Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

Wszystko mnie bolało. Każdy mięsień, nerw, ząb, gałki oczne, a nawet komórki czy cząstki naszego ciała, o których nie mieliśmy jeszcze pojęcia.

Mimo dziwnej analizy w mojej głowie, dalej byłam opatulona kocem, lecz doktora nigdzie nie było. Lampka była zgaszona, a świeże powietrze wdzierało się przez uchylone okno, za biurkiem. Rolety z widokiem na parking, były uniesione do góry, ale te od strony korytarza wciąż były ku dole.

Już poranek. Cmoknęłam ustami i zdecydowanie potrzebowałam wody. W hektolitrach.

Wstałam na chwiejnych nogach, aż głowie mi się zakręciło. Po lekkim masażu skroni, złożyłam koc i wyszłam na hol, gdzie życie toczyło się jakby wczorajsza noc, nie istniała. Była snem, w którym odegrałam główną rolę.

Oddałabym wszystko gdyby tak było.

Potrzebowałam prysznica, jakąś kawę i kanapkę. A najlepiej to mocnego uderzenia w twarz aby wrócić do żywych. Emocje wciąż tliły się we mnie po wczorajszej nocy. Konwersatorium na uczelni i praktyki ni jak mają do tego co przeżyłam. Niebywałe to wszystko.

Wykonałam wszystko po kolei, to co zaplanowałam sobie. Miałam odczucie, że robiłam dokładnie to co Alexander. Prysznic w łazience dla pacjentów i jedzenie z automatu. Plus wysłałam Elenie wiadomość, po krótce mówiąc jej, dlaczego nie wróciłam do domu po praktykach.

- Cześć Kate. - rzekłam, wchodząc do pokoju pielęgniarskiego.

- Cześć, jak poradziłaś sobie wczoraj? Mnie już nie wolno było wejść w trakcie operacji, więc poszłam do domu i postanowiłam, że zapytam cię później. - urocza kobieta założyła lateksowe rękawiczki z myślą by pobrać płyny do strzykawek, na poranny obchód.

Zamyśliłam się na chwilę. Wspomnienia z wczoraj przekształciły się w obraz, który zawitał mi przed oczami. Alex, który wykorzystał swoje skupienie, całkowicie na mężczyźnie. Mężczyźnie nawet, którego imienia nie znałam, a stracił życie przy mnie i wielu obcych osobach. Potem trans doktorka, który porwał go i w pewnym stopniu udzielił się mnie. Nie byłam nawet w stanie określić jaki on był. Oprócz zmęczenia na pewno targały nim jeszcze inne stany świadomości, ale o dziwo ogarniał go spokój. Tak mi się wydawało. Osobiście byłam w ciągłym szoku w porównaniu z nim.

- Mnie poszło nie najgorzej, ale straciliśmy pacjenta. - odpowiedziałam ze smutkiem, nalewając sobie już chyba piąty kubek wody od kiedy wstałam.

Kate przejechała po suchych ustach językiem, dalej napełniając strzykawki czerwonym i żółtym płynem, witaminą D oraz C.

- Tak, słyszałam. Alex nie najlepiej to przyjął i poszedł do domu. - rzekła łagodnie, a każde jej słowo było tłamszone przez stukot blaszanej tacki.

Od razu podniosłam wzrok na nią. Mnie zostawił i poszedł do domu? Trochę dziwnie się z tym faktem poczułam, ale z drugiej strony ktoś mógł nas razem zobaczyć. Najgorzej by było gdyby to była dyrektorka, chodź miałam inne sprawy na głowie. Wciąż z nim nie porozmawiałam o naszych stosunkach relacyjnych. Ale też na stole stracił ludzkie życie. Nie zdołał uratować mężczyzny, który był komuś bliski. Być może był mężem, ojcem, pojedynczą jednostką ważną dla wielu istnień. Nie mogłam go winić.

Życie.

Słowo życie, na ogół jest dość obszernym pojęciem. Czym ono w zasadzie jest? Patrząc materialnym tokiem myślenia, jest to system komórek, węzłów, z których składa się każda osobna istota na tej planecie. I te istoty współgrają ze sobą, kierując się zakodowanymi w genach zasadami.

Jest jeszcze strona duchowa. Ta, która mówi: kieruj się sercem, duszą lub głosem wewnętrznym. Problem polega tylko na tym, że te podmioty zbyt często popełniają błędy. Im też nie można całkowicie zaufać i oddać się. Trzeba znaleźć złoty środek tego wszystkiego.

Chyba tym jest życie. Znalezienie równowagi, harmonii. Czymś pomiędzy. Jedno zaczyna istnieć, drugie musi odejść. Coś za coś. Coś trzeba dać, aby otrzymać w zamian. My, ludzie jako bardziej inteligenta forma życia, musimy bardziej współgrać z otaczającym nas światem, ale ostatecznie i tak jesteśmy egoistami. Potrafimy coś zabrać, ale już dać, to nie koniecznie. A nawet wcale. I to nas kiedyś zgubi.

Alex w niewytłumaczalny sposób był harmonią. Pracował jako lekarz, neurolog. Ratował ludzkie życia, dawał im nadzieję, dobro i szansę na nowe jutro. W zamian zabierał coś od innych ludzi by ukoić swoje demony, i każdego dnia ponownie zakładał maskę dla swoich widzów. Był to dziwny system współpracy, ale coś musiało go do tego zmusić. Coś musiało się stać, że stosuje taką opcje równowagi w tym świecie. Pytanie jest, co?

- Rozumiem. - tylko na tyle było mnie stać. Ciemnowłosa popatrzyła na mnie, lustrując od stóp po głowę.

- Nie byłaś w domu. Masz wczorajsze ubrania. - Kate wyrzuciła rękawiczki do kosza i sięgnęła po nową parę. Zaczęła ładować preparaty na wózek, które przygotowała wcześniej na blacie.

- Tak. Uznałam, że nie będę wracać już do domu gdzie i tak, połowę czasu zajęłaby mi jazda metrem. - palnęłam łapiąc za plakietkę na smyczy, bawiąc się nią. Wciąż miałam te same skarpetki w kolorze różu, dżinsy oraz białą bluzkę z motywem zachodzącego słońca. Włosy, które żyły własnym życiem, związałam w luźnego kucyka. - Operacja trwała do samego rana. Przespałam się na wolnym łóżku w... pokoju dla pacjentów. - skłamałam w połowie.

- Mhm, no nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale że to ja wrzuciłam cię w paszczę rekina, wczoraj wieczorem. - Kate zrobiła aktorskie szczęki z rąk, na co uśmiechnęłam się. - Zróbmy tak. - wskazała na mnie palcem, już z powagą. - Pomożesz mi przy zmianach kroplówek i podaniu leków, a potem zmykaj do domu. Przyjdziesz jutro, wypoczęta i pełna energii, a ja ci podpiszę ten cholerny dziennik, wpisując twój wyczyn.

Spojrzałam na nią z lekko rozstawionymi ustami. Ona była za dobra dla tego świata. Za dobra dla mnie.

- Wyglądasz makabrycznie. Te worki pod oczami. - machnęła dłońmi w powietrzu, rezygnując z dalszych słów. - Aż ciarek dostaje. - nie, jednak nie. Jeszcze mruknęła pod nosem.

Uśmiechnęłam się ponownie na jej pozytywną energię.
- Dzięki za zrozumienie.

- Och, - Kate popchnęła wózek, a ja zaczęłam kroczyć u jej boku. - Musisz się do tego przyzwyczaić. Wiem, że śmierć nie jest łatwa, ale tutaj to codzienność.

- Domyślam się. - odpowiedziałam, wypuszczając powietrze z płuc.

- Dobra. - koleżanka zatrzymała się przy pierwszym pokoju. - Bierzmy się do roboty.

***

Po trzech godzinach chodzenia z pokoju do pokoju, z gabinetu do gabinetu, w końcu byłam już u siebie w domu. Zastałam Elenę, która ponownie stroiła się na jakieś wyjście, a jej ubrania były dosłownie wszędzie. Na kanapie, fotelu, stoliczku, a nawet blacie kuchennym. Jeśli jej ciuchy wychodziły po za próg pokoju, to coś się działo.

- El? Co to za bałagan? - zapytałam, wskazując na salon połączony z kuchnią. Rozglądałam się dookoła, próbując zrozumieć czego chciała dokonać jej dusza. Może jakiejś wyprzedaży w necie?

Dziewczyna spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zapewne nie usłyszała jak wchodzę do mieszkania, przez głośną muzykę z jej przenośnego odtwarzacza JBL. Akurat leciała Ariana Grande, 7 Rings.

- Och! Jesteś. - rzuciła czarną kredką do oczu na blat stoliczka do kawy i wstała z kanapy. O dziwo, malowała się w salonie, a nie przy swojej toaletce. - Rodzice zadzwonili i zabierają mnie na Grand Canarię. Chcą dobrze wypaść przed jakąś firmą, więc będziemy udawać cudowną, kochającą się rodzinę. - rozłożyła ręce w powietrzu, podkreślając ostatnie słowo.

Zmarszczyłam brwi na jej słowa.

- Ale... jak to? Myślałam, że wasze stosunki są dobre po ostatniej akcji, gdzie chcieli wrobić cię w małżeństwo. - położyłam plecak na podłogę, obok niebieskiego fotela.

- Tak jest. Wiesz po tym wymuszonych zaręczynach, zrozumieli, że nie tak łatwo mną manipulować. Ale wciąż mogą wykorzystywać mój wizerunek w dobrym celu. - El sięgnęła po szklankę z wodą i nalała sobie wody z kranu w kuchni. - Jeśli tylko to nie ingeruje w moje życie, nie mam nic przeciwko, a ci z gazet robią dobre zdjęcia na insta.

- Skoro tak mówisz. Będę cię stalkować. - zdjęłam skórzaną, czarną kurtkę i rzuciłam ją na oparcie kanapy, a przyjaciółka wysłała do mnie niewidoczny całus. - Na jak długo jedziesz?

- Ponad tydzień. Dokładnie, nie wiem, ale na pewno pełne siedem dni mnie nie będzie. Plaża, drinki z palemką i morze. - rozmarzyła się dziewczyna.

- Wszystko bym oddała, aby teraz gdzieś pojechać na wakacje. - przymknęłam powieki i wyobraziłam sobie te rzeczy, o których mówiła czarnowłosa. Padłam na kanapę, a zamek z jakiejś sukienki wbił mi się w tyłek.

- To jedź ze mną. - dołączyła do mnie.

- Wiesz, że nie mogę. Praktyki. Samo się nie zrobi. - od razu obraz w głowie mi przeskoczył na szklane korytarze i do niego.

- Przez czas mojej nieobecności masz się zachowywać, być grzeczna. - pocałowała mnie w policzek głupiutko. - A jak wrócę, to pójdziemy na fajną imprezę z Chrisem. Chłopak ostatnio zarobiony jest i to mocno. Nawet do mnie nie ma czasu zadzwonić.

W sumie, ja też nie pisałam do niego. Po ostatniej imprezie nie gadałam z przyjacielem. Gdy tylko wstałam tamtego poranka, jego już nie było. Na szczęście Elena miała z nim lepszą relacje i na bieżąco mi mówiła co u niego, podczas naszych zakupów, czy wypadów do Starbucks'a. Gdyby nie byłby gejem, Elena i on tworzyliby świetną parę. Vibe mieli taki sam.

Jednak myśl o tym, że mam być grzeczna przez czas nieobecności przyjaciółki, dostawałam skrętów brzucha.

Tego ci obiecać nie mogę i tego też nie miałam w planach.

Skoro nie będzie El, to nie będę musiała tłumaczyć się ze swoich zniknięć. Tu nie chodziło o kontrolę. Tylko o nasze wspólne bezpieczeństwo. Obydwie wiemy, że miałyśmy życie dość przewrotne i ważne było byśmy nawzajem siebie wspierały. Była całym moim światem. Była przy mnie gdy znajdowałam się na dnie. Kochałam ją nad życie, chociaż czasami jej porywczość i głupota, doprowadzały mnie do szału. Sęk w tym, że teraz miałam tajemnicę, z którą nie mogłam się podzielić i to mnie bolało.

- A teraz, jak z tym facetem? Mów mi coś! - szturchnęła mnie łokciem, przerywając malowanie rzęs. - Kto to jest? Już mam dosyć czekania, aż ułożysz sobie w głowie to wszystko.

Elena coś kliknęła w telefonie, który miała obok przenośnego lusterka i z głośnika wydobył się utwór Mac Miller, Dang!

- El, mówiłam ci, że to zbyt wcześnie. Nic ci nie powiem. - wstałam z kanapy, aby uniemożliwić jej kontynuowanie rozmowy.

Czasami miałam wrażenie, że czytała mi w myślach. Przy okazji sięgnęłam po ulotkę z lodówki by zamówić coś do jedzenia. Umierałam z głodu jak wilk, a kanapka w szpitalu z automatu była obrzydliwa. Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni, by zadzwonić po chińszczyznę, pod wskazany numer na ulotce.

Przyjaciółka warknęła z desperacji.

- Ale mnie zjada ciekawość jak to się potoczy między wami! - jęknęła.

Uwierz mi, ja też.

***

Po kilku godzinach, tuż przed zachodem słońca, Elena ubrana w beżowy kombinezon bez rękawów i butach na obcasie, była gotowa. Jej szofer przyjechał po nią i załadował walizki do bagażnika. Pożegnała mnie mocnym przytulasem i wsiadła do wnętrza ekskluzywnego auta, po czym ruszyła przed siebie do słonecznej Grand Canarii. Chwilę tak stałam na chodniku, patrząc jak słońce zachodzi pomiędzy wysokimi budynkami Nowego Jorku. Widok był piękny, ale nie tak jak ten, który widziałam z mieszkania Alexa.

Właśnie, Alex.

Jak on się czuł? Czy wszystko z nim w porządku? Czy wrócił do szpitala na nocny dyżur? A, może aktualnie rucha jakąś laskę w Gabinecie?

O, mój Boże. Do czego to doszło, żebym myślała w taki sposób? Nie mogłam mieć mu tego za złe. Był wolny. Był singlem. Mógł robić co chce. Tak samo jak i ja. Teraz miałam mieszkanie dla siebie, to tym bardziej mogłam zaszaleć. Do tej pory nie wyjaśniliśmy na czym nasza relacja polega i zasad jakie obowiązują. Czysty interes gdzie spełniamy swoje pragnienia? Przyjaciele bez zobowiązań? Cholera wie. Nie interesował mnie romans, chodź moje słowa wobec doktorka, były totalnym zaprzeczeniem.

Niebiosa chyba usłyszały moje myślenie.

Ledwo odwróciłam się ku klatce schodowej, a mój telefon zawibrował mi w dłoni. Wiadomość od Alexa. Nie. Od Somnus'a.

:Zapraszam na Lekcję numer dwa za godzinę. Truskawki czy czekolada?

Co ten facet ze mną robił? W ciągu kilku sekund dostałam ataku duszności, poczułam jak w brzuchu rodzi się podniecenie, a usta domagały się uwagi.

:Obydwie.

Kliknęłam wyślij. Zrobiłam jeden krok do przodu, a on już odpowiedział.

:Wedle życzenia.

Wysłał mi również lokalizację swojego domu. Nie wierzę. On mieszkał po drugiej stronie Central Parku. Cały ten czas miałam go praktycznie pod nosem. Na tą myśl dostałam jeszcze dreszczy.

Wszechświat był skomplikowany. Tak samo jak i życie. Jedno i drugie było dosłownie powalone, ale czego się nie robiło, aby poczuć to? Poczuć te emocje, które przechodziły ze skrajności w skrajność i napędzały to istnienie zwane życiem. Dla takich chwil robiło się praktycznie wszystko.

Popędziłam do domu, ponieważ musiałam się przyszykować.

Musiałam błyszczeć.

Chciałam zaprezentować się przed nim z innej strony. Nie tylko w dżinsach i dużej bluzie. Pragnęłam pokazać, że też potrafię być dojrzałą kobietą. Dziękowałam Elenie, że jest bogata po raz nie wiem, który w swoim życiu, i zawsze miała coś co ratowało człowieka w takim momencie.

Weszłam do pokoju przyjaciółki, który miał podobny wystrój jak mój. Ceglana ściana, ogromne okna na ulice miasta, łóżko z dużą ilością poduszek, biurko i szafa. Wszystko w barwach beżu i bieli. A nawet kilka regałów na torebki, mnóstwo pudeł z butami i niekończące się ilości ubrań. Znalazłam sukienkę, którą kiedyś dała mi na przyjęcie kolegi jej ojca. Kupiła mi ją specjalnie na tą okazję, ale ja jej nie chciałam. Uważałam, że była zbyt wyzywająca jak dla mnie, gdzie El myślała wręcz przeciwnie. Czerwony materiał błyszczał jakby ktoś posypał na niego brokat.

Idealna do truskawek.

Tak jak wspomniałam, Eleno. Wybacz mi. Nie jestem w stanie złożyć tej obietnicy.

IG jula_wojcikczyta
#medicine #seriahospital

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro