Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Siedziałam w salonie na kanapie zwinięta w kłębek z kolanami podciągniętymi pod brodę i próbowałam zachować resztki opanowania, ale szło mi nad wyraz opornie. Reszta moich towarzyszy milczała pogrążona w swoich myślach po tym jak podzieliłam się z nimi najnowszymi wieściami. Kaya, jedna z dusz z ruchu oporu, która odwiedzała nas od czasu do czasu by pomóc przy planowaniu wojny, wydawała się być równie roztrzęsiona i przerażona jak my wszyscy. Przez bardzo długi czas nikt się nie odzywał, nie było nic do powiedzenia.

Sytuacja wydawała się beznadziejna i wiedzieliśmy, że będziemy musieli to przeboleć i postawić się z powrotem na nogi, ale dzisiejszego wieczoru pozwoliliśmy sobie po prostu po ubolewać sobie nad stratą, zanim będziemy zmuszeni zaakceptować to jako fakt i przejść nad tym do porządku dziennego i do ustalania kolejnych planów wojny.

Tego dnia zasnęłam w salonie na kanapie tak jak siedziałam. Nie do końca wiem w którym momencie zamknęły mi się oczy, ale odpłynęłam w płytki i niespokojny sen, wciśnięta w oparcie kanapy. Ale nie dane mi było długo pospać.

Gdzieś dobrze po drugiej w nocy coś mnie znudziło ze snu. Początkowo zaspana nie bardzo wiedziałam co takiego, lecz szybko sobie uświadomiłam co to było. Mimo, że dom Aleksandry znajdował się w niewielkiej wiosce, gdzie ruch za dnia był nieduży, a w nocy już w ogóle nie istniał, teraz panował niespotykany zamęt na na drodze. Słyszałam syreny policji i karateki, które jeździły tam i z powrotem. Skonsternowana zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc co może być przyczyną takiej ilości karetek i policji w tak spokojnej okolicy.

Lecz chwilę później krew zmroziła mi się w żyłach, a na ramiona wstąpiła gęsia skórka, kiedy do wycia syren dołączyły ludzkie krzyki. Nie jakieś okrzyki zaskoczenia czy wystraszone głosy, nie, to były ewidentnie przerażone i pełne lęku wrzaski, które brzmiały jakby sam diabeł zstąpił na ziemie i urzeczywistnił wszystkie ludzkie koszmary.

Zlękniona i zdezorientowana tym co się dzieje, poderwałam się gwałtownie z kanapy i mimo szczerego niepokoju odnoście tego co się działo na zewnątrz, poczułam jak w żyłach działa mi adrenalina, która sprawiała, że mój mózg nie był w tamtym momencie bezużyteczną galaretką.

Nie zdążyłam się jeszcze zorientować co się dzieje, kiedy do pokoju wpadli moi towarzysze równie zaspani, zdezorientowani oraz przerażeni jak jak. No dobra, może tylko Harley nie była przestraszona, bo ziewała sobie w najlepsze i wydawała się wręcz znudzona oraz poirytowana, że wyrwano ją ze snu.

- Co się dzieje? - zapytałam, a kiedy żadne z mich przyjaciół nie było mi w stanie odpowiedzieć, podeszłam do okna by samej zobaczyć co się dzieje na dworze.

Kiedy odsłoniłam zasłonę, ujrzałam tylko drogę przed domem i stojący tam radiowóz na sygnale. Mimo że patrzałam uważanie nie umiałam dojrzeć nic co było by przyczyną całej tej sytuacji, a ta niewiedza nie wiedzieć czemu, przerażała mnie w tym samym stopniu.

W momencie, kiedy już miałam odsunąć się od okna, nagle coś niespodziewanie uderzyło w szybę od zewnątrz tak gwałtownie, że przerażona odsunęłam się z krzykiem. Drżąc na całym ciele, znów spojrzałam na to co walnęło w okno i po raz drugi nie potrafiłam uwierzyć w to co widzę. Za oknem, waląc pięściami w szybę, stał potwór.

Potwór był chyba najlepszym określeniem tego co wiedziałam, bo mimo że to coś wyglądało jak człowiek, zdecydowanie nim nie było. Zmusiłam się by znów spojrzeć na to coś, mimo że wszystko we mnie krzyczało bym tego nie robiła. Ten potwór rzeczywiście wyglądał jak człowiek, tyle że dość mocno zdeformowany człowiek, jakby jego ciało zaczęło się rozkładać i wyglądał on jak...

- Czy to jest zombie? - zapytałam zdławionym głosem, sama nie wierząc, że to mówię.

- Tak wygląda, choć jeśli mam być szczery w życiu nie widziałem zombie, co chyba że w "Nocy żywych trupów" – odpowiedział mi Leo, sam będąc w niemałym szoku i przerażeniu.

Potwór nadal dobijał się od zewnątrz do okna, próbując dostać się do środka domu.

- Ale zombie nie istnieje – powiedziała Aurelia, choć jej głos nie brzmiał tak pewnie jakby tego chciała. Była blada jak ściana i wybladła jakby lada moment miał zemdleć.

- Duchy teoretycznie też nie – przypomniałam jej, patrząc tym samym na Zacka, którego szok widoczny na jego twarzy dorównywałam naszemu. W jakiś stopniu było to pocieszające, że on się tego nie spodziewał.

- No tak, racja... - wydukała Aurelia, ani na moment nie odrywając wzroku od potwora za oknem.

- Te kreatury nie wiedzą, że halloween skończyło się dawno temu? - zapytała Harley patrząc zdegustowana na potwory, ale nie wydawała się być nimi przerażona. No cała Harley, apokalipsa tuż za rogiem, a ta myśli o halloween.

Nie wiedziałam co się dzieję, nie wiedziałam co robić, byłam po prostu przerażona tym co widziałam. Zombie. Widzenie zmarłych to jedno, ale chodzące i żyjące własnym życiem zombie, to drugie.

- Ej, bo mam chyba złe wieści – zawołał Leo z drugiego końca pokoju, stojąc przed włączonym telewizorem w którym leciały właśnie wiadomości.

Bojąc się co może być gorszego od potwora za oknem, na nogach niczym z waty, podeszłam do Leo i spojrzałam na monitor telewizora. To co tam ujrzałam, sprawiło, że kolacja dźwignęła mi się do gardła. Tego wszystkiego było już po prostu za dużo.

W telewizji na wszystkich kanałach z wiadomościami mówili o tym samym. A mianowicie o atakach zombie w całym kraju, a nawet i na świecie. Miałam wrażenie, że podłoga usuwa mi się spod nóg, kiedy stacje telewizyjne pokazywały nagrania z różnych miejsc, ale na wszystkich widać było zombie, które niszczyły wszystko co napotkały i atakowały ludzi. To wyglądało jak istne piekło.

- Co się tu dzieje? - wyszeptałam nie mogą uwierzyć, że to wszystko rzeczywiście się dzieje. Chciałam wierzyć, że to tylko zły koszmar, ale rzeczywistość była zbyt prawdziwa.

- Chyba wiem co – powiedział Zack, który już wrócił do swojej opanowanej postawy, zachowując chłody umysł.

Spojrzałam na niego bojąc się tego co ma do powiedzenia, bo nie ważne co by powiedział, to nie mogło być nic dobrego, nie w sytuacji, kiedy za oknem do naszego domu próbuję się dostać zombie. Szczerze wątpiłam, by był to nasz zgorzały adorator, który chciał by nas zapewnić o swojej dozgonnej miłości. No chyba, że przez okazywanie miłości rozumie się utratę głowy i zapewne połowy wnętrzności i nie wiadomo czego jeszcze.

- Pamiętacie jak zakładaliśmy, że Pracetor wykorzysta swoje dusze do walki z duszami z naszej armii w świcie astralnym? A co jeśli on postanowił pójść o krok dalej i przenieść tą wojnę w materialny wymiar? - powiedział Zack.

Bardzo niepokoił mnie jego tok myślenia, bo wiedziałam do jakich wniosków zaraz dojdziemy.

- Zombie to ciała, które teoretycznie nie żyją i są martwe, ale nadal się poruszają.

- Bo ciało jest martwe, ale nadal może mieć dusze – powiedziałam.

- Zgadza się, jeśli moje wnioski są trafne, to dusze, które służą Pracetorowi przejęły martwe ciała i teraz używają ich do inwazji, która to stała się inwazją zombie.

Poczułam jak zalewa mnie zimny pot. Do tej pory cały czas myśleliśmy, że prawdziwa bitwa odbędzie się w świecianie astralnym, niematerialny, ale poważnie się myliliśmy. Apokalipsa była jak najbardziej materialnym i działa się tu i teraz, a my nie mieliśmy żadnych, najmniejszy planów działania, które mogły by się sprawdzić w tej sytuacji.

- Nasze plany są bezużyteczne, bo wszystkie dotyczą spraw niematerialnych – powiedział roztrzęsiony Leo i przejechałam sobie ręką po twarzy, totalnie bezradny.

- Tak jakby Pracetor dokładnie wiedział jakie mamy plany i zaatakował z całkiem innej strony - myślałam na głos.

- A może wiedział – powiedział Zack.

- Co masz na myśli? - zapytałam.

- Opętał Aleksandrę, teraz ona jest jego bezwładną marionetką, używa jej ciała. A co jeśli robił to już wcześniej, tak, że nawet się nie zorientowaliśmy, a kiedy Aleksandra pomagała nam przy planach? Mógł słyszeć wszystko i o wszystkim wiedzieć.

- Skubaniec, przechytrzył nas. Ciągle był o krok przed nami– Leo z jękiem opadł na fotel, mając ewidentnie dość.

- Co teraz zrobimy? - zapytałam Zacka, a mój głos niepokojąco zadrżał z niepokoju, a zombie cały czas dobijało się przez okno i zaczynałam się martwić ile ta szyba jeszcze wytrzyma. Najgorsze było to, że cała kolejne zgraja zombie biegała sobie gdzieś tam w najlepsze po całym świecie.

- Nie wiem – powiedział. - Naprawdę nie wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro