Rozdział 33
Siedziałam na brzegu fontanny i patrzałam na krople, które spadały strumieniami i wsłuchiwałam się w spokojny szum wody. Czułam spokój, niczym niezmącony spokój. Nie musiałam się już niczym przejmować, byłam wolna od trosk i zmartwień.
Albo przynajmniej tak powinno być, bo gdzieś z tyłu głowy tłukło mi coś czego chyba tam być nie powinno. Był to jedyny element, który mącił mi w niebie, w którym byłam. Co jakiś czas widziałam wyraźnie co mnie tak niepokoiło, ale po chwili kontury tej myśli się zmazywały i schodziły na dalszy plan. Wydawało się jakby umysł usilnie chciał o czymś pamiętać, lecz jednocześnie nie był wstanie, bo jak widać w niebie panowała zasada, że nie można się niczym martwić.
- Sophia? - usłyszałam nagle jak ktoś wolała mnie po imieniu.
Odwróciłam się pewne, że zobaczę jakąś dusze, której kiedyś pomogłam przejść na druga stronę, a która chciała teraz e mną porozmawiać albo któregoś z moich przodków, których osobiście nigdy nie poznałam, ale oni by jakimś cudem wiedzieli kim ja jestem. Lecz zdecydowanie nie spodziewałam się osoby, którą rzeczywiście ujrzałam.
Kilka kroków od fontanny stał Zack. Wybałuszyłam oczy na jego widok i na chwile całkowicie straciłam rezonans. Nie powinno go tu być. Powinien wciąż być na ziemi i walczyć z Pracetorem, zapobiec apokalipsie umarlaków, a nie paradować sobie jakby nigdy nic po niebie.
- Co ty tutaj robisz? - wydusiłam w końcu z siebie z trudem, podchodząc do niego.
Wyciągnęłam rękę, chcąc go dotknąć. Spodziewałam się, że moja ręka przeniknie przez niego jak to się zawsze działo do tej pory, ale tak się nie stało. Spojrzałam zafascynowana na swoją rękę, która zamiast przejść przez jego klatkę piersiową, napotkała opór. Jak widać dwie dusze mogły się dotknąć tak samo jak dwoje ludzi. Potem zrobiłam coś na co od zawsze miałam ochotę, rzuciłam się mu w ramiona i mocno go przytuliłam.
- Poszedłem w stronę światła i oto jestem – odpowiedział mi spokojnie, kiedy tak staliśmy wtuleni w sowich objęciach. Miałam wrażenie, że świat wywrócił się do góry nogami na moich oczach.
- Ale dlaczego? - miałam problem z wymawianiem kolejnych słów, będąc w zbyt wielkim szoku.
- Potrzebujemy twojej pomocy, tam na ziemi. Przeszedłem po ciebie, by cię stąd zabrać, byś wróciła do naszego świata i dokończyła to co zaczęliśmy.
Wtedy sobie uświadomiłam co to za myśl nie dawała mi spokoju i nieudolnie próbowała się przebić na powierzchnie. To była świadomość, że nie pokonałam Pracetora i moi przyjaciele byli skazani na samotną walkę z nim.
- Przyszedłeś po mnie? - upewniłam się i odsunęłam nieco od niego, by móc spojrzeć mu w twarz.
- Tak, jestem tu by zabrać cię z potworem na ziemie.
- Ale tak w ogóle można?
Nigdy nie słyszałam o duszy, która wróciła by z zaświatów na ziemie. Zapewne z piekła nawet nie można było wyjść, no a kto by chciał uciekać z nieba, z istnego raju, gdzie wszystkiego czego tylko się zapragnęło było pod dostatkiem? Przez tą chwilę jaką tu spędziłam przekonałam się, że mają tu najpiękniejsza plaże jakie w życiu widziałam, morze tak przejrzyste i niebieskie jakby było ze szkła. Jedzenie było tu tak wyśmienite, że jakby groziła mi nadwaga, a takowej tu nie było, to już dano bym przytyła dobrych kilka kilo, bo nie potrafiłam przestać zajadać się pysznościami. Pogada zawsze była ładna, nie było ani za zimno, ani za gorąco. Głód, choroby i nieszczęście tutaj nie istniały. Zatem kto chciał by wracać z takiego miejsca na ziemie, gdzie wszystko w porównaniu z niebem, wydawało się tam szare i brudne?
- Nie wiem czy da się wrócić z zaświatów na ziemie, ale musimy spróbować, od tego zależą losy ziemi – powiedział Zack.
- Czyli przybyłeś tu po mnie nawet nie wiedząc czy będziesz mógł wrócić? Zaryzykowałeś, że na zawsze już zostaniesz w zaświatach, po to by mnie sprowadzić na ziemie?
- Zgadza się. Nie pokonamy sami Pracetora, jesteś nam potrzebna, więc musiałem zaryzykować, bo oprócz ciebie nie ma innego sposób by pozbyć się tego szaleńca.
Uważałam za godne podziwu to, że tak ryzykował przechodząc na drugą stronę. Był przywódcą armii przeciwko Pracetorowi, miał na swoich barką wielka odpowiedzialność, a jednak przeszedł tutaj nie mając żadnej gwarancji, że będzie mógł wrócić. Przeszedł po mnie.
Westchnęłam głęboko próbując ogarnąć to wszystko. Myślał by człowiek, że po śmierci wreszcie zyska światy spokój, ale jak widać mi nie było to dane, nie dopóki nie załatwię tego wszystkiego co zaczęłam. Pracetor sam się nie pokona, a moim zadaniem było doprowadzić do jego zagłady, by w niebie nie zrobiło się nagle przeludnienie dusz.
- Dobrze – powiedziałam. - Spróbujmy wrócić na ziemie – postanowiłam pewna swego. Czas w końcu zakończyć to wszystko, miałam tego szaleńca już po dziurki w nosie. Że też muszę się nim martwić nawet będą c martwą,
Zack uśmiechnął się do mnie.
- Panie przodem – powiedział wskazując bramę niebios, przez którą tu weszłam, a teraz przez którą miałam opuścić niebo. Miałam tylko nadzieje, że po tym wszystkim pozwolą mi tu wrócić, a nie, że zostanę potępiona za opuszczenie nieba i więcej nie będą chcieli mnie tu widzieć. Ale to nie była kwestią, która powinnam się teraz martwić.
Złapałam Zacka za rękę i razem ruszyliśmy razem w stronę bram niebios. Wciąż nie mogłam się nadziwić, że potrafię go tak po prostu dotknąć. Było to, no cóż, przyjemne uczucie. Zaczęłam sobie uświadamiać, że dość mocno przywiązałam się do Zacka, co chyba jednak nie było nam na rękę zważając na zbliżającą się wojnę z Pracetorem. Niby na wojnie nie ma miejsca na większe uczucia, lecz tym faktem też nie zamierzałam się teraz przejmować
Kiedy stanęliśmy u bram nieba, po raz ostatni spojrzałam za siebie przez ramię, napawając się widokiem tego raju. Mimo, że spędziłam tu nie wiele czasu, będę tęsknić za tym miejscem. Będzie mi brakować spokoju tego miasta, świeżego powietrza bez spalin, sympatii jaką obdarzyli mnie tutaj mieszkańcy i za wszystkimi szczegółami, które okazały się tutaj tak cudowne. W końcu nie bez powodu nazywa się to niebem.
- Gotowa? - zapytał mnie Zack, widząc nostalgie na mojej twarzy.
- Nie mam innego wyboru jak być gotową. Świat czeka na ocalenie.
Zack tylko się uśmiechnął i pociągnął mnie za rękę przez bramy niebios. Jak tylko przekroczyliśmy próg, wrota się za nami zamknęły i odcięły nas od raju. Poczułam w klatce piersiowej lekką pustkę. Wokół nas były teraz tylko chmury, ciągnące się aż po horyzont.
- I co teraz? Jak wrócimy na ziemie? - zapytałam.
Zack nie odpowiedział, tylko wskazał ciemną plamę, która jako jedna niszczyła krajobraz białych obłoczków. No tak, jak chce się trafić do nieba, idzie się w stronę światła, więc jak pragnie się wrócić, trzeba iść do ciemności. Wzięłam głęboki wdech, bo ciemna plama na horyzoncie nie wyglądała zachęcająco. Ale już i tak nie żyłam, co gorszego mogło by się stać?
- Zatem ruszajmy – oznajmiłam i razem ruszyliśmy w stronę ciemności, pozwalając się jej pochłonąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro