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem
-Przepraszam, że dzisiaj tak źle Cie potraktowałem w kawiarni- nie wierzę, że mnie rozpoznał. Przez chwilę zapadła cisza, ale jakoś mi ona nie przeszkadzała i wydaje mi się że Harremu również- Dlaczego tutaj siedzisz, jest druga w nocy, nie boisz się, że ktoś zrobi Ci krzywdę? W tej okolicy jest bardzo niebezpiecznie- po tych słowach ze swojej torebki wyciągnęłam gaz pieprzowy- Widzę, że jesteś przygotowana- powiedział z rozbawieniem
Postanowiliśmy nie siedzieć bezczynnie na ławce i udaliśmy się na spacer wzdłuż stawu. Atmosfera była dość dziwna i niezręczna. Po chwili Harry stanął w miejscu
-Nie przedstawiłem się. Harry jestem- mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń, a ja bez zastanowienia, udając, że pierwszy raz słyszę jego imię odwzajemniłam uścisk- Pewnie chcesz wiedzieć czemu byłem taki załamany. Trochę ochłonąłem i stwierdziłem, że nie mam po kim płakać- ciekawa jestem co się stało, mam nadzieje, że przez dzisiejszą sytuację uda mi się zbliżyć do Styles'a- Dzisiaj dowiedziałem się, że moja narzeczona mnie zdradza- po tych słowach mnie zamurowało, chociaż poczułam lekką ulgę
-Bardzo mi przykro Harry. Też kiedyś przez to przechodziłam. Dwa lata temu spotykałam się z takim jednym chłopakiem, nazywał się Patrick. Był strasznym dupkiem, wiecznie zapatrzonym w siebie. Pewnego dnia wracając ze szkoły, zastałam go w łóżku z inną kobietą, wyrzuciłam go z mieszkania w samych gaciach- mówiłam rozbawiona, jednak zdziwiło mnie to, że kiedykolwiek zwierze się z tej historii. Nigdy nie lubiłam o tym mówić, gdzieś w środku nadal mnie to bolało
-Czyli nie jestem sam- skwitował- Chyba nigdy nie poznam dziewczyny, z którą będę mógł ułożyć spokojnie życie- powiedział przybitym tonem.
Spokojnie Harry, jeszcze trochę i mój plan by zbliżyć się do Ciebie małymi kroczkami będzie się powodzić. Po krótkiej rozmowie, postanowiliśmy się rozstać i udać do swoich domów.
-Może Cię podwiozę, mam niedaleko zaparkowany samochód, a nie chcę żebyś wracała sama
Dobrze główkujesz Harry. Po jego słowach kiwnęłam głową z zadowolenia i udaliśmy się w stronę parkingu. Po chwili siedzielismy już w czarnym mercedesie Styles'a.
-To tutaj- wskazałam na małą kamieniczkę- Dziękuję Ci Harry za podwózkę- uśmiechnęłam się i już kierowałam w stronę kamienicy gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek
-Trzymaj- mężczyzna podał mi wizytówkę ze swoim numerem telefonu- Czekam aż zadzwonisz- uśmiechnął się miło, a ja jedynie odwzajemniłam uśmiech i udałam się do mieszkania.
Zastałam na Ciebie pułapkę Panie Styles.
***
Obudziło mnie rano głośne pukanie do drzwi. Na litość Boską, kto robi wizyty o szóstej rano.
Po otwarciu drzwi ujrzałam Bob'a trzymającego w ręku jakieś dokumenty. Zapomniałam, że tata wczoraj wspominał mi, że mnie odwiedzi. Nieogarnięta zaprosiłam mężczyznę do środka i zapytałam czy ma ochotę na coś do picia, jednak ten nic nie chciał. Usiedliśmy razem przy stole i omówiliśmy najistotniejsze sprawy. Mężczyzna wręczył mi podrobiony paszport oraz prawo jazdy.
-Naprawdę podziwiam Cię Mad za to jak poświęcasz się ojcu- byłam zszokowana jego słowami, Bob zawsze wydawał się bezuczuciowym i obojętnym gościem. Znam go od małego i nigdy za nim nie przepadałam
-Taka moja praca, czasem trzeba się poświęcać dla dobra firmy- ten na moje słowa uśmiechnął się i pożegnał się ze mną.
Mężczyzna wyszedł z mojego mieszkania, a ja w tym czasie zaczęłam przygotowywać się do pracy.
Harry pov
Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Co chwilę kręciłem się z jednego boku na drugim. Nadal nie mogłem uwierzyć, że dałem się tak wrobić Courtney. Uświadomiłem sobie, że nigdy jej na mnie nie zależało. Chodziło jej tylko o pieniądze, drogie prezenty i dalekie podróże, gdzie mogła się pokazać i pochwalić swoim przyjaciółkom jakie ma idealne życie, a ja byłem wpatrzony w nią jak w obrazek. Ale nie chce już więcej roztrząsać tej sprawy, muszę zająć się obowiązkami w firmie, a mam ich mnóstwo.
***
O godzinie dziesiątej mamy spotkanie z małżeństwem Collin, czyli z naszym największym konkurentem. Od kilku miesięcy konkurujemy ze sobą w sprzedaży magazynów i nasze wyniki idą łeb w łeb. Jednak mój ojciec chce na tym spotkaniu załagodzić nasz topór wojenny i dojść do jakiegoś porozumienia, jednak uważam, że Roland Collin to ciężki charakter i trudno będzie nam załagodzić ten konflikt.
Muszę się pospieszyć, żeby zdążyć na spotkanie, a jednak dojazd z obrzeży miasta Memphis do samego centrum sprawia wiele trudności przez cholerne korki, ale jakoś daje sobie z tym radę.
Dwadzieścia minut później byłem już pod biurowcem Styles Company. W pośpiechu udałem się do windy, przy okazji witając się z Drakem. Wcisnąłem przycisk na ostatnie piętro i udałem się do swojego gabinetu, gdzie czekał już w nim mój ojciec.
-Dłużej się nie dało jechać- burknął, a ja przewróciłem oczami
-Jestem idealnie na czas, mimo tego, że dojeżdżam do firmy z obrzeży miasta więc wyluzuj- po tych słowach usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie był to nikt inny jak małżeństwo Collin
***
-A niech to szlag jasny trafi- uderzył z całej siły mój ojciec
-A czego ty się spodziewałeś, mówiłem Ci, że nie odsprzeda tego czasopisma-wskazałem na magazyn leżący na stole, który wkrótce ma wejść w sprzedaż
-Roland zawsze był cholernym dupkiem, a Margaret tylko mu przytakiwała jak marionetka- mówi z jeszcze głośniej podniesionym tonem. Wiedziałem, że nasz plan się nie powiedzie, a ojciec zgrywał bohatera i myślał, że Roland jest tak głupi i sprzeda nam czasopismo, na którym może zarobić grube pieniądze
-Jadę do kawiarni. Przywieźć Ci coś?- ten nic mi nie odpowiedział, więc wyszedłem z gabinetu i kierowałem się w stronę Sweet cafè
***
Dzisiaj w kawiarni nie było aż tak wielkiego ruchu mimo pory lunchu. Stanąłem przed ladą i nagle przede mną stanęła, kobieca postura, brunetka z wielkimi, niebieskimi tęczówkami, szczerze uśmiechającą się do mnie.
-Czyżby mocna late bez cukru, na wynos- odparła rozbawiona
-Czytasz mi w myślach Nino- dziewczyna tylko się uśmiechnęła i zaczęła szykować moje zamówienie- Dzięki, że zadzwoniłaś wczoraj
-Wybacz ale byłam strasznie zmęczona, ale dzisiaj miałam w planach to zrobić
-Dzisiaj nie musisz tego robić, co powiesz na kolejne całkowicie przypadkowe spotkanie?- nie wierzę, że to powiedziałem
Dzisiaj trochę dłuższy rozdział i zaczynamy maraton ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro