Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.

Lauren

- Ciocia!

W tłumie pasażerów szykujących się na lot, ujrzałam krótkie blond włosy, związane w wysokiego kucyka. Oczy jak zawsze pomalowane ciemną kredką i sporą ilością tuszu do rzęs. Kobieta ubrana w krótkie spodenki i zwykłą białą koszulę na guziki oraz złote klapki. Małżeństwo, o dziwo jej służyło znakomicie.

- Moje słońce. - objęła mnie czule ramionami na powitanie. - Nic się nie zmieniłaś, a jak zwykle wyższa ode mnie. - ucałowała mnie radośnie w czoło. - Chodźmy do domu. - ciocia chwyciła za moją walizkę, ciągnąc ją po błyszczącej posadzce. Wyszłyśmy szklanym tunelem z lotniska na parking, a chłód zamienił się w żar i otulił mnie niczym cienki materiał. W końcu to było słoneczne Las Palmas, Grand Canaria. Miałam zamiar odwiedzić nie tylko ją, ale również i Elenę. Długo nie rozmawiałyśmy, a za trzy dni miała wrócić do Nowego Jorku. Nie chciałam jej przeszkadzać w interesach biznesowych związanych z jej rodzicami, ale za to zrobię fajną niespodziankę, pisząc wiadomość, iż jestem w tym samym miejscu co ona. Na pewno ucieszy się na mój widok.

Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne, a ciocia załadowała walizkę do bagażnika białego SUV-a i ruszyłyśmy przed siebie.

- A, Andreo gdzie jest? - zapytałam zapinając pas.

- Siedzi z Leo w domu. Chciałam się wyrwać w końcu chociaż na pięć minut, a ty moje słońce, ułatwiłaś mi to. - wsadziła pilot do stacyjki. - Za stara jestem na macierzyństwo. Co mi przyszło do głowy by rodzić po czterdziestce?

Uśmiechnęłam się niewinnie na jej słowa, ponieważ nie miałam pojęcia jak to skomentować. W porównaniu do niej miałam odrębne marzenia, które już jakiś czas temu pokrył kurz.

- Wiesz... jest coś jak środki antykoncepcyjne. Można dostosować wszystko do ciała i jego potrzeb. - wyjaśniłam.

- Ty nie bądź taka mądra! Nie będziemy gadać tu o mnie, tylko. - zmieniła bieg na Drive. - Co cię skłoniło aby tak szybko do mnie przylecieć? Ostatni raz byłaś rok temu. A tu taka wizyta z dnia na dzień. Opowiadaj mi, już.

Isabella była nie tylko rodzoną jak i starszą siostrą mojej mamy, ale również moją matką chrzestną. Gdy miałam dwanaście lat, moją rodzicielka postanowiła wyjechać na drugi koniec Ameryki i oddać mnie swojemu rodzeństwu, a potem szybko urwał mi się z nią kontakt. Okazało się, że stworzyła nową rodzinę. W między czasie poznała Andrea, który jest właścicielem firmy hotelarskiej na wyspie. Tak połączyła ich miłość, a owocem tej miłości był ich półtoraroczny synek. Jednak kilka lat wcześniej był taki czas, gdzie musiałam zadecydować o swojej przyszłości. Czy zostaję w Nowym Jorku i kontynuuje naukę, czy lecę razem z nią? Odpowiedź dla mnie była prosta. Mimo wszystko, dużo pisała i dzwoniła do mnie. Zawsze miałam w niej wsparcie mentalne jak i każdej dziedzinie. Nie krytykowała mnie gdy podejmowałam jakieś decyzje i teraz też wiem, że gdy opowiem jej co się działo przez ostatni miesiąc, też nie będzie.

W krótkim czasie, spakowała rzeczy i wyjechała na ciepłe rejony, ponad cztery lata temu. W ten sposób zamieszkałam z Eleną, mogłam kontynuować studia i żyć w dość prosty sposób. Być blisko przyjaciół i... mojego byłego chłopaka. Dużo poświęciłam dla nich, a w szczególności dla niego, licząc, że między nami będzie coś poważnego i mogłabym w przyszłości odciążyć El w sprawach rachunkowych. Niestety stało się inaczej.

- Do tego trzeba będzie wino. Najlepiej butelkę. - rzekłam, wzdychając ciężko.
- Och! - krzyknęła z radości. - Stara Lauren, odzywa się! Kupiłam ci twoje ulubione, truskawkowe. Chłodzi się w lodówce od samego rana.

Uśmiechnęłam się na jej słowa. Kobieta pomimo swoich lat, cały czas tętniła pozytywną energią, a jej błękitne oczy świeciły się niczym kryształki. Nie miały tej barwy co oczy Alexa, ale jakiś cudem przypominały mi o nim.

Po kwadransie dojechaliśmy do jej domku na przedmieściach w części Santa Catalina. Obok był park z placem zabaw, a widok na zatokę, który łączył się z Oceanem Atlantyckim, zabierał dech w piersiach. Nie było co porównywać do aglomeracji Nowego Jorku. Totalnie inny klimat sprawił, że trochę odżyłam.

- As! Nie wolno! - krzyknęła ciocia, ale było już za późno. Wielki, złoty labrador o krótkiej sierści, rzucił się na mnie, a ja poleciałam na trawnik ledwo przekraczając ogrodzenie posesji. Jego język zmył mi połowę makijażu, który zrobiłam zanim wylądowaliśmy na wyspie.

- As! - męski głos dopiero doprowadził go do porządku, chodź młode zwierzę wciąż machało ogonem z radości.

- Ach, nic nie szkodzi. - zaczęłam głaskać psiaka. - Cześć słodziaku. Też się cieszę, że cię widzę.

- Wybacz, As przeważnie tak reaguje na widok gości, w skutek czego nie mam jak nad nim zapanować. - Wysoki mężczyzna z opalenizną, krótkich siwiejących włosach i tatuażach, które wychodziły spod bluzki na bicepsy, podał mi dłoń abym mogła wstać. Ciemne oczy jak czarne kamienie szlachetne, błyszczały w blasku dnia. Andreo podrapał się po koziej brodzie, która również miała już kilka siwych pasemek. Jego uroda bardzo wyróżniała się od naszej i na pierwszy rzut oka od razu było widać latynoskie rysy twarzy.

Strzepnęłam piasek z tyłka i poprawiłam włosy, które miałam upięte klamrą.

- Wszystko w porządku. Dzięki. - zapewniłam, wstając z trawnika.

- Kochanie! Weź walizkę do pokoju gościnnego na górze! - blondynka otworzyła bagażnik białego Range Rover'a. - A ja, przygotuję nam coś do jedzenia.

Mój wzrok uciekł na dom, który był wręcz wspaniały. Białe deski straciły swój urok przez słońce, ale duże okna sprawiały, że pomieszczenia były jeszcze bardziej jaśniejsze. Wchodząc do środka, przede mną był ogromny salon z wyjściem na taras, a wejście pod łukiem po prawej stronie, prowadziło do kuchni w barwach beżu. Kręte schody po lewej zapewne do pokoi i łazienki na piętrze. Żółte ściany, dekoracje związane z morzem, mnóstwo fotografii w białych ramkach na komodach z jasnego drewna, sprawiały, że to miejsce było przytulne. Azylem, do którego można było uciec, a jednocześnie jego nowoczesność i urok, przypominał domek wakacyjny.

- Twój pokój jest na górze, na końcu korytarza, a na przeciwko niej masz łazienkę. - rzekła ciocia, wyciągając z lodówki przeróżne składniki do kolacji.

- Dzięki. - odpowiedziałam.

Andreo minął mnie, z moją walizką i udał się na górę. Położyłam mój plecak z frędzlami, na kremową kanapę, która stała równolegle do schodów.

Czułam się nieco dziwnie. Ściągnęłam białe trampki, odłożyłam je pod wieszaki przy drzwiach głównych, gdy usłyszałam słowa tłumione przez winogron, który miała ciotka w ustach.

- Co? - zmarszczyłam brwi, pokazując, że nie rozumiem co mówiła.

Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Rzuciła klapki w kąt obok mojego obuwia i machnęła ręką bym poszła z nią na taras. Ciepłe powietrze muskało mą skórę, a promienie zachodzącego słońca otuliły niczym bawełniany kocyk. Usiadłam na krześle ogrodowym, a As położył się tuż pod moimi nogami. Cioteczka otworzyła moje ulubione truskawkowe wino i wlała do kieliszka. Kropelki pojawiły się na szkle w wyniku różnicy temperatury, a musujący dźwięk sprawił mi wewnętrzną przyjemność.

Patrzyłam przed siebie na morze, które mieniło się niczym kryształki diamentów. Fala wspomnień uderzyła mnie jak ktoś łopatą w tył głowy. Spędzałam tutaj chwilę aby odpocząć w przerwie wakacyjnej lub na święta Bożego Narodzenia. Nie sądziłam, że przyjadę tutaj, ponieważ będę chciała uciec przed emocjami, które mi ciążyły. Dopiero teraz zatęskniłam za miastem i za czymś więcej. Lub kimś. Być może działałam pod wpływem impulsu wybierając najbliższy lot, ale mało mnie to interesowało. Potrzebowałam przeanalizować to wszystko z innej strony i z pomocą kogoś bliskiego. El była na wyjeździe i nie chciałam jej mówić, ponieważ była tak samo szalona jak ja, chociaż w inny sposób. Jednak rzuciłaby wszystko i wróciłaby do naszej kamienicy, pierwszym prywatnym odrzutowcem ojca. Napisałam jej wiadomość z auta, że jadę trochę odpocząć u cioci i odwiedzę ją jutro. Jednak telefon milczał. Z jej strony, jak i od osoby, którą chciałam usłyszeć, też nie było wiadomości. Oczekiwałam, że będzie za mną gonił, ale czego się spodziewałam? Przecież to było oczywiste, że nic nie zrobi. Przeleci mnie i nic więcej. Byłam taka naiwna, że to aż boli.

- No to opowiadaj. Co się stało? - kobieta wzięła łyk piwa o smaku jabłka. Szkło mieniło się blaskiem w jej dłoni.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać. O zdradzie Connora, o praktykach, które doprowadzały mnie do granic histerii i nerwicy. Poprawka, ktoś to robił.

Alex.

Gdy o nim wspominałam z każdym słowem, miałam wrażenie, że większość rzeczy zrozumiałam opatrznie. Z drugiej, nie do końca. Doktorek grał z każdą chwilą, z każdym dniem gdy miałam z nim Lekcje lub też nie. Ale dzięki niemu zrozumiałam, że istnieje inny świat. Tego nie dało się ukryć. Bardziej niebezpieczny, bardziej złożony, przekraczający wyobraźnię i bólu, ale też bólu, który daje przyjemność. Świat, który jest uzależniający. Poznałam jego świat, a jednocześnie i on stał się moim.

Problem w tym, że ja do niego nie należałam. Zawsze miałam wszystko poukładane, a teraz wtargnął chaos, który namieszał mi w głowie. Wiedziałam, że nie mam szans przetrwać, ani nie było szans na szczęśliwe zakończenie. Nie z nim. Z panem władcą, którym rządził mrok i przeszłość. Był mi totalnie obcy. Mną władało pożądanie, którego nie mogłam opanować jak i jedno wspomnienie. Tliło się ono w mym sercu jak nadzieja na lepsze jutro.

Nie pamiętałam już dokładnie rysy twarzy tej osoby, ale on był tą nadzieją. Jeden moment dzięki temu lekarzowi, zmieniło się całe moje życie. Trzymałam się tego kurczowo jak cudu, ale nie w tym rzecz. Dzięki temu osiągnęłam tak wiele pomimo, że mój porządek runął w tamtym okresie.

Teraz znów tak było. Doktorek pojawiał się tam, gdzie tego potrzebowałam. Był gdy nie chciałam być sama, chociaż nie prosiłam go o to. Dał mi cząstkę swojego imperium, chociaż nie miałam do niego żadnych praw. Jak to było możliwe? Co było tego przyczyną? Miałam wrażenie, że tego nigdy się nie dowiem.

- Och! Zakochałaś się. - ciocia przedłużyła ostatnie słowo jak jakaś chora psychicznie.

- Że co?! - podniosłam głos z wrażenia, ale zaraz skuliłam się na krześle, przykrywając się cienkim kocem ze wstydu.

Złowieszczy uśmiech pojawił się na jej twarzy, po czym wzięła łyk trunku.

- A twoja reakcja tylko to potwierdza. - cioteczka była z siebie bardzo zadowolona. - Słonko, wiemy dobrze jaka jesteś stała w uczuciach. Pomijając fakt, że twój słoneczny znak to Baran, a w ascendencie masz Strzelca, czyli mój główny znak. To w Wenus masz Ryby. Kochasz pasję, emocje i dreszczyk dramy, który pobudza relację. Łatwo popadasz w zauroczenie, ale jednocześnie jesteś marzycielką. Na chwilę obecną widać, że wpadłaś po uszy i z tego co widzę też już stworzyłaś mnóstwo czarnych scenariuszy, nawet nie dając temu szansy.

Wypiłam kielich do samego dna, po czym nalałam sobie kolejny, gdy trunek mi się skończył. Isabella miała rację. Znała mnie na wylot, a dlatego, że obie byłyśmy ogniem. Miałyśmy wspólny język, praktycznie w każdej dziedzinie.

- Poczekaj pójdę po karty i sprawdzę co u małego.

Wykorzystałam chwilę i sprawdziłam wiadomości. Elena dalej nie odczytała. Zapewne była teraz na jakimś bankiecie taty i musiała udawać idealną córeczkę. Zero też wiadomości od osoby, której chciałoby się najbardziej. Zapewne nie interesuje go moje zniknięcie na kilka dni. Dyrektorce powiedziałam przez telefon, że jestem chora. Leżę z temperaturą i wymiotuję. Powiedzmy.

Moja "wróżka" położyła talię na stoliku między nami i zapaliła papierosa.

- Andreo kładzie Leo spać, więc mamy czas dla siebie. Sprawdźmy, co on tam ukrywa. - rzekła ciekawsko. - Nie znasz jego daty urodzenia? - podniosła wzrok na mnie.

- Tak, nie mam o czym z nim gadać tylko o jego urodzinach. - zadrwiłam. W głowie zaszumiało mi od wina, mimo to dobrze się czułam. Stan był błogi i miły. Wystarczyło mi kilka godzin podróży jak i zmiana otoczenia, i już było trochę lepiej, chociaż wiem, że nie na długo.

- Z tego co mówiłaś wydawał się być Panną, ale zaraz zobaczymy. - kobieta zaczęła tasować granatowe karty i wykładać jedną po drugiej. Dumała i analizowała mamrocząc pod nosem.

- Powiem tak. - strzepnęła popiół do popielniczki. - Widać, że się zakochałaś. Mówi to twoja karta, baranku ty mój. - podniosła jedną ku mnie. - Królowa buław. Jednak mamy też siódemkę mieczy, ktoś kogoś tu oszukuje i to... - ciocia dołożyła jeszcze dwie karty. - Jest ewidentnie on. Może ukrywać coś przed tobą co jest w czasie obecnym lub przeszłym. Monety to znaki ziemskie, ale bardziej tu odczuwam jego stan - stabilny w pracy, ale nie emocjonalnie. Nie wiem czemu tylko pokazuje mi Rydwana w sercu.

- Rydwan to podróż. - wtrąciłam. - Przyjechałam do ciebie. - wzięłam kolejny łyk wina.

- Tak, tak, ale ty już tego dokonałaś. Mówimy tu o nim. Rozkład jest na niego. Może dowiedział się, że wyjechałaś. - podkreśliła.

Skłamałam, że jestem chora, więc jedynie takie słowa mógł usłyszeć od dyrektorki. A może jak się o tym dowiedział, to chciałby mnie odwiedzić? Kto wie. Na chwilę obecną pragnęłam tylko odpocząć od myśli i ruszyć w jakiś sposób do przodu. Choćby nawet tym Rydwanem, który był wyłącznie rysunkiem na kartce.

- Nie, raczej nie. Nie mam pojęcia co to może oznaczać.

- Na pewno jakąś wiadomość. Ósemka buław moja droga. - rzekła, po czym wypiła piwo do samego dna.

- Wiadomość?

- Lub dowiesz się czegoś w ekspresowym tempie. Dowiesz się czegoś poprzez tą podróż, ewentualnie on, lub ma myśl by pokonać pewien dystans do ciebie. Fizyczny, mentalny lub rzeczywisty.

- Może i masz rację.

- Intuicja nigdy cię nie zawiodła, Lauren. - jej głos stał się poważniejszy, przerywając chwilę ciszy między nami, aż przez sekundę lub dwie dotarł dźwięk cykad do moich uszu. - Nie zawiodła cię do twojej matki, a mojej siostry. Co do Connora, również. Na pewno coś cię kierowało ku temu, ale z powodu miłości, nie chciałaś słuchać. Więc jeśli teraz słyszysz echo swojej wyobraźni i możliwych scenariuszy z nim. - wskazała na karty, leżące na stoliku między nami. - To wsłuchaj się w nie. Jeden z nich jest tym, który stanie się rzeczywistością. Będzie ciężko. - podniosła talię, a pod spodem ukazała się karta śmierci. - Możliwe, że też jest Skorpionem, ale pomijając, może warto zaryzykować?

I tak z tym pytaniem mnie zostawiła.

Czas leciał, aż po słońcu nie było ani jednego promyka. Jego blask zastąpiły gwiazdy na niebie, ale wciąż czuć było ciepło w powietrzu. Po ploteczkach i butelce wina, zrobiłam się strasznie głodna. Andreo zrobił nam na szybko kolację i musiał na chwilę jechać do jednego ze swoich hoteli. Podobno doszło do jakiś zamieszek między gośćmi i domagali się rozmowy z prezesem. Zostałyśmy same, mały spał na górze, więc otworzyłyśmy kolejną butelkę wina, która w szybkim tępie została przeze mnie spożyta. Isa postanowiła, że posprząta jutro, a jedyne o czym zaczęła gadać, jak katarynka to o śnie. W sumie, byłam po długiej podróży i też zamarzyłam o nim. Jak i o kimś jeszcze.

Ciocia padła u siebie w sypialni, ledwo zdejmując z siebie ubrania, a ja poszłam wziąć prysznic. Łazienka była w barwach oceanu, a podłoga w kolorze piasku. Małe kafelki, dekoracje z bambusa, przeszklona kabina, dodawały uroku egzotycznej wyspy. Czułam się bezwiednie słaba.

Chciałam coś zrobić. Koniecznie czegoś dokonać aby zmienić ten głupi los i wrócić na właściwy tor. Jednocześnie coś kazało mi czekać. Możliwe, ze to mój chory wewnętrzny głos, który już sam nie wiedział, czego chce. Jak to mówi przysłowie, z problemem należy się przespać. Tylko też już nie wiedziałam, czy mogłam stosować to przysłowie dosłownie, czy w przenośni.

Ja pierdziele.

Ubrałam się w białą bluzkę na ramiączka, szare spodenki i utonęłam pod lekką jakże puchową kołdrą i mnóstwem poduszek. Gapiłam się w sufit, szum fal dochodził do moich uszu niczym słodka melodia. Głowa mi bujała od alkoholu, a krew wrzała na myśl o Alexie.

Nie miałam pojęcia co z nim zrobić. Wino jak i samotność obudziły we mnie tęsknotę za nim. Nawet jeśli wykorzystał mnie do swoich gierek, podobało mi się takie doświadczenie. Podobało mi się to, że mogłam spróbować czegoś mroczniejszego, coś bardziej ognistego. Nieświadoma będąc, że taki duch jest ukryty we mnie i teraz odnalazł swoje podobieństwo.

Pożądanie. Piękne pożądanie, które chciało wyjść na światło dzienne, jeszcze raz i jeszcze raz. Nieustannie.

Kochałam to. Kochałam to pożądanie, które mi zaoferował i cały świat wokół niego. To piękno i urok, jego ciało na moim, tatuaże i smak zwycięstwa. Smak uzależnienia i zachwytu. Kochałam to, że był moim cieniem, obserwującym moje czyny. Kochałam to wszystko.

Nie.

Pokochałam jego.

IG jula_wojcikczyta
#seriahospital #medicine

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro