Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

- Lepiej się ukryjcie. Jeśli policjanci wiedzą, że jesteście w tej okolicy, mogą zacząć przeszukiwać pobliskie domy – powiedział Alex, któremu najwyraźniej przeszło niezadowolenie z naszego pobytu w jego domu i zaczął grać w naszej drużynie. Byłam mu wdzięczna, że udziela nam pomocy.

- Dziękuje kochanie, że nam pomagasz – powiedziała Harley, dając Alexowi szybkiego buziaka, co zaskoczyło nas wszystkich. Lecz zanim ktoś z nas zdążył o coś zapytać, chłopak pogonił nas byśmy się schowali.

Aurelia, wczołgała się pod kanapę, Leo schował się w spiżarce, a my z Harley ukryłyśmy się w szafie. Ledwie zamknęłyśmy za sobą drzwiczki mebla, rozległo się pukanie do drzwi wejściowych.

- A co się stało z Jokerem? - zapytałam Harley szeptem, kiedy Alex zmierzał w kierunku drzwi wejściowych, a my z Harley próbowałyśmy tak się ustawić w tej ciasnej szafie, by każdej z nas było w miarę wygodnie.

- Joker to już przeszłość – odpowiedziała i niechcący wbiła mi łokieć w żebra, kiedy szukała dogodnej pozycji.

Nie powiem, że nie byłam zaskoczona. Harley miała totalną obsesje na punkcie tego chłopaka, więc to że z nim zerwała było równoznaczne z śniegiem w lipcu.

Wtedy usłyszałyśmy zgrzyt przekręcanego zamka, otwieranych drzwi i głos Alexa:

- W czym mogę pomóc panie władzo?

Wstrzymałam oddech. Alex miał rację, że policjanci będą zaglądać do pobliskich domów, kiedy będą nasz szukać.

- Przepraszam, że niepokoje o takiej godzinie, ale jesteś sam w domu drogi chłopcze? - usłyszałam gruby, obcy głos, który musiał należeć do policjanta.

- Tak, rodzice wyjechali na weekend za miasto. Coś się stało, że puka pan do moich drzwi?

Alexowi całkiem dobrze szło granie niczego nieświadomego obywatela, nawet głos mu nie zadrżał i nie zdradzał żadnych oznak zdenerwowania. Kłamstwo bardzo wiarygodnie i gładko przeszło mu przez usta.

- Szukamy niebezpiecznych zbiegów z szpitala psychiatrycznego. Ich złapanie jest bardzo istotne, bo są oni zagrożeniem dla wielu osób, jak i dla samych siebie. – O jak ładnie to ujął, pomyślałam w duchu. - Jest to czwórka nastolatków. Nie widziałeś ich może lub nie wiesz w którą stronę się udali? Każda informacja się nam przyda.

- Och nie, nie widziałem ich, przykro mi, ale liczę, że prędko ich złapiecie, bo wydają się być naprawdę groźni.

- I tacy są. Na pewno nic o nich nie wiesz? - policjant wydawał się podejrzliwy, jakby nie do końca wierzył w to co Alex mówi.

Czułam jak obok mnie Harley się spina, a mi serce tłukło się w piersiach. Może na pierwszy rzut oka może się wydawać, że oprócz Alexa rzeczywiście nikogo nie ma w domu, ale jeśli policjant zacznie przeszukiwać mieszkanie, na pewno nas znajdzie i tym razem nie zdążymy uciec.

- Nie, nic nie wiem panie władzo, naprawdę – tym razem głos Alexa nie był już taki pewny i spokojny jak na początku, wkradła się w niego nutka paniki.

Potem nastała chwila ciszy, w której siedząc zamknięte w szafie, nie wiedziałyśmy co dzieje się przy drzwiach. Jeśli miałabym zgadywać, to zapewne w tym momencie policjant mierzył uważnym spojrzeniem Alexa, próbując określić czy ten mówi prawdę czy też kłamie. Moje serce biło tak głośno, że bałam się, że i słyszy je komisarz przy drzwiach, co nas wyda i zdemaskuje. Widziałam jak obok mnie Harley niepokojenie to zaciska to luzuje dłonie na kiju do baseballa, w każdej chwili gotowa do ataku jeśli zajdzie taka potrzeba.

- No dobrze, wierze w twoje słowa – powiedział powoli policjant, ale wypowiedział to takim tonem, który przeczył jego słowom. Wcale nie uwierzył, ale nie miał żadnych podstaw, które mogłyby obciążyć Alexa, oprócz swoich własnych podejrzeń

- Mogę jeszcze w czymś pomóc? - do głosu Alexa wróciła swoboda i pewność siebie.

- Nie, to wszystko. Dziękuje bardzo, proszę na siebie uważać. Do widzenia.

Chwilę później usłyszałyśmy dźwięk zamykanych drzwi i pełne ulgi westchnienie Alexa.

- Poszedł sobie, możecie wyjść – powiedział po chwili.

Harley pomału i ostrożnie otworzyła drzwi szafy, a kiedy okazało się, że rzeczywiście w mieszkaniu nie ma już policjanta, wyszłyśmy z naszej kryjówki. Chwilę później stanęli obok nas Leo i Aurelia.

- Niewiele brakowało – powiedziałam i w końcu pozwoliłam sobie uspokoić rozszalała serce, mówiąc mu, że niebezpieczeństwo na tą chwile minęło.

- Wiście mi ogromną przysługę, za to co właśnie dla was zrobiłem – powiedział Alex. - Nie dość, że ukrywam zbiegów, to jeszcze kłamie policjantowi w żywe oczy!

- Witaj w naszym świecie – powiedziała Harley. - Dodaj do tego jeszcze ucieczkę z zakładu zamkniętego, chodzenie po dachach na wysokości piątego piętra i wysadzenie w powietrze stacji benzynowej i masz wypisz wymaluj naszą codzienność.

Dolicz do tego jeszcze widzenie duchów, opętania, zakrwawione widma które straszą cię po nocach i apokalipsę umarlaków, dodałam w duchu. Taaaa co za urocza wizja rzeczywistości.

- Rodzice rzeczywiście wyjechali na weekend, więc dom jest pusty, nic wam tu nie grozi, powinniście przez pewien czas być bezpieczni – powiedział Alex. - Możecie się przespać w salonie na kanapach, jeśli wam to odpowiada, przyniosę wam koce i poduszki.

- Dziękujemy, że nam pomagasz – powodziłam, bo dopiero teraz sobie uświadomiłam, że w tym całym zamieszaniu mu nie podziękowałam.

- Oby tylko to nie był mój największy błąd w życiu.

Udaliśmy się wszyscy do salonu Alexa, gdzie mieliśmy dziś nocować. Kiedy Alex poszedł po poduszki i koce dla nas, Leo wyszedł za nim w poszukiwaniu łazienki. Zresztą wszyscy musieliśmy się umyć, bo nadal byliśmy cali z sadzy po pożarze. Aurelia z Harley stanęły przy oknie i o czymś rozmawiały, kiedy ja w międzyczasie usiadłam zmęczona na kanapie.

Wtedy nagle poczułam jak ogrania mnie chłód, jakby w pokoju nagle zrobił się przeciąg, co było niemożliwe, bo wszystkie okna były zamknięte.

- Sophia! - usłyszałam nagle po swojej prawej stronie radosny okrzyk, od którego aż podskoczyłam przestraszona.

Dziewczyny stojące przy oknie nie odwróciły się na dźwięk tego głosu, jakby wcale go nie słyszały, więc już wiedziałam o co tu biega. Odwróciłam się do zjawy, która stała obok mnie, tuż przy kanapie na której siedziałam. To nie był Zack i potrzebowałam chwili, żeby przypomnieć sobie kim była ta stojąca obok mnie dziewczyna, bo pamiętałam, że kiedyś gdzieś już ją widziałam.

- Kaya – powiedziałam cicho, by nie zwrócić na siebie uwagi Harley i Aurelii, kiedy wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.

Spotkałam już kiedyś Kaye, to było jeszcze w szpitalu psychiatrycznym, kiedy przyszła mnie ostrzec, że w świcie umarłych dzieje się coś niepokojącego. Dopiero potem dowiedziałam się, że jest jedną z rebeliantek przecz Pracetorowi pod rozkazami Zacka.

- Dzięki bogu, że żyjesz! - Kaya ewidentnie nakręcona i równie przejęta, zaczęła mówić jak najęta. - Ty wiesz jak Zack odchodził o zmysłów, kiedy się dowiedział, że was znaleźli? Wpadł w totalna panikę. Wysłał chyba wszystkich zwolenników rebeli, by cię znaleźli, martwił się niemiłosiernie. Był tak wściekły i przerażony, że kazał się na oczy mu nie pokazywać, póki ktoś cię nie znajdzie.

- Zack się o mnie martwił? - zapytałam nieco zaskoczona, choć jednocześnie poczułam, że się uśmiecham na tą myśl.

- I to jak! Jak go zostawiłam by pójść cię poszukać, to prawie aż sobie włosy rwał z głowy z niepokoju – mówiła już nieco spokojniejszym tonem, jakby emocje już trochę opadły. - Nie ma co się dziwić, że go tak obchodzisz, jesteś główną częścią jego planu w pokonaniu Pracetora, tajną bronią o której nasz wróg nie wie, a która może go skutecznie pokonać. Choć mówiąc szczerze tak między nami myślę, że Zack martwi się o ciebie nie tylko z tego powodu, zależy mu na tobie i nie chodzi tylko o misję jaką masz wykonać.

Kiedy to powiedziała zrobiło mi się ciepło na sercu. Zacka naprawdę obchodziło co się ze mną dzieje i nie wiele miało to wspólnego z pokonaniem Pracetora. Wysłał wszystkich swoich podwładnych by mnie znaleźli. Nie wiedziałam co o tym myśleć.

- Niestety już nie jestem taką tajną bronią – powiedziałam i moja radość, że Zack naprawdę się mną przejmował prysła. - Pracetor już zdaje sobie sprawę o moim istnieniu i wie jaką rolę mam w tym odegrać. Wie o wszystkim. Jest przygotowany na to, że będę chciała go przeprowadzić na drugą stronę.

Kaya zbladła, o ile to w ogóle możliwe w przypadku ducha.

- Ale... ale jak? - za jąkała się przerażona.

- Nie mam pojęcia, ale tylko członkowie rebelii wiedzieli o tym planie, nikt z zewnątrz, nie mógł mieć o tym pojęcia, co oznacza, że ktoś nas zdradził.

- To niemożliwe – wyszeptała Kaya patrząc na mnie z niedowierzaniem. - Kot mógł to zrobić?

- Nie mam pojęcia, praktycznie nie znam nikogo z rebelii, ale koniecznie musisz powiedzieć o tym Zackowi. Przekaż mu też, że nic mi nie jest i że jestem w bezpiecznym miejscu i poproś go żeby się jutro ze mną skontaktował, bo już naprawdę nie wiem co powinnam teraz zrobić i potrzebuje jego pomocy.

- Dobrze, przekaże mu – Kaya pokiwała twierdząco głową. - Powiedziałaś im? - wskazała na Harley i Aurelie. - Wiedzą, że jesteś medium?

- Nie – przyznałam skruszona. Do tej pory tylko Kornelia znała całą prawdę.

- Musisz im powiedzieć, potrzebujesz ich. Nie poradzisz sobie z tym wszystkim sama, a ich masz po to by cię wspierali i ci pomagali, lecz nie będą w stanie tego zrobić, póki nie poznają prawdy.

Nie odpowiedziałam jej, bo nie wiedziałam co. Zdawałam sobie sprawę, że Kaya ma rację, ale mimo to nie wiedziałam jak miała bym moim towarzyszom powiedzieć, że jestem medium.

- Uważaj na siebie Sophio – powiedziała jeszcze Kaya. - Teraz będzie coraz ciężej i nie poradzisz sobie w pojedynkę, pamiętaj o tym. Do zobaczenia wkrótce – pożegnała się i jej sylwetka zaczęła zanikać, aż całkowicie się rozmyła.

Zostawiła mnie samą z swoimi słowami, które cały czas wybrzmiewały mi w głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro