9. Sophia
11.06.2022
Sophia
Taylor nie wrócił przez całą noc. Kiedy więc budzę się rano, to pierwsze co robię, to szybki bieg do zajmowanego przez niego pokoju.
Z niepokojem odkrywam, że nic się nie zmieniło.
Rozumiem go. Z pewnością ma teraz zamiast mózgu kompletną papkę, ale wolałabym, żeby nam w końcu uwierzył i zaczął w pełni współpracować.
Rozumiem także Marcusa, nie mógł trzymać go na siłę. Taka współpraca nie wypali. Jeśli ma być dobrze, Taylor musi wrócić, wiedząc, że to jego decyzja, a nie widzimisię obcych ludzi.
Przez tę noc słabo spałam i właśnie odczuwam tego skutki. Biłam się z myślami, analizując, czy nie ma jakiegoś trzeciego wyjścia z tej patowej sytuacji.
Wzywanie zmarłych, którzy opuścili ten żywot z własnej ręki, może nieść za sobą poważne konsekwencje, ale tak naprawdę to nie tego się obawiam.
Boję się, że rozmowa z Mairag sprawi, że się rozsypię. Przez trzy lata noszę żałobę w sercu. Udało mi się wypracować rytm, dzięki któremu jako tako funkcjonuje.
Czy jeśli go zburzę, to uda mi się go na nowo odpracować?
Odrzucam egoizm na bok i ogarniam się szybko w łazience. Muszę to zrobić i to czym najprędzej. Demon się nie pojawia, Parker milczy...
Wychodzę z pomieszczenia i wpadam na Livię, uśmiechającą się od ucha do ucha.
- Wiesz kto wrócił?
Nie muszę zgadywać. Ogromny głaz spada mi z serca, kiedy wychylam się na korytarz i zauważam tam Taylora.
Livia wychodzi, a do mojego pokoju wkracza wspomniany mężczyzna. Zamykam za nim drzwi i czekam na to, co powie.
- Nie wiem, co mam myśleć - zaczyna i siada na łóżku. - Śniła mi się babcia. - Krzywi się. - Bardzo cierpiała.
Wyjątkowo nie panuję nad swoją reakcją. Otwieram szeroko usta, zdziwiona jego słowami.
Staruszka musi być ogromnie silna, skoro udało jej się skontaktować z wnukiem, będąc po drugiej stronie, a nie za odbiciem lustrzanym w naszym świecie.
Zaciskam wargi, ganiąc się za to i przysiadam obok mężczyzny.
- Co jeszcze ci powiedziała?
Taylor mruży oczy.
- Że demon nie zadowoli się tylko nimi i chce więcej. Dodała, że czerpie z nich siłę i teraz przebywają w matni. - Wplata palce we włosy. - Wspomniała też imię. - Układa dłonie wzdłuż ciała i spogląda na mnie z miękkością. - Jest tam z Parkerem.
Co prawda wiedziałam o tym, ale to zapewnienie dodało mi sił. Parker jeszcze się trzyma, nie przepadł, czego obawiam się z każdą, uciekającą sekundą.
- Nie wiesz, czy nam wierzyć, rozumiem to i wcale tego nie wymagam - podejmuję po dłużącej się ciszy. - Wystarczy, że będziesz wierzyć w to, że jest szansa, żeby uratować twoją babcię. Do tej pory nie spotkałeś się z demonem, mówiłam ci jakie są wyjścia, kiedy pierwszy raz go ujrzysz. - Spoglądam na niego z powagą. - Jesteś tu, a to najważniejsze. W najbliższych dniach będę wymagać od ciebie tylko jednego, współpracy.
Klepię go pocieszająco po ramieniu i wstaję. Taylor chce coś powiedzieć, ale wtedy drzwi się otwierają i staje w nich Marcus. Po jego minie wnioskuję, że przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- A ja wymagam więcej. Weź prysznic, zjedz coś i się zbieraj. Pojedziesz z Ethanem i Liv do jednej posiadłości, w której zamieszkująca rodzina zgłosiła coś dziwnego.
- Co ty wyprawiasz? - oburzam się od razu, zapominając, że jest moim szefem. - Nigdy czegoś takiego nie praktykowaliśmy.
- Bo nigdy jeszcze nie miałem aż tak wielkiego braku zaufania do zwyczajniaka - odcina i unosi dłoń w geście, żebym nawet nie próbowała się sprzeciwiać. - Sophio, nie zapominaj, że to nie ty tu dowodzisz. Taylor - zwraca się do mężczyzny, ale spojrzenie na przykute do mnie - masz trzydzieści minut. Na zewnątrz czeka Tabitha, odprowadzi cię do pokoju.
Taylor posłusznie wstaje i wychodzi, wcześniej zerkając na mnie przelotem. Zostaję sama z Marcusem, oczekując tego, co ma mi do powiedzenia.
Jestem tak wnerwiona, że wolę nie odzywać się bez pytania, bo to może się źle skończyć.
- Wiesz, jakie jest twoje zadanie. Masz zamiar je wykonać?
Chłodno przytakuję. Marcus unosi nieznacznie kącik ust i bez słowa wychodzi.
Kiedy drzwi się za nim zamykają, opadam bez sił na łóżko.
***
Na największej sali, jaka znajduje się w naszym budynku, narysowałam okrąg, w którym za moment zasiądę.
Wokół niego porozkładałam zapalone świece i przy każdej rozlałam wodę święconą. Ma ona na celu zatrzymanie duszy, by po przywołaniu nie uciekła, tylko wróciła do miejsca, gdzie się znajduje.
Siadam na piętach i układam przed sobą wisiorek ze srebrną zawieszką w kształcie gwiazdy. Obok niego kładę zdjęcie, przedstawiające niską brunetkę o małych oczach i nosie.
Mairag.
Wolno oddycham i skupiam się na niej, chcąc, aby do mnie przyszła. Prowadzę w głowie monolog, mając nadzieję, że go słyszy i przybędzie, żeby mi pomóc.
Uchylam lekko powieki i zauważam, że jedna ze świec migocze. Dokładam do okręgu planszę z alfabetem, notatnik i ołówek, a następnie ponownie zamykam oczy.
- Mairag, jesteś tu? - pytam w pustkę, a mój głos niesie echo. - Wiem, że nie powinnam cię przywoływać, ale potrzebujemy twojej pomocy.
Wyczuwam energię. Najpierw delikatną, jak muśnięcie piórkiem, a z sekundy na sekundę coraz cięższą, pochłaniającą.
Zerkam na świece, których płomień unosi się teraz do sufitu. Przenoszę wzrok za okno, gdzie drzewa uginają się pod naporem wiatru, choć na zewnątrz nie wieje.
Czas zaczynać.
- Tęsknię za tobą - mówię, nie potrafiąc tak od razu przejść do rzeczy. Mairag była moją najlepszą przyjaciółką i nikt nigdy jej nie zastąpi. - Potrzebujemy odnaleźć kogoś, kto dzierży taką samą moc jak ty. Czy będąc w... - zacinam się, nie wiedząc jak określić miejsce, gdzie się znajduje. Żadna dusza nigdy nam nie zdradziła, gdzie trafia się po śmierci. Więc nie mamy pojęcia czy niebo istnieje. - Czy stamtąd, gdzie się znajdujesz, możesz odnaleźć kogoś z taką mocą?
Plansza drga. Odnotowuję literę za literą, aż w końcu ruch ustaje.
Tak.
- Dobrze. - Rozluźniam nieco dłonie. - Czy znajdziemy gdzieś taką osobę?
I znów obserwuję planszę. Tym razem Mairag najpierw tworzy odpowiedź nie, by później dodać do niej tak.
Marszczę brwi.
- Co masz na myśli?
Skupiam się na zapisywaniu liter, kątem oka widząc, że świece płoną słabiej.
- Nieodkryta moc? - pytam, a Mairag porusza swoim wisiorkiem, co ma oznaczać tak. - Gdzie znajdziemy tę osobę, która ją ma, ale jeszcze o niej nie wie?
Tutaj - pada odpowiedź. Mairag coraz więcej czasu zajmuje przesunięcie słów na planszy. Niedobrze.
- Czyli ta osoba znajduje się tutaj i nie wie o swojej mocy. - Zaciskam palce na skroniach, usilnie myśląc, jak skonstruować pytanie, by uzyskać odpowiedź.
Mairag nie wie, jak się nazywa ten człowiek. W przeciwnym przypadku podałaby imię od razu. Nie mogę marnować jej siły na szczegółowy wywiad. Nie zapytam więc, czy to kobieta czy mężczyzna ani jak wygląda, czy jak długo tu jest.
Świeca niemal gaśnie. Mam tylko jedną szansę.
- Mairag, czy ten człowiek należy do organizacji?
Litery przesuwają się z ledwością po planszy. Przygryzam wargę, modląc się, bym zdążyła poznać odpowiedź.
Pierwsza świeca gaśnie.
I kolejna.
I jeszcze jedna.
W momencie, gdy salę zalewa ciemność, przybliżam się do tablicy.
Wpatruję się w odpowiedź, składającą tylko z kilku liter.
Nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro