22.
Lauren
Po upojnej nocy przyjechaliśmy do mojej ciotki aby zabrać moje rzeczy i pożegnać się.
- Dziękuję ci za wszystko. - objęłam blondwłosą kobietę z czułością.
- Żaden problem. Zawsze możesz do mnie przyjechać i pogadać. Nawet w środku nocy. Następnym razem tylko zawiadom mnie wcześniej. To wyślę po ciebie prywatny samolot, byś nie dzwoniła do mnie znów, że trochę ci brakuje na bilet. - stuknęła mnie palcem w nos, na co uśmiech pojawił mi się na twarzy.
Gdy Alex pakował moje walizki do pożyczonego samochodu od jego brata, wyjaśniłam Isabelli całą sytuację. To jaką niespodziankę przygotowała mi przyjaciółka. Niemal szczęka padła jej na podłogę, po czym zaczęła się śmiać w niebogłosy.
- Wiedziałam, że Elena od dziecka nie była zwyczajna. Była szalona, w szczególności po matce. - rozmarzyła się sięgając pamięcią wstecz. - Ale kto wie? Może małżeństwo jej posłuży.
Tego nie wiedział nikt. Czas jedynie mógł to pokazać. Tak samo, gdy czas sprawił, że mimo wszystko chodziłyśmy jedną ścieżką, a do naszej drogi potem dołączył Chris.
Przytuliłam ciotkę, pomachałam Andreo i Leonie na pożegnanie, i ruszyliśmy autem do naszego apartamentu w hotelu.
Czekało mnie dużo pracy i uszkodzonych nerwów.
Ostatnich kilka dni urlopu spędziłam na jedzeniu, spaniu, plażowaniu z Chrisem, El i jej przyszłym mężem. Nie wspomnę o zajebiście dobrym seksie z Alexandrem. Cały czas miałam przed oczami jego tatuaże, które wiją się niczym cienie w jego żyłach. Mój cichy śmiech gdy tylko całował moje piegi rozsypane na całym ciele. Blask księżyca wkradał się nam do hotelowego pokoju by przypomnieć o czymś takim jak czas, ale my go ignorowaliśmy. Czas był dla nas pojęciem względnym na tej wyspie. W tym egzotycznym raju, gdzie problemy nie sięgały nas ani żadne konsekwencje, które nastąpią gdy tylko postawimy stopy w Nowym Yorku. Ta myśl atakowała mnie zawsze znienacka. W momentach gdy patrzyłam rozmarzonymi oczami na ordynatora oddziału neurologicznego. Mężczyznę, który uratował ludzkie życia, a w tym także i mnie.
Zwykłą studentkę, która chce zostać lekarzem.
Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, że minęły dwa miesiące i zostało mi tylko pełne 30 dni. Czas płynął szybko, ale tak jak wspomniałam, ignorowaliśmy go. Jednak pewne rzeczy były nie do uniknięcia. Co będzie z nami dalej? Jak pogodzić relację, która nie ma miejscu bytu? Za spoufalanie się z osobą spoza studentów, mogę zostać zawieszona lub nawet wydalona. Problem w tym, że tu doszło do znacznie większych przekroczeń.
Alexander złapał mnie za dłoń, widząc mnie, że znów gdzieś odpłynęłam myślami. Jego oczy o barwie błękitnego lodu biły zmartwieniem, a jednocześnie czułością. Pociągnął mnie do siebie abym usiadła mu na kolanach w fotelu obok. Wracaliśmy do Nowego Yorku prywatnym odrzutowcem należącym do Adama. Elena uzgadniała pewne szczegóły z narzeczonym, mając otwarty kalendarz na marmurowym małym stoliczku, a długopis między placami. Chris drzemał w kolejnym fotelu po zjedzeniu połowy zawartości mini barku.
Są to najbardziej dwie szalone osoby w moim życiu, jakie do tej pory przyszło mi poznać. Nigdy tego nie będę żałować. Tak samo relacji z mężczyzną, który właśnie zaciska ręce wokół mojej talii i przyciąga to swojej klatki piersiowej. Alex złożył skromny pocałunek na moim czole, powodując przyjemny wybuch krwi w moim żyłach.
Tak bardzo nie chciałam budzić się z tego pięknego snu, a jeszcze bardziej nie chciałam wracać do domu.
Lot przespałam w objęciach Alexa, a gdy wylądowaliśmy na Amerykańskiej ziemi, wciąż śniłam. Dopiero wyjście z metalowej puszki i spojrzenie na migoczące światła przy zachodzie słońca, uświadomiło mi, że rzeczywistość była materialna. Była prawdziwa.
Wsiadłam z przyjaciółką i Chrisem do jednego auta, a Adam i Alex do drugiego czarnego Range Rover'a.
- Powiedz mi, co to będzie między wami? - zapytała ledwo zamykając drzwi. - Wiesz, że idą drastyczne zmiany, których nie unikniemy.
Wiedziałam, że ślub sprawi, iż moja kochana wariatka w końcu poczuje smak obowiązku. Miała to wypisane na twarzy. Moje zielone oczy utkwiły w jej orzechowych tęczówkach. Wzięłam głęboki wdech, ponieważ nie miałam pojęcia jak jej odpowiedzieć. Dalej wszystko było bardzo skomplikowane. Padłam plecami na beżową skórę siedzenia, tracąc wszelkie siły na myślenie, które i tak ciążyło mi od samego poranka. Elena zaproponowała mi bym była jej druhną, ale nie musiałam brać udziału w przygotowaniach. To ona chciała zając się wszystkim i dopiąć na ostatni guzik. Moim zadaniem byłoby tylko pojawienie się na ceremonii w odpowiedniej sukni, którą wybierze.
- Będę musiała się wyprowadzić, a sama nie będziesz w stanie utrzymywać mieszkania. Koszty są zbyt duże. Nie chciałam ci przerywać chwili radości z panem Doktorkiem, ale czy w końcu powiedział ci wprost czego oczekuje od ciebie?
- Nie. - wypowiedziałam jedno słowo pozbawione emocji.
- Ale dupa. - wypaliła z niesmakiem. Zaśmiałam się z nutą smutku.
- No, totalna. Jak można jechać za kimś na drugi koniec świata, dając do zrozumienia, że coś się do kogoś czuje, a nie mówiąc mu tego? Sprzeczne sygnały! - machnął rękami oburzony w powietrzu nasz czarny baranek, siedząc w fotelu pasażera.
- Dokładnie! - zgodziła się El. - Dlatego trzeba mieć standardy i nie wolno ich obniżać dla kogoś.
- Nie musicie mi tego tłumaczyć. To będzie dramat. Ten może coś czuje do mnie, ty bierzesz ślub, moje praktyki są zagrożone jeśli ktokolwiek się o mnie i o doktorku dowie. - podsumowanie tego wszystkiego na głos, sprawiło, że zrozumiałam to jeszcze bardziej dogłębnie. Byłam nie, o tyle ile w dupie. Miałam totalnie przejebane.
- Hej, jeśli cokolwiek przecieknie na wasz temat, Adam się tym zajmie. Wiesz dobrze, że jego firma Saints Company, to jedna z najlepszych firm z ochroną danych osobowych. Nie raz podobno zamiatał jakieś sprawy brata. Także tym się nie przejmuj. Wytrzymaj ten miesiąc. - złapała mnie za dłoń i splotła nasze palce. Jej czarne długie szpony błyszczały jak onyks w blasku zachodzącego słońca. Informację, którą mi sprzedała, zaciekawiła mnie. - Według przepisów, jeśli nie będzie żadnej już umowy po między tobą, a szpitalem, nie będą mieli nic ci do zarzucenia. Bo jeśli nawet się dowiedzą, to będzie już po fakcie, więc moje usta będą milczeć, a wiesz dlaczego?
Przekręciłam zrezygnowana, głowę ku jej dalszym jej słowom.
- Zobaczyłam, że przy nim osiągnęłaś pewien spokój. Tak jak ja przy Adamie. Connor to była taka dupowata miłość. - machnęła aktorsko ręką, przy czym wywracając oczami. Moje kąciki ust lekko uniosły się do góry. - Alex sprawił, że możesz myśleć na poważnie o przyszłości, chociaż jest ona nie pewna, na chwilę obecną. Liczę na to, że nic debilnego nie odstawi, bo jak matkę boską kocham, zamorduję go i nie będzie mi szkoda, że Adam straci jedyną rodzinę.
Ścisnęłam jej dłonie, wypowiadając nieme dziękuję.
Przyjaciółka miała rację. Alexander wywoływał we mnie pozytywne emocje, ale tak samo i te negatywne. Chodź z Connorem miałam niby stabilny związek, zdrada przekreśliła wszystko, a z Alexem miałam przyszłość, pomimo tego, że była pod znakiem zapytania. Nie mniej jednak, dzięki niemu coś poczułam. Zasmakowałam innego życia, które prosiło by iść w nie. Ale czy ono było dobre?
Auto zatrzymało się pod naszą kamienicą. Wciąż ta sama o czerwonej barwie i pubie na parterze, w którym piliśmy nie raz. Wysiedliśmy wszyscy, a łysy kierowca w garniturze, wyjął nasze walizki z bagażnika i zaniósł do mieszkania. Miło było poczuć powrót tutaj, ale z drugiej strony czułam ogromne brzemię. Cisnęło ono me gardło jak pętla.
Chris musiał szybko jechać do domu aby odświeżyć się i lecieć do firmy ojca, ponieważ dostał pilne wezwanie w wiadomości. Elena swojemu szoferowi zleciła by go podwiózł.
- Spotykamy się na przymiarce sukienki. Nie zapomnij tylko o tym! - wskazała go palcem czarnowłosa, gdy skończyliśmy się obejmować na pożegnanie.
- Gdzieś bym śmiał! Muszę zobaczyć jaką kieckę z ciebie zerwie, wartą kilkanaście tysięcy dolarów w noc poślubną.
- Chris! - palnęła El.
- No co?! Wiadomo, że to robicie.
Zażenowana dziewczyna dotknęła palcami swojego czoła, a ja uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Potulny baranek, puścił do nas oczko i udał się w kierunku auta.
- Nie daj się Lara! Wierzę, że miłość wygra! Niedługo się widzimy! - zawołał za mną, po czym zniknął we wnętrzu samochodu. Gdy odjechali, mnie i przyjaciółkę ogarnęła chwilowa cisza. Dopiero gdy weszłyśmy do środka, przypomniałam sobie, że te dwa tygodnie temu, Alex tu był.
Szukał mnie.
A ja wyjechałam bez słowa, kłamiąc, wręcz uciekając od swoich własnych emocji i uczuć. Jednak nic nie zostało naruszone. Koc leżał złożony, czajnik zimny jak lód, a na jasnych półkach z drewna pojawił się kurz.
- No, dobra. - westchnęła współlokatorka. Jeszcze przez jakiś czas będzie nią, a potem żoną, a nawet być może matką. Nie wyobrażałam sobie jej w tej roli, ale to było coraz bardziej realne. - Adam załatwił formalności związane z umową wynajmu i mamy dwa tygodnie na zabranie swoich rzeczy. - spojrzała na ekran swojego telefonu. - Ja to, kurwa będę potrzebować miesiąca, aby to wszystko zabrać.
To fakt. Jej szafa to jeden pokój gdzie można było znaleźć wszystko.
- W tym czasie, musimy poszukać ci nowego lokum. Tam gdzie stypendium ci je pokryje. - padła na naszą kanapę, a ja obok niej. Dopiero teraz poczułam gorzki smak prawdy. Takiej, że nasz wspólny czas się kończy.
Oparłam głowę o jej ramię, a w oczach zatańczyły mi drobne samotne łzy.
- Tyle lat razem, a teraz jakiś facet mi ciebie zabiera. - wymruczałam.
- O, nie, nie. Nic z tych rzeczy. Zawsze będziemy razem. Jesteśmy od wspólnego płota, aż do końca świata. - jej ramiona objęły mnie w czułym geście. - Żaden fagas nie rozdzieli nas. Nawet mój przyszły mąż, a jak nie zrozumie naszych potrzeb, to niech spada.
- Mówisz o nim, jako już swoim mężu El. To zły omen.
Wybuchła śmiechem na moje słowa.
- Łatwiej mi powiedzieć przyszły mąż, niż narzeczony. Po pierwsze, bo tak się stanie. Po drugie, nawet nie masz pojęcia jak te młode siksy śliniły się na jego widok, na moim - podkreśliła to słowo - przyjęciu zaręczynowym. Gdy mówiłam "mąż", od razu miny im rzedły.
Moja kochana Elena Elizabeth van McBlair. Królowa mojego życia, która pokazała mi co to siła. A teraz, pokazywała jak miłość potrafi wpłynąć na człowieka. Podzielałam jej zdanie w tej kwestii, ponieważ również byłam zakochana. Zakochana w moim opiekunie od praktyk, moim doktorze, moim demonie.
- Będzie mi cię strasznie brakować. - rzekłam na głos.
- Mi ciebie też, Lauren Green. Mi ciebie też. - odpowiedziała, jakby czytała mi w myślach.
***
Z samego rana pojechałam do szpitala aby ponownie zacząć praktyki. Na popołudnie umówiłam się z El, że zaczniemy pakować graty jednocześnie szukając na ogłoszeniach w necie, nowych czterech kątów dla mnie. Z Upper East Side na Brooklyn? Nie miałam wyboru. Sama ta myśl przyprawiała mnie o smutek oraz dreszczyk pozytywnej emocji. Wewnętrznie byłam mieszanką wybuchową.
Kate z ogromną radością przyjęła mnie na oddziale. Nic się nie zmieniła. Wciąż miała swój długi ciemny kucyk i uśmiech na twarzy. Zauważyła moją opaleniznę, więc skłamałam, że byłam na solarium pogrzać się trochę po chorobie. Uwierzyła. Nie mogłam jej powiedzieć, że ostatnie dwa tygodnie spędziłam na Wyspach Kanaryjskich, pieprząc się z jej szefem.
Boże, jak to absurdalnie brzmiało.
- A! Alex chciał cię widzieć gdy tylko przyjedziesz. Twierdzi, że musisz podpisać zaległe dokumenty. On też nagle wziął urlop, bo podobno źle się czuł. Jednocześnie byłam w szoku. Może jakiś wirus panoszył się w powietrzu? - słowa wylatywały z jej ust jak woda z kranu, gdy organizowała leki dla pacjentów w białych lateksowych rękawiczkach. - Z drugiej strony, on nigdy nie był na urlopie, ale należało mu się, w szczególności po tej operacji.
Na samo wspomnienie o tej nocy, gdy zostałam przez nią wepchnięta na salę operacyjną, dostawałam dreszczy wzdłuż kręgosłupa, który o dziwo mnie nie bolał. Nic mnie nie uciskało od tamtego napadu nad plażą. Nie mogłam za bardzo pojąć mojego stanu psychicznego. Ból neurologiczny to jedno, brak świadomości to co innego.
- Dobra, to zapukam do jego gabinetu.
Iskierki zatańczyły w oczach Kate na znak zgody. Wyszłam z pokoju pielęgniarskiego i udałam się korytarzem pod drzwi, które miały tabliczkę z jego imieniem i nazwiskiem. Niepewność zawitała w moim ciele. To są ostatnie chwile gdy patrzę na wygrawerowane złoto. Wzięłam płytki wdech i wydech, zapukałam w szkło, które było na całości zasłonięte szarymi żaluzjami. Usłyszałam niemą odpowiedź, iż mogę wejść.
- Chciał mnie pan...
Nie dane było mi wypowiedzieć kolejnych słów, ponieważ doktor rzucił się na mnie. Jego wargi wbiły się w moje, a gorzki smak kawy z miętą, przywróciły mi momenty z naszego początku. Dłonie objęły mą szyję, zmuszając bym oddała mu się całkowicie.
- Nie żaden pan, tylko Alex. - wyszeptał w moje usta, ledwie łapiąc oddech. Niemy uśmiech pojawił mi się na twarzy.
- Jesteśmy w szpitalu. Tu obowiązują inne zasady.
- Jakoś na wyspie ci to nie przeszkadzało.
- Nie jesteśmy już na wyspie. - mój ton zrobił się ostrzejszy niż się spodziewałam, ale taka była prawda. Tutaj nie byliśmy wśród moich przyjaciół, tylko wśród wrogów. Ludzi przeciwko nas.
Musiał zrozumieć przekaz, ponieważ zapanował chłód w pomieszczeniu. Mimo to, doktorek nie puszczał mnie z objęć i złapał mnie za biodra, patrząc mi w oczy. Jego błękit sprawiał, że chciałam uciec wraz z nim bardzo daleko. Chciałam o nich śnić całymi dniami. Długi biały materiał leżał na nim idealnie, a czarna bluzka dobrze zakrywała tusz pod jego skórą.
- Spotkajmy się po pracy. - jego ciepły oddech krążył wokół moich ust. Dłonie tańczyły po mych ramionach, pośladkach i plecach, ukrytych pod fartuchem.
- Nie mogę. Obiecałam El, że zaczniemy się pakować. - odepchnęłam go lekko.
- Wyprowadzasz się? - spoważniał.
- Muszę. Elena zamieszka z mężem. To chyba oczywiste. - lekki smutek zawitał na mej twarzy, ale u Alexa pojawiła się iskra ekscytacji.
- Zamieszkaj ze mną.
Moja mina mówiła sama za siebie. Odbiło mu. Oszalał. Przecież nie jesteśmy razem, ani nie powiedział mi, że mnie kocha. Ktoś nas mógł zobaczyć i co wtedy?
- Absolutnie nie. - puściłam jego ręce, kierując się ku biurkowi. - Mam podpisać dokumenty, tak? - zmieniłam temat, by nie brnął w to. Nie wyobrażałam sobie tego, co powiedział.
- Spotkaj się ze mną wieczorem. Dziś piątek. - ponowił prośbę. Odwrócił się do mnie i stanął po drugiej stronie blatu, podając mi długopis.
Doktorek emanował desperacją, ale czemu? Aż tak mnie pragnął? Jego źrenice były poszerzone, a tęczówki błyszczały od wpadających promieni słońca do gabinetu.
Gabinet.
Brakowało mi tego klimatu. Na Grand Canarii to był tylko romantyczny seks, a nie manipulacja zmysłami. Manipulacja moim sercem, umysłem i duszą. Oczywiście w bezpieczny sposób. W taki, że potem nie czułam się skrzywdzona, tylko spełniona, potrzebna i kochana. Kochana przez niego.
Wzięłam w chude palce długopis, który trzymał.
- W porządku. - odparłam cicho.
- Przyjadę po ciebie.
- Czym? Hulajnogą? - zażartowałam, przypominając sobie ten wieczór o smaku burzy.
- Tak. Ale gwarantuję ci niezapomnianą jazdę.
Jego tembr mrocznego głosu obudził we mnie ukryte demony. Wystarczyła jedna iskra aby rozpalić mnie i moje zmysły. Moje dawne ja.
***
- El! Na litość boską. Naprawdę potrzebujesz tej kiecki?
- Tak! To prezent od samego Karla Lagerfelda! Nie mogę jej oddać!
- Ale ona wygląda jak drzewko choinkowe. - trzymałam za wieszak z sukienką uszytą z tiulu w barwach zieleni, pomarańczy, różu i czerwieni. W życiu bym tego nie założyła. W zasadzie, nie wiadomo co to w ogóle było. Z pewnością nie ubranie.
Rzuciłam ją na stertę innych kreacji. Cały pokój wyglądał jakby przeszło tornado. Sama nie wiedziałam gdzie co jest, o ile tylko jeszcze brakowało znaleźć nową formę życia.
- Eleno. - jęknęłam.
- Wiem, że ciężko jest, ale no musimy to ogarnąć. Zamówię nam sushi. Zgłodniałam. - przyjaciółka sięgnęła po telefon, który był ukryty pod stosem bluzek.
- Nie dziś. Niedługo przyjedzie...
Nie dokończyłam, ponieważ pod oknem coś ryknęło. Elena w linii prostej jak błyskawica, znalazła się przy parapecie w moim pokoju, a ja tuż za nią. Na chodniku stała czarna maszyna, a na niej jeździec, ukryty pod kaskiem. Mój jeździec, który miał mnie zamiar ponownie zniszczyć i odebrać mi duszę.
- Och! - jęknęła przeciągle. - Takie masz plany na wieczór. - dziewczyna skrzyżowała ramiona przed sobą, a jej orzechowe oczy patrzyły na mnie podejrzliwie.
Co miałam rzec? Wzruszyłam tylko ramionami. Doskonale wiedziała, że nasze życia powoli nabierały innych kolorów. Skierowałam się do drzwi głównych by przygotować moje niebieskie trampki.
- Dobra! Zadzwonię po Adama, skoro mam wolny dom. - sięgnęła po komórkę z kieszeni spodni.
- Tylko się zabezpieczaj. - rzuciłam bezmyślnie, nie licząc się z butem, którym wycelowała we mnie. Nawet nie wiedziałam, czy to adidas czy szpilka przeleciała z kąta w kąt.
- Ty, nie ucz ojca dzieci robić! - krzyknęła, a z naszych gardeł wydobył się dziki śmiech.
Kochałam ją, kochałam jak siostrę, a ona mnie.
Szybko przebrałam się w dżinsy, zwykłą białą bluzkę oraz czarną skórzaną kurtkę. Pod spodem miałam uroczy zestaw bielizny, który dostałam dawno temu od Eleny na Walentynki. Ledwo co zakrywała intymne części ciała, ale delikatny materiał w kolorze śniegu, miał wyhaftowane małe różyczki. Włożyłam moje ulubione Conversy o barwie nieba, a włosy związałam w luźnego kucyka, poprawiając francuską grzywkę. W locie złapałam za małą szarą torebkę na ramię.
Wyskoczyłam z klatki schodowej, na chodnik gdzie czarna Yamaha od razu rzuciła mi się w oczy. A jeszcze bardziej jej właściciel. Alex miał wilgotne włosy w totalnym nieładzie, a jego wzrok pożerał mnie na powitanie. Miał na sobie cały kombinezon specjalny do jazdy o barwie ciemnej jak noc. Zszedł z bestii i płynnym ruchem chwycił mnie za kark, łącząc nasze usta w czułym pocałunku. Krew uderzyła mi do głowy, odbierając mi świadomość istnienia. Przez niego rozpływałam się jak pod ciepłym prysznicem. Wyczuwałam tęsknotę w jego ciele, chociaż widzieliśmy się kilka godzin temu w szpitalu. Nie chciał odrywać się ode mnie. Muskał mą skórę przy kącikach ust, policzkach tuląc ciepłym oddechem. Dreszcz przeszedł wzdłuż mego kręgosłupa, powodując kolejną falę rozkoszy.
- Witaj, piegusko. - szepnął, gdy ledwo podniosłam powieki.
- Witaj, doktorku. - rumienieć spowił mą twarz.
- Gotowa? - z wnętrza kasku wyjął specjalne gogle ochraniające podczas szybkiej jazdy.
- Jak nigdy dotąd.
Alex przepełniony pewnością siebie, założył kask, po czym wsiadł na pojazd. W moim krwiobiegu zawitała adrenalina zmieszana z radością, gdy tylko ruszył ulicami Nowego Yorku. Jakże mi tego brakowało. Trzymałam silne ciało Alexa od tyłu, a wiatr szarpał me włosy. Chłodne pocałunki muskały każdy skrawek odsłoniętej skóry.
Wolność.
Czułam wolność i miłość, chociaż to wciąż było za mało. Pragnęłam osoby, która była przede mną i obejmowałam w pasie. Pragnęłam aby wypełnił mnie tak jak krew nasze ciało. Żeby zabrał nie tylko mój umysł, serce i zmysły, ale ostatecznie i duszę. Chciałam należeć do niego w pełni. I żeby on należał do mnie. Możliwe, że podpisywałam cyrograf z diabłem, ale czy istniał człowiek, który tego nie zrobił? Każdy z nas zgrzeszył dla przyjemności lub dla pełni szczęścia.
Problem polega tylko na tym, że zapominamy iż później trzeba za to słono zapłacić.
#medicine #seriahospital
IG jula_wojcikczyta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro