Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czwarty

Gdy szłam w stronę parku zauważyłam w oddali męską posturę. Czy to był...

Harry.
***
Mężczyzna siedział na ławce, było ciemno więc nie zauważyłam każdego szczegółu jednak byłam pewna, że był jakiś przybity.
Postanowiłam zadziałać i usiąść obok Styles'a.
Była niezręczna cisza, jedyne co byłam w stanie usłyszeć to szum stawu, które znajdowało się przed nami.
-Wszystko w porządku?- spytałam. Chłopak siedział z dłońmi przyłożonymi do oczu, jakby chciał ukryć przede mną łzy, jednak po chwili, niepewnym ruchem obrócił głowę w moim kierunku

-Nic nie jest w porządku- po moim ciele przeszła fala dziwnych bodźców, jego lekko zachrypnięty głos przybrał mnie o dreszcz. Postanowiłam zbliżyć się do mężczyzny, mimo wszystko zachowując lekki dystans między nami. Spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem, jakbym naprawdę przejęła się jego stanem

-Nina jestem- mężczyzna spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem

-Przepraszam, że dzisiaj tak źle Cie potraktowałem w kawiarni- nie wierzę, że mnie rozpoznał. Przez chwilę zapadła cisza, ale jakoś mi ona nie przeszkadzała i wydaje mi się że Harremu również- Dlaczego tutaj siedzisz, jest druga w nocy, nie boisz się, że ktoś zrobi Ci krzywdę? W tej okolicy jest bardzo niebezpiecznie- po tych słowach ze swojej torebki wyciągnęłam gaz pieprzowy- Widzę, że jesteś przygotowana- powiedział z rozbawieniem

Postanowiliśmy nie siedzieć bezczynnie na ławce i udaliśmy się na spacer wzdłuż stawu. Atmosfera była dość dziwna i niezręczna. Po chwili Harry stanął w miejscu

-Nie przedstawiłem się. Harry jestem- mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń, a ja bez zastanowienia, udając, że pierwszy raz słyszę jego imię odwzajemniłam uścisk- Pewnie chcesz wiedzieć czemu byłem taki załamany. Trochę ochłonąłem i stwierdziłem, że nie mam po kim płakać- ciekawa jestem co się stało, mam nadzieje, że przez dzisiejszą sytuację uda mi się zbliżyć do Styles'a- Dzisiaj dowiedziałem się, że moja narzeczona mnie zdradza- po tych słowach mnie zamurowało, chociaż poczułam lekką ulgę

-Bardzo mi przykro Harry. Też kiedyś przez to przechodziłam. Dwa lata temu spotykałam się z takim jednym chłopakiem, nazywał się Patrick. Był strasznym dupkiem, wiecznie zapatrzonym w siebie. Pewnego dnia wracając ze szkoły, zastałam go w łóżku z inną kobietą, wyrzuciłam go z mieszkania w samych gaciach- mówiłam rozbawiona, jednak zdziwiło mnie to, że kiedykolwiek zwierze się z tej historii. Nigdy nie lubiłam o tym mówić, gdzieś w środku nadal mnie to bolało

-Czyli nie jestem sam- skwitował- Chyba nigdy nie poznam dziewczyny, z którą będę mógł ułożyć spokojnie życie- powiedział przybitym tonem.

Spokojnie Harry, jeszcze trochę i mój plan by zbliżyć się do Ciebie małymi kroczkami będzie się powodzić. Po krótkiej rozmowie, postanowiliśmy się rozstać i udać do swoich domów.

-Może Cię podwiozę, mam niedaleko zaparkowany samochód, a nie chcę żebyś wracała sama

Dobrze główkujesz Harry. Po jego słowach kiwnęłam głową z zadowolenia i udaliśmy się w stronę parkingu. Po chwili siedzielismy już w czarnym mercedesie Styles'a.

-To tutaj- wskazałam na małą kamieniczkę- Dziękuję Ci Harry za podwózkę- uśmiechnęłam się i już kierowałam w stronę kamienicy gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek

-Trzymaj- mężczyzna podał mi wizytówkę ze swoim numerem telefonu- Czekam aż zadzwonisz- uśmiechnął się miło, a ja jedynie odwzajemniłam uśmiech i udałam się do mieszkania.

Zastałam na Ciebie pułapkę Panie Styles.

***
Obudziło mnie rano głośne pukanie do drzwi. Na litość Boską, kto robi wizyty o szóstej rano.
Po otwarciu drzwi ujrzałam Bob'a trzymającego w ręku jakieś dokumenty. Zapomniałam, że tata wczoraj wspominał mi, że mnie odwiedzi. Nieogarnięta zaprosiłam mężczyznę do środka i zapytałam czy ma ochotę na coś do picia, jednak ten nic nie chciał. Usiedliśmy razem przy stole i omówiliśmy najistotniejsze sprawy. Mężczyzna wręczył mi podrobiony paszport oraz prawo jazdy.

-Naprawdę podziwiam Cię Mad za to jak poświęcasz się ojcu- byłam zszokowana jego słowami, Bob zawsze wydawał się bezuczuciowym i obojętnym gościem. Znam go od małego i nigdy za nim nie przepadałam

-Taka moja praca, czasem trzeba się poświęcać dla dobra firmy- ten na moje słowa uśmiechnął się i pożegnał się ze mną.

Mężczyzna wyszedł z mojego mieszkania, a ja w tym czasie zaczęłam przygotowywać się do pracy.

Harry pov

Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Co chwilę kręciłem się z jednego boku na drugim. Nadal nie mogłem uwierzyć, że dałem się tak wrobić Courtney. Uświadomiłem sobie, że nigdy jej na mnie nie zależało. Chodziło jej tylko o pieniądze, drogie prezenty i dalekie podróże, gdzie mogła się pokazać i pochwalić swoim przyjaciółkom jakie ma idealne życie, a ja byłem wpatrzony w nią jak w obrazek. Ale nie chce już więcej roztrząsać tej sprawy, muszę zająć się obowiązkami w firmie, a mam ich mnóstwo.

***
O godzinie dziesiątej mamy spotkanie z małżeństwem Collin, czyli z naszym największym konkurentem. Od kilku miesięcy konkurujemy ze sobą w sprzedaży magazynów i nasze wyniki idą łeb w łeb. Jednak mój ojciec chce na tym spotkaniu załagodzić nasz topór wojenny i dojść do jakiegoś porozumienia, jednak uważam, że Roland Collin to ciężki charakter i trudno będzie nam załagodzić ten konflikt.

Muszę się pospieszyć, żeby zdążyć na spotkanie, a jednak dojazd z obrzeży miasta Memphis do samego centrum sprawia wiele trudności przez cholerne korki, ale jakoś daje sobie z tym radę.

Dwadzieścia minut później byłem już pod biurowcem Styles Company. W pośpiechu udałem się do windy, przy okazji witając się z Drakem. Wcisnąłem przycisk na ostatnie piętro i udałem się do swojego gabinetu, gdzie czekał już w nim mój ojciec.

-Dłużej się nie dało jechać- burknął, a ja przewróciłem oczami

-Jestem idealnie na czas, mimo tego, że dojeżdżam do firmy z obrzeży miasta więc wyluzuj- po tych słowach usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie był to nikt inny jak małżeństwo Collin

***
-A niech to szlag jasny trafi- uderzył z całej siły mój ojciec

-A czego ty się spodziewałeś, mówiłem Ci, że nie odsprzeda tego czasopisma-wskazałem na magazyn leżący na stole, który wkrótce ma wejść w sprzedaż

-Roland zawsze był cholernym dupkiem, a Margaret tylko mu przytakiwała jak marionetka- mówi z jeszcze głośniej podniesionym tonem. Wiedziałem, że nasz plan się nie powiedzie, a ojciec zgrywał bohatera i myślał, że Roland jest tak głupi i sprzeda nam czasopismo, na którym może zarobić grube pieniądze

-Jadę do kawiarni. Przywieźć Ci coś?- ten nic mi nie odpowiedział, więc wyszedłem z gabinetu i kierowałem się w stronę Sweet cafè

***
Dzisiaj w kawiarni nie było aż tak wielkiego ruchu mimo pory lunchu. Stanąłem przed ladą i nagle przede mną stanęła, kobieca postura, brunetka z wielkimi, niebieskimi tęczówkami, szczerze uśmiechającą się do mnie.

-Czyżby mocna late bez cukru, na wynos- odparła rozbawiona

-Czytasz mi w myślach Nino- dziewczyna tylko się uśmiechnęła i zaczęła szykować moje zamówienie- Dzięki, że zadzwoniłaś wczoraj

-Wybacz ale byłam strasznie zmęczona, ale dzisiaj miałam w planach to zrobić

-Dzisiaj nie musisz tego robić, co powiesz na kolejne całkowicie przypadkowe spotkanie?- nie wierzę, że to powiedziałem

Dzisiaj trochę dłuższy rozdział i zaczynamy maraton ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro