Rozdział 3
Po kilku godzinach nadeszła w końcu pora obiadu, Była to jedna z niewielu okazji, nie licząc spotkań z psychologiem, by wyjść z pokoju. Posiłki większość pacjentów jadała razem w wielkiej stołówce, tylko nieliczni z najpoważniejszymi zaburzeniami mieli dostarczane posiłki do swoich pokoi. Zazwyczaj możliwość wyjścia z mojego pokoju do stołówki była moim ulubionym puntem dnia, bo mogłam spotkać się z innymi ludźmi, nawiązać z nimi jakaś konwersacje i choć na moment zapomnieć gdzie byłam.
Słyszałam, jak w drzwiach przekręca się zamek i w progu stanęła pielęgniarka, Mogłam się założyć, że wszystkim którzy tutaj pracują muszą płacić niesamowite pieniądze, bo taka praca do łatwych i przyjemnych nie należy. Po drodze minęłam kilka innych pacjentów i każdy z nich tak samo jak ja, miał przydzieloną pielęgniarkę do pilnowania go.
W końcu po niedługim marszu krętymi korytarzami, po których mogłabym się poruszać zamkniętymi oczami, dotarłam do stołówki. Panował tutaj gwar i hałas, co jest dość oczywiste skoro wszyscy tutaj ze sobą rozmawiają i słychać odgłosy pobrzdąkiwania talerzy i sztuców. W tym miejscu pielęgniarka zostawia mnie już samą, nie depczę mi wiecznie po piętach, bo nie ma takiej potrzeby. Gdzie by się tylko rozejrzało były kamery i stali opiekunowie gotowi w każdej chwili interweniować jeśli by się coś stało.
Ale to tylko awaryjny system bezpieczeństwa, bo opiekunowie jak i pielęgniarki bazują zawsze na o wiele prostszym i wygodniejszym systemie przywracania nas do pionu i do prządku. Mianowicie każdy z nas tutaj miał na ręku bransoletkę, której nie da się ściągnąć, nie ważne czego byś próbował. Słyszałam wiele drastycznych historii o tym jak inni pacjenci próbowali je zdjąć i doskonale wiedziałam, że to niemożliwe. Bransoletka miała wbudowany system, którym mogli kierować wszyscy pracownicy zakładu. Mianowicie za każde nieposłuszeństwo, bransoletka kopnie cię prądem na polecenie osoby sprawującej w danym momencie nad nami opiekę. Zazwyczaj jest to tylko leki wstrząs lub ukłucie bólu, ale ich moc można regulować, więc czasami ból jaki one powodują jest okropny. Taki system sprawdza się tutaj od lat i zastanawiam się czy jest on legalny.
Stanęłam do długiej kolejki po wydawkę jedzenia i kiedy dostałam tacę z podejrzaną zawartością na talerzu, usiadłam przy jednym z wolnych stolików. Nie siedziałam długo sama, bo po chwili dosiadła się do mnie moja przyjaciółka z którą zawsze jadam posiłki.
- Hej – powiedział zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
- Część Aurelio - uśmiechnęłam się do niej na powitanie.
Aurelia była zwykłą przeciętna osobą o prostych, brązowych włosach i z okularami na nosie za których patrzały na mnie uważnie orzechowe oczy. Dziewczyna wygląda całkowicie normalnie i tak też się zachowywała, więc pierwszego dnia kiedy ją spotkałam, tutaj w stołówce, nie rozumiałam dlaczego tu jest. Dopiero potem zdałam sobie z tego sprawę. Miała zaburzenie jaźni. Aurelia nosiła w sobie dwie osobowości, dlatego na pierwszy rzut oka wszystko było z nią w porządku, bo dowodziła tylko jedna z jej wcieleń. Ale czasami stery przejmowała druga z osobowości, która dość mocno się różniła od potulnej i spokojniej Aurelii. Dziewczyna nie znała swojego drugiego wcielenia, wszystkie informacje jakie o nim miała pochodziły od osób które jej o niej opowiadały. Ja też kilka razy spotkałam jej druga wersje.
Nie zdążyłam zapytać Aurelii co u niej słychać i czy wszystko w porządku, bo krzesło obok niej odsunęło się szurając głośno po podłodze. Z impetem na krześle usiadała druga z moich przyjaciółek i ostatnia w tym ośrodku. Uśmiechała się szeroko i promiennie, ukazując swoje białe i równiutkie ząbki. Jej dwa kucyki na czubku głowy podrygiwały, kiedy stawiała tace na stole i zdmuchnęła kosmyk blond włosów, który opadał jej na oczy.
Co za ironia, bo dziewczyna nazywała się Harley i już od dziecka wykazywała skłonności psychopatyczne. Wiedziałam też, że jeśli miała by tylko możliwość, moja blond przyjaciółka pofarbowała by się na różowo i niebiesko, by jeszcze bardziej przypominać Harley Quinn, która chyba była jej autorytetem i idolką. Zawsze uważałam, że jej istnienie to wielki i nieśmieszny żart Boga. Ta dziewczyna mnie czasami naprawdę przerażała swoimi pomysłami i zachowaniem. Podpowiedzmy sobie szczerze, była wariatką.
- Sophio, czy jakieś duchy się ostatnio do ciebie odzywały? - zapytała mnie lekkim tonem Harley i całkowicie wyluzowana zaczęła nakładać sobie na widelec podejrzaną potrawkę, która była dziś na obiad.
Harley nie do końca wierzyła w moje widzenie duchów, uważała chyba, że jak wszyscy tutaj mam coś nie tak z głową, ale mimo to i tak się ze mną przyjaźniła. Sama w końcu była pogrążona w totalnym szaleństwie, tak jak inni i nie wydawało by się by jej to przeszkadzało, lub chciała by się wyleczyć. Oj nie, Harley uwielbiała być wariatką i uważała to za swój atut i odmawiała wszelkiego leczenia. Tak więc nie wierzyła w moje duchy, przez co często robiła mi docinki, ale wiedziałam, że nie robiła tego ze złośliwości, tylko da żartów i z nudy.
- Harley, daj Sophii wreszcie spokój – odezwał się nowy głos. Tym razem męski, bo obok mnie usiadł jedyny przedstawiciel płci przeciwnej z którym nawiązałam w tym miejscy jakikolwiek kontakt.
Był to Leo, który z takim samym niesmakiem jak ja patrzał na nasz dzisiejszy obiad, kiedy w tym czasie Harley zajadała się nim jakby jadła cukierki. Brązowe włosy opały mu na czoło, kiedy spojrzał karcąco na Harley, za jej niemiłe słowa, lecz ona nic sobie z tego nie zrobiła.
On całkowicie mi wierzył i twierdził, że jeśli naprawdę widzę duchy i to nie są halucynacje, to rzeczywiście tak jest. Sam wylądował tutaj, bo był uzależniony od narkotyków, więc myślę, że tyle w życiu wypalił dopalaczy i innych podejrzanych substancji, że mając halucynacje widział już nie jedno i po prostu wierzył w moje widzenie zjawisk paranormalnych. Miło, że chociaż on w stu procentach mi wierzył.
I tak oto przy tym stole zebrali się wszyscy moi znajomi jakich tutaj spotkałam. Nigdy nie widziałam potrzeby integrowania się z innymi pacjentami, zwłaszcza, że każdy tu miał coś mocno nie tak z głową, ale te trójka sama jakoś tak si na mnie napatoczyła i zostaliśmy paczką, bo z racji tego, że byliśmy w podobnym wieku, dobrze się dogadywaliśmy. Niezła epika, nie ma co: wariatka, ćpun, dziewczyna z omamami i dziewczynka z rozdwojeniem jazi. Taaaak, nie ma to jak mieć dobrych przyjaciół. Ale lepiej mieć takich, niż żadnych, nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro