Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Lauren

Poniedziałek, jak to poniedziałek. Nikt ich nie lubi.

Spóźniłam się na praktyki, ponieważ pociąg przyjechał ponad kwadrans później, niż według zaplanowanego rozkładu jazdy. To był tylko początek lawiny. Dla mojego opiekuna to nie było usprawiedliwienie. Rzekł, że mogłam wziąć taxi lub inny środek transportu. Sęk w tym, że miałam prawo jazdy, ale nie posiadałam auta.

Nie stać mnie było. Nie srałam pieniędzmi tak jak on. Żyłam ze stypendiów wspomagających oraz płatnych stażów, a to Elena robiła większość zakupów. Został mi rok studiów, więc już niedługo będę miała doktorat i będę mogła żyć na własny rachunek. Ale czy doktorka to obchodziło? Ależ skąd! Po za tym, nie wiem czemu Alexander traktował mnie tak samo, jak ponad miesiąc temu. Jako praktykantkę, która ma wykonywać swoje zadania. Czyli jego rozkazy.

Mam obserwować, uczyć się, ale z daleka od niego. Wystarczyła jego ponura mina na dzień dobry oraz słowa ogłady na temat mojego spóźnienia, by wiedzieć, że wróciliśmy do punktu wyjścia, a moja nadzieja została pogrzebana. Myślałam, że po ostatniej wspólnej nocy, będziemy inaczej zachowywać się wobec siebie. Nie wyobrażałam sobie skaczącego jednorożca, tęczę i kwiatki. Tylko chociaż łagodniejsze słowa wobec siebie.

Czyżby chodziło mu o jego tajemnicę? Tutaj nie był dominującym facetem, który ukrywał się za pseudonimem. W szpitalu był lekarzem o głębokiej determinacji, który walczył o ludzkie życia. Miał dwie twarze. Gabinet to jego tajemnica. Coś, o czym nikt nie wie. A tutaj był kompletnie innym mężczyzną.

Oprócz mnie. Ja wiedziałam i musiałam zaszyć sobie usta na ten temat.

Próbowałam zrozumieć, dlaczego znów stał się taki wobec mnie chłodny. Poranek to zbił mnie z tropu, naprawdę. Postanowił narysować jasne granice między nami? Czy między szpitalem, a życiem prywatnym? W sumie to miałoby sens. Obawiałam się tylko jednej rzeczy. Czy ponownie dojdzie do Lekcji? Chciałam aby mnie dotknął. By jego chłodne usta muskały moją skórę, a zmysły były całkowicie wyciszone. Dzięki niemu zapominałam o tym, co było między mną a Connorem. Zapominałam o przeszłości, chociaż moje ciało dawało wyraźne znaki w tej kwestii. Na szczęście ból nie dokuczał mi przez ostatnie dni. Wręcz przeciwnie. Mój układ nerwowy był rozluźniony.

- Słuchasz mnie?

Ja pierdole. Co?

- Co? - zapytałam, szeroko otwierając oczy.

- Słuchasz mnie co do ciebie mówię? Proszę byś przygotowała dla pacjentów wieczorne leki. - wyjaśniła Kate, machając dłońmi bym wróciła myślami do rzeczywistości. Miałam wrażenie, że nie widziałam jej całą wieczność, chociaż minął tylko weekend.

Spędzony czas z Alexem uczynił, że czas to było pojęcie względne.

- Tak. Już biorę. - rzuciłam słowa na wiatr. Chwilę zajęło mi nim odepchnęłam się od blatu i otworzyłam szafę z lekami. Na wózku ułożyłam pojemniczki i zaczęłam wkładać kolorowe tabletki.

- Jesteś jakaś nieobecna. Znowu. - zmrużyła oczy, patrząc podejrzliwie.

Nie, proszę. Daj mi spokój Kate.

- Co się stało? - dopytywała.

- W zasadzie to nic. - to była błędna odpowiedź. Dobrze wiedziałaś, co wydarzyło się.

Przespałam się z ordynatorem oddziału neurologicznego. Z moim opiekunem od praktyk. Kurwa. Jak to brzmiało? Jak jakiś dobry melodramat, który byłby idealnym materiałem do filmu. Co ja sobie wyobrażałam? Zdecydowanie zbyt dużo.

Kate machnęła ręką, odpuszczając mi i wróciła do wypełniania strzykawek płynem. Dziś było zbyt dużo pracy. Nie było czasu na pogaduchy, ale zbliżała się moja godzina, końca pracy. Chciałam porozmawiać jeszcze z Alexandrem. Nie mogłam znieść myśli, że jest dla mnie jak obcy gdzie niedawno był mi tak bliski. Wszelkie bariery cielesne, między nami, przestały istnieć dzięki niemu. Granice zostały przekroczone, ale to wymagało jeszcze większej pracy z naszej strony. Musieliśmy ustalić jakieś zasady dotyczące pobytu w pracy.

Zapewne o to mu chodziło. Dlatego był taki oziębły z samego rana. Czułam się jak kłębek nerwów, a moje myśli przekraczały normalne myślenie i pomysły przeciętnego człowieka. Przez cały dzień analizowałam naszą noc, którą w zasadzie nie widziałam. Ale czułam. Czułam całym ciałem, sercem i wyobraźnią. Za każdym razem robiło mi się mokro między nogami, oddychałam miarowo, przygryzłam dolną wargę i nie potrafiłam skupić się na czynnościach. Kate nie raz mnie wołała, a ja nie reagowałam. Tak jak kilka minut temu. Czemu Alex wyrył mi się w mózgu z taką mocą? Być może, że to było moje pierwsze takie erotyczne przeżycie? Seks z Connorem był...nudny. Nie dało się ukryć. Owszem, spełniałam się, ale to nie to samo co z nim. To było jak walka z ogniem, który nie zabijał, ale zbliżał i tworzył dobro w sercu.

- Kate! Do sali numer dziewięć! Już!

Kobiecy głos rozniósł się echem w pokoju pielęgniarskim, wyrywając mnie z głębin umysłu. Nie zdążyłam zarejestrować kto to był, ponieważ tak szybko zniknęła z pola widzenia. Ciemnowłosa szybszym krokiem pobiegła do wskazanego miejsca.

- Zaraz wracam! - zawołała za siebie, moja dobra koleżanka.

Jak zwykle ciekawość górowała nade mną. Wyszłam na korytarz gdzie o dziwo, był spory ruch. Wiele pielęgniarek jak i lekarzy, którzy byli mi znani tylko z twarzy, weszli przez podwójne drzwi, z oknami w kratkę, które znajdowały się po lewej, obok wind.

O co tyle zamieszania? A szykował się spokojny wieczór. Ale przecież to był szpital. Tutaj trzeba być przygotowanym na wszystko. Ta myśl sprawiła, że przebiegł mi po kręgosłupie zimny dreszcz. Czy aby na pewno, jestem gotowa do tej roboty?

Tak bardzo chciałam, ratować cudze życia. Uczyłam się anatomii, biologii, chemii i innych rzeczy aby być tu gdzie jestem teraz. Te nie przespane noce, egzaminy, hektolitry kawy. Całe to poświęcenie by dobiec do mety. Nie przeszkadzały mi widoki chorych pacjentów, odrobina krwi, wbijanie igły czy nawet ludzkie odchody przy osobach starszych. Od tego była tylko jedna, o wiele gorsza rzecz.

Śmierć. Czy byłam przygotowana na spotkanie z nią?

- Nie mamy czasu! Musimy operować teraz! - usłyszałam głęboki, jakże mi dobrze znany głos, gdy Kate pojawiła się przede mną jakby ktoś ją poparzył. Drzwi omal mnie nie uderzyły z hukiem w nos, ale w ostatniej chwili odskoczyłam w bok.

- Dobrze, że jesteś. Będziesz towarzyszyć przy operacji. Nie mamy pełnego zespołu. - koleżanka z oddziału wyrzuciła słowa z siebie niczym karabin maszynowy, łapiąc mnie za łokieć i popchnęła ku pomieszczeniu, które miało zapach metalu.

- Co? - szoku jakiego dostałam przekraczało granice tego państwa. Stałam tak w miejscu, a Kata nakładała mi zielony fartuch. Nie byłam w pełni świadoma jej czynu. Związała mi włosy gumką do włosów, które miała na nadgarstku i ponownie popchnęła przed siebie. Weszłyśmy do przedsionka ze zlewem i dużą ilością białych szafek.

- Umyj dobrze ręce aż po łokcie. - rozkazała, a w jej głośnie czuć było zdenerwowanie.

Podwinęłam rękawy białej bluzki. Ciepła woda otuliła mą skórę, a duża ilość płynu zaczęła się pienić. Następnie sięgnęłam po płyn dezynfekujący.

- Niczego nie dotykaj.

Ciemnowłosa wytarła mi ręce ręcznikiem, po czym założyła mi długie rękawy ochronne. Na ciało kolejny fartuch i ścisnęła ciasno pasek wokół mojej talii. Poprawiła mi włosy i założyła na nie przewiewny czepek. Zawiesiła za uszy maseczkę i zasłoniła usta z nosem. Czułam się jakbym szła na wojnę. Zdenerwowanie udzieliło się i mi.

Dopiero teraz do mnie dotarło, co się działo. Szok odebrał mi analizę wydarzeń, ale hormony najwidoczniej wraz z impulsami nerwowymi, powoli rozluźniały się, tłumiąc wykonywanie prostych czynności.

- Zaraz. Kate! Nie mogę pójść na salę operacyjną! Przecież nie mam żadnego doświadczenia. Alexander mnie zabije gdy tylko zobaczy mnie. - mój głos był stłumiony przez materiał maseczki.

- Alexander? - zmarszczyła brwi, patrząc mi prosto w oczy.

- Doktor Wood. - poprawiłam się szybko. - Wyrzuci mnie na zbity pysk. Nie mogę. Dyrektorka też jak...

- Musisz. Jesteś jedyną, która została. Ja zajmę się obecnymi pacjentami.

- Sama nie dasz rady obejść prawie stu osób! - rzekłam wyniosłym lecz cichym głosem.

- Oj, moja droga. - kobieta klęczała przede mną wiążąc mi nogawki spodni. - Nie takie rzeczy były już na tym oddziale.

Westchnęłam głęboko tak, że ciepło uderzyło mi usta, a para przemieniła się w wilgoć na maseczce.

- Wykonuj jego polecenia. Nic więcej. Znasz podstawę aparatury. Znasz podstawowe przyrządy. Poradzisz sobie.

Cholernie chciałam jej wierzyć. Cholernie chciałam uwierzyć w siebie. W oczach zebrały mi się słone łzy, ale to nie był odpowiedni czas na to.

- Załóż rękawiczki i idź. - podała mi pudełko lateksowych rękawiczek. Wykonałam jej prośbę.

Jasna cholera. Do czego to doszło? Czekał mnie długi wieczór, jak nie noc.

Bez pożegnania z Kate, podeszłam do następnych drzwi, które znajdowały się za mną. Wolałam już bez żadnych ceregieli po prostu iść. Kolejne słowa by tylko mnie jeszcze bardziej zestresowały. Serce miałam jak z ołowiu, a od kolejnych negatywnych myśli zaczęła mnie boleć głowa.

Słodki zapach krwi otumanił mnie na wskroś. W pomieszczeniu panował półmrok. Tylko ogromna, okrągła jak spodek lampa zabiegowo-operacyjna, która świeciła na ciało mężczyzny w średnim wieku, dawała iskrę w mroku. W pewnym stopniu był on zakryty zielonym materiałem, ale wciąż. Zobaczyłam te siniaki, otwarte rany, zobaczyłam te połamane kości. Zebrało mi się na wymioty, ale powstrzymałam się za wszelką cenę. Trzęsłam się jak osika, a w gardle poczułam ucisk.

Co mu się stało?

Pielęgniarki jak i Alexander stali już przy nieprzytomnym panu. Operacja już trwała, zanim weszłam do sali.

- Skalpel. - zażądał. Kobieta podała mu czyste, ostre narzędzie. Jego rękawiczki były przesiąknięte krwią. Było tylko widać jego błękitne oczy, a reszta ciała była zakryta, tak samo jak moja.

- Jesteś Kate. W końcu. Stań za mnie, na chwilę. - nie mam pojęcia kto mnie chwycił za ramię, ale na dźwięk imienia mojej koleżanki, wyczuwałam kłopoty.

Żółte światło uderzyło mnie w oczy, metaliczny zapach, sprawił, ze czułam mdłości. Mnóstwo aparatur było podłączonych do ciała bruneta, leżącego na stole operacyjnym. Ciśnieniomierz oraz monitoring serca, co chwilę piszczały w równy rytm, informując, że obcy mężczyzną wciąż jest żywy. Dźwięk odbijał mi się w uszach tak, że miałam ochotę przywalić w ekran z pulsującą linią.

- Szczypce. - Alexander wyciągnął ku mnie dłoń. Ludzie kręcili się wokoło, a my staliśmy przy ciele, które musieliśmy ocalić. Doktor po dłuższej chwili popatrzył na mnie, ponieważ nie odstawał tego czego chciał. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły, a ręka lekko zgięła.

Kurwa. Rozpoznał mnie. Miałam przejebane.

Sięgnęłam do stoliczka po szczypce chirurgiczne i mu je dałam. Cichym westchnieniem powrócił do grzebania w prawym żebrze. Nic nie powiedział. Musiał się skupić. Tego wymagała od niego praca. Tego wymagała od niego cała ludzkość. By ratował nasze życia, w chwilach zagrożenia. Nie miał czasu teraz aby mnie ochrzanić. Boże co za masakra.

Patrzyłam na każdy jego najmniejszy ruch. Nie potrafiłam odejść i nie czuwać razem z nim. Czułam się zahipnotyzowana jego najdelikatniejszymi jak i mocniejszymi ruchami dłońmi.

Nie miałam pojęcia ile godzin minęło. Było tutaj okno, ale zasłonięte żółtą roletą. Alexander nie wypowiadał zbędnych słów oprócz poleceń do całego zespołu. Byłam na chwilę odpocząć w przedsionku, napić się wody, umyć ręce po czym nałożyć setną parę lateksowych rękawiczek. Moje dłonie piekły tak samo jak nogi. Czułam się przytłoczona zwykłym powietrzem. Nie mogłam przełknąć tej guli, która utknęła mi w przełyku dobrych kilka godzin temu. Moje oczy były cały czas zawieszone na nim. Robił sobie przerwy, ale znacznie krótsze od naszych, nie odchodząc od operowanego.

To jego skupienie, ta perfekcja. Fala wspomnień na chwilę mnie wyłączyła. Wróciłam do momentu, w którym jeździliśmy na motocyklu. Do momentu, w którym po raz pierwszy, wziął w mnie swoje ramiona. Wtedy gdy całował moją skórę. Moją duszę. Moje serce. W pełnej nieświadomości moich uczuć i emocji.

Alexander ma się za twardziela, ale gdzieś w głębi siebie jest miękkim facetem, który nieświadomie dokonuje dobro. Jego tatuaże musiały być tego symbolem.

Czarny tusz płynął pod jego skórą jak krew. Jego czarna krew, która krąży w ciele.

Poczułam się jakbym przekraczała strefę ozonową. Siedziała sama w tym wszystkim. Popełniała błędy, które są niczym te białe tabletki, które połykałam. Robiłam to z własnej woli, świadomie zatruwając swój organizm.

Wood otarł spocone czoło rękawem.

Nie jesteś sam. Już nie jesteś sam Alexandrze. Ani ty, ani ja. Ja tutaj jestem. Pierdole to wszystko. Po raz pierwszy w moim całym życiu. Konsekwencje niech dopadną nas później.

Moje przemyślenia przerwało gwałtowny pisk na ekranie monitora serca.

O, nie.

- Tętno spada. Ciśnienie również. - rzuciła jedna z asystentek. Podbiegłam do defibrylatora umieszczonego na stoliczku. Złapałam go brudząc krwią pacjenta. Niebieskooki chwycił go ode mnie bez chwili wahania. Żel na blaszki, akcja, reanimacja.

- Uwaga. Ładuję. - rzekł.

Ciało podskoczyło pod wpływem elektrowstrząsu.

Jeszcze raz. Jeszcze raz. Jeszcze raz.

- Przechodzę na masaż ręczny. - brudne dłonie zostawiły ślady na klatce piersiowej pacjenta. - No dawaj, nie odpuszczaj. - niemal warknął błagalnie.

Zerknęłam na ciemny ekran. Zielona linia przestała skakać to co raz mniej, aż w końcu jednolity pisk wypełnił ciszę w sali operacyjnej. Parametry były zerowe.

Doktor powolnym ruchem odszedł od ciała mężczyzny. Spojrzał na zegarek na nadgarstku, do którego ledwo co się dogrzebał. On również został ubrudzony krwią.

- Czas zgonu. Godzina 3:22.

Naprawdę była trzecia w nocy? Spojrzałam na tarczę zegara tuż nad wyjściem. Wskazówki nie kłamały.

Alexander rzucił srebrne narzędzia o metalową tackę, aż huk rozniósł się echem o ściany pokryte bladymi płytkami. Nie wiem czy ocierał łzę, czy tak po prostu zrobił, ale dłonią przejechał po policzku, zostawiając ciemną smugę. Po czym opuścił salę operacyjną udając się do ciemnego przedsionka. Przepadł.

Jedna z asystentek przykryła rozszarpane ciało materiałem. Druga zaczęła sprzątać. Natomiast, ja. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Moja pierwsza operacja, która zakończyła się klęską. Udawałam, że coś robię jak odkładanie materiałów na miejsce, aż w końcu zostałam sama. Ostatnim zadaniem było zgasić światło. Resztą zajmą się odpowiedni ludzie z zakładu. Oczyszcza ciało i przygotują kartę zgonu. Wyrzuciłam chyba już setną parę rękawiczek do kosza, umyłam dłonie, które paliły jak ogień. Zdjęłam maseczkę. Cała morka od mojego oddechu. Tak samo jak twarz. W pomieszczeniu było duszno, a patrząc w odbicie lustra wyglądałam koszmarnie.

Była tylko ja i śmierć.

Teraz rozumiałam, co miał na myśli.

Nie uratuję wszystkich. Nie uratuję wszystkich, tak jak uratowano mnie lata temu. Cuda to pojedyncze ziarenka ze złota, które są ukryte na całym świecie. Tylko nieliczni mogą je otrzymać. Tylko nieliczni mogą ich doświadczyć.

Czułam się pusta w środku. Teraz rozumiałam, że bycie lekarzem to nie kolorowa praca.

Dochodziła czwarta nad ranem. Nie wiem czy był sens wracać do domu jak za cztery godziny znów miałam być na oddziale.

Więc to tak...

Gdzie był Alexander? W przejściu między salą operacyjną, a korytarzem, nie było go. Pozbyłam się zbędnych warstw i poszłam do pokoju pielęgniarskiego. Panowała bezwzględna cisza. Wszyscy pacjenci spali, a Kate już dawno udała się do domu. Paliło się jedno światło. W gabinecie Alexandra. Szyby były zasłonięte roletami. Odważyłam się lekko popchnąć szklane drzwi. Mężczyzna leżał na kanapie, przykryty w połowie kocem, mając na sobie zwykłą czarną bluzkę oraz dżinsy. W pomieszczeniu panował półmrok, a delikatne światło dawała lampka na biurku. Za oknami słońce powoli wkraczało na swoją drogę.

Musiałam chrząknąć, ponieważ sucho zrobiło mi się w gardle, a przez ten dźwięk, zwróciłam na siebie jego uwagę. Podniósł głowę. Jego oczy były pełne zmęczenia i przygnębienia, ale wciąż piękne i drapieżne.

- Lauren.  - szepnął. Ścisną suche wargi. Nie chciałam się z nim sprzeczać na nasz temat, o którym należałoby pogadać. W tej chwili to byłby jak nóż w plecy dla nas obojga. Nerwy mieliśmy wystarczająco rozszarpane.

- Idę do domu. - oznajmiłam. W zasadzie nie wiem, po co to mówiłam.

- Nie, nigdzie nie idziesz i odpowiedź mi na pytanie. -  jego ton był stanowczy, pomimo zmęczenia. Mój wzrok znów znalazł się na jego tatuażach, które mignęła mi jak czarne duchy. Wstał w połowie, a kocyk upadł na podłogę. Chwycił mnie za rękę. Pociągnął do siebie, w skutek czego wylądowałam razem z nim na kanapie.

- Kto cię wpuścił na salę? - zapytał po chwili ciszy.

- Kate. - moja odpowiedź została stłumiona przez jego szeroką klatkę piersiową. Sięgnął po koc z podłogi i okrył nas nim. Ramiona z czarnym tuszem otoczyły mnie mocno z każdej strony. Alexander pachniał potem, nutą krwi i męskim żelem pod prysznic. Cała mieszanka jego osobowości.

Westchnął głęboko na moją odpowiedź. Co miałam zrobić? Wiedziałam, że był zły, ale jednocześnie nie mógł robić dramy podczas operacji. Nie mógł tracić czasu na mnie. Mieliśmy na szali ludzkie życie i wątpię by ktoś dowiedział się o tym, że doszło do podmiany pielęgniarek. Każda z kobiet na sali wzięła mnie za Kate.

- Nie krzycz na nią. Chciała dobrze. Ona... - próbowałam ratować sytuację, ale doktor nic nie odpowiedział. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie, czując jego ciepło i bicie serca. Poczułam spokój pomimo tej sytuacji.

- Śpij już.

Nastąpiła cisza, która dzwoniła mi w uszach. Zamknęłam oczy próbując zasnąć, pochłaniając jego obecność.

IG jula_wojcikczyta
#medicine #seriahospital

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro