Rozdział 35
- Z kim rozmawiasz?
W progu stała Aurelia i przyglądała mi się z zastanowieniem na twarzy, a tuż za nią była reszta moich towarzyszy.
Dopiero teraz zauważyłam to co mi wcześniej umknęło w jej wyglądzie, a mianowicie to, że nie była do siebie podobna. Miała na twarzy dużo makijażu, który całkowicie zmienił rysy jej twarz i jej wygląd, a na głowie miała chustę, pod którą schowała wszystkie włosy, więc jakbym jej nie znała, nawet bym nie byłą w stanie określić ich koloru.
Kiedy spojrzałam na resztę moich przyjaciół, okazało się, że i oni dziwacznie wyglądają. Kiedy ujrzałam Harley, szczęka o mało nie opadła mi na podłogę.
- Harley, czy ty porabowałaś włosy na fioletowo? - wydusiłam z siebie z trudem w mocno zdziwieniu.
- Nie, to niestety tylko peruka, ale tak się sobie w niej podobam, że poważnie zaczynam rozważać przefarbowanie się na fioletowy - odarła.
Ale Leo chyba i tak przebił swoim wyglądem je obie. Czy on dokleił sobie brodę? Bałam się, że zaraz parsknę śmiechem na ten widok, co w moim słabym stanie, raczej nie było wskazane. Włosy schował pod czapką, którą miał zawadiacko ubraną na głowie.
- Co wam się stało? - zapytałam próbując zrozumieć co tu się dzieje.
- Nie zapominaj, że wciąż jesteśmy poszukiwanymi zbiegami z psychiatryka, uważanymi za niebezpiecznych i zagrażającym życiu innym, a po tej całej akcji z podpaleniem stacji benzynowej, szukają nas dwa razy bardziej, więc kamuflaż był konieczny. W takim miejscu jak szpital aż roi się od ludzi i głupota było by uważać, że nikt nas nie rozpozna, więc musieliśmy się uciec do przebrań - wyjaśniła Aurelia.
- Ty po wypadku byłaś tak pobijana, że i tak nikt by cię nie poznał, ale my nie mieliśmy się tak dobrze i teraz paradujemy w tych dziwnych rzeczach - powiedział Leo z niesmakiem patrząc na swoją sztuczną brodę.
- Wyglądacie uroczo - powiedziałam nie potrafiąc powstrzymać się od uśmiechu.
- Zatem z kim rozmawiałaś? - ponowiła pytanie Aurelia, ewidentnie będąc nieco podejrzliwą.
Do tej pory nie opowiedziałam im o Zacku, Pracetorze i jego planie podboju świata. Ale właśnie może nadszedł ten moment, w którym należało by im wyznać całą resztę prawdy? Wiedzieli już, że jestem medium, uwierzyli mi i nie uciekli ode mnie, więc zasługiwali by znać też resztę prawdy, zwłaszcza że zbliżało się ostateczne starcie z Pracetorem, a ja bardzo potrzebowałam sojuszników.
- Poznajcie Zacka - powiedziałam wskakując go, mimo tego, że i tak nie mogli go zobaczyć.
Gdyby sytuacja nie była tak tragiczna i poważna, ich zdezorientowane miny, którzy próbowali wypatrzeć ducha o którym mówię, mogły by być nawet zabawne.
A potem im powiedziałam. O wszystkim. O tym, że to Zack był twórcą pomysłu ucieczki z psychiatryka, o Pracetorze, o apokalipsie umarlaków, o stanie Aleksandry i o wszystkim innym co było w tej sytuacji znaczące. Z każdym moimi słowem na ich twarzach malowało się coraz większe niedowierzanie, które mieszało się z próbą akceptacji, tego co usłyszeli.
Kiedy skończyłam na sali zaoponowała cisza. Niepewna spuściłam wzrok na swoje dłonie i zaczęłam się bawić palcami. Miałam nadzieję, że nie wezmą mnie za wariatkę, albo nie stwierdzą, że majaczę pod wpływem leków przeciwbólowych.
- A ja myślałam, że widzenia duchów nic nie przebije, ale wiadomość o apokalipsie umarlaków przebija wszystko - powiedziała Harley z swoim słynnym uśmieszkiem łobuziary na twarzy. - Zapowiada się z tego niezły materiał na film.
Nie mogłam się nie roześmiać pod nosem. Ta dziewczyna zawsze umiała rozładować napięcie.
- Cóż to wszystko zdecydowanie nie jest normalne, jeszcze pogadamy o tym później, ale w tym momencie naszą naglącą sprawą jest wydostanie się z tego szpitala. Prędzej czy później ktoś się zorientuje kim jesteśmy, musimy stąd prysnąć póki czas - powiedział poważnie Leo.
Byłam zaskoczona powagą i konkretami w jego głosie, bo odkąd wydostaliśmy się z psychiatryka ćpał non stop i rzadko miewał fazy, w których wszystko do niego docierało. Ale miała rację, musieliśmy udać się w bezpieczne miejsce, potem możemy się martwić apokalipsą.
- Ale Sophia jest świeżo po operacjach, wprawdzie przespała kilka dni i jej ciało jest już w większości zregenerowane, ale to i tak potrzebuje opieki medycznej, a żadne z nas nie jest ani trochę zorientowane w tym temacie - zauważyła trzeźwo Aurelia.
- No to mamy szczęście, że Aleksandra Stephańska skończyła medyczne studia - powiedział Zack.
- Skąd to wiesz? - zapytałam, powtarzając jego słowa moimi towarzyszom.
- Możesz się zdziwić ile można się dowiedzieć będąc duchem. Nie mam żadnych ograniczań, mogę sobie szperać w urzędowych papierach do woli, przechodzić przez ścinany, podglądać ludzi i tak dalej. Wiedziałaś na przykład, że prezydent ma w Białym Domu swoją pilnie strzeżoną kolekcję porcelanowych słoni, której nie pozwala nikomu dotykać?
Będąc lekko tym nieco zszokowana, wypowiedziałam jego słowa na głos, pomijając wątek o słoniach prezydenta. Nigdy tak na to nie patrzyłam, ale rzeczywiście duchy muszą mieć nieograniczony odstęp do wszelakich informacji, poprzez śledzenie, podglądanie czy przeszukiwanie prywatnych archiwum. Było to jednocześnie przerażające i fascynujące.
- Czyli możemy się do niej udać, tak jak zakładał pierwotny plan - powiedziała Aurelia.
- Zgadza się Aurelio - spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Jestem Kornelia - zwróciła mi uwagę.
Spojrzałam na nią skonsternowana. Naprawdę nie rozróżniałam kiedy zamieniały się miejscami, to bywało frustrujące i uciążliwe.
- Wybacz - przeprosiłam, lekko zawstydzona.
Zbyła tylko moje przeprosiny machnięciem ręki, zapewne uznając, że nic się nie stało.
- To jaki mamy plan? - zapytała Harley. - Przecież nie pozwolą nam tak po prostu wyjść głównymi drzwiami. Będziemy próbowali zmyć się w nocy?
- Nie, w nocy większość drzwi jest zamknięta, a pacjentów i personelu na korytarzach jest tak mało, że od razu rzucalibyście się w oczy - powiedział Zack, a ja na bieżąco powtarzałam jego słowa. - Lepiej to zrobić wieczorem, kiedy korytarze są jeszcze zatłoczone, większość bocznych drzwi otwarta, a noc zapewni wam kamuflaż w drodze do Alexandry.
- Zack ma rację, lecz będziemy potrzebowali jakiegoś transportu, w takim stanie nie dojdę nigdzie pieszo - powiedziałam.
- Ja mogę coś skombinować - powiedziała tajemniczo Harley, uśmiechając się przebiegle. Wolałam nie wnikać co ma na myśli.
- Dobrze - powiedziałam tylko. - Ktoś musi mi pomóc przedostać się do wyjścia, a inna osoba dobrze by było by zagadała personel, by odwrócić ich uwagę od tego, że opuszczam szpital, bo w takim stanie zdecydowanie nie powinnam tego robić.
- Ja mogę zagadać lekarzy, było się w końcu w psychiatryku ładne parę lat, jestem obczajony w tych tematach, będę miał o czym z nimi gadać - zgłosił się na chętnego Leo.
- Zatem ja cię stąd wyprowadzę - stwierdziła Kornelia i spojrzała na wózek inwalidzki, który stał w kącie pokoju. - A raczej wywiozę, tak będzie znacznie szybciej i prościej, niż byś miała iść taka osłabiona o własnych siłach.
Skinęłam głową, zgadzając się z nią.
- Zatem ustalone, zaczynamy dziś wieczorem, za kilka godzin. Bądźcie gotowi - oznajmiłam i poczułam ulgę, że mamy plan działania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro