Rozdział 23
Alexandria nadal nieprzytomna leżała na ziemi, ale jej oddech był spokojny, a tęczówki, pod zamkniętymi oczami w normalnym kolorze. Pracetor przestał ja opętywać. Na razie.
Kornelia totalnie wytrącona z równowagi, z przerażeniem w oczach wpatrywała się w Alexandrie. Byłam pewna, że teraz w jej głowie myśli biły się ze sobą, logika spierała się z tym co właśnie się wydarzyło i niedowierzaniem oraz próbą zaprzeczenia, że to wcale nie było prawdziwe. Ale fatów nie dało się ignorować. Nie potrafiła wyprzeć z świadomości tego co tu zaszło. I całe moje utrzymywanie tajemnicy o duchach szlag trafił.
- Co tu się właśnie stało? - zapytała roztrzęsiona Kornelia patrząc to raz na mnie, to na Alexandrie.
Westchnęłam. Nie było już sensu niczego przed nią ukrywać. Wiedziała już dość sporo, a tego co jeszcze nie wiedział i tak się z czasem domyśli, więc równie dobrze mogła od razu jej wszystko powiedzieć.
- Alexandria została opętana – powiedziałam w prost, bez owijania w bawełnę.
Kornelia spojrzała na mnie z niedowierzaniem i już otwarła usta by coś powiedzieć, lecz nagle je zamknęła. Wiedziałam, że chciała zaprzeczyć moim słowom i powiedzieć, że to przecież niemożliwe, ale po tym co zobaczyła, musiała przed samą sobą przyznać, że to prawda.
Wtedy Alexandria wciągnęła głęboko powietrze, odzyskując przytomność i otworzyła oczy.
- Nic ci nie jest? - zapytałam ją, pomagając jej usiąść.
- To się znowu wydarzyło – wyjąkała cicho zlękniona. Aż trzęsła się ze strachu.
- Znowu? - zapytałam zdziwiona, bo byłam pewna, że Pracetor opętał ją, bo ja tu byłam i chciał ze mną porozmawiać. Nie wpadałam na pomysł, że mógłby to robić wcześniej i regularnie.
- Tak. Mój ojciec, po tym jak umarł, stale mnie opętuje. Nie mam pojęcia czemu to robi, ale ja się naprawdę boję, nie rozumiem tego. Musicie mi uwierzyć, same widziałyście co się stało – mówiła zdenerwowana i opatuliła się ciasno rękami, jakby to mogło ją ochronić przed złem.
No tak, Pracetor był jej ojcem, wszystko się zgadza. To tego się tak lękała i obawiała, bo ojciec przejmował władze nad jej ciałem. Nie dziwiłam się jej przerażeniu, każdy na jej miejscu cały czas lustrował by przerażony swoją okolice i obawiał się zagrożenia z każdej strony.
- Nie wiem co mam robić, do kogo zgłosić się po pomoc, ale chce by to się już skończyło – powiedziała płaczliwym głosem Alexandra, a ja widziałam, że już nie wiele jej brakuje by popaść w obłęd i się załamać.
- Wierze w to co mówisz – powiedziałam spokojnym głosem. - I pomogę ci – obiecałam.
Pracetor skrzywdził i zagrażał wielu osobą. Najpierw Nieszczęśnica, teraz Alexandria i na koniec cała ludzkość. Musiałam go pokonać, nie było innej opcji, bo jak mi się nie uda, równie dobrze w ziemie mógłby trafić olbrzymi meteoryt, a skutki były by podobne.
- Jak za życia nazwał się twój ojciec? - zapytałam Alexandrie.
Imię było bardzo znaczące i ważne w sferze duchowej. To ono dawało kontrole nad duszą i pozwalało mieć nad nią panowanie. Do tej pory myślałam, że poradzę sobie bez niego, że po prostu z zaskoczenia nakaże Pracetrowi przejść na drugą stronę, ale teraz wiedziałam, że to nie będzie takie proste, bo on już się mnie spodziewał i szykował się by odeprzeć mój atak. Dlatego koniecznie potrzebowałam poznać jego imię. Ono da mi moc i władze nad nim, wtedy znacznie prościej będzie mi zmusić go do przejścia w zaświaty. Będzie musiał mnie posłuchać, bo go do tego zmuszę dzięki jego imieniu.
Alexandria podniosła się z miejsca i podeszła do stojącego obok regału, po czym wyciągnęła z niego album fotograficzny, który mi podała. Wzięłam go od niej i otwarłam na pierwszej stronie. Było tam zdjęcia mężczyzny o czarnych włosach i zimnych niebieskich oczach. Obok niego stała kobieta, która też była szatynką i trzymała na rękach malutkie dziecko. Zgadywałam, że tym niemowlakiem była Alexandria, więc na zdjęciu musieli być jej rodzice.
- To jest mój ojciec, Artur Stephański – wskazała na mężczyznę na zdjęciu. Zatem nazywa się Artur. - Za życia pracował w korporacji za marne pieniądze, ale to była jedna stała praca, w której umiał się utrzymać na dłużej. Zawsze miał wielkie ambicje, których jednak nie udało mu się osiągnąć. Życie ciągle brutalnie ściągało go do rzeczywistości i rozbijało jego marzenia w pył.
To dlatego stał się tak zgorzkniałym człowiekiem. Mimo usilnych prób, nigdy nie potrafił dotrzeć do swoich celów i życie nie obchodziło się z nim delikatnie. To wszystko musiało mocno na niego wpłynąć, dlatego teraz kiedy jej martwy i nic go nie ogranicza, pragnie się odegrać na losie i zdobyć to co jego zdaniem mu się należy.
Kornelia patrzała na nas z wyrazem szoku i nierozumienia na twarzy, spoglądaj to na mnie to na Alexandre. Była zdezorientowana oraz przerażona i się jej nie dziwiłam. W końcu nie na co dzień ma się kontakt z opętanymi osobami.
- W jaki sposób umarł? - zapytałam, bo uświadomiłam sobie, że nie znam odpowiedzi na to pytanie, a była to dość istotna kwestia.
- Zginął w wypadku samochodowym. Kiedy pewnego dnia zimowego wracał z pracy, jego samochód stracił kontakt z podłożem i w poślizgu wpadł pod koła ciężarówki. Podobno zginął na miejscu. Pogrzeb był bardzo skromny. Pochowaliśmy go na cmentarzu kilka przecznic od HauntedStreet.
Mimo wszystko poczułam się odrobinę zawiedziona. Myślałam, że śmierć osoby, która dowidzi apokalipsą, będzie bardziej spektakularna, a nie zwykłym nieszczęśliwym wypadkiem. Ale Pracetorowi odbiło dopiero po śmierci i to wtedy wpadł na szalony pomysł przejęcia władzy nad światem. A to mnie mieli za szaloną i zamknęli w psychiatryku. Przynajmniej wiedziałam, gdzie są jego szczątki, choć nie wiedziałam w jaki sposób mogło by mi to pomóc. Miałam nadzieję, że Zack miał jakiś dobrze obmyślony plan jak mam wysłać Pracetora na drugą stronę, bo miałam wrażenie, że to wszystko zaczyna mnie przerastać.
- Błagam, powiedz mi, że jesteście w stanie mi pomóc – zwróciła się do mnie nadal roztrzęsiona, a w jej oczach widziałam nadzieje. - Nie wiem jak sprawić by ojciec mnie już nie nawiedzał. Powinnam się oddać egzorcyzmowi? Wypędzaniu duchów? Co ja mam robić?
- Spokojnie, ja się tym zajmę – uspokoiłam ją. - Zrobię co w mojej mocy, by twój ojciec na zawsze zostawił cię w spokoju.
Alexandra pokiwała głową i odrobię napięcia zeszło z jej ciała.
- Dziękuję – wyszeptała. - Nie wiem ile jeszcze wytrzymam, zanim do reszty zawaruje.
Och Alexandrio, według specjalistów ja już zwariowałam dawno temu. Lecz nie powiedziałam tego na głos, tylko uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Będziemy się już zbierać – powiedziałam zamiast tego. - Nie chcemy się spóźnić na nasz jedyny autobus do domu.
- Och, oczywiście – czarnowłosa pokiwała energicznie głową. - Miło było was poznać. Dzwońcie jakbyście jeszcze kiedyś o czymś podać – mówiąc to podał mi karteczkę z jej numerem telefonicznym.
- Dzięki – wzięłam od niej świstek papieru i staranie schowałam go w kieszeni, upewniając się, że nie wypadnie. - Dziękujemy za gościnę.
Alexandria odprowadziła do drzwi mnie i nadal będącą w szoku Kornelie. Pożegnałam się z nią serdecznie, lecz moja kompanka wymamrotała tylko jakieś niezrozumiałe słowa pożegnalne. Chyba jej mózg nadal był przytłoczony świadomością istnienia duchów i zaciął się gdzieś na etapie opętywania ciała i smoliście czarnych oczu. Nie dziwiłam się jej. Ja potrzebowałam lat by się z tym wszystkim oswoić, nie mogłam od niej wymagać ogarnięcia tego wszystkiego i zaakceptowania w jedno popołudnie.
Tak więc wyszłyśmy od Alexandrii i w promieniach zachodzącego słońca, ruszyłyśmy w drogę powrotną do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro