Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Lauren

Wparowałam do gabinetu Alexa jak burza. Bez litości. Bez żadnych skrupułów. Będę obojętna na każdy jego czyn i wypowiedziane słowa. Damy radę. Przeżyje te trzy miesiące, unikając Pana Ważniaka.

Bądź twarda Lauren.

- Dzień... - zaczął, ale ja już zdążyłam rzucić czarnym plecakiem z frędzlami, na kanapę i wyjść nim dokończył przywitanie. Jednak wróciłam się z zamiarem dokonania wczorajszej myśli. Ponownie pchnęłam szklane drzwi z metalową rurą wzdłuż. Stanęłam w progu gdy doktorek zatrzymał dłoń w powietrzu nad dokumentami.

- Dziękuję za wczorajsze śniadanie. - rzuciłam słowa jak z rakiety i ruszyłam przed siebie, ku windom na SOR. Kątem oka widziałam jak długopis, który trzymał między palcami opadł na blat biurka. Chwilę potem weszłam do kabiny, poprawiając swój fartuch medyczny z białymi guziczkami i plakietką przyczepioną tuż nad kieszenią przy piersi. Westchnęłam ciężko. Pozwoliłam sobie stworzyć inne myśli aby tylko uciec od niego. Nie lubię go. Nie jest to nienawiść, ale wiem, że sympatią już go nie darze. Przestań Lauren. Skup się na czymś innym. Ciekawe co będę robiła dziś z Kate?

Alex

- ...dobry.
Ta dziewczyna przyprawiała mnie o nerwicę. Chciałem zacząć dziś inaczej, lepiej się poznać, podejść od innej strony, ale ta studentka nie dawała mi na to szans. Co za uparte stworzenie... Jeszcze ten wczorajszy posiłek, który skończył się sprzeczką. Tylko wyłącznie z jej winy. Nie mojej. Gdyby chciała mnie wysłuchać do samego końca, nie unosić się dumą, to by zrozumiała, że to nieporozumienie. A tak? Pluła jadem.

Przywarłem do oparcia skórzanego krzesła, wzdychając ciężko. Nie sądziłem, że będę miał tak poszarpane myśli przez nią. Dyrektora mnie udusi żywcem jak się dowie, że zaczęliśmy rzucać w siebie nawzajem nożami. Dosłownie. Linda znała mój charakter i wiedziała, że nie potrafię być delikatny. Tylko skurwielem, który ceni ludzkie życie, ale nie ma zamiaru nic więcej w tej kwestii robić. To jakby udzielić komuś pomocy i zniknąć na dobre.

Dziś znów ma wpisane do dziennika praktyk, że odbędzie godziny na SORze. Być może byłem nie w porządku wobec niej, ale trudno. Skoro tak stawiała sprawę, nie będę zmieniał zasad specjalnie dla niej. Chce grać? To będziemy grać. Niech młoda się uczy, że mnie należy traktować z szacunkiem, a nie kpić, tak jak to zrobiła wczoraj. Zobaczymy kto tu komu, tu będzie dogryzał.

I już wiedziałem. Nie widziałem żadnych przeciwskazań by zabawić się. Zmienię te jej całe praktyki w piekło. Pokażę jej, że nie jestem delikatny chociaż dla niej, chciałem. Nie miałem zamiaru jej skaleczyć, zostawić rysy na odbiciu piękna, które reprezentowała. Wręcz przeciwnie. Pragnąłem wyłonić jej duszę na zewnątrz. Zanieść ją do Edenu gdzie mogłaby czerpać ogromną przyjemność. Ale jest urocza tylko z zewnątrz, a widać, że ma diabła pod skórą. Jest inna.

Az dostałem ciarek na ciele. Lauren Green. Szykuj się. Nie mam zamiaru ratować cię. Pójdziesz na dno razem ze mną. Pochłonie cię mrok, z którego nie wyjdziesz.

Lauren

- O! Świetnie! Idzie ci coraz lepiej. - rzekła Kate gdy wbijałam kaniulę dożylną w gumę, sztucznej ręki. - Myślę, że będziesz mogła to robić już przy pacjentach. Szybko się uczysz. - Brązowowłosa postawiła metalową nerkę ze strzykawkami tuż obok mnie.

- A teraz podaj "lek". - zrobiła cudzysłów w powietrzu, rękami w lateksowych rękawiczkach. Wykonałam jej polecenie, kierując się jej nauką, którą mi przekazała. Krok po kroku.

- Świetnie. Nie rozumiem czemu Alex bał się, że sobie nie poradzisz. Robisz to bardzo dobrze. - wzruszyła ramionami i wróciła do szafki by zamknąć szuflady.

- Bo może nie lubi jak ktoś wchodzi do jego królestwa? Pilnuje swojego terytorium jak pies. - burknęłam nerwowo. Kate uśmiechnęła się pokazując swoje równe, białe zęby.

- Alex jest... - podeszła do radyjka, które cicho grało na parapecie okna. Zmieniła stację z muzyką pop. - Specyficzny. Każdy w szpitalu tak uważa. - dokończyła z nutą smutku.

- Każdy? - zapytałam zaciekawiona co miała na myśli. Cały sprzęt do ćwiczeń wyrzuciłam do kosza.

- Każdy. Dziwi mnie to, że nigdy o nim nie słyszałaś. Jest najsłynniejszym lekarzem, neurologiem w całym Nowy Jorku. Bynajmniej w tej części miasta. - jej orzechowe oczy zabłyszczały gdy wypowiadała te słowa. Jakby uważała go za ósmy cud świata. Przesada. - Każdy ma wobec niego szacunek. Pacjenci, wybitni naukowcy, inni lekarze. Gazety i media społecznościowe głośno o nim mówią. Uratował nie jedną osobę przed wózkiem. Neurochirurgia jest skomplikowana, coraz bardziej plagą. Szczególnie związanego z kręgosłupem lub chorobami genetycznymi, ale rzadkimi.

Tego nie musisz mi tłumaczyć Kate. Zbyt dobrze to wiem.

Kobieta zdjęła rękawiczki koloru bieli, które wyrzuciła do odpowiedniego kubła. Sięgnęła po płyny by umyć ręce w umywalce, gdzie aneks łazienkowy stał w rogu pokoju.

- To nie tak. Nie raz słyszałam czego ktoś dokonał, ale nie sądziłam, że chodziło o niego. Nie miałam czasu by czytać te artykuły. - próbowałam ratować sytuację. To co powiedziałam było prawdą. Byłam zbyt zajęta nauką, by patrzeć w necie, co, kto, jaki lekarz zrobił. Tu nie chodzi o bycie celebrytą w branży medycznej, tylko o ratowanie ludzkiego życia. Zacisnęłam mocniej gumkę do włosów tuż u nasady głowy. Długi warkocz zwisał swobodnie pomiędzy moimi łopatkami.

- Tak, czas jest naszym najgorszym wrogiem. - westchnęła ciężko. Złapała za tabliczkę z papierami. Jej oczy zaczęły skakać między linijkami. - Dobra, to chodź odwiedzimy...

Nie dała radę skończyć gdy przez korytarz runął hałas. Dwóch ratowników wjechało z pacjentką na szynach. Kate podbiegła do nich, a ja poszłam w jej ślady.

- Co się stało? - zapytała poważnym tonem. Jeden z mężczyzn, mocno przystrzyżony na głowie i brodzie, sięgnął po kartotekę. Jego jaskrawo, pomarańczowy kombinezon odbijał się w świetle dnia, które wpadało przez okna.

- Zabraliśmy dziewczynę z treningu w szkole. Grała w siatkówkę gdy nagle złapał ją ostry ból kolana. Nie mogła chodzić oni wstać. Trzeba ją zawieść na oddział neurologiczny, ponieważ żadnych złamań czy urazów wewnętrznych nie widać. - rzucił pod spód wózka papiery. Kate podeszła do blondwłosej nastolatki, która była blada jak ściana. Na policzkach miała ślady po ciepłych łzach, a policzki rumiane jak pomidory. Folia ratująca życie zaszeleściła pod wpływem jej dreszczy.

Poczułam jak coś uciska mnie w klatce piersiowej. To uczucie. Zbyt znajome. Zbyt znane mi bym w tej chwili przez nie, dostała paraliżu. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie. Nie teraz. Błagam. Oddech nabrał na sile. Skup się Lauren. Nie wracaj do tego. To minęło.

- Ej, wszystko dobrze? - koleżanka musiała zauważyć moją reakcję, ponieważ dopiero jej dotyk na ramieniu, sprowadził mnie na ziemię.

- Tak, pewnie. - odpowiedziałam speszona. Potarłam kark czując jak mięśnie napinają się.

- Nie musisz iść jeśli nie jesteś gotowa. - jej słowa przedzierały się do mnie jak przez mgłę. Sięgnęła po długopis w bocznej kieszeni zielonego uniformu tuż nad sercem.

- Nie, wszystko dobrze. - zapewniłam. Kiwnęła głową, a jej kucyk poruszył się razem z nią.

- Dobra, na ortopedię w takim układzie jej nie przyjmą. Co jej podaliście? - zapytała koleżanka, czytając wypełnione druki na szybko przez ratowników.

- Na razie tylko kroplówkę i paracetamol.

- Okay, dzwoniliście do Alexa?

- Tak. Ma gotowe dla niej miejsce. - potwierdził drugi mężczyzna o ciemnych oczach i włosach uczesanych w maleńki kucyk, który miał na samym czubku głowy.

Ratownicy oddalili się, idąc w głąb korytarza, by ponownie jechać na sygnale do innych potrzebujących. Machnęli rękami na pożegnanie, na co odwzajemniłam gest.

- Olivio. Spójrz na mnie. - Kate poświeciła latarką po oczach dziewczyny. - Źrenice reagują. - rzekła ciszej. - Jedziemy teraz na oddział neurologiczny, będzie trochę trzęsło.

Nastolatka w stroju od WF'u poruszyła głową na znak zgody. Pielęgniarka kazała mi złapać za drugą stronę szyn i pchnąć. Ciemnowłosa ciągnęła ją do windy. Wcisnęła odpowiedni guzik gdy drzwi, otworzyły się.

- Twoi rodzice są już w drodze, także nie martw się. Jesteś tutaj bezpieczna i zaraz dojdziemy do tego, co ci dolega. - Kate uśmiechnęła się smutno.

Na jej słowa, dziewczynie znów poleciały łzy. Olivia zasłoniła twarz ręką, z której wystawał motylek. Wstydziła się swojego stanu. Wstydziła się, że tutaj trafiła. Bała się tego co miało nastąpić. Te uczucia nie były mi obce. Rozumiem każdego kto tu przebywał. Każdego kto chociaż raz przekroczył próg szpitalu i spędził dni na oddziale.

Metalowe drzwi rozsunęły się, a zaraz po nich kolejne, za którymi ciągnął się oddział neurologiczny. Doktor wyszedł nam na przeciw. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, przeszył mną lekki wstrząs. Jego lodowate oczy przez sekundę dały mi wyraźny znak. Nie chciał bym wtrącała się w sprawy pacjentki. Skąd taka nagła zmiana wobec mnie? Z drugiej strony, mało mnie obchodziło to, czy go obraziłam tego poranka. Miałam gdzieś jego fochy na mnie. Starałam się zachować obojętną minę i utrzymać profesjonalizm. Zatrzymałyśmy się i Kate zaczęła z nim rozmawiać, plecami do mnie. Wymieniali się papierami, a nikt nie zwracał uwagi na Oliv. Leżała zwinięta w kłębek, przykryta złotem. Masowała swoje kolana. Ból na pewno był dla niej nie do wytrzymania. A ja tylko mogłam stać i oddawać jej swoją duchową energię z myślą, że wszystko będzie dobrze.

Zauważyłam, że jej wenflon mocno zabarwił się krwią, przy wejściu dla kroplówek. Został źle zaaplikowany przez ratowników. W pośpiechu to tak czasem bywa.

- Co ty robisz? - zapytał ostro doktor, widząc moje poczynania. Kate na jego pytanie przestała mówić i też uciekła oczami ku mnie.

- Wymieniam jej kaniulę dożylną. - odpowiedziałam stanowczo. Nie skrzywiła się, nie krzyczała gdy wykęłam igłę i zmieniłam jej na nowy. Zakleiłam białym plastrem żyłę by nie dostało się zakażenie. Dzielna dziewczyna. Zawsze we wnękach bocznych szyn są podstawowe rzeczy jak rękawiczki, maseczki czy właśnie wenflony.

Mój i Alexa wzrok, spotkał się ponownie. Był zdziwiony tym czego dokonałam. Taka prosta rzecz, a zrobiłam na nim wrażenie. Tak jak myślałam. Uważał, że jestem nieudacznikiem, który nie nadaje się na lekarza. Tak jak to sugerował przy wczorajszym śniadaniu. Boże. Zaczynałam go nienawidzić.

- Olivio, zabieramy cię do łóżka w pokoju. - pielęgniarka machnęła ręką do mnie, by znów pchnąć łóżko do pomieszczenia za nami. Pomogłyśmy dziewczynie przenieść się na wygodny materac.

- Podepnij ją pod aparaturę, tak jak cię uczyłam. Alex obserwuje. - szepnęła Kate ostatnie dwa słowa. Usta wydęła w sztuczny uśmiech i przewróciła oczami na niego. To prawda. Mężczyzna stał w przejściu pokoju z kartoteką pacjentki i przyglądał się nam znad papierów. Nie. Przyglądał się mnie. Zacisnęłam wargi w jedną linię. Stres zmieszany z determinacją, krążyły mi w żyłach jak narkotyk.

Poprosiłam znacznym gestem by dziewczyna zdjęła kolorową bluzkę. Pomiędzy jej piersiami, zakrytymi przez materiał biustonosza, przyczepiłam elektrody do klatki piersiowej dziewczyny i nacisnęłam odpowiednie guziki na panelu, aż na ekranie monitora serca, pojawiły się skaczące linie. Kabelki przeniosłam nad głową pacjentki  by jej nie przeszkadzały. Rytm był w normie. Byłam z siebie dumna, że udało mi się podołać. Wszystko szło pomyślnie, chociaż ręce mi się trzęsły.

- Witaj Olivio. Jestem doktor Alex. - nie mam pojęcia kiedy znalazł się obok mnie. Był niczym duch. Ale przyjemny duch o świeżym zapachu. W tamtej chwili zapomniałam, jak się oddycha. Jednak mną się nie przejmował i kontynuował rozmowę z nastolatką. Usiadł na brzegu łóżka, a materac ugiął się pod jego ciężarem. - Powiedz mi, co cię boli?

Wskazała na swoje kolana. Leżała prosto na plecach, a z jej oczu znów wydobyły się łzy. Doktor chciał zgiąć kolana pacjentki, ale ona omal nie krzyknęła. Tak samo nie mogła ich w pełni wyprostować. Kończyny dolne były jak u osoby niepełnosprawnej. Skóra była lekko opuchnięta i zaczerwieniona wokół zgięć. Sięgnęłam po kroplówkę, którą przyniosła Kate z pokoju pielęgniarek. Powiesiłam worek z bezbarwnym płynem haku z kółkami. Olivia widziała do czego zmierzam więc uniosła dłoń w powietrze, ułatwiając mi zaaplikowanie jej substancji, poprzez łącznik stożkowy. Ustawiłam częstotliwość komory kroplowej poprzez zaciskacze rolkowy by płyn powoli był dawkowany.

- Nie wygląda mi to na zwykły stan zapalny. - wtrąciłam, na co mężczyzna trochę się odsunął. Popatrzył na mnie z ukosa, z pogardą, czym wcale się nie przejęłam. - Kolana są znacznie większe niż u normalnego człowieka, przy takim stanie rzeczy. - wyjaśniłam, ponieważ miałam wrażenie, że ma mnie on za głupią i gadam bez sensu. Studiuję medycynę do jasnej cholery. Chcę być wybitnym neurologiem. Tak jak, kurwa on. - Są znacznie spuchnięte.

Alex poszedł za moimi słowami. Przejechał językiem po górnych, białych zębach. Boże. Nie wiń mnie, za to, że ten gest sprawił mi dreszcze. Nie miałam pojęcia jakiego typu. Obrzydzenie? Czy wręcz przeciwnie?

- Sugerujesz, że wypełnione są wodą?

- Ratownicy mówili, że na zdjęciach nic nie widać. Należałoby zrobić USG. - wtrąciła Kate, która stała w progu drzwi. Tam gdzie kilka minut temu stał Alex.

Neurolog założył rękawiczki lateksowe i zaczął delikatnie dotykać pacjentkę. Jego ruchy były tak powolne i zmysłowe, że nie mogłam oderwać wzroku. Sunął palcami po jej jasnej skórze w górę i w dół. Samymi opuszkami palców, tworząc gęsią skórkę na ciele dziewczyny. Kurwa. Cofnęłam się wpadając na ścianę. Alex zmarszczył brwi. Jego spojrzenie było pełne oburzenia, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Najwidoczniej nie rozumiał mojego zachowania, ale nie tylko on. Ja również nie wiedziałam co się ze mną działo. Czy to on tak na mnie wpływał, czy wspomnienia, które myślałam, że już dawno pogrzebałam?

- Podajcie jej przeciwzapalne i przeciwgorączkowe. Na razie niech odpoczywa.

- Zaraz, co? - szepnęłam. Jego słowa były jak uderzenie w twarz. Natychmiast mnie obudziły ze snu.

- Tak jest. - Kate zniknęła za rogiem. Zapewne poszła do pokoju pielęgniarskiego, gdzie są leki i inne rzeczy dla pacjentów.

- Odpoczywaj Olivio, zajrzę do ciebie za parę godzin. - uśmiechnął się sztucznie do niej, po czym w drodze na korytarz wyrzucił rękawiczki do kosza pod ścianą. Złapałam go w połowie drogi, do jego gabinetu za łokieć. Przez chwilę nie wierzyłam, że to zrobiłam. Jak zawsze pod wpływem impulsu. To był drugi raz gdy go dotykam.

- Nie możesz jej tak zostawić. Ona cierpi. - mój ton głosu przerażał mnie samą.

- Słońce, jak każdy na tym oddziale. Jak każdy kto przebywa w tym szpitalu. Myślisz, że dokonam, czego? Cudów? Jestem lekarzem, nie Bogiem. - jego słowa były jak kubeł zimnej wody. Przecież o tym gadałam z Kate. Tego dokonywał. I tego właśnie teraz chciałam. Chciałam aby dokonał cudu dla tej dziewczyny. Tak samo jak dokonano go dla mnie wiele lat temu. Nie miałam pojęcia, co to miało wspólnego ze mną i pacjentką, ale widziałam w nas podobieństwo. Być może uważałam, że to nie fair wobec Oliv. Wciągnęłam powietrze, aby tlen dotarł do mojego mózgu i pracował na szybszych obrotach. Zaciskałam zęby mocno, że aż naciągnęłam mięśnie szczęki.

- To pozwól mi ją zbadać. Zrobię USG. - palnęłam stanowczo.

Zaśmiał się głucho. Ręce opadły mu wzdłuż ciała w wyniku jego reakcji. Nie posiadał wiary we mnie, a jego niebieskie oczy przybrały ciemniejszy odcień. Odchylił lekko głowę do tyłu i znów ujrzałam kontury tatuaży, w okolicach obojczyków, ramienia i szyi. Ponownie przejechał językiem po górnych zębach. Zrozumiałam, że zrobiłam krok nie w tą stronę, a ten gest powoli przyprawiał mnie o zawał. W negatywnym sensie. Zdecydowanie. Chyba.

- Ty? - wskazał na mnie palcem. - Nie zrobię tego. - pokręcił głową.

- Niby dlaczego? - szarpnęłam go za fartuch medyczny.

- Nie masz uprawnień! Nie mogę...

- Daj mi szansę! - mój głos przekrzyknął jego. Ludzie zaczęli gapić się na nas. Puściłam biały materiał, wbijając wzrok w jego czarną bluzkę Polo. Czułam jak na moich policzkach pojawia się rumienieć i makijaż tego nie mógł zakryć.

- Daj mi spróbować. Obstawiam, że jest to poważniejsze niż się wydaje na pierwszy rzut oka. - wyjaśniłam drżącym głosem. Jak miałam mu coś udowodnić, skoro nie pozwalał mi to? Jak miałam pokazać mu, że też potrafię czegoś dokonać? Z góry widział we mnie porażkę, a sam teraz odwracał się dupą wobec dziewczyny. Co za idiota! Co za egoizm! Wrzałam wewnętrznie, ale musiałam zachować spokój. Pozorny chociaż. Podniosłam głowę do góry.

Stał tak przez dłuższą chwilę, nie przestając promieniować mnie wzrokiem. Jego błękitne tęczówki mroziły mnie od stóp aż po plecy. Były przepełnione tajemnicą. Nagle zobaczyłam coś innego. Albo mi się wydawało, albo zobaczyłam w nich coś na rodzaj łaski.

- Dobra. - rzekł lekkim tonem. - Ale robisz to przy mnie. Jeden błąd i... - nie dokończył, ponieważ poleciałam do pokoju, w którym leżała Olivia. W moich żyłach nie płynął już lęk, lecz nadzieja.

Przepełniona nutką radości oraz powagą sytuacji, postanowiłam podejść do tego poważnie. Nie chciałam zawieść siebie, a przede wszystkim jego. Od zawsze miałam tak, że dawałam z siebie wszystko by inni byli zadowoleni. Było to błędne myślenie i podejście, ale nic już na to nie mogłam poradzić. W momencie, którym trafiłam do szpitala po raz pierwszy i cały mój świat się zawalił, miałam w głowie tylko jedną myśl - zawiodłam wszystkich.

- Olivio, zrobimy USG. Spróbuj wyprostować nogi na tyle ile umiesz. - rzekłam do niej. Dziewczyna była lekko otumaniona przez leki, podane od Kate, ale posłuchała mnie.

Doktor wziął krzesło na kółkach i siadł na nim oparciem do brzucha. Położył ramiona na jego krawędzi. Przyglądał się najdrobniejszej czynności jaką wykonywałam. Założyłam parę rękawiczek lateksowych. Odpaliłam sprzęt USG, wzięłam głowicę liniową i posmarowałam ją przezroczystym żelem z butelki dla poślizgu. Delikatnie przyłożyłam ją do skóry kolana nastolatki. Mocno odchyliła głowę z myślą by zobaczyć czarno-biały ekran. Kręciłam kulką, co chwilę naciskając by zrobić ujęcia.

- Ma mnóstwo wody. - szepnęłam. Usta lekko otworzyłam będąc zaskoczona widokiem na ekranie. Miałam rację. Dziewczyna jest zagrożona. Jej funkcjonowanie jest zagrożone.

Alex podszedł do mnie zza pleców. Pochylił się do przodu, opierając się dłońmi na kolanach. Jego świeży zapach jakby po umyciu się, uderzył moje nozdrza, przez co trochę zakręciło mi się w głowie. Sama jego obecność, taka bliska, wprawiała mnie w zażenowanie. Wróciłam do swoich czynności. Zmieniłam miejsce głowicą.

- Stój. - rozkazał gwałtownie. Wykonałam polecenie natychmiast. Nie ruszałam aparatem oraz guzikiem. Za to on zaczął poruszać kulką w maszynie i wykonał kilka ujęć. - Olivio, połóż się na lewy bok. - rzekł łagodniej do pacjentki, na co poczułam ukłucie zazdrości.

Że jak?

Zabrałam od niej aparaturę, a doktor pomógł jej przekręcić się. Wytarłam urządzenie papierem ręcznikowym, po który sięgnęłam z podestu wózka. Pod kolanami, w miejscu zgięcia, miała wypukłe kuleczki pod grubą warstwą skóry.

- Trzeba będzie szybko ją operować. - rzekł Alex z nutą grozy. - Wytrzyj ją, wyłącz sprzęt, a ja idę zadzwonić.

Ale zanim tego dokonał, wziął kartotekę pacjentki, zapisał coś i ulotnił się niczym błyskawica. Listkami białego papieru wytarłam jej kolana i wyrzuciłam wszystko do kosza. Blondwłosa przekręciła się i zamknęła oczy. Najwidoczniej leki zaczęły działać i dziewczyna odpływała w sen. Przykryłam ją kołdrą by nie zmarzła. Zastanawiałam się co takiego ujrzał na ekranie, w ciągu sekundy, czego ja nie zobaczyłam? Wzięłam tabliczkę z przezroczystego koszyczka przyczepionego do łóżka. Na ostatniej stronie wypisane było dużą czcionką torbiel Bakera, stopień zaawansowany.

***

Po badaniu, już nie spotkałam Alexa do końca tego dnia. Kate twierdziła, że spisałam się na medal nie odpuszczając. Uznała za godne pochwały moje zachowanie wobec doktorka. Dziwiła się, że nie dokonał żadnych głębszych badań od razu, tylko kazał czekać. Albo tylko udawała. Wycofała się specjalnie, abym mogła go postawić pod ścianą. Być może chciała dać mi szansę, ale nie mogła bez jego zgody. Pomijając.

Dla mnie osobiście był idiotą robiąc coś takiego, ale będąc ordynatorem oddziału, miał mnóstwo na głowie. Może szedł do innego pacjenta, a ja zmusiłam go by został przy Oliv. Może nie była ona osobą wymagającej pierwszej pomocy. Pięknie. Jeszcze go usprawiedliwiałam.

- Na długo zapamiętam ten dzień. Doktor Alex, który uległ praktykantce. Coś nie spotykanego. - Kate piała z zachwytu, naciągając płyny do strzykawek.

- On mi nie uległ. Weź, bo to dziwnie brzmi. - zakładałam białe trampki, będąc już w swoich ubraniach niż mundurku pielęgniarki. - Po prostu...

- Nie zrozum mnie źle. Ordynator nigdy nikogo nie słucha. No chyba, że dyrektorki, która ma większą władzę. - przed oczami stanął mi obraz uśmiechniętej Lindy. - A tak to, robi co mu się żywnie podoba. Rozkazuje nam na lewo i prawo.

- To chyba cud, że jeszcze nikogo nie zabił. - rozplotłam warkocza, z którego uciekały pojedyncze kosmyki włosów. Poczułam ogromną ulgę móc je rozpuścić.

Kate uśmiechnęła się na moje słowa. Odłożyła gotowe preparaty do metalowej nerki. Na jej twarzy widać było zmęczenie, ale wciąż promieniowała optymizmem. Czekały ją jeszcze dwie godziny pracy.

- Być może. Aczkolwiek, może robi to po godzinach pracy. Tego nikt nie wie. - parsknęła. - Nikt w zasadzie nie wie, jakie hobby ma. Co robi w wolnym czasie. Jest on jedną wielką zagadką. Nie widziano go z żadną kobietą, nie wspominając o dzieciach. - westchnęła brunetka.

Czytasz mi w myślach.

Chciałam jej odpowiedzieć, ale mój telefon wydał z siebie dźwięk. Sięgnęłam po niego do czarnego plecaka, na blacie.

- Lecę, przyjechał po mnie. - złożyłam na szybko kitel i wsadziłam go do środka torby.

- Kto?

- Mój chłopak.

- O! Masz chłopaka? Również przyszły lekarz? - brązowowłosa otworzyła szeroko oczy. Sięgnęła po segregator na tabletki w szafce na przeciwko nas.

- Nie. Jest malarzem. Studiuje na NY, wydziale artystycznym. - wyjaśniłam. Dziewczyna zrobiła usta w słodki dziubek.

- A maluje portrety nago?

- Kate! - oczy omal nie wyszły mi z orbit. Co jej chodziło po głowie? Tego chyba nie wie nikt. Czasem nasze rozmowy przechodziły na bardzo intymne rzeczy,  przez co przychodziły mi sprośne myśli. Kobieta nie miała żadnych skrupułów. Być może praca z ciałem człowieka, sprawiła, że była bardzo otwarta.

- No co? Może byłby fajny prezent dla mojego męża. - puściła do mnie oczko. Zaczęła wrzucać kolorowe pigułki do organizatorów.

Pokręciłam głową. To jej poczucie humoru. Nałożyłam na siebie długi, rozpinany, szary sweter i chwyciłam za ramię plecaka.

- Spadam. Do jutra! - machnęłam ręką, na co odpowiedziała tym samym.

Zjechałam windą kilka pięter niżej i wyszłam przez wejście na SOR. Na niebie malował się piękny zachód słońca. Ciepłe barwy przynosiły smak lata, które na dobre rozpoczęło się kilka dni temu. Nim zdążyłam zrobić pięć kroków, jego ręce podniosły mnie do góry w pasie. Ze śmiechem zaczął wirować wokół własnej osi.

- Connor! Puść mnie! - zawołałam z rozbawieniem.

- Ale się za tobą stęskniłem. - dłonie położył po obu stronach mojej twarzy i złożył słodki pocałunek na moich wargach. - Moja muza.

Stanęłam na palcach i przeczesałam jego brązowe włosy. Ja również za nim tęskniłam. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie czasu, ze względu na egzaminy oraz programy, w których Connor wziął udział. Wszystkie przeszły pomyśle, więc umówiliśmy się, że spędzimy trochę lata razem.

- Byłeś u fryzjera. Znów mam jeżyka. - na mojej twarzy też pojawił się uśmiech. Przy nim czułam się jak na chmurce. Przynosił mi bezpieczeństwo i poczucie, że nie muszę martwić się o jutro.

- Wiem jak to lubisz. - poprawił czarne okulary na nosie. - Gładzić mnie po świeżo obciętych włosach.

To prawda. Uwielbiałam gdy po bokach był obcięty na bardzo krótko, a na czubku były trochę dłuższe. Zawsze można było złapać je i pociągnąć gdy robił mi dobrze swoimi pełnymi wargami. Aż przeszedł mnie dreszczyk rozkoszy na tą myśl.

- Chodźmy. Muszę umyć się. Śmierdzę szpitalem.

Connor złapał mnie w pasie i zaprowadził ku autu. Jednak zatrzymałam się na chwilę i obejrzałam za siebie. Liczne światła paliły się w oknach, na dachu migały czerwone punkty jako sygnały dla helikoptera. Tuż przy wejściu kręciło się sporo ludzi. Niektórzy z nich stali i rozmawiali, a jeszcze inni palili papierosy. Gdzieś w oddali słychać było szum ulic. Pomimo pędu i energii w tym miejscu, teraz odczuwałam wewnętrzy spokój patrząc na obraz budynku. Wieczór przynosił ciszę oraz rozluźnienie emocjonalne. Kątem oka uciekłam na piętro gdzie był oddział neurologiczny.

- Lauren?

Głos Connora wyrwał mnie z zamyślenia. Dawno nie słyszałam aby ktoś nazywał mnie pełnym imieniem. Zazwyczaj jest ono zdrabniane. Uroczy chłopak, w dżinsach i czarnej koszuli na guziki, stał cierpliwie, czekając na mnie aż ruszę się z miejsca. Jego ciepłe spojrzenie, zawsze mnie rozczulało. Zawsze sprawiał, że nie umiałam się długo na niego gniewać oraz szybko mu wybaczałam.

- Chodź, na pewno miałaś szalony dzień. - wyciągnął do mnie rękę z lekkim uśmiechem. Zrobiłam dwa kroki do przodu i ją ujęłam. Ale uczucie, że ktoś na mnie patrzy, nie chciało mnie opuścić. I nie były to złote oczy Connora.

- Tak. To był szalony dzień.

IG jula_wojcikczyta
#medicine #seriahospital

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro