Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Sophia

11.11.2022

Sophia

Sala pomieściła niemal wszystkich ludzi z Scout. Stoję na krześle, by być lepiej widoczną i przemawiam do ponad dwustu osób. Nie czuję o dziwo tremy. Nie wszystkich z nich znam, niektórzy gdzieś mi przemknęli, ale bywają i tacy, których widzę pierwszy raz na oczy.

Tabitha z Taylorem są obok i starają się zapanować nad tłumem, bym mogła być dobrze zrozumiana. Staram się opowiadać bez nadmiernych emocji, sucho i konkretnie, ale nie wychodzi. Ciężko mówić o Mairag jako tej złej, kiedy całe życie była dla mnie najważniejszą osobą w życiu.

Wiem, że to prawda. Nie da się mieć nadziei, że tak bardzo się pomyliliśmy w osądzie, ale i tak tkwią we mnie okruchy złudzenia, że to nieprawda. Wolałabym się teraz ocknąć ze śpiączki. Chciałabym, żeby to wszystko się nie wydarzyło.

Ufałam jej, kochałam ją, myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, a to okazało się farsą. Miałam się za inteligentną, a nie ujrzałam tego obłudnego fałszu, który miałam tuż pod nosem.

— W jaki sposób ją pokonamy?

— Gdzie Marcus?

— Chao pewnie z nią współpracuje i to pułapka.

— Dlaczego ty o tym opowiadasz?

— Kim ty właściwie jesteś?

Zdanie za zdaniem. Pytanie za pytaniem. Członkowie Scout wyrzucają z siebie słowa z prędkością karabinu, a ja nie potrafię nadążyć z odpowiadaniem. Na niektóre z nich nawet nie potrafię.

Mamy mało czasu, żeby zbudować konkretny plan. Nigdy nie działamy w ten sposób, a teraz musimy. Do tego nie wiemy wszystkiego, opieramy się na podejrzeniach i nadal błądzimy. Wciąż jest kilkanaście otworzonych furtek, które od dawna powinny być zamknięte.

Jak ją pokonamy? Nie wiem. Celuję, że kluczem jest demon, ale to tylko podejrzenia.

Gdzie Marcus? Nie wiem.

Czy Chao współpracuje z Mairag? Wątpię, ale nie mogę tego wykluczyć.

Dlaczego ja opowiadam? Bo tak wypadło. Kim jestem?

Medium, które ma dość i zarazem ma zapał jakiego już dawno nie miałam. Powinnam to wszystko powiedzieć głośno, ale zamiast tego odpowiadam sobie w głowie, obserwując produkującego się Taylora.

Taylor... Dlaczego właściwie on? Miał być naszym ratunkiem, ale czy trafił do Scout w przypadku przeznaczenia? A może coś nam umyka? Coś bardzo ważnego. Czy to możliwe, że Mairag obrała sobie za cel babcię Taylora z konkretnego powodu? Tylko jakiego?

— Soph, trzeba tu ściągnąć szybciej Marcusa, bo sami ich nie ogarniemy — odzywa się Taylor i głową wskazuje na coraz to bardziej rozemocjonowany tłum.

Unoszę spojrzenie ponad ich głowami i prawie uśmiecham się, widząc kto w nich stoi. Wywołany wilk.

— Cisza! — wrzeszczy Marcus i wszyscy momentalnie milkną. — Rozumiem, że Sophia podzieliła się z wami wiadomościami — rzuca i spogląda na grupkę w kącie, a oni gwałtownie przytakują. — Dobrze. W drodze do nas są dwie organizacje. Z Meksyku i Brazylii. W tym momencie ludzie, którzy mieszkają w promieniu pięćdziesięciu mil od miejsca, gdzie pojawi się Mairag są ewakuowani — dodaje, idąc w moją stronę. — Miejsce jest szczególne, ponieważ to właśnie stamtąd udało jej się zapanować nad demonem.

Jedna zagadka mniej. Ile jeszcze furtek pozostało? Zastanawiam się, czy w tak krótkim czasie udało się Marcusowi to wszystko wyjaśnić.

— Jak ją zabijemy? — pyta ktoś z tłumu, ściągając na siebie wiele spojrzeń.

Marcus przystaje i odwraca się w kierunku tego człowieka.

— Nie da się zabić kogoś, kto nie żyje, a my nie mamy zamiaru dopuścić do tego, by wróciła. — Uśmiecha się lewym kącikiem ust. — Na początek medium i demonolodzy pozbędą się demona. Wszyscy razem, jest zbyt silny przez Mairag, by mierzyło się z nim mało osób.

Zerka na mnie, jakby badał moją reakcję na wymienianie imienia Mairag. Zachowuję kamienną twarz.

— A później?

Znów odzywa się ta sama osoba, wywołując irytację w Marcusie. Domyślam się, że to świeżak i jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak Marcus reaguje na brak cierpliwości. Tyle że dziś to musi zostać wybaczone, bo cierpliwość nie jest cechą jakiej potrzebujemy.

— Później zatrzymamy Mairag. Potrzebne będzie specjalne lustro. Wydostanie się z jednego świata, a my zamkniemy ją w drugim. A na koniec go zniszczymy — tłumaczy wypranym z emocji głosem.

Inny świat to... Coś nowego. Nie zdawałam sobie do tej pory sprawy, że coś takiego jest możliwe, ale jest za mało czasu, by się w to zagłębiać.

Obserwuję Marcusa i widzę, że jest tak pewny siebie, że musiał uzyskać wiele konkretnych informacji. Ogłasza każdemu adres, gdzie mają się udać i dochodzi do nas. Czekamy aż pomieszczenie zostanie opuszczone i dopiero wtedy Marcus zaczyna mówić:

— Otrzymałem ciekawą opowieść od meksykanina, dzięki temu wiem, jak zwalczyć
Mairag — tłumaczy Marcus. — Nie chciałem o tym mówić przy wszystkich, bo zaczęłyby się wypytywania, a na to nie mamy czasu. Tabitha jedź z Taylorem, ja dojadę z Sophią. Ogarnijcie tam towarzystwo, na miejscu jest już Livia z Ethanem i Cynthia.

Nie podoba mi się to, że ja mam zostać, ale się nie sprzeciwiam. Tabitha posyła mi tylko współczujące spojrzenie, wiedząc, że mimo okoliczności przebywanie sam na sam z Marcusem nie jest szczytem moich pragnień.

Obserwuję jak Taylor z Tabithą odchodzą, łapiąc się za dłonie. Wydaje się, że robią to mimowolnie, tak jakby tak właśnie miało być i nawet nie odnotowują, że się za nie trzymają. Trochę im tego zazdroszczę.

— Będzie cholernie trudno. Sprawimy, że Mairag przestanie istnieć. Jesteś na to gotowa? — pyta miękko, kiedy zostajemy sami.

Marcus chce mnie dotknąć, ale odsuwam się nim to zrobi.

— Potrafię odstawić emocje na bok — odpowiadam chłodno, nie zrywając połączenia wzrokowego.

Widzę, że Marcus chce coś jeszcze dodać, ale przełyka ślinę i przymyka powieki, jakby sam sobie tłumaczył, że lepiej nie. Kiedy powrotnie się we mnie wpatruje, znika jakakolwiek delikatność.

— To dobrze. Nadal nie znamy roli Chao w tym wszystkim i mam nadzieję, że niczym więcej nas nie zaskoczy.

— Oby — mruczę. — Nie powiedziałeś w jaki sposób odzyskamy Parkera. Gdy pokonamy demona on wróci? Normalnie przy demonach tak przecież jest, ale to nie jest pospolita sytuacja.

Marcus krzywi się i przeczesuje dłonią włosy. Nie podoba mi się to, że nie odpowiada natychmiast. Przełamuję się i łapię go za ramię, by go ponaglić.

— To jeszcze jedna rzecz, której nie udało mi się ustalić. Liczę na to, że gdy pokonamy demona, to Parker do nas wróci, ale nie jestem tego pewny. Jest możliwość, że nie uda nam się go uratować...

Cofam się, jakby ugodził mnie nożem. To nie może być prawda. Parker wytrzymał tyle czasu uwięziony. Cierpiał i przeszedł piekło po to, by na sam koniec się okazało, że go nie wydostaniemy?

To niemożliwe. Muszę go stamtąd wyciągnąć. I zrobię to, nawet za cenę własnego życia.

***

Mam wrażenie Deja Vu. Czuję się dokładnie tak samo jak w tamtym śnie, kiedy tu stałam. Tylko że tym razem jest nas naprawdę wielu. Cały dach przepełniają ludzie. Na każdym z pięter także są, jak i na ulicy i... Gdzie się tylko nie obejrzę.

Cała armia, by pokonać jedną osobę. A ja nieświadomie próbowałam to zrobić tylko za pomocą Ethana i Livii. Jakim cudem uniknęłam śmierci? Czyżby Mairag nie planowała nas zabić? Jeśli tak, to dlaczego?

Bo nie uwierzę, że z dobroci serca. Nie miała obiekcji, by porwać Parkera.

Nie wierzę też już w tę regenerację. Nie mogliśmy osłabić jej na tyle, by się musiała ukryć. To wszystko było po to, by nam zamydlić oczy i byśmy nie dotarli do prawdy. I gdyby nie Chao, to nam by się nie udało.

Rozglądam się, czy aby go gdzieś tutaj nie ma. Nie widzę go, ale czuję, że jeszcze go dziś zobaczę.

— Moja działka ogarnięta — mówi Tabitha, stając obok mnie, Marcusa i Taylora. — Zaczynamy?

Marcus przytakuje.

Obok pojawiają się Ethan, Livia i Cynthia. Witamy się smutnymi uśmiechami i razem robimy krok naprzód. Nasza grupka stoi na czele, prowadzona przez Taylora. Marcus raczył nas dopiero tutaj uświadomić, że to on wykona ostatni krok, pozbywając się Mairag raz na zawsze.

Choć jest zimno nie odczuwam chłodu. Drżę nasycona jedynie ogarniającą mnie energią. Każdy z medium skupia się na wyczuciu demona w ciszy. Trwamy w milczeniu z przymkniętymi powiekami i zagłębiamy się coraz to bardziej w odmętach świadomości.

Granica między nami a demonem jest cienka. Wystarczy jeden niefortunny ruch, by wszystko przepadło.

— Ogarnęły mnie fale śmierci — zaczyna recytować Ethan, a z każdym kolejnym zdaniem z osiemnastego psalmu dołącza się coraz więcej demonologów.

Przełykam ciężko ślinę i pocieram skostniałe palce, pod stopami odczuwając drgania. Odchylam głowę i lekko unoszę powieki, wbijając wzrok w niebo. Po gwiazdach nie ma śladu, nie widać nigdzie księżyca. Jest tylko dominująca ciemność, ogarniająca wszystko.

Wiem, że chce nas opleść i złapać w swoje sidła. Zdusić i wypluć.

Zaciskam pięści, słuchając kolejnych modlitw z ust setek ludzi i robię krok przed siebie. Jest tu.

Zerkam na Taylora i wiem, że on też to czuje. Demon czai się w mroku, polując na nas. Ostrzy sobie zęby i warczy, szykując się do ataku. Jest wściekły, marzy o tym, by rozszarpać nasze ciała i pławić się w krwi.

A skoro to Mairag odpowiada za demona, to tak naprawdę są jej emocje. To ona jest tak rozgniewana, że śmiemy jej przeszkadzać w planie, że nie zawaha się przed niczym, by dopiąć swego.

Głosy demonologów są coraz głośniejsze. Tną ciszę z zabójczą precyzją, kiedy my skupiamy się na tym, by zlokalizować demona i odciąć mu drogę ucieczki. To my musimy być myśliwymi. Jeśli go nie pokonamy, to plan Mairag się powiedzie.

Kiedy moją czaszkę rozsadza ból, a znikąd rozbłyska oślepiające światło, mam pewność, że jest bardzo blisko. Z trudem ustaję na nogach, podtrzymywana przez Taylora, ale ani myślę się poddać.

Zaciskam zęby i skupiam się na odepchnięciu oplatającego głowę cierpienia. Wyobrażam to sobie, jakby mój mózg owijał bluszcz, a ja muszę go rozszarpać by się uwolnić. Nie tylko ja mam z tym problem.

Rejestruję kątem oka, że kilkunastu medium zwija się na betonie, a tylko ci silniejsi pozostają niewzruszeni na ten psychiczny atak.

— Pomogę — szepcze Taylor i spogląda w moje oczy.

Tak jak ćwiczyliśmy, zdejmuje ból kawałek po kawałku, sprawiając, że oddycham z ulgą. Taylor nie kończy na mnie. Raz po raz przesuwa wzrokiem po kolejnych medium, a oni niemal natychmiast wstają na powrót kierując swoje myśli na demona.

Mój podziw do mężczyzny rośnie. Taylor odpycha atak na siebie, pomaga kilkunastu osobom i do tego pozostaje skupiony. Wiedziałam, że drzemie w nim moc, ale mam wrażenie, że właśnie teraz zaczyna kipieć, domagając się ujścia.

— Tu jest — rozlega się czyiś głos.

Odwracam się w kierunku, z którego płynęły słowa i czuję to. Demon się ujawnił. Skacze, próbując się wydostać, ale my, osoba po osobie dokładamy sideł, by mu na to nie pozwolić.

W powietrzu czuję zapach krwi, a z nieba zaczyna płynąć rzęsisty deszcz. Nie widzę nic, ale to nie jest przeszkodą. O wiele większym utrudnieniem jest nabierająca mocy wichura, która w każdej chwili może stać się huraganem.

Trzymamy z całych sił demona, a demonolodzy wyprawiają swoje formułki, by odesłać go tam, gdzie jego miejsce. Przenoszę wzrok na ogromne lustro weneckie, które zostało tu ustawione celowo i dostrzegam, że zaczyna migotać.

— Musimy się pospieszyć! — krzyczę i wkładam całą swoją siłę w oplątanie demona.

Strużka potu płynie mi po skroni, gdy zaciskam pięści i zęby. Musi się udać, musi.

Demon drga, nieznacznie przesunięty w stronę lustra. Nie wiem, ile czasu zdołamy wytrzymać, ale nasza siła nadal jest niewystarczająca, by sprawnie pokonać tę bestię. Wyszukuję wzrok Marcusa, a gdy nasze spojrzenia się łączą, mężczyzna nieznacznie przytakuje.

Krzyczy, by każdy użył całej swojej energii, a jego słowa powtórzone przez wiele osób docierają do wszystkich. Oblizuję spierzchnięte usta i mrugam, gdy demon się materializuje.

Opleciony ciasno linami szarpie się i kłapie paszczą, wydając z siebie dźwięki przeraźliwego bólu.

Raz!

Jest już bliżej lustra.

Dwa!

Wiatr przybiera na sile.

Trzy!

Jeszcze tylko trochę...

Cztery!

Z nosa kapie mi krew.

Pięć!

Demon dotyka lustrzanej tafli. Próbuje uciec, to jego ostatnia szansa.

Budynek drży, niebo przecina jedna błyskawica, a po niej następna i jeszcze jedna. Grzmot dudni w uszach, a każdy z nas coraz ciężej oddycha.

Znikąd pojawiają się opary, zmuszające nas do poddania. Jesteśmy tak blisko...

— Jeszcze tylko trochę! — krzyczy Taylor i wydaje z siebie dźwięk, od którego cierpnie skóra. — Ostatni raz! — dopinguje.

Chociaż ledwo stoję na nogach, wylewam z siebie całą wściekłość, zgromadzoną w ostatnim czasie.

Opuszcza moje ciało gwałtownie, pozostawiając po sobie przyjemną pustkę.

Nie wygrasz, Mairag! — wołam w głowie do niej i wykonuję zamachnięcie dłonią. Demon znika za lustrem, które w momencie zaczyna migotać tak, jakby za chwilę miało rozprysnąć się na kawałki.

Odsuwam przyklejone do twarzy włosy i wytężam wzrok, dostrzegając po drugiej stronie lustra kształt.

To ona.

— Zaraz wyjdzie! — wykrzykuje Marcus i trąca Taylora.

Wpatruję się w Mairag nieruchomym spojrzeniem, nie zdolna, by wykonać jakikolwiek ruch. Czuję w sobie sprzeczne emocje, niepozwalające wesprzeć Taylora.

Patrzę na nią i widzę swoją najlepszą przyjaciółkę, Dziewczynę, która była przy mnie zawsze, kiedy jej potrzebowałam. Dostrzegam osobę, jaką podziwiałam i obierałam za cel.

— Sophia! — Marcus potrząsa moimi ramionami. — Ona tobą manipuluje. Odciąga twoją uwagę, bo jest cały czas z tobą połączona emocjonalnie. Musisz się od niej odciąć! Teraz! Albo zabierze część ciebie i nigdy jej nie odzyskasz, rozumiesz?! — wydziera się i staje przede mną tak, bym na nią nie patrzyła.

Wypuszczam z siebie powietrze z syknięciem i wtulam się w Marcusa jak w ostatnią nadzieję. Boję się, że jeśli nie będzie mnie trzymał, zrobię coś bardzo głupiego.

— Marcus ma rację, zrób to, Soph, teraz — charczy jakiś głos.

Rozpoznaję go w przeciągu sekundy.

Parker!

— Teraz! — wykrzykuje Marcus, a ja wiem, że to ostatnia sekunda.

Zaciskam oczy i odrzucam od siebie dobry obraz Mairag.

To manipulantka. Zła osoba. Dążyła do władzy po trupach.

Nie jest już dla mnie człowiekiem, jakiego podziwiałam. Jest kobietą, jaką nie chciałabym się stać nigdy.

Unoszę powieki akurat w momencie, gdy Taylor przyciska dłoń do szyby i przeraźliwie krzyczy. Oczy Mairag rozszerzają się w lęku, ale widzę w nich też dojmującą wściekłość.

Na lustrze pojawia się rysa. Pierw wielkości ziarna, które z każdą sekundą rozrasta się i sprawia, że ostatecznie okruchy szkła rozbłyskują na boki, niszcząc Mairag.

Taylor opada na kolana, a obok niego od razu materializuje się Tabitha.

To... koniec?

Udało nam się. Naprawdę nam się udało!

— Dziękuję za pójście po moich wskazówkach — rozlega się męski głos. Chao. Moje przeczucia się sprawdziły.

Widzę go tylko przez ułamek sekundy. Chao pojawia się przy Taylorze i obrzuca nas rozbawionym spojrzeniem. Dotyka ramienia Taylora i sprawia, że mężczyzna mdleje.

Marcus rzuca się w stronę mężczyzn i nieruchomieje. Próbuję wstać, ale nie potrafię. Nie jestem w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu.

Deszcz spływa po mojej twarzy i cały obraz się rozmywa. Gdzieś z oddali wiatr niesie głos, który miałam nieprzyjemność już słyszeć.

— Mairag była tylko pionkiem. Teraz zacznie się prawdziwa rozgrywka.

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro