Rozdział 8
Tej nocy nie potrafiłam się już pogrążyć w spokojnym śnie. Cały czas targał mną niepokój i wracały do mnie słowa Zacka. Nie chciałam myśleć, że ma rację, ale im bardziej temu zaprzeczałam, tym bardziej wydawało się o prawdziwe i nie dawało mi spać. Tak więc rano byłam niewsypana, ale przynajmniej wiedziałam co powinnam mniej więcej zrobić i że muszę przeprowadzić poważna rozmowę z moimi przyjaciółmi.
Na śniadaniu po odebraniu swojej tacy z jedzeniem, swoją droga była to ohydna płynna jajecznica, jak zawsze usiadłam przy naszym wspólnym stole. Zanim jednak wzięłam się do zmuszania by choć trochę zjeść, wstałam od naszego stołu i powiedziałam moim towarzyszą, że zaraz wrócę. Zanim zdecyduję się na jakikolwiek krok o którym mówił Zack, musiałam sprawdzić czy rzeczywiście mówił prawdę.
Jako pacjenci szpitalu psychiatrycznego nie mieliśmy dostępu do internetu, ale wiedziałam, kto mimo wszystko jest w stanie się podłączyć do sieci.
- Hej – powiedziałam do dość puszystego chłopaka, siadając naprzeciwko niego.
Nie znałam go za dobrze, wiedziałam o nim tylko tyle, że uwielbia jeść i trafił tutaj przez poważne uzależnienie od komputera. Ale wiedziałam również, że mimo, że tu był i skrupulatnie odcięto go od wszystkich urządzeń elektrycznych, to nadal swoimi niezeznanymi mi sposobami, był w stanie sprawdzić to i owo w necie. Dlatego też do niego przyszłam. On był jednym źródłem informacji tego co się dzieje poza tym budynkiem.
- Chciałabym wiedzieć, czy wiesz coś na temat tych trzęsień, które były w środku nocy.
- Jesteś już dziś czwartą osobą, która mnie o to pyta – powiedział nie przestając jeść swojego posiłku.
- Oj naprawdę? Wybacz – zarumieniałam się lekko na myśl, że inni przychodzą do niego z takimi samymi pytaniami, choć oni raczej mieli inne pobudki i pytali o to ze zwykłej ciekawości.
- I odpowiem ci tak samo jak wszystkim innym. Owszem, sprawdzałem w necie co się dzieje, bo nie była to typowa sytuacja, ale co dziwnego nie dowiedziałem się niczego istotnego. Intranet cały aż huczy od plotek i teorii spiskowej, bo takie zjawisko miało miejsce prawie na całym świecie, ale nie ma ani jednego sensownego wytłumaczenia tego co się działo dziś w nocy. Naukowcy są bezradni. Przykro mi, ale wiem tylko tyle.
- Mimo wszystko dzięki – powieszałam podnosząc się z krzesła. – Smacznego – powiedziałam na pożegnanie i ruszyłam z powrotem do swojego stolika.
A więc Zack miał rację mówiąc, że trzęsienia ogarnęły cała planetę, a na dodatek najwięksi naukowcy nie potrafią tego wytłumaczyć, co musi wskazywać, że rzeczywiście stoją za tym siły paranormalne. Na tą myśl przeszły mnie ciarki. Dlaczego to ja byłam tym cholernym medium?! Wcale o to nie prosiłam, a teraz na głowie mam ratowanie całego świata. Nie takie plany miałam na swoje życie.
Z westchnięciem usiadłam na swoim miejscu. Kiedy spojrzałam na moją koleżankę brunetkę, zorientowałam się, że tym razem mamy przed sobą Aurelie.
- Czułaś te trzęsienia ziemi w nocy? - spytała mnie Harley, a jej oczy błyszczały z ekscytacji, jakby to że ruch płyt litosfery był nad wyraz fascynujący, a nie przerażający.
- Nie dało się tego nie czuć. Na dodatek nie wiadomo co je wywołało, pytałam o to – ruchem głowy wskazałam chłopaka z którym przed chwilą rozmawiałam. Potem spojrzałam na nich wszystkich uważnie. Przyszła pora by poruszyć ważny temat. - Ale ja jednak chyba jednak wiem, co było tego przyczyną – powiedziałam ostrożnie.
- Co takiego?! - oczy Harley były wielkie jak spodki.
- O czym ty mówisz Sophio? - Aurelia zmarszczyła brwi. Leo nic nie powiedział, tylko mi się przysłuchiwał.
- Wiem, że może weźmiecie mnie za wariatkę zważając na to gdzie wszyscy się znajdujemy, ale pamiętanie jak wam wspominałam o zbuntowanych umarlakach?
- A chodzi ci o apokalipsę trupów? To tak, pamiętamy – powiedziała Harley zafascynowana tematem i podparła podbródek na dłoniach.
- Ja myślę, że oni mogą mieć coś wspólnego z tym trzęsieniem ziemi
- Dlaczego tak uważasz? - zapytała ostrożnie Aurelia, nie pewna czy ma wierzyć w moje słowa.
- Bo nawiedził mnie jeden z nich i mi o tym powiedział. - Wiedziałam jak to brzmiało, ale musiałam ich przekonać do swojej racji i sprawić, by uwierzyli w moje słowa. - Pomyślcie tak na logikę. Już wcześniej wiedziałam, że duchy się buntują, jeszcze przed wstrząsami ziemi, a te nie mają żadnego racjonalnego wytłumaczenie, co może wskazywać na powiązanie tych dwóch spraw ze sobą. I jeśli mi ufacie, powinniście mi uwierzyć, że widziałam ducha, który mi powiedział, że rzeczywiście tak jest, że to wszystko prawda.
- Brzmi to dość logicznie – zauważył Leo, na co spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- Możemy założyć, że ta teoria jest prawdziwa – powiedział powoli Aurelia. - Ale do czego zmierzasz, bo wątpię byś bez powodu chciał przekonać nas do swoich racji.
Przejrzała mnie. Zawsze miałam ją za bystra dziewczynę.
- Masz rację, nie mówię wam tego bez powodu.
Długo myślałam o tym czy powiedzieć im całą prawdę, o tym, że tylko medium jest w stanie powstrzymać zbuntowane duchy, ale w końcu zdecydowałam się tylko na część prawdy. Nie mogłam sobie pozwolić by wzięli mnie za wariatkę, bo wtedy nie mogłabym liczyć na ich pomoc. Wiedziałam, że w stołówce jest takich hałas, że zdane z opiekunów nas nie uszywszy, tak samo kamery, więc spokojnie mogłam z nimi rozmawiać.
- Nie mogę już tutaj zostać. Muszę się stąd wydostać, ale wiem, że nie uda mi się zrobić tego samej, dlatego potrzebuję w tym waszej pomocy. Wiem, że żadne z was nie jest zadowolone z pobytu tutaj i marzy o tym by się stad wyrywać. Tam samo jak ja pragniecie żyć normalnie. Więc dlaczego mamy tu dłużnej siedzieć? Ucieknijmy stąd. Razem może nam się udać.
Po moich słowach zapadła przy naszym stole cisza.
- Jesteśmy w psychiatryku, jak mamy stąd uciec? To prawie niemożliwe – powiedziała Aurelia.
- Słuszne zauważenie, jest to PRAWIE niemożliwe. Nigdy nie próbowaliśmy zwiać, a nuż nam się uda? Przecież każde z nas nie może się doczekać, aż wreszcie opuści to miejsce, ale nie zanosi się by tak się stało z którekolwiek z nas. Powiedzmy sobie szczerze, posiedzimy tutaj zamknięci rzez jeszcze parę dobrych lat. A może jednak by tak przyspieszyć to i dać stąd nogę? Ich system ochronny na pewno nie jest niezawodny i ma jakieś luki, które możemy wykorzystać. Nie macie już dość tego miejsca i takiego życia, które nie jest życiem?
Dałam im chwile do namysłu i przemyślenia moich słów. Pierwsza odezwała się Harley, co mnie nie zdziwiło, bo domyślała, się, że ja uda się przekonać najłatwiej.
- Wchodzę w to! - Harley wyrzuciła pięści w górę. - Nie mam zamiaru tu dalej siedzieć, zamknięta jak sardynka w puszce. Wyrwijmy się stąd w końcu, do diabła. Życie przemijalna przed oczami, a ja mam dość tego zapchlonego miejsca. Nawiewam z tobą Sophio! – Harley spojrzała mnie z uśmiechem i szaleństwem w oczach.
Nie mówiłam jej, że określania o sardynkach używa się jak chce się powiedzieć, że jest ciasno, a nie że się jest zamkniętym. To było nieistotne, ważne było, że się zgodziła.
- Ja też jestem za – powiedział Leo. - Nie wiem co mają do tego te twoje duchy i ich inwazja, ale jeśli musisz się stąd wyrwać, to tak właśnie jest. Pomogę ci w tym, bo ja też nie zamierzam spędzić tu połowy swojego życia. Mam inne plany.
Uśmiechnęłam się promiennie. Miałam nadzieję, że Leo też się zgodzi, bo wiedziała, że jest dobrym kumplem i nigdy nie zostawił by nikogo na lodzie.
Najbardziej obawiam się reakcji Aurelii. Wiedziałam, że ma ona silne poczucie sprawiedliwości i zdawała sobie sprawę, że jest w tym ośrodku, bo ma coś nie tak z mózgiem i dobrowolnie poddała się leczeniu. Dlatego wiedziałam, że ciężko będzie ją do tego nakłonić. Z Kornelią podziałałbym sobie łatwiej, bo ona wykazywał więcej buntowniczości, ale to Aurelie musiałam przekonać.
- Aurelio? A ty? - zapytałam delikatnie, bo nie chciałam wywierać na niej nacisku, bo źle znosiła presje.
Popatrzała spłoszona to na mnie na na resztę naszej grupy. Wiedziałam, że w tym momencie w jej głowie toczyła się walka o to jaka podjąć decyzję.
- Ja też nie chcę spędzić tu całego życia i mam tego wszystkiego dość – powydziwiała cicho, a ja wstrzymałam oddech czekając na kolejne słowa. - Ucieknę z wami. Ja też chcę żyć tak jak inni. Długo byłam pokorna i poddawałam się leczeniu, ale miarka się przebrała. Ucieknijmy stad wreszcie. Mam prawo, żyć jak inni.
Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to powiedziała. Udało się, przekonałam ich wszystkich do ucieczki.
- Ale jak mamy zamiar zrobić dać stad nogę? To nie będzie łatwe i będzie bardzo ryzykowne – zauważył Leo.
- Mam pewien pomysł – powiedziałam.
Dzisiejszej nocy miałam dość czasu na przemyślenia i wtedy w mojej głowie zrodził się pewien plan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro