Rozdział 4
- Daj spokój Leo, wiesz, że Harley nie była sobą jakby nie zrobiła nikomu docinków. - powiedziałam by złagodzić sytuacje, bo kłócenie się o bzdety było bezcelowe. Harley uśmiechnęła się szeroko, swoim uśmiechem wariatki, jak na potwierdzenie moim słów i ani jej się śniło przepraszać. Westchnęłam więc. - I odpowiadając na twoje pytanie, to owszem, widziałam ostatnio ducha i z nim rozmawiałam.
- O i co powiedzieli? - zapytała moja blond koleżanka z czystą ciekawością, już bez złośliwości. Zawsze szubko przeskakiwała między różnymi emocjami.
- Nie było to optymistyczne – przyznałam.
- Aż tak źle? - zapytała zatroskana Aurelia, marszcząc czoło. Była ona raczej typem osoby, który więcej słucha i analizuje niż mówi.
- Mówiąc w skrócie, dowiedziałam się, że zbliża się apokalipsa umarlaków.
- O ja cię kręcę! Genialnie! Niech ten świt spłonie żywcem, będzie na co patrzeć - Harley wyrzuciła pięści w górę z radością małego dziecka, które dostało lizaka. Naprawdę nie rozumiałam toku myślenia tej dziewczyny.
Westchnęłam przeciągle.
- To prawda? Masz pewność? - Leo podszedł do sprawy poważniej, zostawiając w końcu niejadalny obiad w którym do tej pory grzebał.
- Tak mi powiedziano, nie wiem czy to prawda, mam za mało danych i informacji.
- Proponuje poczekać, aż dowiemy się czegoś więcej – powiedziała ostrożnie Aurelia, która cały czas nie określiła się czy mi wierzy, czy nie w mojej historyjki o duchach.
Pokiwałam głową. Miała rację, bez względu czy chciała czekać na więcej informacji od duchów, czy liczyła, że tutejsi lekarze mi pomogą i sama dojdę do wniosku, że miewam halucynacje.
Wtedy kilak stolików powstało jakieś poruszenie. Jakiś dwóch chłopków z gniewnymi minami podniosło się z krzeseł i stanęli naprzeciwko siebie.
- Jak mnie nazwałeś idioto?! - wrzasnął pierwszy przewracając stół, których ich rozdzielał. Na ziemie poleciało jedzeni i cała zastawa stołowa i rozbiła się z trzaskiem
- Słyszałeś pajacu! Powinni cię przykuć pasami do łóżka!
Nie wątpiłam, że zaraz dojdzie do bójki i inni pacjenci chyba też tak myśleli, bo na stołówce zapanował cisza i wzrok wszystkich skupił się na tej dwójce. Widziałam, że za kilak minut opiekunowie zaczną interweniować, ale póki tak się stało, dwójka tych chłopaków stał się właśnie atrakcją dnia.
- Bitwa! - wrzasnęła nagle Harley, tak, moja Harley, stojąc na krześle, szczerząc się szeroko i zachęcając chłopaków do bójki, lecz oni ją ignorowali zbyt bardzo skupieni na sobie.
- Odwołasz to jak ciebie przywiążą pasami! - chłopaki w końcu rzucili się sobie do gardeł i każdy w stołówce już stracił zainteresowanie swoim obiadem i zaczęli dopingować faworytom.
Takie bójki zdarzały się dość często, ale to była jedna ciekawa rzecz w ciągu dnia dziejąca się w tym ośrodku, więc zawsze towarzyszył temu wydarzeniu duże emocje. Śledziłam uważnie wzrokiem walkę tych dwóch. Szanse były wyrównane, ale zanim będziemy mieli okazje się przekonać, który z nich był lepszy, opiekunowie będą interweniować. Nie myliłam się.
- Panowie, proszę natychmiast się opanować! - rozległ się donośny głos jednej z opiekunek.
Oczywiście jej słowa nic nie dały. Chłopaki szarpali się dalej, całkowicie ignorując otoczenie i wciąż dopingujący tłum.
- Nie dajecie mi wybory – powiedziała opiekuna wyciągając małe znane mi urządzenie i już wiedziałam co się wydarzy. Prawie zawsze się to tak kończyło.
Kobieta wklepała w urządzenie numery rejestracyjne dwóch bijących się chłopaków. Takie numery miał każdy z nas maił na bransoletce. Wtedy obojgiem chłopaków mocno wstrząsnęło. Odsunęli się od siebie i upadli ciężko na podłogę. Odwróciłam wzrok, bo nie chciałam tego oglądać. Zostali porażeni prądem z bransoletek i to tak porządnie, sądząc po tym, że aż nimi wstrząsnęło. Oboje teraz klęczeli na podłodze dysząc ciężko i stękając z bólu. Takie rażenie prądem, zwłaszcza z zaskoczenia, to żadna przyjemność.
- Oboje panowie wiecie jakie panują tu zasady – powiedziała niewzruszona opiekunka. Czasami myślałam, że wszyscy pracownicy tutaj byli cyboriami, bo byli tak wyprani z emocji. - Zatem teraz oboje wrócicie grzecznie do swoich pokoi, bo jak nie, to będzie powtórka z rozrywki, a tego chyba nie chcecie.
Chłopaki nie mając zbytnio wyboru, podnieśli się z ziemi i potulnie ruszyli za kobietą w stronę wyjścia z stołówki.
- Reszta ma wracać do posiłku! - zawołała jeszcze opiekunka zanim zniknęła w korytarzu.
Na stołówce jeszcze przez chwilę panował poruszeni, ale w końcu wszystko wróciło do normy i pacjenci wrócili do obiadu. Harley niezadowolona, że to już koniec bójki, naburmuszona zeszła z krzesała i usiadła już na nim normalnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro