Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Kornelia obok mnie dyszała ciężko, opierając ręce na kolanach. Ja opierałam się o budynek obok, próbując załapać oddech. Musieliśmy uciekać dalej. Całe miasto nasz teraz szukało i to naprawdę była tylko kwestia czasu zanim nas namierzą, więc nie mogliśmy tu tak stać i nic nie robić.

- Musimy iść dalej – powiedziałam, wciąż nie umiejącą złapać tchu, po uciecze z pożaru. Czułam jak sadza klei mi się do twarzy, lecz nie odważyłam się jej zetrzeć, bojącą się że rozetrę ją na całą twarz i dostanie mi się do oczu.

- Ale gdzie? - Leo patrzył na mnie wymizerniały i równie wykończony, co my wszyscy.

- Nie wiem... - przyznałam. Nie znałam żadnego miejsca, w którym moglibyśmy się bezpiecznie schronić, ani nikogo, kto by nas od razu nie wydał policji i ludziom ze szpitala.

- Ja mam pewien pomysł – powiedziała zagadkowo Harley, uśmiechając się. - I to całkiem dobry.

- Wiesz, gdzie możemy się ukryć? - zapytałam ją z nutą nadziei jak i niepewności, bo to w końcu była Harley, nie wiadomo co jej chodziło w tej chwili po głowie.

- Tak. Za mną – rozkazała, wyglądając ostrożnie za róg i kiedy okazało się, że droga jest czyta, ruchem ręki dała nam znak, byśmy podążyli za nią. Nie mając zbytnio innego wyjścia, ruszyliśmy za nią.

Poprowadziła nas krętymi uliczkami, bacznie uważając, by żadne służby porządkowe nas nie zauważyły i nie złapały.

- Poczekajcie – powiedziała w pewnym momencie, zatrzymując się przed zakrętem, bo najwyraźniej kogoś zauważyła. Schowaliśmy się zatem w cieniu latarni, by być mniej zauważalnymi.

- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? - usłyszałam po swojej prawej stronie cichy szept Korneli. Spojrzałam na nią skonsternowana. Dopiero po chwili zrozumiałam, czemu zadaje takie na pozór głupie pytania. Najwyraźniej jej dwie osobowości znów się zamieniły, więc przed mną stałą Aurelie.

- Co pamiętasz jako ostanie? - zapytałam się, by zorientować się ile ją ominęło.

- Jak byliśmy w mieszkaniu i oznajmiłaś, że wychodzisz na cały dzień.

- A no tak – przypomniałam sobie, bo rzeczywiście wtedy po raz ostatni rozmawiałam z Aurelią. - Sporo cie ominęło. W dużym skrócie, to znaleźli nas pracownicy z psychiatryka i zdemolowali nam mieszkanie, więc musieliśmy uciekać. Następnie nas otoczyli i z braku innych rozwiązań, Harley z Kornelią wznieciły dość sporu pożar byśmy mogli zwiać. Przez to wszystko ściągają nas teraz chyba wszyscy w mieście, więc szukamy jakieś kryjówki.

Podczas całej mojej wypowiedzi Aurelia słuchała uważnie i spokojnie kiwała głową analizując moje słowa, choć zauważalnie pobladła. Jak na ilość informacji jakimi ją teraz zasypałam, wydawała się nad wyraz opanowana.

- Mamy jakiś plan? - zapytała w końcu.

- Harley twierdzi, że wie gdzie możemy się ukryć, więc pozwoliliśmy się jej poprowadzić. Mówi, że to już nie daleko i zaraz będziemy na miejscu.

- To dobrze, przy zainteresowaniu jakie teraz wzbudzamy, dobrze było byśmy się na jakiś czas zapadli pod ziemię i nie wychylali póki to wszystko nie ucichnie, jeżeli w ogóle kiedyś to wszystko przycichnie.

- Koniec gadania – uciszyła nas Harley. - Droga wolna, idziemy – ponagliła nas i ruszyliśmy w drogę, pokonując ostatni odcinek trasy.

Zatrzymaliśmy się przy niewielkim, zwykłem domku z niebieskimi drzwiami. Nie ukrywam, że nie tego się spodziewałam, kiedy Harley mówiła, że zna bezpieczną kryjówkę.

- Harley, gdzie ty nas zaprowadziłaś? Kto tu mieszka? - zapytałam podejrzliwie.

- Cierpliwości, zaraz się dowiecie – powiedziała spokojnie, pukając do drzwi.

Usłyszeliśmy kroki w korytarzu i po chwili w progu stanął chłopak na oko w naszym wieku z blond czupryną. Spojrzał na nas szczerze zaskoczony, po czym jego wzrok zatrzymał się na Harley, którą chyba jako jedną znał z naszego towarzystwa, żądając wyjaśnień.

- Hej Alex – powiedziała Harley z flirciarskim uśmiechem, patrząc na niego z żarem w oczach.

Nie znałam tego gościa, lecz wydawało się, że nasza blond towarzyska wręcz przeciwnie.

- Harley? - zapytał chłopak ewidentnie nic nie rozumiejąc. Witaj, w klubie brachu, ja też nie łapię co robimy na twoim progu. - Co ty tu robisz? A raczej co ty i twoi towarzysze tu robicie?

- Tak się składa, że potrzebujemy pilnej oraz natychmiastowej kryjówki i szczerze liczę na to, że nie odmówisz nam przysługi i udzielisz pomocy zabłąkanym duszyczką – zamrugała słodko oczami do chłopaka, którego wcześniej nazwała Alexem.

- Czy cię do reszty pogrzało?! Zadawać się z samą tobą, to jedno, ale ukrywać was wszystkich, kiedy trąbią o pościgu za wami w wszystkich wiadomościach to drugie – syknął chłopak, raczej nie będąc zadowolony z naszej wizyty.

Harley ściągnęła maskę uroczej i słodkiej blondynki, która próbowała przekonać Alexa swoim wdziękiem i przeszła do ofensywy.

- Doskonale rozumiem o co ci chodzi, ale naprawę myślisz, że zawracałam bym ci głowę, gdybym nie miała innego wyjścia? - powiedziała ostrym tonem, najwyraźniej postanawiając dobyć dla nas schronienie nie uprzejmością, lecz nawet i siłą. - Potrzebujemy pomocy. Musimy się gdzieś schować na jakiś czas, choćby tylko do rana. Obiecuję, że przed wschodem słońca ślad po nas zaginie i wyniesiemy się z twojego domu raz na zawsze, ale teraz nie mamy się gdzie podziać. Naprawdę zostawisz nas tak na ulicy i pozwolisz by nas schwytali? Wiesz co się potem stanie? Zamkną nas w domu bez klamek i nigdy nie wypuszczą! Ja naprawdę nie chce tam wracać, ale jeśli nam nie pomożesz tak się właśnie stanie! Nie mamy nikogo innego kto mógłby nam pomóc, zostałeś tylko ty. Wiem, że nie pisałeś się na ukrywanie zbiegów, kiedy po raz pierwszy zapukałam do twoich drzwi, ale nasza sytuacja jest krytyczna, więc musimy też podjąć krytyczne środki. Proszę cię Alex...

- Dobra! - powiedział w końcu chłopak, przerywając jej monolog, lecz ewidentnie mu się to wszystko nie podobało. Zapewne wiele ludzi w tym momencie zgodziło by się na wszystko, byle tylko Harley w końcu przestała gadać.

Alex otworzył szerzej drzwi wpuszczając nas do środka, lecz grymas na jego twarzy przypominał, że wcale nie podjął tej decyzji chętnie i z przyjemnością.

- Ale jeśli was tu znajdą, to powiem, że mnie zaszantażowaliście i zmusiliście bym dał wam schronienie. I do diabła po co ci Harley ten kij do baseballa?!

- Nie ma problemu i tak w większym bagnie nie możemy już siedzieć, więc jedno oskarżenie więcej lub mniej na naszym koncie nie zrobi różnicy – powiedziała zadowolona z siebie Harley, która osiągnęła swój cel. - A co do kija, to zawsze warto jest mieć coś czy można by się obronić, prawda?

- Chyba pobiegli w tamtą stronę! - rozległy się nagle głosy policjantów niesione przez echo, którzy musieli być zapewne tuż za rogiem.

- Szybko do środka! - popędziłam moich towarzyszy i niczym tornado wpadliśmy do domu Alexa, zamaszyście zamykając za sobą drzwi.

Spojrzałam z wdzięcznością na Alexa. Nie wiedziałam jak mu podziękuję za to, że nas ukrywał. Tutaj będziemy bezpieczni, nie za długo i pewnie tylko przez chwilę, ale jednak przez moment bezpieczni.

-----------------

Wattpad przestawia mi kolejność rozdziałów 😐😐😐

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro