Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Alex
9 lat wcześniej...

Czasem mam wrażenie, że tonę. Coś ciągnie mnie w dół i powoli tracę ostatnie promienie słońca z pola widzenia. Woda jest lodowata. Sprawia, że nie czuję bólu. Tylko otępienie. Jest to lepsze niż jakakolwiek dawka prochów znieczulających. Najgorsze jest to, że nikt mnie nie ratuje. Nawet ja nie próbuje ratować samego siebie. Ale jak o tym pomyśleć, to i dobrze. Nie ma takiej potrzeby. Mimo to, świat, w którym żyję potrzebuje ratunku. Od tego tu jestem. Pomagać tym, którzy nie dają rady. Taki to paradoks. Jednocześnie czuję, że taki mój los. Moje zło może przekształcić ciepłe żelazo, w coś dobrego.

Ta myśl zawsze mnie prowadziła przez tunel czarnych myśli i by się jej nie poddać. 

Zakręciłem korek od zimnej wody i sięgnąłem po ręcznik, który leżał na wózku dla osób niepełnosprawnych. Ubrałem się w dżinsy i zwykły biały t-shirt, po czym udałem się do swojego gabinetu, by zabrać kluczyki od motoru z blatu biurka. Za oknami panowała ciemność. Gdy już postawiłem pierwszy krok, nagle rozległo się pukanie do drzwi.

- Panie doktorze! Mamy poważny wypadek! - James wparował bez żadnego zaproszenia.

- Jaki? - rzekłem niechętnie. Już miałem chwycić skórzaną kurtkę z fotela i iść do domu, ale zawsze coś się działo, w momencie gdy czekał na mnie odpoczynek. Jakby beze mnie ten szpital, nie był w stanie funkcjonować, pomimo pełnego sztabu lekarzy i pielęgniarek. 

- W karetkę wjechało auto osobowe. - odpowiedział lekko zdyszany. Jego krótkie blond włosy były w totalnym nieładzie. Musiał biec po pieprzonych schodach, bo winda znów zapewne nie działała. Potrafiła mieć swoje humorki i dość często konserwator nas odwiedzał. 

Cholera. Westchnąłem głęboko w duchu i schowałem dumę do kieszeni. Jak zawsze coś, ale taka robota. Temu się poddałem. Żadnej innej sile i wątpię by kiedykolwiek zaistniała taka, która sprawiła bym uklęknął. Lub ktoś.

Rzuciłem wszystko co miałem w dłoniach na krzesło, zgarnąłem biały fartuch lekarski z wieszaka i pobiegłem za nim na korytarz. Rozległ się krzyk. Krzyk kobiety, który ranił me uszy, a siłę jego pochłaniały ściany budynku. 

James podał mi kartotekę. Szliśmy szybkim krokiem ku jednej z sal, mijając innych pacjentów i pielęgniarki, gdy młody wrzód na dupie tłumaczył mi, co wydarzyło się.

- Karetka pojechała na lokalny basen, gdzie ratownicy zgłosili wypadek o dziewczynie z silnym bólem odcinka kręgosłupa lędźwiowego. Niestety, samochód nie zatrzymał się na czerwonym świetle i uderzył w bok karetki. Kierowcy i ratownikom medycznym nic się nie stało, ale gorzej z pacjentką. - podał mi w pośpiechu papiery i pokazał zdjęcie. - Zrobiliśmy szybkie zdjęcia RTG, ale nic nie wykazały.

- Bo RTG nigdy kurwa nic nie pokazuje! - omal nie ryknąłem, ale natychmiast moja złość, która rwała się we mnie, została ostudzona z jej powodu. Czułem jak kolana mi zmiękły, a potęga mięśni ulatnia się jak dym po zgaszonej świeczce. 

Dziewczyna wiła się na łóżku niczym wąż. Na policzkach miała ślady po łzach, a na ich miejsce pojawiały się nowe. Łuk brwiowy został już zszyty, ale dwie pielęgniarki próbowały założyć wenflon lecz bezskutecznie. Na jej widok zrobiło mi się niedobrze. Podpięta do aparatur, które mierzyły jej tętno i ciśnienie. Ekran pokazywał je w dość wysokiej amplitudzie. W głowie zakręciło się, a klatkę piersiową jakby zmiażdżył głaz. Podszedłem do nich powolnym krokiem, dusząc w sobie namiastkę przeszłości.

- Odejdźcie. - dwie starsze panie wykonały rozkaz i zostawiły szarpiącą się nastolatkę. 

Złapałem dość mocno ciemnowłosą za ramiona, aby zmusić ją do unieruchomienia ciała. Jej skóra była zimna jak woda, pod którą przed chwilą się myłem. Gdy zrozumiała, że nie miała już szans aby poruszyć się, zwróciła na mnie uwagę. Miała mokre włosy, kostium kąpielowy koloru morza w ciepły, słoneczny dzień oraz sportowe spodenki.

- Hej. Hej. Jak masz na imię? - zapytałem łagodnie. Spojrzałem głęboko w jej oczy. Były zielone, jak świeża trawa. Przepiękne. Nigdy w życiu takich nie widziałem. Niczym dwa drogocenne kamienie szlachetne.

Nastolatka złapała gwałtownie powietrze poprzez łzy. Gdzie nie gdzie, widać było fioletowe plamy na jej udach i rękach. Siniaki w wyniku potłuczenia w karetce.

- Lauren. - wydusiła z siebie. Ścisnęła powieki tak mocno, że kolejne przezroczyste krople wydostały się na zewnątrz. Zagryzła dolną wargę jakby chciała wytrzymać ten cały huragan, który krążył w jej żyłach. Była taka dzielna. To niesamowite.

- Będę ci mówił Lara, okay? - kiwnęła głową na moje słowa. - Powiedz mi gdzie cię boli. - powoli puściłem ją wskazując dłońmi na jej ciało.

Położyła smukłe palce na brzuchu. Już nie szalała pod wpływem adrenaliny. Zmęczenie zmusiło ją do poddania się. Skupiła się na mnie, a to sprawiło, że mogła w końcu zawładnąć nad sobą. Mogła na chwilę udawać, że wszystko jest pod kontrolą.

- Tam. Daleko. Nie czuję nogi. Prawej. - wydukała. Ciepłe łzy znów poleciały po jej policzkach. Nie mogła odważyć się na otwarcie oczu. Możliwe, że odcięcie jednego ze zmysłów, pomagało jej być tu i teraz. Mogła też mieć aktualnie światłowstręt wywołany napięciem układu nerwowego. Nie dostrzegłem aby miała zapalenie spojówek. Czerwone były od płaczu, który był normalną reakcją na ból. Był zapewne tak silny, że powoli przekraczała swoje możliwości. Jednak cały ucisk znajdował się w innym miejscu jej organizmu. 

Delikatnie sięgnąłem do nogi, gdzie był mięsień płaszczkowaty. Opuszkami palców ledwo ugniotłem skórę, gdy z gardła wydobyła krzyk. Gwałtownie zasłoniła usta dłonią, a przerażenie w jej oczach biło na potęgę. 

- Dasz radę przekręcić na lewy bok? Nie musisz, jeśli nie. - zaoponowałem.

Trochę czasu jej to zajęło, ale w końcu tego dokonała. Krok po kroku zmusiła się by ułożyć delikatne swe ciało. Według karty pacjenta pływała zawodowo w lokalnym liceum Nowego Yorku. Była wysoka, szczupła, blada skóra oraz sylwetka sportowca. Zawodnicy przeważnie mają urazy kości, liczne naderwane mięśnia, ale najgorsze są sprawy neurologiczne. Gdy pojawia się ból w mięśniach, pojawia się także w głowie. W tym przypadku, umysł dziewczyny jest całkowicie otumaniony, spowodowany zaburzeniami w ośrodkowym układzie nerwowym. Nic innego teraz mózg nie odbierał jak bodźce nerwowe i impulsy wewnętrze. Dla niej świat zewnętrzny, nie istniał.

Sięgnąłem do pudełka z rękawiczkami lateksowymi, dmuchnąłem w środek by szybciej je założyć. Delikatnie sprawdziłem ułożenie kręgów kręgosłupa lędźwiowego. Wydawały mi się one w minimalnym stopniu nieodpowiedniej pozycji.

- Od ilu lat pływasz, Lara? - zapytałem aby odciągnąć jej myśli od mojego dotyku. Starałem się być czuły oraz opanowany, by jeszcze bardziej jej nie stresować.

- Od dziecka. - zaszlochała. Przejechała ręką po nosie. Ukryła swój wstyd głęboko w sobie. To było bez celowe. Dla mnie wstyd nie istnieje. Dla mnie nie ma rzeczy, których człowiek powinien się wstydzić. Szczególnie jeśli chodziło o ciało. Widziałem już tyle, że dla mnie piekło było na Ziemi. Od zawsze. Rany, złamania, operacje, krew. W końcu jestem lekarzem. Przyzwyczajamy się do takich widoków.

- W jakiej pozycji najlepiej ci się leży? - zapytałem, trzymając palcami wskazującymi za kość biodrową i ramię Lauren, by pomóc jej wrócić do pozycji leżącej. 

- Na plecach. - szepnęła.

- Typowe. - odpowiedziałem pod nosem. Dziewczyna wyprostowała się na materacu. Sięgnąłem po spray odkażający, igłę i wenflon, z górnej szafki nad umywalką. - Założę ci motylka i podam leki, okay? - ujrzałem kątem oka, jak rodzi się w niej niepewność. 

- Motylka? - w jej głosie usłyszałem wyczerpanie. Płacz i ból wykańczają człowieka i staje się on przez to senny. Spięcie mięśni, natłok myśli, niczym po dobrym treningu. Jej ziewnięcie tylko to potwierdziło. Z resztą, to są podstawy podstaw wiedzy o układzie neurologicznym człowieka. Zawsze mnie on fascynował. 

To w jaki sposób ludzie odbierają zmysłami świat. W jaki sposób nasz dotyk, jako główny element połączenia z czynnikami zewnętrznymi, ma na nas wpływ. Boże. Niech mnie piekło pochłonie. Czułem znów to wszystko. Tą obsesję. Obsesję władzy na ten temat. Bo jeśli masz wiedzę, to masz władzę nad drugą osobą. Musiałem wziąć głębszy wdech, aby wrócić myślami do pacjentki. Podnieciła mnie ta wizja? Jak cholera. 

- Tak potocznie mówimy na wenflon, aby dzieci się nie bały. - rzekłem pewny siebie, wracając na ziemię. Przerwałem opakowania ze sprzętem, po czym wyrzuciłem papier do kosza.

- Ale ja nie jestem dzieckiem. - odpowiedziała ledwo słyszalnie. To fakt. Za rok byłaby już pełnoletnia, patrząc na zapisaną datę urodzenia na dokumencie. Uśmiechnąłem się lekko na jej słowa.

- Jeszcze jesteś malutka. - mój ton był bardzo łagodny. -To, że wyrosłaś nie świadczy o tym, że jesteś dorosła. Dorosłość to tak naprawdę doświadczenie i podejmowanie decyzji, które nie jest łatwe. Mogę? - uśmiechnąłem się lekko do niej, na co go odwzajemniła. Ciepło rozpłynęło się pomiędzy moimi żebrami, prowadząc do uczucia euforii. 

Wyciągnęła do mnie prawą rękę gdzie na zgięciu łokciowym, miała idealnie uwidocznioną żyłę. Była cudownego koloru, przypominającego morze. 

Usiadłem na małym krześle bez oparcia, na kółkach i wbiłem jej igłę. Lara lekko się skrzywiła, ale nie krzyczała. Moja dzielna dziewczynka. 

- I już. - zakleiłem go plastrem jako forma zabezpieczenia. - Podam ci teraz półtorej dawki ketoprofenu. Działa najszybciej. Po nim powinnaś też usnąć.

Dziewczyna nie odzywała się już. Gapiła się w biały sufit z lampami, a jedyną odpowiedzią było jej mruganie, które uznawałem za pozytywną odpowiedź. Jakby już była na haju. Na jej policzkach i nosie dopiero teraz zauważyłem piegi. Niezliczoną ilość piegów, które dodawały jej uroku. Były słodkie, ale wciąż jej zielone tęczówki wyróżniały się na tle pozostałych cech urody. Zaschło mi w ustach i jakby obręcz zacisnęła mi gardło.

Musiałem się skupić.

Kiedy poczuła lekki dyskomfort pod skórą, gdy podawałem lek poprzez strzykawkę do jej organizmu, jej oczy znów spotkały moje. Błyszczały jak czyste kamienie. Kamienie podobne do szmaragdów. Ale odcień jej włosów przez wodę, był ciemniejszy niż w rzeczywistości. Nie mogłem stwierdzić czy są naturalnie rude, brązowe. Nie miałem pojęcia. Ale wiedziałem jedno. 

Była piękna. Mógłbym tyle z nią zrobić. Mógłbym dać jej cały świat. Na pewno była niedoświadczona, a ja mógłbym ją nauczyć. Dzięki mnie byłaby w raju. Ale nie mogłem. Nie mógłbym zrobić rysy na jej idealnej niewinności, perfekcji. To by mnie zraniło. Nie mógłbym zrobić coś takiego kolejnej kobiecie, którą bym wybierał. Która by stanęła na mojej drodze, a ja bym ją sprowadził na złe tory. Jak podrośnie, każdy facet będzie za nią biegał z wystawionym językiem. Niczym napalony zbok, którego chętnie bym zatłukł. Takim ludziom powinno obcinać się fiuty, za znieważenie w jakikolwiek sposób kobiety bez jej zgody.

- Odpoczywaj. - wydukałem, przerywając nasz kontakt wzrokowy. 

Wyrzuciłem rękawiczki i niepotrzebny sprzęt do kosza na śmieci, po czym stuknąłem ją palcem w nos. Uniosła kąciki ust do góry, pokazując białe zęby. Moje myśli zaczęły krążyć tam gdzie nie powinny, więc trzeba było się ulotnić.

- Dziękuję. - wyszeptała ze smutkiem w oczach, ale z lekkim grymasem, który miał być uśmiechem.

Ostatni raz spojrzałem na ekrany aparatur i sprawdziłem jej tętno oraz ciśnienie, które powoli wracało do normy. Lara przykryła się kołdrą, przekręciła głowę do ściany, a jej powieki opadły. Trzeba będzie później zmienić pościel, ponieważ wszystko jest przesiąknięte wodą z basenu. Ale to potem. Niech prześpi teraz kilka godzin. Przymknąłem szklane drzwi do jej pokoju gdy podszedł do mnie James. Wariat był w moim wieku, ale mentalnie wciąż był dzieckiem.

- Jej rodzice? - zapytałem, ignorując jego zamiary.

- Kobieta, która ma nad nią opiekę, jest w drodze. - kiwnąłem głową jako znak odpowiedzi.

- Zapisz ją na rezonans magnetyczny z kontrastem, jak najszybciej. Podałem jej Ketonal, półtorej dawki. Jest godzina dwudziesta. - spojrzałem na srebrny zegarek na nadgarstku. - Jeśli się obudzi w nocy, podać jej Diclofenac oraz Neurovit. Na pewno ma niedobory witaminy B. Jeśli będzie dalej narzekać na ból, dajcie jej Metamizol pięćset miligramów.

- Ale to lek dla dorosłych. - blondyn o ciemnych oczach zatrzymał długopis w powietrzu, gdy zapisywał wszystko co mówiłem. Był u nas dopiero dwa lata, ale szybko się uczył. Nawet go polubiłem, chociaż za bardzo panikował, w niektórych sytuacjach.

- Obawiam się, że dziewczyna nie wróci już do wody. A naszym zadaniem jest jej pomóc. Ma niedługo osiągnąć pełnoletność. Możemy przymknąć na to oko. - wyjaśniłem, biorąc od niego podkładkę z dokumentami, które zapewne przyniósł do podpisu. Długopisem dałem kilka parafek i po problemie.

Chłopak zrobił szerokie oczy. Złoto pochłonęło jego  źrenice, ale ostatecznie tylko westchnął głęboko.

- Jadę do domu. Przejmie ją doktor Charlie. Niech dokumentacja leży na jej biurku, zanim przyjdzie na pierwszą zmianę. Niech zrobi z nią bardziej wymagający wywiad jutro rano.

- Jasne. - odpowiedział.

- A co z resztą poszkodowanych? - zapytałem zdejmując biały materiał z ramion.

- Już zostali wypisani z kartą informacyjną. Policja wzięła ich na przesłuchanie.

- Dobrze. - westchnąłem ciężko. Przyjrzałem się na resztę personelu, który przemieszczał się po korytarzu, z myślą, że zostawiam to miejsce w dobrym stanie. - Spokojnej nocy. - położyłem dłoń na ramieniu kolegi.

- Dobranoc, doktorze.

Wróciłem do swojego gabinetu i rękami pomasowałem twarz, próbując obudzić się jeszcze na kilka sekund. Umyłem dokładnie ręce gdzie w kącie gabinetu stała umywalka, wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem. Pod głównym wejściem do szpitala stali pacjenci, pielęgniarki, pielęgniarze i lekarze, którzy palili papierosy. Mróz mieszał się z dymem. Śniegu nie było praktycznie wcale, a niebo pokrywał mrok. Wsiadłem na swoją Yamahę, założyłem kask i odpaliłem go za pomocą kluczyków. Maszyna wydała charakterystyczny ryk. Po czym gnałem przez ulice tego miasta, które nigdy nie spało. Było jak nawiedzony dwór, który za dnia miał swój mroczny urok, ale tylko w nocy, pokazywał swoje prawdziwe oblicze.

Po niespełna kwadransie, dotarłem do eleganckiego wieżowca, który miał widoki na Central Park. Zaparkowałem w podziemnym garażu, pomachałem stróżującemu w okienku, wszedłem do windy i kliknąłem guzik. Zmęczony po pod dwunastogodzinnym dyżurze ponownie, poszedłem pod prysznic, próbując zmyć z siebie cały smród sterylnych środków. Po kąpieli założyłem tylko szary dres.

Zjadłem odgrzewaną pizzę w mikrofalówce, którą zamówiłem wczoraj. Nie miałem ochoty oglądać telewizji i kolejnych wiadomości. Słuchania tego jaki to świat jest okrutny. Zawsze był i będzie. Wszystko ma swoje dobre jak i złe strony. Tak jak ja.  

Czasami uważałem, że to co robiłem było złe, a praca, którą wykonywałem, wybielała moje grzechy. Nie mniej jednak potrzebowałem mojego bodźca, który sprawiał, że wszystkie nerwy rozluźniały się. Potrzebowałem mojego Gabinetu. Z dużej kuchni połączonego z salonem, poszedłem wzdłuż jasnego korytarza. Wszedłem w pierwsze drzwi po prawej.

Za mną stało łóżko z pościelą w barwach piasku. Obok niego było okno, które wychodziło na widok z zielenią. Tuż przy wyjściu znajdowała się komoda tego samego koloru co kołdra. Usiadłem w czarnym, dużym skórzanym fotelu na kółkach i włączyłem ekran komputera. Sięgnąłem do bocznej szuflady biurka po maskę. Była cała czarna i gładka. Zasłaniała mi całą twarz, jedynie posiadała lekkie szparki na oczy. Przypominała dzikiego psa lub lisa, ze sterczącymi uszami. Przez chwilę zawahałem się, czy aby na pewno dziś chcę to robić. Byłem zmęczony, ale nie na tyle by zrezygnować. Założyłem maskę. Moje palce bezwiednie zastukały o białą klawiaturę. Po za tym, ona czekała na mnie. Każdej nocy.

Zalogowałem się na odpowiednią stronę i włączyłem "nadawanie na żywo". Od razu liczni użytkownicy dołączali do Live'a.

- Witajcie. - rzekłem do ekranu, w którym widziałem obraz kamerki, skierowanego na mnie. Otworzyłem czat. 

:Dlaczego dziś się spóźniłeś Somnus? - wyskoczył pierwsza wiadomość. 

- Wybaczcie mi to spóźnienie. Coś mnie zatrzymało. Ale już jestem i zapraszam was na chwilę przyjemności. - rzekłem do widzów, których z każdą sekundą pojawiało się coraz więcej. 

Tamtej nocy śniłem o kolorze zielonym. Tamtej nocy, przed oczami miałem okrągłą buzię, piegi na nosie i smukłe, długie palce u dłoni. Kropelki krwi na jej bladej skórze, wywołane przez wenflon. Jej krzyk wywoływał u mnie dreszcz, a przekształcony przez moje myśli w jęk rozkoszy, budził mnie jeszcze bardziej do życia. Chciałem jej zrobić krzywdę. Chciałem aby poczuła ból, który byłby wyłącznie przyjemnością. Szaleństwo. Myśl o tym, że już nigdy więcej nie spotkam, tego szlachetnego kamienia jak ona, dawało mi poczucie, że takie osoby i chwile, są na wagę złota. Dusza jedna na milion. Byłem tym wszystkim zafascynowany. Otumaniony jak narkotykiem. Tamtej nocy w mojej głowie była tylko Lara.


Instagram: jula_wojcikczyta

#medicine #seriahospital

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro