Rozdział 38
Nie wiele czasu później, stanęłam w końcu na nogi w pełni sił. Potrącenia przez ciężarówkę i wycieczka do zaświatów, nieźle dały mi w kość, ale nie miałam czasu by pozwolić sobie na powolne dochodzenie do siebie. Szykowała się wojna, wszystkie ręce były potrzebna na pokładzie do pracy.
Całe dnie spędzaliśmy pochyleni nad mapami, wykresami, obliczeniami i kartami z przemyśleniami, próbując domniemać kiedy i jak zakatuję Pracetor. Według naszych domysłów wykorzysta do tego swoich duchowych popleczników, którzy tak samo jak on pragną inwazji na Ziemi. Tak więc dzień i noc planowaliśmy strategie działania na tą sytuację, tak by nasze zastępy dusz mogły odeprzeć ten atak, w chwili kiedy to wszystko stanie się prawdziwe, by móc wtedy pokonać siły Pracetora.
Aleksandra cały czas łaskawie gościła nas w swoim domu, mając szczerą nadzieje, że będę w stanie jej pomóc i uwolnić ją od opętywania ją przez ojca. Przez czas jaki u niej mieszkaliśmy, jej tata opętał ja kilka razy, lecz były to raczej chwilowe sytuacje i nigdy nie udało nam się dłużej porozmawiać z Pracetorem by pozyskać nowe informacje.
Więc kiedy mieliśmy już gotowe plany i strategie działania, nie pozostało nam już więcej niż tylko czekać aż nasz wróg uderzy, by samemu odpowiedzieć kontratakiem.
~~.~~
Kilka dni później, kiedy rano po kolejnej zarwanej nad planami nocy, zwlekłam się do kuchni, zastałam tam moich towarzyszy niewiele bardziej żywych ode mnie. Aurelia prawie spiąć na stojąco, robiła kawę, Leo siedział przy stole nawet nie zakrywając ręką buzi przy ziewaniu, a Harley przysypiała na stole, choć lepszym określeniem by było, że leżała na meblu jak długa, pochrapując w najlepsze. Zack jako jedyny przytomny z tej gromady trzymał w rękach kolejne mapy i nasze zapiski studiując wszystko jeszcze raz. On był duchem, w przeciwieństwie do nas nie potrzebował snu i mógł bawić się w planowanie wojny przez całą dobę siedem dni w tygodniu.
Rozejrzałam się jeszcze raz po kuchni i zajęło mi dłuższą chwilę zanim mój zaspany mózg zauważył, że kogoś brakuje.
- Gdzie jest Aleksandra? - zapytałam.
Moi towarzysze jakby dopiero teraz zauważyli jej braku, rozejrzeli się już nieco przytomniej po pomieszczeniu, tylko Harley nadal nieprzerywanie drzemała na stole.
- Jeśli się głębiej zastanowić to wczoraj wieczorem też jej nie widziałam – powiedziała Aurelia marszcząc brwi. - W sumie jak tak teraz myślę, to ostatni raz ją widziałam zeszłego ranka, potem przepadła jak kamień w wodę, ale nie zwróciłam na to uwagi zajęta planowaniem.
Zrobiło mi się głupio, że tak nas to wszystko pochłonęło, że nawet nie zauważyliśmy w międzyczasie nieobecności Aleksandry.
- Kto ją ostatni raz widział i kiedy to było? - zapytałam, a mój niepokój rósł, bo nieobecność właścicielki w jej własnym domu zdecydowanie była niepokojąca.
- Widziałem wczoraj po śniadaniu jak wychodziła z domu – powiedział Leo, lecz wzrok miał tak zamglony od narkotyków, że nie byłam do końca pewna czy mówi prawdę czy to co myśli, że widział, było tylko halucynacją. - Wyszła nikomu nic nie mówiąc i jak na mój gust zachowywała się jakoś dziwnie.
- Co masz na myśli? - dopytałam, licząc, że mówi, to co rzeczywiście się wydarzyło
- Wydawała się strasznie niespokojna, jakby jej się gdzieś bardzo spieszyło. Wypadła z domu w niezawiązanych butach, bez czapki, co jej do niej niepodobne i w ledwo narzuconym na górę płaszczu. Nie wiem dokąd poszła, ale była bardzo chaotyczna i roztrzepana.
- I nie wpadłeś na pomysł by nam od razu o tym wspomnieć?! - Aurelia spojrzała na Leo z jawnym wyrzutem.
- Miałem taki zamiar, ale jakoś umknęło mi to z głowy... - próbował się tłumaczyć.
- Za dużo ćpasz! Przez te zielsko wszystko zapominasz i nic co się do ciebie mówi, nie zostaje ci w tym zakutym łbie! - wybuchnęła Aurelia z niespotykanym dla niej przejawem agresji, co zapewne było spowodowane dużym niedoborem snu jej organizmu.
- Nie bez powodu był w szpitalu na oddziale zamkniętym – zauważył ponuro Zack znad swoich papierów, ale moi towarzysze nie mogli go słyszeć, a ja postawiałam zachować tej komentarz dla siebie.
- No przepraszam no... - Leo wydawał się być zmieszany i wyglądał jakby szczerze było mu przykro.
Aurelia wyglądała jakby miała ochotę dodać co jeszcze, ale się powstrzymała i wróciła do zaparzania kawy.
- Trzeba się dowiedzieć gdzie jest i czy nic się jej nie stało. To że nie spała dziś we własnym domu i nikt nie wie co się z nią dzieje, nie wróży nic dobrego – powiedziałam i poczułam jak na ramiona wstępuje mi gęsia skórka zwiastująca złe przeczucia.
- Mogę popytać okoliczne duchy co widział – powiedział Zack podnosząc na mnie wzrok, a w jego oczach zobaczyłam spokój, który na pewno nie malował się na mojej twarzy. On z nas wszystkich podchodził do tej całej wojny z największym opanowaniem. Może to dlatego, że i tak już był martwy i losy Ziemi nie były dla niego już tak istotne. - Mam sporo kontaktów, nasza sieć szpiegowska jest dobrze rozwinięta, zajmę się tym.
Przekazałam jego słowa moim towarzyszom, który pokiwali głowami na znak zgody i chwilę później Zack się ulotnił w poszukiwaniu informacji.
Nie było go dobre parę godzin, które spędziłam praktycznie na chodzeniu w kółku po salonie pędziłam praktycznie na chodzenia w kółku po salonie i na przekonywaniu samej siebie, że na pewno wszystko jest w porządku, choć sama w to nie wierzyłam i wyglądało, jakby reszta moich przyjaciół też miała co do tego spore wątpliwości.
Jeszcze zanim ujrzałam Zacka, poczułam powiew zimnego powietrza zwiastujące jego przybycie. Nie musiał nic mówić, jego mina mówiła sama za siebie i już wiedziałam, że nie ważne jakie by miał dla nas wieści, nie były one dobre. Zack spojrzał na mnie uważnie, przekazując mi bez słów, że mam się przygotować na najgorsze. Zmusiłam się by wziąć głęboki oddech, po czym skinęłam głową, dając mu znać, że może mówić.
- Duch pewien staruszki, która zawsze przesiaduję na pobliskim rogu, gdzie krzyżują się dwie przecznice, widziała Aleksandrę, a przynajmniej uważa, że widziała osobę, która wyglądała jak Aleksandra, ale twierdzi, że nią nie była.
- Nie rozumiem – przyznałam marszcząc brwi.
- Ta staruszka siedzi na skrzyżowaniu tych przecznic dzień i noc, więc już wiele razy widywała Aleksandrę i widziała też jak ona wczoraj rano wyszłs z swojego domu i skierowała się na północ, w stronę stolicy, ale twierdzi, że to nie była Aleksandra, mimo że wyglądała jak ona.
- Ale to bez sens... - stwierdziłam próbując zrozumieć o czym Zack do mnie mówi.
- Nie rozumiesz? Wyglądała jak ona, ale nie była nią... - chłopaka pozwolił mi samej dokończyć tą myśl.
- Została opętana – wyszeptałam, a Zack pokiwał twierdząco głową. - A to znaczy, że Pracetor przejął nad nią władzę, a my dalej nie wiemy gdzie ona jest i co się z nią dzieje.
- Wiemy – powiedział, ale jego poważna mina zwiastowała, że to znowu nie są dobre wieści. - Jak się dowiedziałam od naszych szpiegów, Aleksandra jest w obozie wroga. Ale to nie jest najgorsze. Ona dowodzi armią Pracetora, a dokładnie mówiąc Pracetor za pomocą jej ciała przewodzi swoim wojskiem. Jest jego marionetką.
Miałam wrażenie, że kolana zaraz się pode mną ugną i polecę jak długa na podłogę. Musiałam się złapać szafki by się nie wywrócić. W głowie mi huczało i nie potrafiłam zebrać myśli. Straciliśmy jedną z naszych. Teraz już nie była wśród nas, nie była już tak potrzebnym nam sprzymierzeńcem, była narzędziem wroga z którym przyjdzie nam walczyć. Spojrzałam z lękiem w oczach na Zacka i po raz pierwszy ujrzałam w jego oczach bezradność i poczucie strachu, co nie wiedzieć czemu przeraziło mnie jeszcze bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro