Rozdział 30
Kiedy Alex wreszcie wrócił do salonu z naręczem pościeli, a my wszyscy doprowadziliśmy się do porządku, pozbywając się sadzy po pożarze, każdy znalazł sobie w salonie przytulny kąt do spania. Leo zajął dość sporych rozmiarów fotel, Harley kanapę dwuosobową, a my z Aurelią położyłyśmy się na największej sofie.
- Jakby co będę w swoim pokoju – powiedział Alex nagle nieco speszony jakby nie do końca wiedział jak się zachować i co zrobić z naszą obecnością w swoim domu. - A ty Leo, żadnego palenia trawki w domu, nie chce mieć potem przez to problemów – zwrócił się do niego groźnie.
- Może dotrzymać ci towarzystwa w twojej sypialni? - powiedziała flirciarko Harley, zwracając się do Alexa, gotowa w każdej chwili zmienić swoje miejsce spania.
- Nie, oboje musimy odpocząć, zwłaszcza ty po takim dniu i biorąc pod uwagę, że jutrzejszy dzień pewnie też nie będzie dla was łatwy. Musisz się wyspać. Śpijcie dobrze, dobranoc.
- Dobranocka – powiedziała nieco naburmuszona blondyna, kiedy Alex poszedł sam do swojej sypialni i wychodząc zgasił nam światło.
Jeszcze przez chwilę układaliśmy się do snu i wierciliśmy na swoich miejscach, po czym w końcu nastała cisza i mrok rozlał się po pokoju. Do rana nie zostało wiele godzin, więc musieliśmy skorzystać z nich jak najlepiej. Mimo zmęczenia i tego, że jeszcze chwilę temu dosłownie podałam z nóg, nie potrafiłam od razu zasnąć. Mój mózg nie potrafił się wyłączyć targany niepokojem i strachem co teraz będzie. Miałam ratować świat, lecz nie potrafiłam nawet uchronić samej siebie, więc jak mam ocalić ludzkość? W końcu jednak udało mi się zażyć trochę snu i choć przez chwilę odpocząć.
Niestety nie dane było mi długo pospać.
W środku nocy, zrobiło się nagle strasznie zimno. Zadrżałam pod kocem, pół przytomna zastawiając się czy może ogrzewanie w domu padło, skoro jest tak zimno. Naciągnęłam okrycie pod sam nos i zamknęłam oczy, chcąc znowu zasnąć. Lecz los znowu postanowił się trochę nade mną po pastwić, bo kiedy zmrużyłam powieki, całym domem potężnie zatrzęsło. Aurelia pisnęła wystraszona, a Leo poderwał się na równe nogi.
- Co się do diaska znowu dzieje?! Trzęsienie ziemi? Czy naprawę nie możemy choć jednej nocy przespać w spokoju?! - Leo był ewidentnie poirytowany, co w pełni rozumiałam.
- Co tym razem? - Harley przeciągnęła się niczym kot, lecz nie wydawała się w żadnym stopniu zaniepokojona tym co się dzieje.
Domem znów zatrzęsło i temperatura w pokoju znacznie spadła, co odczuli też moi towarzysze, bo wiedziałam jak portali rękami przedramiona pokryte gęsią skórką.
- Mam już serdecznie dość tych wszystkich niespodzianek – mruknęłam do siebie pod nosem.
Leo, który już był w pełni rozbudzony, zapalił stojąca obok lampę. Pokój zalała pomarańczowa powita, rozganiają mrok. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się uważnie dokoła, próbując zrozumieć co się dzieje. Wtedy lampa zamigotała, po czym zgasła. Aurelia krzyknęła cicho, lecz już po chwili lampa znów się zapaliła. Tak po prostu, sama z siebie.
- Okej, to było dziwne – powiedział lekko zaniepokojony Leo.
- Czemu jest tak zimno? - Harley ciaśniej opatuliła się ramionami.
Podświadomie wiedziałam, że kroi się coś grubego i wcale mi się to nie podobało. Nagle przez pokój przetoczył się złowieszczy śmiech, ten z gatunku szaleńców, który był pozbawiony wesołości. Był tak głośny i przejmujący, że musiałam zatkać sobie uszy. Po reakcjach moich towarzyszy, wiedziałam, że nie tylko ja go słyszałam. Wszyscy wydawali się przestrzeni nie na żarty, a ja poczułam, że ma gęsią skórkę.
- Ten dom jest nawiedzony czy co? - chyba po raz pierwszy widziałam zaniepokojoną Harley, a to musiało naprawdę źle wróżyć.
No i blondyna trafiła w sedno. Mieszkanie na bank było nawiedzone, nie dało się tego wszystkiego inaczej wytłumaczyć. Czemu z jednego nawiedzonego domu trafiam do drugiego?! Przecież to przeczy wszystkim warunkom prawdopodobieństwa! Cóż, jak widać duch nie miał zamiaru ukrywać swojej obecności i ewidentnie chciał się zabawić naszym kosztem i mocno nas zastraszyć. Swoją drogą, nieźle mu szło.
I dopiero wtedy duch postanowił mi się pokazać. Na środku salonu, niewidoczna dla moich kompanów, stała zakrwawiona zjawa, o czarnych skołtunionych włosach. Pustymi, bez życia oczami patrzała prosto na mnie, jakby doskonale wiedziała, że ją widzę. Jej sine usta układy się niemiły uśmiech, nie obiecujący nic miłego. Przestraszona jęknęłam mimowolnie.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ja znam tą dusze. To była Nieszczęśnica. Przyjrzałam się jej zakrwawionym ubraniom i bez problemu znałam miejsce, gdzie została dźgnięta nożem przez Pracetora. Tylko co ona tutaj robiła? Z tego co było mi wiadomo nawiedzała kamienice w której wcześniej mieszkaliśmy, bo tam właśnie zginęła, więc dlaczego była tutaj?
Patrzałam na nią z lękiem i niezrozumieniem. Moi towarzysze jej nie wiedzieli, tylko dalej niepokojenie rozglądali się po pomieszczeniu, czekając na kolejne niepokojące wydarzenia. Nie musieli długo czekać. Nieszczęśnica ruchem ręki otwarła oko na oścież, przez co do pokoju wtargnął przeciąg, rozwiewając firanką i prze pokoju przetoczył wyjący odgłos wiatru. Aurelia skuliła się w sobie jeszcze mocniej, zaciskając palce na krawędzi koca.
- Nie dotrzymałaś swojej umowy! – przemówiła do mnie Nieszczęśnica zimnym, pełnym furii głosem. - Miałaś zniszczyć Pracetora, obiecałaś mi to, ale nie dotrzymałaś słowa!
A więc o to chodziło. Nieszczęścia się wkurzyła, bo nie udało mi się wykonać swojego zadania i teraz mnie nawiedzała za karę. No pięknie, po prostu pięknie, jakby mało spraw miała na głowie.
- Niech ktoś mi powie co się dzieje – domagała się Aurelia piskliwym głosem.
Rozbrzmiały mi w głowie słowa Kayi: „Musisz im powiedzieć, potrzebujesz ich. Nie poradzisz sobie z tym wszystkim sama, a ich masz po to by cię wspierali i ci pomagali". Doskonale wiedziałam, że muszę im wyjawić prawdę, powiedzieć kim jestem i jakie mam zdolności, lecz do tej pory nigdy nie wiedziałam odpowiedniej sposobności by to zrobić. Teraz nadarzyła się ku temu okazja. Drugiej takiej szansy nie dostane, a teraz sytuacja była idealna, bo powinni mi uwierzyć, nie pomyślą, że jestem wariatką kiedy sami są świadkami niewyjaśnionych i nadprzyrodzonych zdarzeń.
Wzięłam głęboki wdech. Czas skoczyć na głęboką wodę, z której nie ma odwrotu. Albo utonę, albo uda mi się wypłynąć.
- W tym pokoju jest duch – powiedziałam cicho, czym skupiłam na sobie zdziwione spojrzenia przyjaciół.
- No całkiem możliwe, że jakiś tutaj jest – powiedziała lakonicznie Harley.
- Nie, Harley, nie rozumiesz – potrząsnęłam głową. - Ja wiem, że w tym pokoju jest zjawa, bo ją widzę. Jestem medium. Jestem i zawsze nim byłam. To dlatego wiem, że w tym domu jest dusza zmarłego, a raczej zmarłej, bo to kobieta. I to ona właśnie nawiedza teraz ten dom.
- Sophia, o czym ty mówisz? - zapytała zaniepokojona Aurelia. Nie zwróciłam uwagi na jej słowa.
- Nie zaprzeczycie, że to co się tutaj teraz dzieje jest czymś normalnym, bo lampy nie mrugają sobie od tak i okna też nie otwierają się same. Tutaj ewidentnie działają siły nadprzyrodzone, a dokładnie pewna niezadowolona dusza. Ja wiem, że to brzmi jak wariactwo, ale taka jest prawda. Na przykład, zaraz spadnie z szafki figurka słonia, bo zjawa właśnie ją podniosła – powiedziałam, bo Nieszczęścia ewidentnie była niezadowolona, że to nie na niej skupia się cała uwaga i chciała przypomnieć o swojej obecności.
Chwilę później rzeczywiście szklany słonik wyleciał w powietrze i zrobił się na ziemi na kawałeczki. Moi towarzysze drgnęli na to wydarzenie i patrzeli z niedowiedzeniem to na mnie, to na roztrzaskanego słonia.
- Nie wiem czemu, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale jakimś cudem wiedzę zmarłych - kontynuowałam - Zawsze tak było, ale rzetelnie to ukrywałam przed światem, ale... - głos mi się lekko załamał. Powiedzenie tego wszystkiego nie było dla mnie proste. - ...ale uważam, że zasługujecie na prawdę i by o tym wiedzieć – ostanie zdanie powiedziałam ledwie szeptem.
Przez całą moją wypowiedź nikt się nie odzywał i słuchali mnie w skupieniu, patrząc na mnie z niedowierzeniem.
- Kozackie! - wyjechała Harley z niespodziewanym komentarzem, szczerząc się jak głupia.
Uśmiechałam się smutno na jej słowa. Miło wiedzieć, że jej to nie przeszkadza, choć nie byłam w stu procentach pewna czy bierze moje słowa na poważnie, czy to dla niej forma żartu.
Aurelia patrzała na mnie jakbym sama była duchem. Przygryzłam wargę patrząc na nią niepewnie. Aż było widoczne jak bije się z myślami, nie wiedząc jak ma to wszystko pojąć. Aurelia uwielbiała logikę i racjonalne podejście do życia, więc wszystko co nadprzyrodzone było dla niej nie do pojęcia i nie potrafiła w to uwierzyć.
- Ty... jesteś....medium? - zapytała powoli, a na jej twarzy malowało się zmieszanie oraz niepewność i jeszcze trochę strachu.
- Tak – potwierdziłam.
Aurelia westchnęła ciężko wlepiając wzrok w swoje palce u rąk, którymi bawiła się nerwowo.
- Dobrze – powiedziała. - Wierze ci – niestety jej słowa trochę przeczyły temu co było na jej twarzy. Widziałam, że nadal nie umie dać w to wiary. Ale też wiedziałam, że chce mi wierzyć i próbuje, a to na razie mi wystarczyło.
Potem spojrzałam na Leo. Uśmiechał się do mnie szeroko i szczerzył zęby w uśmiechu.
- Zawsze wiedziałem, że z tobą coś jest nie tak. No i proszę, mamy w swoim szeregach prawdziwego speca od umarlaków. To by wiele wyjaśniało – pokiwał głową jakby w jego głowie nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Cieszyłam się, że przyjął to ze spokojem i na takim luzie. Kiedy znów zerknęłam na Harley, ta już była zajęta całkowicie czymś innym, jakby moje wyznanie nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, lub po prostu już całkiem o nim zapomniała. Oba warianty były prawdopodobne.
Westchnęłam z nieskrawaną ulgą. Powiedziałam im, wyznałam im prawdę. I nie patrzą na mnie jak na kosmitkę, zdają mi wierzyć lub chociaż akceptować to co mówię. Poczułam jakby ktoś zdjął ze mnie jakiś ciężar, nagle łatwiej było mi oddychać. Uśmiechnęłam się. Kaya i Zack mieli rację, powinna byłam już dawno o wszystkim im powiedzieć.
W końcu spojrzałam na Nieszczęśnice. A no tak, zapomniałam o niej. Dziewczyna wkurzona i niezadowolona patrzyłam na mnie, łypiąc na mnie wzrokiem.
- Wybacz, że musisz czekać, ale dotrzymam słowa, lecz potrzeba mi czasu. To trudny przeciwnik, wiesz o tym – zwróciłam się do niej, czym ściągnęłam na siebie zaskoczone spojrzenia przyjaciół, kiedy zaczęłam gadać w pustą przestrzeń, ale o nic nie zapytali.
Nieszczęścia jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie grozie, ewidentnie niezadowolona z tego, że każe jej czekać, aż jej zemsta się w końcu dopełni.
- Dobra - powiedziała niechętnie. - A tylko spróbuj się nie wywiązać z umowy – zagroziła po czym zniknęła, rozmywając się w powietrzu, a wszystko inne w pokoju wróciło do normy. Wreszcie sobie poszła.
Może jakoś to będzie. Może jednak wszystko się dobrze skończy i potoczy się sprzyjającym dla nas torem. Przecież nie mogło być tak źle, skoro miałam po swojej stronie moich przyjaciół, prawda?
Myśląc te słowa jeszcze nie wiedziałam w jakim wielki byłam błędzie....
-----------------------------------
Częstotliwość pojawiania się nowych rozdziałów w najbliższym czasie może nieco zmaleć, bo z racji tego, że na dworze już tak ładnie i ciepło, moja wena wzięła sobie nieoczekiwany urlop i pojechał na wakacje, zostawiając mnie bez pomysłów...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro