17.
Lauren
Gdy tylko otworzyłam powieki, zalała mnie fala wspomnień wczorajszego wieczoru. Smak słodkiej czekolady wciąż ukrywał się na moim języku, przywołując niespodziewany dreszcz.
Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Cały czas dla mnie to była czysta magia.
Alexander leżał na plecach, z głową skierowaną w przeciwną stronę ode mnie, ale jego ręka była wyciągnięta ku mojej osobie. Jakby bał się, że rano zniknę. Klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo, dając sygnał, że wciąż był pogrążony we śnie. Patrzyłam na niego, oczarowana jego urokiem i spokojem.
Dodatkowo promienie słońca wkradały się przez szpary zasłon, przypominając o tym, że jest dzień i lato w pełni rozkwitło.
Wróciłam jeszcze myślami do wczorajszej nocy.
Jego język, który sunął się po moim ciele, który zlizywał ze mnie słodką czekoladę. Wsadzał mi go do...
Oh, mój Boże!
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki by wziąć chłodny prysznic. Miałam nadzieję, że to ostudzi moje emocje i przywróci w minimalnym stopniu równowagę w umyśle. Wciąż czułam na sobie jak i w sobie, płynną słodycz, która otumaniła wczoraj nasze zmysły. Właściwie, to nasze czyny nas otumaniły. Alexander odurzył mnie sobą jak narkotykiem, i nawet teraz stojąc pod ciepłym natryskiem, pragnęłam więcej. Chciałam znów żarzyć go jak trucizny, na którą nie było lekarstwa. Nie istniała skuteczna metoda leczenia, na taką przypadłość w świecie medycyny. Uzależnienie, ale nie od rzeczy materialnych. Od stanu umysłu, który wolał i doprowadzał cię do szaleństwa. Czasami nawet doprowadzając do śmierci.
Wytarłam się szybko ręcznikiem, założyłam białą bluzkę od Alexa, dresy, które znalazłam na półeczce obok lustra. Musiał zakupić mi ubranie albo ogólnie zawsze był wyposażony dla swoich kochanek. Widać było, że to był damski model.
Na tą myśl ścisnęło me serce.
Dotarło do mnie, że jestem jedną z wielu i myśl, że ja tak żyć nie potrafię, była jak kula w brzuch. Byłam w czułej relacji i nagle przestawić się na zabawy? Nie, to nie jestem ja. Ja pragnęłam oddać komuś całe moje życie, być w momentach kiedy kłócimy się, gdy będzie on chory lub jedno z nas będzie miało trudny czas. Być gdy ktoś z nas dostanie awans, opić to a potem mieć namiętny seks.
Seks z miłości. Być gdy zło lub dobro zagości między nami.
Tym jest dla mnie miłość.
Miłość to zostać i trwać.
Ciepłe łzy zakręciły się mi w oczach i niestety ujrzały światło dnia. Pozbyłam się ich szybko wycierając dłonią.
Tego się obawiałam. Z Alexem byłam na innej planecie, ale gdy tylko budziłam się ze snu, twarda moja moralność uderzała we mnie jak El, gdy walnęła Chrisa patelnią, ponieważ myślała, że ktoś nam się włamał do mieszkania. Przechodziłam ze skrajności w skrajność, myśląc, że skutki podejmowanych czynów mnie nie dopadną. Alex nie wspomniał o tym. Myślenie, które prowadzi do decyzji to jedno. Ale co dalej?
Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale czułam, że zbliża się już południe. Otarłam ponownie kolejne łzy i sięgnęłam po czyste skarpety. Były za duże, ale trudno. Związałam byle jak włosy gumką i wyszłam po cichutku do sypialni.
Alexander wciąż spał jak zabity, aż byłam w lekkim szoku, że żaden dźwięk go nie ruszył. Wyszłam na korytarz, przymykając drzwi by dodatkowe hałasy nie dotarły do jego uszu. Na blacie wyspy kuchennej znalazłam swoją torebkę, a tuż przy krzesłach buty. Po sukience nie było ani śladu. Zapewne leżała brudna w Gabinecie, ale nie miałam odwagi by tam zajrzeć.
Wybacz Eleno. Może nie zauważysz zguby.
Szybkim krokiem udałam się do windy i dopiero wewnątrz jej, poczułam, że oddycham. Nie wiedziałam co się ze mną działo. Nie mogłam zebrać myśli, a tym bardziej siebie do kupy. Przyjrzałam się odbiciu w lustrze, jadąc w dół. Cera blada, widoczne piegi, a włosy wciąż były lekko falowane. Byłam niewyraźna i tak też się czułam.
Nieobecna.
Wyszłam z kabiny do podziemnego parkingu, pięknego budynku i zaraz pchnęłam ciężkie drzwi przeciwpożarowe. Wyszłam na ulice miasta, poczym złapałam byle jaką Taxi i udałam się do domu, chociaż miałam nie daleko, ale chciałam się znaleźć w swoich kątach jak najszybciej. Dodatkowo byłam bez obuwia, ale i potrzebowałam ucieczki. Potrzebowałam zrozumienia i porady od kogoś kto mnie nie oceni i nie będzie krytykował.
Sięgnęłam po komórkę do torebki i wybrałam numer telefonu. Odebrała po trzech sygnałach.
- Cześć, mogłabym przyjechać na kilka dni?
***
Alexander
Dawno nie spałem tak dobrze. Dawno nie spało mi się tak dobrze z kimś obok, lecz i tak ostatecznie byłem sam. Zawsze w środku nocy kobieta wychodziła, zostawiając po sobie tylko zapach swoich perfum. Musnąłem ręką po lewej stronie łóżka, ale żadnej obecności nie zastałem.
Była jak wszystkie.
Niepokój ogarnął moje ciało. Wstałem, sięgając bo bokserki z puchowego dywanu i założyłem je na biodra. Lara powinna tu być, ale została po niej para na lustrze i zużyte ubrania na podłodze wewnątrz łazienki.
- Lara! - zawołałem. Cisza. Mój wzrok przykuły uchylone drzwi od sypialni. Zamykałem je na noc więc była tylko jedna możliwa opcja. Wewnętrzny głos prosił aby była w kuchni. By była, w których z tych pomieszczeń, jednak nadzieja jest zgubna.
- Lara. - ponowiłem jej imię, które odbiło się echem po korytarzu. Zniknęła jej torebka i buty. Miska z truskawkami wciąż stała na marmurze blatu. Ślady po wczorajszej nocy wciąż tliły się jak żar w kominku, ale mnie cisnął ból, mówiący o tym, że zaczynałem być zły.
Odeszła, ale dlaczego? Przecież wszystko szło zgodnie z planem. Powinna była zostać i obudzić się w moich ramionach. Powinna być obok mnie i dać mi grać dalej. Chciałem z nią dziś przeprowadzić kolejną Lekcję i nie mogłem pojąć, co doprowadziło ją do tej decyzji. Miałem ją już w garści.
Sięgnąłem po telefon, który leżał na szklanym stoliczku do kawy i padłem na poduszki kanapy. Wybrałem numer telefonu do Lary. Poczta głosowa. Jeszcze raz. Znów poczta głosowa. Napisałem wiadomość, gdzie jest, ale od kilku godzin nie była aktywna na Messengerze. Na pewno nie miała zamiaru odbierać. Unikała mnie. Tylko co było tego celem?
W takiej sytuacji miałem dwie opcje. Dać jej trochę czasu, aż sama do mnie przyjdzie lub zacznę ją ścigać. Lubiłem zawsze opcję numer dwa, ale jeśli kobieta nie była warta mojej uwagi, same po jakimś czasie wracały, a mój piegusek postanowił zostać łowcą niż ofiarą, więc nie zostawiała mi wyboru.
Udałem się pod prysznic w moim pokoju, który miał barwy granatu. Ściany, meble, pościel były niczym atrament. Ubrałem wygodne dżinsy, bluzkę, kurtkę motocyklową oraz sportowe buty. Zabrałem klucze z drewnianej misy tuż przy wejściu do windy, która leżała na komodzie. Zjechałem na sam dół i dosiadłem mojego czarnego konia.
Głośny ryk odbił się od ścian, na co brama wjazdowa zaczęła się podnosić automatycznie. Założyłem kask i ruszyłem na ulice Nowego Jorku. Był już środek dnia. Mieszkańcy dumnie chodzili między uliczkami do kawiarenek lub robili zakupy. Ścigali się z czasem, tak samo jak i ja w tej chwili. Wyprzedzałem auta aby jak najszybciej znaleźć się pod kamienicą Lary i jej przyjaciółki.
Po niespełna kwadransie zaparkowałem pod pubem, który niezbyt dobrze mi się kojarzył. Zdjąłem kask i udałem się ku klatce schodowej do mieszkania dziewczyn. Dotarłem na trzecie piętro i zapukałem. Cisza. Ponowiłem czyn, ale wciąż nikt mi nie odpowiadał. Nacisnąłem dzwonek, który był okropny, ale to była moja ostatnia szansa.
Nikt mi nie otwierał.
Przyłożyłem ucho do drewna drzwi, które śmierdziało stęchlizną. Nie słyszałem ani kroków, ani muzyki czy rozmów w środku. Niemożliwe. Po mojej prawej była skrzynka z wężem przeciwpożarowym. Zacząłem szukać zapasowego klucza, ale tradycyjnie znalazłem go pod wycieraczką. Otworzyłem zamek i niepewnie wszedłem do środka. Może brała kąpiel i nie słyszała? Znów dałem się nabrać.
Nikogo nie było. Ani jednej żywej duszy.
Zastałem salon elegancko posprzątany, koce ułożone na kanapie, meble błyszczały od płynów. W zlewie nie było ani jednego naczynia, a z kranu nawet kropla nie poleciała. Dotknąłem czajnik, który był zimny, więc nikt długo go nie używał. Odwróciłem się i ujrzałem światło padające z innego pomieszczenia. Pokój Laury. Skręciłem w prawo z małego przedpokoju do pomieszczenia.
Ściany były z czerwonej cegły, duże łóżko z mnóstwem poduszek i białą kołdrą, prosta szafa z jasnego drewna, duże, smukłe lustro na stojaku i biurko pod oknami sięgającymi aż do sufitu. Skromnie, a jednocześnie przytulnie.
Mimo wszystko czułem wewnętrzny niepokój. Coś mi tu nie grało. Jej przyjaciółki nie było, tak samo jak i jej. Łóżko od dłuższego czasu nie było tknięte, ponieważ ostatni czas spędzała go ze mną. Czyżby wcale nie wróciła do domu? A może przybyłem tu przed nią? Nie. Wyszła z mojego apartamentu wiele godzin temu, więc gdzie mogła się udać? Skusiło mnie by przeszukać jej pokój. Wiem, że za naruszenie jej prywatności mnie zabije, ale szczerze? Zacząłem się martwić. Jeśli coś jej się stało? Nie mam ochoty mieć zabójstwa praktykantki w aktach.
Otworzyłem jej szafę z ubraniami. To był dobry pomysł, ponieważ brak ubrań oznaczał, że jednak była tutaj. Praktycznie półki były puste, a kilka wieszaków było zahaczonych siebie, co świadczyło o tym, że ściągała odzież dość gwałtownie. W pośpiechu. Ale dokąd?
Zauważyłem, otwarte drzwi do łazienki, na przeciwko gdzie mikroskopijna przestrzeń z wanną, umywalką i szafeczką, ledwo wystarczyło miejsca na pralkę. Ubyło trochę kosmetyków ze szklanej półeczki pod lustrem. Nieumyte ślady kółek o tym mówiły. Odkładała buteleczki na to samo miejsce, tworząc plamy przez wodę.
Wróciłem do salonu, położyłem kask na wyspie kuchennej i wziąłem głęboki wdech.
Zastanawiałem się, dlaczego ja to właściwie robię? Dlaczego tu jestem? Przecież znajdę inną kochankę, która z przyjemnością odda mi się w Gabinecie. Mogę spełniać swoje fantazje, zapominając o niej i nie przejmować się skutkami. To dlaczego tak mi na niej zależało?
Jak tak idąc pamięcią wstecz, to od kiedy pojawiła się w moim gabinecie, nie mogłem przestać o niej myśleć. Od kiedy tylko poczułem jej zapach, posmakowałem skóry, wszystko stało się wyjątkowe. Inne w porównaniu do tego co wydarzyło się między mną, a dyrektorką Lindą. Tylko, że to ona była Dominującą, ale w o wiele gorszy sposób.
Miałem wrażenie, że uzależniałem się od niej. Prowadziłem grę aby to ona przepadła dla mnie. Nie na odwrót. Z Laurą Lekcje były bardziej interesujące i mroczne, ponieważ nie znała tego świata. W zasadzie musiałem uczyć ją wszystkiego od podstaw, co podobało mi się. Prowadziłem owieczkę na rzeź, nieświadomą tego, że zaraz mogła stracić swoją duszę.
Istniała też opcja, iż ona zaczęła coś czuć do mnie i uciekała od krawędzi przepaści. Nie chciała do niej wpaść całkowicie. Wiedziała, że nikt jej nie złapie, bo ja nie miałem zamiaru tego robić. Druga opcja, wciąż trzymała się swoich zasad i nie pozwalała w pełni przejść na inne.
Im dłużej o niej myślałem, tym to wszystko dziwniejsze się robiło.
Moją uwagę przykuło zdjęcie w złotej ramce pod dużym telewizorem umocowanym na ścianie. Przedstawiało rudą, moją piękność i jej kruczoczarną przyjaciółkę i chłopaka o ciemnej karnacji. Obejmowali się razem, uśmiechnięci w pełni i dobrze razem się bawili. Musieli być na jakiejś domówce tego dnia. Młodzi, piękni, wciąż jeszcze nieświadomi zła tego świata. W tle zauważyłem pub, ten z dołu kamienicy.
Zaraz, już wiem. Lokalizacja. Tak ją znalazłem tamtego wieczoru. Przecież iPhone mają funkcję "znajdź", poprzez numery telefonu. Jeśli ma włączoną lokalizację, to...
Zaczęłam klikać w telefonie poprzez aplikację, zniecierpliwiony efektem końcowym. Gdzieś prośba tliła się w mojej głowie, aby Lauren była blisko. By była w tym mieście. Znajdę ją i zabiorę ze sobą, porozmawiamy, a potem odda mi się w Gabinecie. Wszystko wróci do normy.
Niebieski punkt migał mi na ekranie, aż zatrzymał się, ukazując jej prawidłową lokalizację.
Co ona do cholery robiła na lotnisku JFK?
IG jula_wojcikczyta
#medicine #seriahospital
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro