6.
Lauren
- Ja pierdziele! Co ci się stało? - oczy brunetki, zrobiły się ogromne z powodu szoku.
- Miałam...wypadek. Taki drobny.
- Nie nazwałabym tego małym wypadkiem. Jesteś cała mokra!
Nie w sposób się nie zgodzić. Stałam kilka minut pod lodowatą wodą z facetem, który był nagi i omal nie...
Poczułam jak oblewam się rumieńcem na twarzy ze wstydu. Moje policzki przybrałby szkarłatny ocień na milion procent. Odwróciłam się na pięcie i siadłam na plastikowe krzesło w pokoju pielęgniarskim, próbując zapanować nad sobą.
Alex pocałował mnie.
To była jedyna myśl, jaka krążyła mi teraz w umyśle. Cały czas na funkcji „powtórz". To stało się naprawdę. Pocałowałam innego mężczyznę niż Connor.
Gdy tylko o nim wspomniałam, od razu przed oczami pojawił mi się jego obraz tą brzoskwinią. Ohyda. Jednak to sprawiało, że nie czułam się mniej gorsza od niego.
- Robisz się czerwona. Obyś nie była zaraz chora. - słowa Kate ledwo co do mnie docierały. Chora to ja będę zaraz ze złości. Co on sobie wyobrażał?! Co za idiota, przekraczając tak granicę! Co ja sobie wyobrażałam dając się tak?!
- Przyniosę ci moje ubranie robocze i w tym będziesz musiała wrócić do domu, a tymi ręcznikami się wytrzyj. Sama pójdę po nowe dla pacjentów. - kobieta wyszła z pomieszczenia by po chwili pojawić się z świeżym zestawem pielęgniarki. Na szczęście to były dresy i bluzka, ale nie fartuch. Po całym incydencie, wzięłam mopa i wytarłam po sobie kałuże wody, na podłodze w pokoju.
Od teraz te wspomnienia żyły we mnie jak ogień. Jakbym wzięła tuzin tabletek przeciwbólowych, a mózg został otumaniony i nie kontaktował ze światem. Boże... Za jakie grzechy?
Jego potężne ciało, które otoczyło mnie przed światem. Odtwarzałam tą scenę raz za razem w głowie. W drodze do pociągu, idąc do kamienicy. Skąd on w ogóle...? To wszystko nie miało sensu, a ja byłam tylko jednym wielkim kłębkiem nerwów oraz domysłów. Miałam mnóstwo pytań, na które nie miałam odpowiedzi.
***
- Lara! - zawołała El wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co? - obróciłam się za siebie, na zielonej kanapie. Tej kanapie, która powinna spłonąć. Elena gotowała akurat nam obiad. Zapach pomidorowego sosu unosił się powietrzu, powodując skurcze w mych jelitach. Po tym zimnym prysznicu, apetyt miałam jak wilk.
- Wołam cię piaty raz. Weź talerz bo zaraz będzie zimne. - dziewczyna wrzuciła do zlewu patelnię z hukiem.
- Dzięki. - odpowiedziałam z niesmakiem.
Gdy wczoraj tylko weszłam do domu, zasypała mnie pytaniami. Na większość z nich odpowiedziałam. Oczywiście nie powiedziałam jej całkowitej wersji. Pominęłam kilka szczegółów, to jak doktor mnie pocałował oraz, że jego penis wbijał mi się w udo.
Siadłyśmy do wyspy kuchennej, pochłaniając makaron z białego talerza. Byłam cholernie głodna. W przenośni jak i w praktyce. Mój brzuch wolał o jedzenie, ale reszta ciała o przygodę. Przygodę, której mogłabym żałować. Sumienie chyba nie dałoby mi spokoju, ale walczyło ono z podnieceniem, które mieszało mi głowie. To wydarzenie, nie chciało mnie zostawić, tak samo jak i zdrada Connora. To wszystko działo się zbyt szybko.
- Jesteś jakaś nieobecna. Wszystko w porządku? - przyjaciółka przyglądała mi się podejrzanie.
Nie licząc intymnego zajścia pomiędzy mną, a najlepszym neurologiem w Nowym Jorku i zdradzą chłopaka? To wszystko zajebiście!
- Tak, jestem po prostu zmęczona. Te praktyki trochę mnie dołują. - skłamałam.
El zaczęła intensywnie kiwać głową, po czym nawinęła makaron w sosie pomidorowym na widelec i ze smakiem go zjadła.
- To pójdziemy na zakupy. Dzisiejszy dzień wiem, że nie był najlepszy w pracy oraz wciąż masz w głowie tego chuja co... - jej piwne oczy błysnęły.
- Stop. Co? - ręka zastygła mi w powietrzu, dając jasny znak by nie kontynuowała swojej wypowiedzi. - Wiesz, że nie mam na razie funduszy na przyjemności. I zakupy to nie jest lek na wszystko.
- Luz, ja stawiam. I mylisz się. Zakupy załatwiają wszystko. To jest terapia dla dziewczyn. Tak jak w tej piosence, I'm just a girl! - jej kąciki ust poszły do góry, wymachując dłońmi aktorsko. Wiedziała, że coś jest nie tak i nie ustępowała, dopóki sama nie powiem. Chociaż zapewne uważała, że chodzi wyłącznie o Connora. Nie o to, co wydarzyło się ponad dobę temu w szpitalu. O, dziwo to Alex był na pierwszym planie.
- Oszalałaś. - patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana.
- Jak zawsze. - uśmiechnęła się szczerze.
- El, to, że masz dzianych rodziców, nie znaczy, że też musisz ich pieniądze wydawać na mnie.
- Ale chcę, bo i tak nie mają co z nimi robić, plus. - chwyciła moją dłoń, która była zwinięta w pięść na blacie. - Jesteś moją przyjaciółką od lat. - rzekła dumnie. - Jestem z tobą. Zawsze.
Puściła do mnie oczko. Jej sztuczne rzęsy zatrzepotały jak wachlarz. To fakt. Byłyśmy nierozłączne od dziecka. W końcu wychowywałyśmy się na jednym podwórku. Jedynie dzieliło nas ogrodzenie. Byłyśmy niczym Tiana i Charllotte z bajki Disneya, Księżniczki i Żaby. Ona była piękną księżniczką z mnóstwem kasy, a ja byłam kelnerką, która miała ambitne cele i plany. Do tej pory nie mogłam zrozumieć, dlaczego wybrała życie i studia razem ze mną , niż apartamenty, które proponował jej ojciec. Do dziś też nie rozumiałam, czym się tak naprawdę zajmują. El też nie, ponieważ nigdy nie pytała, a jedynie zawsze mówiła, że mają własną firmę. W Nowym Yorku, jest bardzo wiele posad, które dają dobry przypływ gotówki.
Ostatecznie zrezygnowałam z marudzenia i postanowiłam dać się jej porwać. Być może przyniesie mi to chwilową ulgę. Dziś miałam wolne, ponieważ ani Kate, ani Alexander nie mieli dyżuru.
Wysiadłyśmy z czarnego audi i udałyśmy się do galerii. Elena lśniła swoim blaskiem, uwielbiała wyglądać jak gwiazda i jej to zawsze wychodziło. Ja byłam bardziej tą szarą myszką. Spędziłyśmy kilka godzin, przymierzając ciuchy, wybierając odpowiednie dodatki i przy tym się świetnie bawiąc. Ostatecznie wyszłyśmy z kilkoma torbami od Channel, Louis Vuitton i Victorii Secret. Aby umilić sobie jeszcze czas, zamówiłyśmy w Starbucksie po kawie i ciastku. Patrzyłyśmy za szklaną ścianą na tłumy poruszające się po ulicach. Kawiarenka była udekorowana w barwach brązu i ciemnej zieleni.
- Ten komplecik co ci wybrałam, wyglądał niesamowicie. Będzie idealny na piątkową imprezę w klubie. - dziewczyna wzięła łyk kawy z białej filiżanki.
- Nie wiem czy będę szła. - rzekłam krojąc kawałek żółtego ciastka z marakują.
- Bez dwóch zdań idziemy. Weźmiemy Chrisa, o ile nie będzie zajęty w biurze u ojca. Potrzebujesz rozerwania się po tych praktykach i innych wydarzeniach. - El zamieszała łyżeczką swoją latte z karmelem, a jej złote kółka w uszach, poruszały się wraz z długim końskim ogonem.
Ostatnie czego mi trzeba to rozerwanie tego doktorka na pół, który zaciągnął mnie pod prysznic gdy się mył. Wciąż czułam smak gorzkiej kawy na moich wargach, a zapach mięty mieszał mi w zmysłach. Cholera jasna. Był taki podniecony. Niczym zwierzę, które chciało dopaść łanię podczas polowania. Co mu strzeliło do głowy by coś takiego zrobić? Jeszcze te jego słowa, które wyryły mi się w mózgu jak tatuaż. Bym nigdy więcej nie płakała.
Właśnie... tatuaże. W ciągu tych kilku tygodni widziałam kątem oka, jakieś czarne rysunki przy jego nadgarstkach czy szyi. Ale dopiero wczoraj mogłam zobaczyć różne zawijasy na jego ciele, które wiły się jak cienie od szyi, na barkach po nadgarstki i obojczyki. Cholera. To było tak niesamowite, że woda nie potrafiła ugasić moich płonących policzków. Connor w życiu by nie zrobił sobie tatuażu. Czemu nagle o nim myślę? Tak dobrze mi szło przez ten czas. Obrzydlistwo. Musiałam negatywnie nastawić się do niego, aby chociaż odrobinę nie czuć żalu za to, że doktorek mnie pocałował. To jakbym ja dopuściła się zdrady, a nie mój były. Wiem. Byłam beznadziejna, ale to było silniejsze ode mnie. To głupie poczucie winy.
Myśl, że mogłam zrobić coś nie tak lub, że byłam niewystarczająca sprawiała, iż czułam się mniej atrakcyjna, radosna, pewna siebie. Momentami chciałam być jak Elena. Bez wyrzutów bawiła się w najlepsze i każdego tygodnia praktycznie był inny facet. Ale to nie byłam ja. Miałam inne zasady moralne, które nie pasują do współczesnego świata.
- Nie złapałaś grypy jak ochlapałaś się wodą z zepsutego kranu? - dziewczyna mrugała intensywnie zza ciemnych okularów, które zsunęła na krawędź nosa. No tak. Opowiedziałam wersję, że kran zepsuł się w łazience, w szpitalu i dlatego wróciłam w ubraniach od Kate. - Jesteś cała czerwona, a twoje piegi znów są wyraźne.
- Nie, nie. Jest wszystko okay. - upiłam łyk swojej Latte z karmelem, zasłaniając twarz.
- No dobra. To za dwa dni idziemy do pabu na dole. Jacke urządza imprezę w stylu "milionerzy". - ciemnowłosa zrobiła dłońmi tęcze w powietrzu. - Więc musimy wyglądać jak milion dolarów aby Jacke mógł się ze mną przelizać na zapleczu.
Niemal zakrztusiłam się ciepłym naparem.
- Dziwi mnie to, że robi imprezy tematyczne, które bardzo rzadko się powtarzają. Skąd bierze na to pomysły? - kontynuowała, krążąc wśród swoich myśli, a ja złapałam za serwetkę by wytrzeć usta i złapać chodź odrobiny tlenu.
- Jest przystojnym blondynem, który serwuje zajebiste drinki. Musi mieć umysł przeciętnego bóstwa. - El połknęła kolejny kawałek ciastka z talerza, przepełniona dumą.
Tak. Umysł geniusza, który mieści się w kutasie.
Mój uśmiech zniknął w ciągu milisekundy gdy me oczy ujrzały kombinezon motocyklowy. Przyjaciółka od razu zauważyła moją zmianę zachowania. Odwróciła się i spojrzała na kolejkę do kasy, zza ramienia ale nic nie przykuło jej uwagi. Nie tak jak mojej.
- Lara? Co jest? - zapytała zaciekawiona.
- Kurwa, mój opiekun od praktyk. - szepnęłam.
- Kto? - dziewczyna znów się odwróciła, z większą energią. Omal nie wyrwała się z tego krzesła jak poparzona.
- Przestań tak się kręcić, jeszcze nas zauważy. Schowaj mnie. - zacisnęłam usta w jedną linię, próbując stłamsić nerwicę. W panice złapałam Elenę za ramiona i kazałam jej ustawić się na krześle tak, by mnie zasłoniła.
- Który to? - dziewczyna nie odpuszczała. Tym razem przekręciła się całkowicie na jasnym krześle i wytężyła wzrok na osoby, które wciąż stały w kolejce. - Weź mi powiedz.
Tym razem to ja przekręciłam, ale oczami.
- Ten...w kombinezonie motocyklowym. Trzyma kask w dłoni. - rzekłam zawstydzona. Dlaczego musiał wyglądać tak dobrze i kolejne pytanie, co on tu robił?
El wskazała długim paznokciem, zrobionym z żelu i pomalowanym czarną hybrydą, na mojego opiekuna. Akurat płacił za swoje zamówienie. Brunetka łyknęła powietrze i spojrzała na mnie.
- Ja pierdole, ale z niego ciacho! Lara!- piszczała po cichu. - Ale przystojny z niego doktorek!
Nie potrafiłam zaprzeczyć. Szczególnie, że widziałam jego gołą klatę, ale nie miałam odwagi by skierować wzroku niżej. I do cholery jasnej, nigdy w życiu nie chcę widzieć jego penisa!
- Podejdź do niego. - rzuciła nagle przyjaciółka w czerwonej sukience.
- Nie. Nie ma mowy. - założyłam skórzaną, czarną kurtkę na ramiona, dając znak, że wychodzimy nim wymyśli jakiś jeszcze głupszy pomysł.
- Idź! Zagadaj. - dziewczyna powoli wstawała z krzesła.
A nie mówiłam?
- Nie. - odpowiedziałam ponuro, na co przyjaciółka, ze zniesmaczoną miną, odwróciła się i poszła. - Gdzie ty idziesz?! - rzekłam wzburzonym, ale cichym głosem, ponieważ El najwidoczniej miała zamiar zrobić to za mnie.
- Skoro nie ty, to ja.
- Kurwa, El. Ja pierdole.
Nim zdążyłam przeklnąć, przyjaciółka znalazła się przy doktorze Wood'zie. Trzymał od kelnerki kubek na wynos. Dziewczyna coś zaczęła do niego mówić, aż jego lodowy wzrok powędrował do mnie. Od razu przekręciłam głowę zrywając spojrzenie. Poprawiłam czarną ramoneskę i czym prędzej, zaczęłam sprzątać ze stołu by ulotnić się, aby tylko nie rozmawiać z nim. Sięgnęłam po moje i El torby zakupowe, ale nim zrobiłam jeden krok, omal nie zetknęłam się ze ścianą. Przynajmniej myślałam, że to ściana. Albo okno. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam piękne źrenice, które przypominały błękitne, bezchmurne niebo. Kurwa. Było po mnie.
- Witam pannę Lauren Green. - lekarz uśmiechnął się szeroko na mój widok.
- Doktorze Wood.
- Panie Doktorze Alexandrze Wood. - poprawił mnie.
Co za bezczelny skurwysyn! Będzie mi nawet teraz wypominać formalności, które już nie raz były powodem naszych sprzeczek. Zapewne chciał abym straciła nad sobą panowanie, ale nie dam się. Nie tak jak poprzednim razem.
- Lara! Właśnie opowiadałam panu doktorowi, że też tu jesteś. Bardzo cię chwali jeśli chodzi o praktyki.
- Och, naprawdę? - zapytałam ironicznie.
- No. - brunetka wytrzeszczyła maślane oczy ku mnie. - Powiedziałam też, że idziemy na imprezę w piątek i zapraszamy pana doktora Wood'a.
- Co? - szepnęłam, a moja krew zmroziła się w ciągu milisekundy.
- Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale mam nocny dyżur. - odpowiedział.
O, kurwa chwała Bogu i wszystkim innym bóstwom dzięki. Ulga przeleciała mi w żyłach jak kroplówka z witaminami i sodami by się nie odwodnić.
- Szkoda, ale gdyby coś. Aktualne do ostatniej chwili. - uśmiechnęła się szczerze El do Alexa, stojąc między nami.
Przysięgam, że zamorduję ją. Zamorduję ją żywcem i wyrzucę jej ciało do rzeki Hudsona.
- Masz bardzo miłą przyjaciółkę. - Alex wziął łyk swojej kawy z kubka od Starbucks'a, który podpisany był jego imieniem, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Plus dodatkowo miał zaznaczone pewne pozycje do zamówienia.
- Słyszysz Lara? Powinnaś mnie wielbić. - dziewczyna wskazała na siebie paznokciami.
- Okay, okay już nie przesadzajmy. - rzuciłam aby jej przerwać. Żadnego uwielbienia tutaj nie będzie skoro doprowadziłaś do tego spotkania. Tylko czyste morderstwo z zimną krwią. I to na tobie El. - Miło było zobaczyć... pana doktora. - na moje słowa skrzywił się, wiedząc, że mówiłam to specjalnie i uniósł brwi do góry. - Ale na nas już pora.
Doktorek spojrzał na srebrny zegarek na nadgarstku, który był ukryty pod skórą kurtki.
- Na mnie też już czas. Do zobaczenia w szpitalu. - jego mina mówiła sama za siebie. Nie mógł się doczekać kiedy znów będzie mógł mnie terroryzować. Wypił jednym haustem swoją kawę i zostawił mały biały kubek z zielonym logo, na naszym stoliku.
Opadłam na drewniane krzesło z głębokim westchnieniem.
- Ale zajebisty facet. Taki dojrzały, poważny i mądry i do tego lekarz! - Elena piszczała z radości. Ale mnie nie było do śmiechu. Złapałam się za skronie, opierając łokcie o blat stolika. - Takiego faceta ci trzeba. A nie jakiś dzieciak, który lata z pędzlem zanurzając go w innych babach.
Spojrzałam na nią spod byka, pełna chęci mordu.
- No co? - położyła okulary na czubku głowy.
- Skończyłaś już? - zapytałam retorycznie. El zdziwiła się na moją reakcję, po czym przekręciła oczami, uznając, że przesadzam. Wiem, że chciała dobrze, ale nie miała bladego pojęcia, co się działo pomiędzy mną a lekarzem. Nie tak naprawdę. Nie byłam gotowa na to, aby jej o tym mówić. Musiałam najpierw poukładać to sobie sama.
Ta nienawiść, która rosła z dnia na dzień, a ja z łatwością nie potrafiłam jej ukryć. Te emocje, które mną targały od kilku tygodni. Czułam się pomiędzy dwoma światami. Wood ewidentnie chciał mnie przelecieć, wdać się w romans. Nie widziałam na jego palcu obrączki więc nie zrujnowałabym komuś życia. Ale wciąż czuję, że powinnam być lojalna wobec byłego chłopaka, chociaż on postanowił nie być, nawet będąc w związku. Moje zasady moralne i zasady perfekcji układały się w idealną całość, ale teraz. Teraz nie miałam pojęcia co powinnam była zrobić.
Alex usiadł na swój czarny motor. Założył rękawiczki ze skóry, po czym kask. Zsunął szybkę ochronną i przekręcił głowę ku mnie. Dzieliła nasz szyba i ponad metrowy chodnik. Byłam pewna, że patrzyliśmy na siebie, chociaż jego błękitne jak lód oczy, były niedostępne. Serce waliło mi młotem jak dzwon w katedrze Norte Dame. Siedziałam nieruchomo. Nie odważyłam się ruszyć, dopóki nie przerwał naszego kontaktu wzrokowego. Zdałam sobie sprawę, że dopiero teraz wzięłam oddech. Mężczyzna popchnął nóżkę, pociągnął za sprzęgło i ruszył z chodnika na ulicę Nowego Jorku, znikając w tłumie samochodów.
- Oj, wiem co ty robisz. - Elena rzekła przebiegle. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami jak i rękami. Jej oczy były pełne podejrzeń.
- Nic nie robię. - rzuciłam sucho. Wstałam i zaczęłam zbierać rzeczy. Szybkim okiem spojrzałam na kubek, który zostawił. Złapałam go w celu wyrzucenia do kosza.
- Och, robisz. - wskazała na mnie palcem. - Nieświadomie, ale robisz. Widzę, co się dzieje.
- Niby co się dzieje? - zapytałam ją już z lekką nutą złości.
- Uzależniasz się. Nim. - kciukiem pokazała na miejsce, w którym chwilę temu stał doktor wraz ze swoim motorem. - Uzależniasz się jak tabletkami przeciwbólowymi.
- To było lata temu. Wiesz jakie miałam problemy neurologiczne i mam do dziś. To było nieuniknione. To było... - zamilkłam, a mnie ścisnęło gardło. - Kurwa, chodźmy do domu. Dzwoń po auto.
Nie miałam zamiaru stać na środku lokalu i się z nią kłócić, bo wzięłam zbyt poważnie jej słowa. To wszystko było bezsensu. To całe spotkanie, jej interwencja. Byłam zła. W zasadzie jak zawsze. Innych emocji niezbyt okazywałam. U mnie złość była odpowiedzią na wszystko. Nie panowałam nad tym. Nie potrafiłam, nie chciałam i nie umiałam. Nie wiedziałam nawet jak miałabym to zrobić. Od kiedy wylądowałam w szpitalu i diagnoza skreśliła mi przyszłość, uciekłam. Myślałam, że po jakimś czasie uda mi się żyć normalnie, że będę żyła tak jak chcę. Ale nie. To jest za mną jak cień. Jest to wszędzie. Nawet w związkach, relacjach międzyludzkich. Podziwiałam Connora, że tyle lat ze mną wytrzymał. Może tylko dlatego, że znaliśmy się od dawna i znał mnie na tyle dobrze, że wiedział jak do mnie podchodzić. Jednak w końcu pękł jak bańka mydlana. Być może miał mnie dosyć. Może miał dosyć mojego cierpienia, z którego nie potrafiłam się wydostać. Postanowił sam wyjść by nie trwać w moim mroku. Jeśli faktycznie tak było, to w pełni to rozumiałam. Też chciałam w końcu wyjść z tej próżni w ciemności, ale jednocześnie była ona moim azylem. Moją przystanią gdzie mogłam wypłakać się i nikt o tym nie musiał wiedzieć. Gdzie mogłam pozwolić sobie na ból, łzy i nikt mnie nie oceniał. Tylko słuchał. Cisza słuchała mnie i moich słów.
Tak samo było w każdej sezonowej, dorywczej pracy, gdzie po jakimś czasie pojawiał się ból, który odbierał mi funkcjonowanie. Cudem jest to, że będę mogła wykonywać zawód neurologa, gdzie sama mam problemy neurologiczne. Przez to wszystko musiałam radzić sobie sama. Mama mieszka po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych, w Los Angeles ze swoim drugim mężem, a tata nie żyje. Wychowywała mnie matka chrzestna, która jest rodzoną siostrą mamy. Dzięki niej mogłam skupić się na nauce, jeść i spać. Jakoś ciągnęłam dzień za dniem, a nim się obejrzałam, przeobraziły się one w lata. Byle by nie być ciężarem dla nikogo.
- Bardzo ci dziękuję za dziś. - rzekłam przerywając ciszę między nami gdy weszłyśmy do mieszkania.
- Och, daj spokój. Od tego tu jestem. - Elena mnie przytuliła. Słodki zapach jej perfum uderzył moje zmysły.
Kochałam ją. Kochałam ją całym moim zepsutym sercem. Była dla mnie jak siostra, a nawet kimś więcej i dziękowałam niebiosom każdego dnia, że wciąż jest u mego boku.
- Wybacz jeśli cię wykurzyłam tym w kawiarni... - wyprostowała się i poszła nastawić wody na herbatę w elektrycznym czajniku.
- El. - usiadłam przy wyspie kuchennej na wysokim krześle barowym. - Ja i pan doktor Alexander Wood - wypowiedziałam pełną nazwę wyłącznie z irytacją, pogardą i ironią. - nie darzymy siebie sympatią.
- Wybacz mi, ale ci nie wierzę. Nie po tym, jak na siebie patrzyliście. - dziewczyna rozpuściła włosy, jednocześnie nalewając gorącej wody do kubków.
- Z pogardą? Obrzydzeniem? Nienawiścią? - zaczęłam wyliczać na palcach. Dziewczyna pokręciła głową.
- Z...nawet nie jestem w stanie powiedzieć. Z namiętnością, nutą erotyzmu. A w szczególności on. - snuła marzycielsko.
- Och, błagam cię. - jęknęłam. - Jedyne co chce widzieć, to przyszłość. Jasną i dobrą przyszłość.
- Za przyszłość. - przyjaciółka uniosła swój kubek, a ja swój i stuknęłyśmy je razem.
Nie zaprzeczę temu, że spotkanie dziś Alexa było niespodzianką, dość intrygującą. On był intrygujący. Wciąż przed oczami miałam wspomnienia spod prysznica. Ta jego czułość połączona z drapieżnością. Jego dłonie wokół moich nadgarstków, jego potężne ciało przyciśnięte do mojego, a przede wszystkim, nie mogłam zapomnieć jego słów. Prosił mnie o coś niemożliwego, ponieważ ja często płakałam. Potrafiłam z byle powodu. Wiem, za bardzo analizowałam to wszystko, ale taka jestem. Moja uwaga potrafi się skupić na jednej rzeczy i ją zapamiętać w szczegółach. Dla kogoś to może być bez znaczenia, a dla mnie staje się bardzo ważną sprawą. Tak jak od dziś będę wiedzieć, że pije podwójne expresso z kieliszkiem mleka bez laktozy i łyżką cukru.
#medicine #seriahospital
IG jula_wojcikczyta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro