4.
Lauren
Bladym świtem, ze słuchawkami w uszach, jechałam pociągiem do szpitala. Kolejne godziny, które spędziłam pomiędzy SORem, a odziałem neurologicznym, wydawały się dłużyć. Kate jak zawsze biegała z piętra na piętro, pełna determinacji i powagi w chwilach zagrożenia ludzkiego życia. Tylko gdy byłyśmy same, plotkując w pokoju pielęgniarskim, była luźna i uśmiechnięta. Żadnego innego potwierdzenia nie potrzebowałam, by wiedzieć jak kocha tą pracę. Jest czas kiedy można pożartować, ale jest czas kiedy liczy się każda sekunda. Przy pacjentach była miła, ale jednocześnie stanowcza. Zastanawiałam się jak łączy pracę z rodziną? Mnie by się już nie chciało gotować czy sprzątać po tylu godzinach, a czasem nawet po dobie dyżuru.
Opowiadała mi o swoim mężu, który jest nauczycielem matematyki w podstawówce. Tam również chodzą jej córki. Bliźniaczki. Eleonora i Aurora. Pokazała mi ich zdjęcie na telefonie. Wyobrażałam sobie chudego faceta w okularach, ale byłam w błędzie. Oprócz okularów, miał szerokie barki, idealnie przystrzyżoną brodę i niebieskie oczy. Nie do końca mój typ, ale wyglądał imponująco. Natomiast jej córki, była to istna mieszanka ich urody. Eleonora miała ciemne włosy po Kate, ale jasne oczy po tacie, a Aurora miała blond włosy ojca i ciemne źrenice Kate. Udało im się stworzyć istne dzieła sztuki. Zastanawiałam się czy mnie taka przyszłość czekała z Connorem. Na pewno chcę mieć dzieci, ale dopiero jak będę miała stałą pracę.
Podawałam Olive nową kroplówkę gdy do pokoju wszedł James. Przyszedł spisać parametry z ekranu monitory serca, do którego była podłączona pacjentka.
- Jak się dziś czujesz? - zapytał blondyn o niesamowitej posturze. Wysoki, szeroka klatka piersiowa, wyrzeźbione dłonie. Jeśli miał kobietę u swojego boku, to była ona szczęściara. Jak tak się zastanowić, to nie wiem o nim zbyt wiele. Jedynie rozmawiamy przelotnie.
- Nieźle. - odpowiedziała dziewczyna z lekką chrypką.
- To dobrze. Dziś zostaniesz wypisana. - schował długopis do kieszeni fartucha medycznego. Rzucił ku mnie uśmiechem, przeczesał swoje krótkie włosy i wyszedł zadowolony.
Przyznam, że James był specyficzny. Wyglądał niczym złoty anioł, chodzący w białej sukience. Zachowywał się czasem jak dziecko. Był pełen energii, ale poznając go przez te kilka dni, zrozumiałam, że takich ludzi też potrzebuje się na oddziale. Osoby, które przyniosą trochę uśmiechu pacjentom i innym. To był taki "Golden Retriver boy" jak to opisują dziś na Tiktoku.
Chciałam opuścić pomieszczenie, ale na drodze stanął mi doktor Alexander. Zaskoczona jego nagłą wizytą, moje tętno niespodziewanie podskoczyło. Spojrzałam mu w oczy gdzie znów biły chłodem.
- Witam, panie doktorze. - rzekłam słabszym tonem, zrywając kontakt wzrokowy. Miałam nadzieję, że przesunie się i da mi przejść, ale jak to nadzieja. Jest złudna.
- Dla ciebie doktorze Alexandrze Wood.
Jego głos był niczym lód, który pojawił się w moich szalejących żyłach. Zmarszczyłam brwi, ponieważ byłam zdziwiona jego postawą wobec mnie. Owszem, nie dogadywaliśmy się, mijaliśmy się na korytarzu i nie było problemu przez ostatnie dwa tygodnie, które zlewały się monotonią. Po prostu, nie istnieliśmy dla siebie nawzajem. I to mi odpowiadało. Każdy wykonywał swoją robotę. Nawet nie zachodziłam po podpis do dziennika praktyk. Pod ich koniec poproszę dyrektorkę by zrobiła to za niego. Gdy dochodziło do spotkania, zawsze było niezręcznie. Tak jak w tej chwili.
Podszedł do jasnowłosej pacjentki. Polecił jej by odsłoniła klatkę piersiową z ubrania szpitalnego. Wsadził słuchawki do uszu i osłuchiwał ją za pomocą stetoskopu. Przesuwał metalowym kółkiem po jej oliwkowej skórze. Na jego twarzy było pełne skupienie by wsłuchać się w bijące serce dziewczyny. Odwróciłam wzrok. Od tamtej pory gdy Oliv została przyjęta, zrobiłam jej USG, nie doszło do ponownej konfrontacji między nami. Unikaliśmy się jak woda i ogień.
- Zapewne kolega powiedział ci, że zostaniesz wypisana. - powiesił sprzęt na szyi.
- Tak. Nie mogę się doczekać gdy wrócę na boisko. - Oliv uśmiechnęła się w pełni poprawiając materiał ubrania po badaniu.
- Niestety, mam przykre wieści.- zapanowała głucha cisza, a kąciki jej ust gwałtownie opadły. Oparłam się jedną ręką o próg drzwi wejściowych.
- Po przebytej operacji, będzie rehabilitacja, ale do siatkówki nie będziesz mogła wrócić. - mężczyzna wypowiadał się z lekkim smutkiem. Jakby doktor wcale nie chciał przekazywać tych wieści. Też bym nie chciała. Wolałabym mówić same pozytywy, ale jak dobrze wiemy. Świat nie jest idealny. Tak jak w tej chwili.
- Istnieje ryzyko, że to może nawrócić się. Twoje ciało ma tendencję do gromadzenia wody w organizmie. Jedno łączy się z drugim, a przy wysiłku fizycznym, bynajmniej tak intensywnym. - zamilkł.
Lekarz nie chciał już jej dokładać więcej, więc po prostu wstał z materaca i wyszedł mijając mnie. Na twarzy Oliv pojawiła się pustka. Przekręciła się na bok i przykryła kołdrą. Zrozumiałam, że potrzebuje samotności, ale mentalnie nie potrafiłam jej zostawić. Doskonale ją rozumiałam. Doskonale wiem co czuła. Stratę. Jej życie, w jednej sekundzie straciło na wartości. To na co poświęciła tyle godzin, tyle dni, zostało skreślone. Granie w siatkówkę było jej pasją, na którą chciała poświęcić całe życie. I nagle to przepadło. Widziałam jak jej ciało chowało się pod białą warstwą puchu i zaczęło się trząść. Mgła spowiła mój umysł gdy...
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałam! - zawołała do mnie Kate, a mnie omal serce nie wyskoczyło przez gardło. Opadłam plecami na szklane drzwi do pokoju dziewczyny. Byłam tu ponad trzy tygodnie, a byłam pewna, że jestem już chora na nerwicę przez te praktyki.
- Następnym razem informuj mnie, że podchodzisz.
- Wybacz. Nie chciałam cię przestraszyć. - jej orzechowe oczy błysnęły. - Alex prosi cię do swojego gabinetu.
Znów mi serce stanęło na milisekundę. Czego on mógł chcieć? Przecież przed chwilą się widzieliśmy. Mało mu było poniżania i wkurzania mnie?
- Jasne, już idę. - odpowiedziałam zrezygnowana. Kate kiwnęła głową i poszła zapewne wykonywać swoje obowiązki. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze prze usta. Moje kroki ku gabinetu były niestabilne. Zanim przekroczyłam próg, zapukałam do drzwi. Usłyszałam nieme słowo, pozwalające mi wejść do środka.
- Chciał mnie pan widzieć, doktorze?
- Dla ciebie panie, doktorze Alexandrze Wood. Już ci to mówiłem. - znów rzekł niczym strzała przeszywająca me ciało. Skrzywiłam nos ze zniesmaczenia. Wkurwiał mnie swoim zachowaniem i arogancją.
- Jakoś nigdy to nie miało znaczenia. - schowałam dłonie do kieszeni fartucha, mamrocząc pod nosem. Miałam go serdecznie dość. Nie zdawał sobie sprawy jak te gierki wpływały na mój tok myślenia i emocje. Mój umysł pracował na pełnych obrotach o nim i jedyne na co miałam ochotę to coś rozwalić. Najlepiej jakąś szklankę lub tanią, chińską porcelanę na jego głowie aby nie było mi szkoda wydanych pieniędzy.
Podniósł wzrok znad papierów, a długopis zatrzymał w powietrzu. Lód. Jego tęczówki były niczym lód. Niebezpieczny, a jednocześnie tak piękny i majestatyczny. Kolor, który dawał człowiekowi życie na wielu płaszczyznach. Nie mnie. On przynosił mi zgubę. Tylko uroda go ratowała przed zrobieniem mu krzywdy. Miał kilkudniowy zarost, a czarne włosy domagały się strzyżenia. Jakby pracował dzień i noc. Nie wykluczałam takiej opcji, ale wciąż to go nie usprawiedliwiało by mrozić całe pomieszczenie swoją osoba.
Sięgnął do szuflady dużego biurka i położył kawałek plastiku ze zdjęciem.
- Twój identyfikator. - rzekł oschle. Zignorował mnie i wrócił do dokumentów.
Podeszłam do niego, zabierając legitymację. Na zdjęciu wyszłam całkiem nieźle. Już nie będę musiała używać zastępczego od Kate aby wejść do pewnych pomieszczeń. Podniosłam wzrok na niego. Skupiony na papierach, które były wszędzie na jego biurku. Jakbym była duchem w jego obecności.
- Dziękuję. - słowo, które wydostało się z moich słów było cichsze od szeptu. Sama byłam zaskoczona, że udało mi się je wypowiedzieć, ale jednocześnie przyniosło ono ból. Poczułam ból, że byłam tak mu obojętna. Moja złość przekształcała się w smutek. Mnie zależało tylko na tym aby dogadać się z nim. Chciałam mieć dobrą relację, skoro współpracujemy ze sobą. Nie moja wina...Może jednak to była moja wina? Nie powinnam była być taka złośliwa. Nie powinnam była...
Chciałam już wyjść, ale to w jaki sposób wypowiedział moje imię, sprawiło, że zatrzymałam się od razu. Zmroziło mi krew w żyłach, ale w pozytywny sposób. Jednak nie mogłam tego po sobie okazać.
- Lara.
Powoli odwróciłam się do niego. O, nie kurwa. Tak staruszku chcesz pogrywać? Mówiłam, że żadnych zdrobnień nie chcę. W szczególności z jego ust. Z drugiej strony, podobał mi się jego ton. Nie pamiętam kiedy Connor mnie tak nazywał. Zawsze pełnym imieniem, muzą, skarbem czy ukochaną. Ale od dawna tak nikt do mnie nie mówił.
Z czułością i pożądaniem.
Cholera.
Co się ze mną działo? Nie rozumiałam swoich myśli, które krążyły wokół niego. Nie mogłam pojąć czemu jedno wyobrażenie zaprzeczało zaraz drugiemu. Serce waliło mi w piersi jak szalone.
Spokojnie Lauren, dasz radę. Przybież maskę, którą nosisz od lat i walcz z nim. Tylko w ten sposób wygrasz.
- Dla ciebie, doktorze Wood, Lauren. - rzekłam ostro.
- Słucham? - zapytał, zaskoczony moją postawą.
- Skoro mamy mówić sobie formalnie. - z każdym słowem robiłam krok do przodu. Nie wiem w jakim celu, ale moje nogi same mnie niosły. Całe moje ciało napięło się i wypełniło pewnością siebie. - To Lauren. Już mówiłam. Żadnych zdrobnień. - stanęłam równo na linii z biurkiem. Nasze spojrzenia nie przerwały walki między sobą.
Prychnął na moje słowa i rzucił długopisem na blat.
- Jestem od ciebie starszy. Nie pyskuj mi tu, małolato. To ty masz się do mnie zwracać z szacunkiem. - wstał, a krzesło biurowe odjechało pod duże okna z szarymi żaluzjami. - Nie jesteśmy kolegami. Ja jestem ordynatorem, a ty jesteś studentką. - wytknął palcem na mnie.
Pochylił się nad biurkiem, podtrzymując swoje ciało na pięściach. W ten sposób zmniejszył dzielący nas dystans. Nasze spojrzenia mówiły same za siebie. Jedno chciało udusić drugie.
- Właśnie. - wzruszyłam ramionami. - Nie jesteśmy, więc proszę mówić do mnie pełnym imieniem. Jasne? - spojrzałam na niego spod byka. - Pan jest lekarzem, ja jestem studentką. Żadna inna relacja nas nie łączy.
Nie miałam zamiaru ciągnąć tej bezsensownej dyskusji, więc ponownie skierowałam się do szklanych drzwi. Zdusiłam w sobie złość i nie pozwoliłam tym razem aby ujrzało światło dzienne. Nie ujrzał jej on.
- Nikt nie będzie mi rozkazywał na moim oddziale. Wracaj do pracy, Laro. - zawołał za mną, nim dotknęłam klamki.
Robił to specjalnie. Kurwa. Igrał ze mną i moją cierpliwością. Trzymałam za klamkę, którą myślałam, ze przełamię na pół ze złości. Wypowiedział moje imię jakby to było bluźnierstwo. Najgorsza rzecz na świecie, choroba, której nikt nie chciał. Pytanie też, dlaczego to mnie denerwowało?
- O co ci chodzi? - rzekłam agresywnie, dalej trzymając za rurę. Ściskałam ją jakby była ostatnią moją deską ratunku.
Nic nie odpowiedział. Patrzył się na mnie z emocjami, których nie potrafiłam odczytać. Chciałabym wiedzieć co teraz myślał, ponieważ czułam się jak jakaś idiotka. Moje policzki oblały się rumieńcem. Zawsze kiedy się wstydziłam i kiedy byłam wściekła. A mnie bardzo łatwo wkurzyć. Z byle z drobnostki. W szczególności potrafiły to osoby, których nie lubiłam. Przeklęty doktor Wood się do nich zaliczał.
- To, że jestem praktykantką, tak? O to chodzi? Spoko. Skoro aż tak mnie tutaj nie chcesz, pogadaj z dyrektorką i przeniosę się. - pociągnęłam za klamkę. - Dupek.
Omal nie oplułam się przeklinając go. Z czym on miał problem? Niech się ogarnie i nie będzie taki upierdliwy. Niech da mi możliwość pracy.
***
- Zaniesiesz to do głównego biura? A ja w tym czasie zacznę przygotowywać leki. - Kate wskazała palcem na plik dokumentów, które leżały na blacie.
- Jasne.
Chwyciłam je i wyszłam na korytarz zamykając drzwi za sobą. Udało mi się zrobić tylko jeden krok do przodu gdy w oddali zobaczyłam Alexa i Oliv z jej rodzicami. Tłumaczył im coś, a dziewczyna stała ze spuszczoną głową. Była wysoka, jak to siatkarka. Wyjawiał bolesną prawdę. To, że dziewczyna nie będzie mogła kontynuować swojej kariery. Mężczyzna masował jej ramię jakby chciał oddać jej nadzieję. Dodać jej otuchy, ale wszystko nadaremno. Doktor skończył mówić do pary i skierował się ciałem ku nastolatce. Spojrzenie Oliv, które było pełne łez i cierpienia, napotkało oczy Alexa. Lekko uśmiechnął się i musnął palcem czubek jej nosa. Wypowiadał słowa, których nie mogłam usłyszeć, ze względu na odległość. Mogłam się tylko domyślać co mówił. Zapewne powiedziałabym jej to samo albo podobnie. By nie poddawała się i odnajdzie inną pasję, na której dostanie świra. By korzystała z każdego dnia, który zbliży ją do celu. Mocno kiwnęła głową, próbując powstrzymać łzy. Zaczęli iść w moją stronę, do wind. Minęłam się z nimi, odprowadzając ich z uśmiechem. Nagle poczułam pewien ciężar na plecach, że niemal poleciałabym do przodu. Drobne dłonie owinęły się wokół mojej talii.
- Dziękuję za wszystko. - jej słodki stłumiony głos, chwycił mnie za serce.
Nie mogłam tego gestu zignorować. Przytuliłam ją równie mocno, po czym uciekła do rodziców. Jej słowa były niczym, miód na moje serce, chociaż tak naprawdę niewiele dla niej zrobiłam. Ale jeśli według niej, dodałam swoją cegiełkę by mogła iść dalej, to jestem z tego faktu dumna.
Okazało aię, że doktor obserwował mnie i to co miało miejsce. Skręciłam do pomieszczenia po prawej, znikając z jego pola widzenia. Całe napięcie ze mnie uszło. Czym ja się tak stresowałam? W szczególności przed nim? Przed tym egoistą, który myśli, że jego tytuł to złoty medal. Uważa się za Bóg wie co, że jest jednym z najlepszych lekarzy w mieście, to każdy ma całować go po stopach. Na pewno to nie będę ja. Nigdy w całym moim, popierdolonym, życiu. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na zegar ścienny. Moja zmiana dobiegła końca.
***
Czekałam na Connora, ale od godziny stałam pod szpitalem i nie mogłam dostrzec jego samochodu. Nie odpisywał na moje wiadomości, ani nie odbierał telefonu. Słońce znów malowało piękne barwy na niebie z mieszanką burzowych chmur. Szykowało się na solidne deszcze. Usiadłam na murku gdzie obok śmietnika, pracownicy palili papierosy. Szpital zaczynał przypominać oświetlony żaglowiec na ciemnej wodzie.
Minęło kolejne pół godziny, a mój artysta jakby przepadł. Może miał wypadek? Może coś go zatrzymało? Miałam nadzieję, że jest cały i zdrowy. Zaczęłam zagłębiać się w negatywnych myślach. Nie. Nie wolno tak robić. Na pewno jest wszystko w porządku, ale co mogło się stać? Może zadzwonić do El? Ale brunetka zapewne poszła z Chrisem do pabu na dole kamienicy. Co z tego, że był dzień roboczy? Dla El zawsze była okazja by czegoś się napić. Przez hałasy panujące w klubie, nie odbierze.
Na moje nieszczęście, pierdolony doktor Wood, postanowił iść do domu. Przekręciłam oczami, jednak szybkim ruchem znów na niego spojrzałam. Biło od niego inną energią. Miał na sobie dżinsy, białą koszulę oraz skórzaną, motocyklową kurtkę. W dłoni trzymał kask oraz kluczyki. Zauważył, że się na niego gapię, więc zaczął iść ku mnie. Stanęłam do niego plecami, udając braku zainteresowania.
- Dwie godziny. Nie powinnaś już być w domu i przytulać misia do spania? - górował nade mną swoim wzrostem i posturą. Przez fartuch medyczny, który był obszerny, ukrywał większość ciała. Na mnie one były za duże, a na niego śmiesznie małe, w szczególności w barkach.
- Bardzo śmieszne. - rzekłam obojętnie. Przycisnęłam telefon do ust, ukrywając emocje, a ręce skrzyżowałam, gorączkowo rozglądając się dookoła.
- Nie zjawia się. - stwierdził fakt, przerywając ciszę między nami.
- Zaraz tu będzie. - nie wiem czy zapewniałam bardziej siebie, czy jego. Connor spóźniał się, i to bardzo. Mało mnie interesowało skąd wiedział o nim. Nie miałam zamiaru ukrywać swojego wieloletniego związku, który był dla mnie bardzo ważny. Jednocześnie to było ostrzeżenie i znak, że jestem osobą niedostępną.
- Nie będzie. - kluczyki, które trzymał w dłoni, wydały dźwięk.
Milcz Lauro, nie reaguj na jego zaczepki.
- Taki książę, że zapomniał o swojej księżniczce. Gówniarz nie facet. - komentował dalej. I to było o jeden komentarz za dużo.
- Coś jeszcze masz do powiedzenia, doktorku? - uniosłam brwi, patrząc na niego pełną furią. Ale on tylko się uśmiechnął szyderczo. Był zadowolony ze swoich czynów.
- Miałaś do mnie mówić doktorze Alexandrze Wood.
- Cóż, ale nasze godziny pracy się skończyły, więc twoja chora formułka, która bije twoje ego, jest aktualnie bezpodstawna. - tym razem ja uniosłam usta do góry z dumą.
Znów staliśmy w chwilowej ciszy. Ten typek zamiast jechać do domu, stał ze mną i marzł. Ocierałam się po ramionach by rozgrzać ciało, które powoli miało dość chłodu. Pomimo lata, zbliżającą się burza przyniosła niskie temperatury. Ponownie spojrzałam na zegar w telefonie, a wskazówka ledwo zmieniła minuty. Czas strasznie się dłużył. Szczególnie w jego obecności. Błagałam w myślach by Connor pojawił się i zabrał mnie do domu. Gdzie on do cholery był?
- Chodź. Podwiozę cię. - przestałam przeskakiwać z nogi na nogę, a mój rudawy warkocz w kucyku, przestał się bujać.
Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Czym? Hulajnogą?
Po jego minie, zrozumiałam, że zaczęły go męczyć moje słówka. Ale ja to miałam w dupie. Jestem dla kogoś taka, jak mnie ta druga strona traktuje. W tej relacji, nie mogłam sobie pozwolić aby doktorek wszedł mi łeb.
- Zaczekaj tu.
Jego ton głosu sprawił, że przeszły mnie ciarki. Potrafił go zmienić tak nagle. Sprawiał, że z codziennego głosu zamieniał na głębszy, mroczniejszy, a nawet dominujący.
Chciałam już zamówić taksówkę, ponieważ nie byłam w stanie dłużej wytrzymać, nagle rozległ się ryk silnika. Pod główne wejście na SOR podjechał motocykl. Czarny motocykl z szarym napisem YAMAHA. Alex podniósł szybkę od kasku, ukazując swoje lodowate oczy. Dodatkowo na dłoniach pojawiły się mu skórzane rękawiczki, a zamiast ubrań medycznych miał na sobie czarny kombinezon. Oparł bestię o nóżkę i spod siedzenia wyjął okulary. Zapięłam szary bezrękawnik po samą szyję, jakbym chciała aby mnie chronił, przed tym co mnie czekało.
- Wsiadaj. - zażądał mierząc do mnie lustrzankami.
- Chyba sobie ze mnie, kurwa kpisz? - stałam w miejscu jak słup. Nie miałam zamiaru ukrywać swojego oburzenia. Hamulce przestały istnieć w moim ciele.
- Nie. Nie mów mi, że nigdy nie jechałaś motorem. - rzekł jakby to było oczywiste.
- No patrz, jakoś nie miałam ochoty popełniać samobójstwa! - machnęłam rękami w powietrze oburzona. Czułam jak policzki znów mi czerwienią się ze wstydu zmieszanego ze strachem.
- Wolisz tu stać i marznąć, czekając na tego chłoptasia? Czy być już w domu? Jutro znów pracujemy...
- Ej! Obrazisz go jeszcze raz, a skopię ci... - nie dokończyłam. Odwróciłam wzrok. Ten facet sprawiał, że nie panowałam nad sobą. Traciłam jakąkolwiek kontrolę nad swoimi emocjami.
- Słucham. Co mi zrobisz? - igrał ze mną w słówka. Znów te jego oczy. Odbijało się w nich żółte światło dochodzące z głównego korytarza budynku. - Albo jedziesz, albo stoisz i czekasz na tego pajaca, aż przejdziesz hipotermię.
Stałam tak, chwilę zastanawiając się. Trochę nie miałam wyjścia. Connor przepadł, El tak samo. Nie miałam samochodu, a na taksówkę nie chciałam znów wydawać pieniędzy. Szczególnie, że dopiero co wydałam sporo gotówki na bilet półroczny, na pociągi. Kurwa. Jeszcze zbliżała się burza, bo właśnie niebo wydało z siebie pierwszy grzmot. Motorem będę w domu w ciągu kilku minut.
Wyrwałam mu okulary z dłoni i założyłam je. Mocno przylegały do twarzy, osłaniając oczy. Siadłam na siedzisko motoru. Doktorek usiadł przede mną, nasuwając ciemną szybkę na oczy.
- Trzymaj się mnie. - jego głos był stłumiony przez kask, ale dotarł do moich uszu prawidłowo.
Nie. Ja pierdziele. Nie chciałam trzymać się jego ciała. O, mój Boże. Złapałam się tylnej części siedzenia, na co mężczyzna gwałtownie ruszył do przodu. Przemieściliśmy się tylko kilka centymetrów, a moje serce omal nie wyskoczyło z piersi. Normalnie dusza opuściła moje ciało na kilka sekund.
- Powiedziałem, trzymaj się mnie. - zażądał ponuro. Zacisnęłam w dłoniach materiał jego białej bluzki, która wystawała spod czarnej kurtki.
- Kurwa, głucha jesteś czy chcesz popełnić to samobójstwo?
Był zły. Chwycił mnie za nadgarstki i owinął się nimi wokół talii. W ten sposób przylgnęłam do jego pleców. O, mój Boże. Pachniał tak cudownie. Typowe męskie żele pod prysznic, odświeżające perfumy z nutą lata w Grecji. Wyobraziłam sobie, że jestem na plaży gdzie niebieska woda jest tak czysta, jak jego tęczówki.
- Dupek. - szepnęłam.
Usłyszał to, ponieważ jego ciało drgnęło z krótkiego śmiechu. Doktorek pochylił się, łapiąc za kierownicę. Pociągnął za sprzęgło i gaz. Ruszyliśmy. Serce me zatłukło o niewyobrażalnej prędkości. Na pewno o znacznie większej niż tą co jechaliśmy. Owinęłam się rękami wokół Alexa niczym sznur. Bałam się otworzyć oczy. Wiatr muskał me policzki i każdy odkryty skrawek skóry.
Lauren. Jeśli coś cię przeraża, musisz wyjść mu na przeciw.
Powolnym ruchem podniosłam powieki, a wiatr natychmiast mnie uszczypał w oczy w przyjemny sposób. Wyprostowałam się, rozluźniając ucisk wokół doktora. Oddechu nie zabierała mi siła bestii, którą Wood prowadził. Oddech zabierał mi widok. Jadąc znacznie szybciej niż auta, pomiędzy wysokimi wieżowcami Manhattanu, przed nami niebo malowało się różem i granatowymi chmurami. Położyłam dłonie na ramionach Alexa, by widzieć znacznie więcej to co przed nami. Na ten gest lekko odwrócił głowę, przyglądając mi się, ale ja miałam to gdzieś. Byłam zbyt zachwycona tą energią. Tą chwilą, która przepełniła moje żyły i umysł. Niekontrolowana, piękna chwila. Chwila, która minie gdy tylko dojedziemy na miejsce, ale chciałam aby trwała wiecznie. Łapałam z niej jak najwięcej. Wjechaliśmy do tunelu. Światła migały niczym flesze tysięcy aparatów, by uchwycić ujęcie bo zaraz znów pojawimy się na ulicach Nowego Jorku.
Wolność.
To się nazywa wolność i oderwanie od całego zła.
Doktorek zwolnił parkując równolegle z autami, tuż pod drzwiami klatki schodowej mojej kamienicy. Troszkę dalej był pub, który tętnił życiem. Głośna muzyka Taylor Swift rozwalała głośniki.
Zeszłam z motoru, który był gorący od wykonanej pracy. Czarnowłosy zdjął kask. Jego włosy zrobiły się wilgotne od potu. Ręką zaczesał je do tyłu, a mnie zrobiło dziwnie słabo. Nogi miałam jak z waty, ponieważ przez całą drogę, mięśnie były napięte, ale to nie to było powodem. Nie wiem czy po przebytej przejażdżce, czy z powodu Alexa. Byłam zmieszana, to na pewno.
- Dzięki. - rzuciłam na odczepne, oddając mu okulary. Wziął je i schował do kieszeni kurtki.
- Nie ma za co. Jutro punktualnie na oddziale. - wrócił ten arogancki lekarz. Rozkazujący i stawiający każdego po kątach. Przekręciłam oczami, że omal nie wyszły mi z orbit. Obróciłam się na pięcie by udać się do domu, ale nagle mnie olśniło.
- Skąd znałeś mój adres? - zapytałam głośno.
- Wypełniałaś formularz upoważniający osoby, które w razie wypadku będą powiadomione, prawda? - ukrył głowę w kasku.
- I tak magicznie sprawdziłeś to? - uniosłam dłonie do góry. Już nie chciałam ciągnąć możliwego faktu, że znał adres już wcześniej i czy nie specjalnie zaproponował mi podwózkę.
Jego ciało znów się wzdrygnęło ze śmiechu.
- Moja droga, ja go widziałem. Podpisałem. Zaakceptowałem. - każde słowo podkreślał jakby chciał w prosty sposób mi przekazać co miał na myśli. No tak. Był ordynatorem. Musiał mieć każdą formalność załatwioną od A do Z. On miał tą władzę. Do moich uszu dotarła muzyka Rihanny Whats my Name?, która dudniła z pabu po lewej. Dziwne było to, że mieszkam nad nim, na trzecim piętrze i tam nic nie słychać.
Patrzyłam na faceta wręcz zahipnotyzowana. Przecież to pierdolony Alex Wood. Rano pokłóciliśmy się, a wieczorem odwiózł mnie do domu. On wie wszystko. Teraz to miało sens. Uśmiechnęłam się podejrzanie. Mężczyzna zasłonił oczy szybką od kasku i ruszył w dal. Bez słowa pożegnania. W sumie było ono zbędne. Jutro ponownie się zobaczymy. Stałam na chodniku, pomiędzy autami, które były ustawione w jedną, ciągłą linię, aż ryk motoru nie zniknął całkowicie. Przede mną był park, do którego ludzie chodzili z psami, pobiegać czy na yogę. Zieleń rozrosła się w pełni na koronach drzew. Przygryzłam dolną wargę z zadowolenia i z tego co wydarzyło się. Być może udało się nam znaleźć wspólny język? Może jutro już takiej wojny między nami nie będzie?
Gdy tylko weszłam na klatkę, deszcz zaatakował naszą ziemię.
#medicine #seriahospital
iG jula_wojcikczyta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro