Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

- Daj spokój Leo, wiesz, że Harley nie była sobą jakby nie zrobiła nikomu docinków. - powiedziałam by złagodzić sytuacje, bo kłócenie się o bzdety było bezcelowe. Harley uśmiechnęła się szeroko, swoim uśmiechem wariatki, jak na potwierdzenie moim słów i ani jej się śniło przepraszać. Westchnęłam więc. - I odpowiadając na twoje pytanie, to owszem, widziałam ostatnio ducha i z nim rozmawiałam.

- O i co powiedzieli? - zapytała moja blond koleżanka z czystą ciekawością, już bez złośliwości. Zawsze szubko przeskakiwała między różnymi emocjami.

- Nie było to optymistyczne – przyznałam.

- Aż tak źle? - zapytała zatroskana Aurelia, marszcząc czoło. Była ona raczej typem osoby, który więcej słucha i analizuje niż mówi.

- Mówiąc w skrócie, dowiedziałam się, że zbliża się apokalipsa umarlaków.

- O ja cię kręcę! Genialnie! Niech ten świt spłonie żywcem, będzie na co patrzeć - Harley wyrzuciła pięści w górę z radością małego dziecka, które dostało lizaka. Naprawdę nie rozumiałam toku myślenia tej dziewczyny.

Westchnęłam przeciągle.

- To prawda? Masz pewność? - Leo podszedł do sprawy poważniej, zostawiając w końcu niejadalny obiad w którym do tej pory grzebał.

- Tak mi powiedziano, nie wiem czy to prawda, mam za mało danych i informacji.

- Proponuje poczekać, aż dowiemy się czegoś więcej – powiedziała ostrożnie Aurelia, która cały czas nie określiła się czy mi wierzy, czy nie w mojej historyjki o duchach.

Pokiwałam głową. Miała rację, bez względu czy chciała czekać na więcej informacji od duchów, czy liczyła, że tutejsi lekarze mi pomogą i sama dojdę do wniosku, że miewam halucynacje.

Wtedy kilak stolików powstało jakieś poruszenie. Jakiś dwóch chłopków z gniewnymi minami podniosło się z krzeseł i stanęli naprzeciwko siebie.

- Jak mnie nazwałeś idioto?! - wrzasnął pierwszy przewracając stół, których ich rozdzielał. Na ziemie poleciało jedzeni i cała zastawa stołowa i rozbiła się z trzaskiem

- Słyszałeś pajacu! Powinni cię przykuć pasami do łóżka!

Nie wątpiłam, że zaraz dojdzie do bójki i inni pacjenci chyba też tak myśleli, bo na stołówce zapanował cisza i wzrok wszystkich skupił się na tej dwójce. Widziałam, że za kilak minut opiekunowie zaczną interweniować, ale póki tak się stało, dwójka tych chłopaków stał się właśnie atrakcją dnia.

- Bitwa! - wrzasnęła nagle Harley, tak, moja Harley, stojąc na krześle, szczerząc się szeroko i zachęcając chłopaków do bójki, lecz oni ją ignorowali zbyt bardzo skupieni na sobie.

- Odwołasz to jak ciebie przywiążą pasami! - chłopaki w końcu rzucili się sobie do gardeł i każdy w stołówce już stracił zainteresowanie swoim obiadem i zaczęli dopingować faworytom.

Takie bójki zdarzały się dość często, ale to była jedna ciekawa rzecz w ciągu dnia dziejąca się w tym ośrodku, więc zawsze towarzyszył temu wydarzeniu duże emocje. Śledziłam uważnie wzrokiem walkę tych dwóch. Szanse były wyrównane, ale zanim będziemy mieli okazje się przekonać, który z nich był lepszy, opiekunowie będą interweniować. Nie myliłam się.

- Panowie, proszę natychmiast się opanować! - rozległ się donośny głos jednej z opiekunek.

Oczywiście jej słowa nic nie dały. Chłopaki szarpali się dalej, całkowicie ignorując otoczenie i wciąż dopingujący tłum.

- Nie dajecie mi wybory – powiedziała opiekuna wyciągając małe znane mi urządzenie i już wiedziałam co się wydarzy. Prawie zawsze się to tak kończyło.

Kobieta wklepała w urządzenie numery rejestracyjne dwóch bijących się chłopaków. Takie numery miał każdy z nas maił na bransoletce. Wtedy obojgiem chłopaków mocno wstrząsnęło. Odsunęli się od siebie i upadli ciężko na podłogę. Odwróciłam wzrok, bo nie chciałam tego oglądać. Zostali porażeni prądem z bransoletek i to tak porządnie, sądząc po tym, że aż nimi wstrząsnęło. Oboje teraz klęczeli na podłodze dysząc ciężko i stękając z bólu. Takie rażenie prądem, zwłaszcza z zaskoczenia, to żadna przyjemność.

- Oboje panowie wiecie jakie panują tu zasady – powiedziała niewzruszona opiekunka. Czasami myślałam, że wszyscy pracownicy tutaj byli cyboriami, bo byli tak wyprani z emocji. - Zatem teraz oboje wrócicie grzecznie do swoich pokoi, bo jak nie, to będzie powtórka z rozrywki, a tego chyba nie chcecie.

Chłopaki nie mając zbytnio wyboru, podnieśli się z ziemi i potulnie ruszyli za kobietą w stronę wyjścia z stołówki.

- Reszta ma wracać do posiłku! - zawołała jeszcze opiekunka zanim zniknęła w korytarzu.

Na stołówce jeszcze przez chwilę panował poruszeni, ale w końcu wszystko wróciło do normy i pacjenci wrócili do obiadu. Harley niezadowolona, że to już koniec bójki, naburmuszona zeszła z krzesała i usiadła już na nim normalnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro