Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Stałam w progu mieszkania całkowicie oniemiała i wmurowana w podłogę. Słyszałam jak stojąca za mną Kornelia z sykiem wciąga powietrze.

Nasz pokój wyglądał jak ruina.

Wszystkie meble przewracano, a część z nich nawet brutalnie połamano. Materace zostały zrzucone z łóżek oraz porozcinane, tak że aż wychodziły z nich sprężyny. Poduszki i kołdry rozdarto, przez co teraz w całym pokoju walały się pierze. Z krzeseł już nic nie zostało, wyglądały jakby ktoś je rozwalił z dużą siłą. Jedynym śladem po ich istnieniu były tylko walające się ich cząstki. Talerze na których jeszcze tego ranka jedliśmy śniadanie, zostały stłuczone i postawione na posadzce w aneksie kuchennym. Wszystkie nasze osobiste rzeczy zostały porozrzucane po całym mieszkaniu i znaczna część z nich nie była już w jednym kawałku. Lampa ledwo wisiała na syficie, huśtając się na wystających kablach.

- O boże – usłyszałam za sobą roztrzęsiony głos Kornelii. - Co tu się stało? - zapytała wchodząc głębiej do mieszkania i drżącymi rękami podnosząc z podłogi kawałek materiału, który kiedyś był jej bluzką.

Przełknęłam z trudem ślinę. Jednak moje uczucie niepokoju, było w pełni uzasadnione. Poczułam jak spinają mi się wszystkie mięśnie w moim ciele. Rozejrzałam się po pokoju, nie wierząc własnym oczom. Nasze mieszkanie wyglądało strasznie, a ja czułam się tu bardzo nie spokojna i nie na miejscu. A co jeśli ten kto to zrobił, za chwile znów tu wpadnie i tym razem to my padniemy jego ofiarą? Zadrżałam. W mieszkaniu nie ostało się w nim co by było w jednym kawałku. Ten kto to zrobił, ale nieźle się przyłożył do tej demolki. Lecz kto to był i dlaczego to zrobił? Pomyślałam o Nieszczęśnicy, ale ona nie miała by powodu i dość siły, by zrobić coś takiego. Zatem był to ktoś kto jak najbardziej był żywy.

Ruszyłam w głąb pokoju z przerażeniem przyglądając się temu, co jeszcze do niedawna było moim domem. Tapeta na ściana została rozcięta jakiś ostry przedmiotem, drzwi z łazienki wyrwane z zawiasów, okno wybito, a reszta łazienki tonęła w wodzie, bo kran został uszkodzony i tryskał wodą. Kiedy zrobiłam kolejny krok, nadepnęłam na coś co pękło pod naciskiem mojej stopy. Schyliłam się by podnieść to coś. Była to szklana kula z baletnicą w środku. Pamiętałam jak Aurelia kupiła ją kiedy byliśmy w sklepie, bo bardzo tak jej się podobała. Każdego dnia przed snem potrząsała kulą i patrzyła jak opadają w niej płatki śniegu. Kochała ten przedmiot. Teraz kula była pęknięta, nie było w niej już ani wody, ani śniegu. Poczułam pod powiekami łzy, które powstrzymałam tylko siłą woli. Oderwałam baletnice od podstawki i schowałam figurkę do kieszeni.

Odwróciłam się w stronę Kornelii. Ona była równie zdezorientowana i roztrzęsiona jak ja. Z niedowierzaniem rozglądała się po naszym mieszkaniu, nie wierząc w ogrom zniszczeń jakie zastałyśmy. Widziałam jak z wściekłości zaciskała pięści, ale nic nie mogła zrobić, by cofnąć to co się stało. Byłyśmy bezradne i mogłyśmy tylko patrzeć na ogrom zniszczeń. Straciliśmy dach nad głową, wszelkie pieniądze, a wraz z tym nadzieję. Znów staliśmy się zbiegami z psychiatryka, bez grosza przy duszy, dachu nad głową czy celu w życiu. Wszystko się rozpadło i rozmyło w pył.

- Dlatego? - zapytała mnie cicho, a jej głos był podszyty złością jak i rozpaczą. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Nie potrafiłam odpowiedzieć jej na to pytanie, lecz sama też pragnęłam poznać na nie odpowiedź.

Wtedy przyszła mi do głowy myśl, która mnie zmroziła oraz poczułam jak strach i niepokój znów ogarniają moje ciało. Gdzie jest Harley i Leo? Zostawiłyśmy ich w mieszkaniu, kiedy wyszłyśmy. Gdzie byli teraz? Co się z nimi stało? Nic im nie jest? Czy ten kto zrujnował nasze mieszkanie skrzywdził też ich? Zostali porwani?

Musiałam się przytrzymać ściany, bo bałam się, że zaraz zemdleje, bo z tych wszystkich obaw, zaczęło mi się kręcić w głowie. Mój oddech był szybki i nierówny. Tylko spokojnie, panika w niczym nie pomoże. Wdech, wydech. Zmusiłam się by regularnie i spokojnie oddychać.

W ten nagle po kamienicy przetoczył się kobiecy krzyk. Był krótki i szybko się urwał, ale to wystarczyło.

- To Harley – powiedziała Kornelia, odwracając się gwałtownie w moją stronę z szeroko otwartymi oczami.

Pokiwałam energicznie głową, przywykając ślinę. To rzeczywiście ona krzyczała.

- Szybko! - Kornelia już rzuciła się biegiem w stronę drzwi, a ja czym prędzej poszłam w niej ślady, będąc tuż a nią, kiedy wbiegałyśmy po schodach na wyższe piętra, skąd dochodził krzyk Harley.

W końcu dotarłyśmy na najwyższą kondygnacje i z impetem wypadłyśmy przez drzwi prowadzące na dach. Jak tylko znalazłyśmy się na zewnątrz, poczułam chłody wiatr, który rozwiał mi włosy. Był późny wieczór, było ciemno jak w grobie, ale na szczęście uliczne latarnie oświetlały okolice. Wtedy na drugim krańcu dachu, tuż przy jego krawędzi dostrzegłam Harley i Leo. Byli w jednym kawałku i nie było z nimi nikogo kto mógłby być wrogiem. Odetchnęłam z niemałą ulgą. Podbiegłyśmy do nich razem z Kornelią i zatrzymałyśmy się przy klęczącej na ziemi Harley, która oddychała ciężko.

- Co się stało? Czemu krzyczałaś? - zapytałam ją wciąż lekko zaniepokojona.

- Krzyczałam, bo się wystraszyłam – odparła po prosu blondyna, jakby to była rzecz oczywista i podniosła się na nogi.

- Podeszła za blisko krawędzi dachu i spadła by gdybym ją w ostatniej chwili nie złapał – wyjaśnił nam Leo.

Pokiwałam głową. Ważne, że nikomu nic nie było, w tym momencie to było dla mnie najważniejsze, a Harley spiorę głowę za jej nieostrożność innym razem.

- Jesteście ranni? Co się wydarzyło? Dlaczego nasze mieszkanie jest zniszczone? Co tu się dzieje? - zapytałam ich gradem pytań, które od dłuższego czasu mnie nurtowały.

- Zaleźli nas! - powiedziała roztrzęsiona Harley.

- Ale kto?! - dopytywałam ją,

- Ludzie ze szpitala psychiatrycznego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro