Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

Lauren

Pierwsza myśl była taka, aby wyjechać do matki chrzestnej, lecz po sprawdzeniu konta bankowego zorientowałam się, że mój budżet na to nie pozwala. Nie chcę prosić Eleny o gotówkę. Zawsze i tak robiła dla mnie bardzo dużo wtedy, kiedy nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nie mówię już o okresie gdy byłam w szpitalu i zaczęłam walkę o życie. O moją mentalność, a nawet egzystencję.

Ciszę w mieszkaniu przerwał huk zamykanych drzwi.

- Siema! Coś wcześnie jesteś. - czarnowłosa weszła za wyspę kuchenną i położyła siaty z zakupami spożywczymi na blat. Jej piękny uśmiech zniknął gdy tylko spojrzała na mnie. - Źle wyglądasz. Komu w mordę dać? - buntownicza strona księżniczki obudziła się w nanosekundę.

Na jej pytanie jęknęłam pod nosem.

- Nikomu. Dostałam kilka dni wolnego. Zróbmy coś ciekawego. Nie wiem. - machnęłam rękami w powietrze, przekręcając się na kanapie ku niej. - Potrzebuję odpocząć.

W zasadzie nie dostałam tych dni. Alex nic mi nie odpisał na wiadomość, zostawił mnie na odczytanym. Generalnie będę musiała te godziny odrobić aby mieć pełną pulę praktyk. Wątpię by ktoś zgodził się podpisać rubryczki, aby tylko mieć mnie z głowy. Chwila moment. Przecież ktoś taki był od samego początku. Kurde. Pójście z nim na jakiekolwiek układy, zapowiadało nieprzyjemne wydarzenia. Postanowiłam narazie to zostawić i skupić się na chwili obecnej.

Ciemne oczy El zalśniły jak kamienie szlachetne, ponieważ uwielbiała ze mną robić babskie rzeczy. Ze względu na mój harmonogram i studia, ostatnio nie miałyśmy zbytnio czasu dla siebie. Nie licząc dwóch wypadów w ostatnim miesiącu. Złożyła dłonie jak do modlitwy i z radosnym piskiem przeleciała przez oparcie jasnej kanapy niczym ninja, kładąc się plecami na siedzisku, a nogi wyprostowała ku niebu.

- Co sobie tylko wymarzysz! Spa? Masaż? Zakupy? - wymieniała jak szalona swoje genialne pomysły. Dzięki Bogu, że nie wymieniła impreza.

- Bardziej myślałam o filmie i winie. Możemy od tego zacząć? - słyszałam mój własny głos, który był jak u osoby umierającej. Nie chciałam się znów rozpłakać, chociaż byłam bliska ku temu. Gula ciążyła mi w gardle jak zara.

- Jasna sprawa. - podniosła kciuki do góry z nowymi szponami od manikiurzystki, przyjmując z wesołością moją propozycję. Wygramoliła się spod poduszek dekoracyjnych i poszła po kieliszki z winem.

Miałam ochotę na jakiś starą, klasyczną bajkę Disneya, która podniesie mnie na duchu. Wybrałam Roszpunkę. Na niskim stoliku paliły się świece, zajadałyśmy pizzę i do tego wytrawne czerwone wino. Żyć nie umierać. Siedziałyśmy razem pod zielonym kocem, czerpiąc z lenistwa to co najlepsze.

Było mi przykro, że nie mogłam jej powiedzieć, co tak naprawdę się działo. Znaczy mogłam, ale sama musiałam to wszystko poukładać zanim, bym wyjawiła jej prawdę. Moje uczucia, tajemnice doktorka, który tak naprawdę mi zagroził, chodź nie w pełni bo pojawiła się dyrektora, a nasza rozmowa nie miała miejsca ponownie. Nie wspomniałam o tym, że Connor tu był. Miałam nadzieję, że nigdy więcej tu się nie zjawi i nie będzie mnie prześladował. Tak samo Alex. Sprawy wciąż były na ostrzu noża, a fakt, że schowałam się przed nim, nie pojawiając się na praktykach, tylko podsycał ogień.

Sprawa dotycząca maski lisa była jego tajemnicą. Od teraz, także i moja.

Zdałam sobie sprawę, że to jest coraz bardziej skomplikowane. Zaczęłam fantazjować o mężczyźnie, który jest całkowicie po za moim zasięgiem. O mężczyźnie, który nakręca mnie seksualnie, pociąga fizycznie, chociaż nie jest aż tak w moim typie. Jest wręcz przeciwieństwem tego, czym się otaczałam. Spokojem, dobrem, ładem i porządkiem. Przy nim przestawałam myśleć logicznie. Całą moją kontrolę przejmowała intuicja, która działała od razu, przede wszystkim by mnie chronić. Nie zastanawiała się nad tym co może wydarzyć się dalej.

Byłam w dupie.

W końcu dotarło to do mnie, że byłam naprawdę w dupie. Widziałam coś, czego nie powinnam. Widziałam coś co mnie kusiło, coś co było mi całkowicie obce, a zaczynało pociągać. Alex może mnie zacząć szantażować. Chyba, że pójdę na jego układy i zagram w jego grę, w której być może przegram.

Wszystko jest możliwe. Wszystkie decyzje doprowadziły mnie do tego momentu.

Odrywając się na chwilę od myśli i przegapieniu ponad połowy filmu, spojrzałam na El, która zasnęła, więc przyniosłam jej kołdrę z pokoju. Nie dałabym rady zanieść ją do łóżka. Po cichu wyłączyłam telewizor, zgasiłam świece i poszłam do swojego pokoju. Utonęłam tak w myślach, że zapomniałam o czymś takim jak telefon. Na ekranie pojawiło się mnóstwo powiadomień z Messengera. Kilka nie odebranych, i kilkanaście wiadomości. Wszystkie od Alexa. Na samym początku mnie ochrzania, że to nieodpowiedzialne z mojej strony, nagle żądać wolnego, po czym jego ton przekształcił się w troskę. Napisał czy sama może miałam wypadek, czy stało się coś co naprawdę mnie zwolni z praktyk.

Co za głupek.

Poczułam ukłucie w sercu. Przyjemne ukłucie, ponieważ nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Po tym jak rano mnie potraktował, byłam pewna, że ten chuj jest nic nie wart facetem. Jest wyłącznie egoistą, który myśli tylko o tym, co dla niego najkorzystniejsze. Nie dla drugiej osoby.

Ostatnia wiadomość sprawiła, że me serce zabiło szybciej. Oczy otworzyłam szeroko, a po ciele przeszedł dreszczyk. Została wysłana godzinę temu.

Zejdź na dół, czekam.

Podeszłam do sporego okna w czarnych ramkach. Panowała już noc oraz ciepło dnia zmieszane z chłodem nocy. Spojrzałam w dół gdzie stał czarny motocykl, a o niego oparty mężczyzna w czarnym kombinezonie. Klikał coś w telefonie. Kurwa mać.

Gwałtownie odsunęłam się od szyb by nie zauważył mnie przypadkiem. Spojrzałam na odbicie w lustrze, powieszonego na czerwonych cegłach ściany i wywnioskowałam, że nie wyglądałam najlepiej. Wciąż miałam ubranie przesiąknięte szpitalem, a mój oddech powaliłby nie jednego. Zdjęłam sweter oraz bluzkę z prędkością światła. Chwyciłam za dezodorant z szuflady biurka i psiknęłam na szybko pod pachami. Do tego mgiełka do ciała o zapachu migdału. Nałożyłam lepszą pierwszą bluzę, którą miałam pod ręką w szafie.

Czarna. Niech będzie. Umyłam zęby, chrzaniąc dokładność aż w końcu się zawahałam swoich zachowaniem. Nie rozumiałam czemu tak się spieszyłam? Widząc po godzinie, o której wysłał wiadomość, wciąż stał tam na dole. To mógł jeszcze te dwie minuty dłużej. Ostatni raz spojrzałam w lustro i uznałam, że wyglądam nawet uroczo. Moje miedziane loki ułożyły się w artystyczny nieład na mych ramionach. Zabrałam klucze oraz telefon, stopy wsadziłam w niebieskie Conversy i wyszłam zamykając Elenę by nikt mi jej nie ukradł.

Zeszłam po starej klatce schodowej, która śmierdziała niczym zdechły szczur. Pchnęłam drzwi, a moje rozpalone policzki pocałował nocny wiatr. Alex podniósł wzrok znad komórki i gdy tylko mnie ujrzał, schował ją do kieszeni kurtki motocyklowej. Wyglądał identycznie jak i za dnia, gdy wpadliśmy na niego w kawiarni.

Niepewnie podeszłam do niego, krzyżując ręce na piersiach. Zaczesał palcami swoje czarne włosy do tyłu, a ten gest od razu wydawał mi się seksowny. Wyprostował się, po czym nasze spojrzenia spotkały się. Jego tęczówki błyszczały pomimo ciemności. Latarnie uliczne były po jednej i drugiej stronie dość daleko, więc wszystko wydawało się wsiąkać w mrok.

Ja również.

Moje oczka zapewne były spuchnięte oraz zaczerwienione od płaczu, który wywołała obecność Connora. Chrząknęłam przerywając walkę dwóch osób o dominującym charakterze i rozejrzałam się dookoła. Pusto.

- Jak długo tu czekasz? - rzuciłam pytaniem, udałam głupią. Trzeba było jakoś zacząć rozmowę.

- Prawie trzy godziny.

Cholera. Jednak dłużej niż przypuszczałam.

- Po co przyjechałeś? - zapytałam, zaciskając jeszcze bardziej ramiona wokół siebie. Pomimo tego, że było lato, bluza w lipcowe wieczory to za mało jak dla mnie.

- Nagle zażądałaś wolnego. Dlaczego? - uniósł brew, irytując mnie swoim wyrazem twarzy, który mówił, że lubi wsadzać nos w nie swoje sprawy.

- Serio? I po to tyle czekałeś? By dowiedzieć się? Z resztą, co cię to obchodzi? Nie muszę się ze wszystkiego spowiadać. Nie twoja sprawa. - niemal plunęłam na niego.

- Moja, jeśli dyrektorka mnie zapyta, dlaczego cię nie ma na oddziale. Nie będziesz miała podpisu do dziennika, a godziny będziesz musiała odrobić. - rozluźnił ramiona, stając pewny swojej pozycji.

- Chętnie ci przypomnę, kto chciał się mnie pozbyć już pierwszego dnia. Sam uznał, że będzie podpisywał mi dokumenty i miał mnie z głowy. - burknęłam, wchodząc mu w ostatnie słowo.

Zatrzymał się, analizując moje słowa, a jego wzrok miał ochotę mnie zabić.

- O co ci chodzi, mała? - jego luźna postawa, irytowała mnie. Ewidentnie gardził mną i tym co powiem, a widać, że teraz odwracał kota ogonem.

- To, że to nie twoja sprawa. Straciłeś czas. Daj mi spokój. - chciałam odejść, wrócić do domu, ale jego dalsze słowa mnie zatrzymały. Nie potrafiłam, nie wdać się w dyskusję.

- Właśnie, że moja. Jesteś na moim oddziale. Dopóki jesteś pod moją opieką, mam wiedzieć wszystko co się dzieje. A ty, zmieniasz humorki nie z dnia na dzień, a z godziny na godzinę.

- Och, pierdol się. - syknęłam, już zmęczona dalszą dyskusją.

- Wolałbym ciebie.

Zamurowało mnie. Tego było już za wiele. Nie dość, że naszedł mnie tak samo jak Connor, to jednak naszą rozmowę poprowadził odnośnie tego, co widziałam w jego pokoju. Byłam wkurzona, ale potrzebowałam chwili by gniew mnie opuścił, a nastąpiło oświecenie. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Zmęczenie mieszało się w moich żyłach, ale nie odpuszczę tak łatwo.

- Posłuchaj no, doktorku. - zrobiłam dwa kroki ku niemu, wytykając go palcem. Zimno opuszki zetknęło się z ciepłem czarnej skóry.

- Doktorze Alexandrze Wood. - poprawił mnie z pewnością siebie. Machnęłam rękami na boki z niedowierzania. Jego ego było jak dzwon w kościele. Każdy by je usłyszał wieczorową porą.

- Sukinsynie. - mogłabym przezywać go godzinami. Nie wypowiem tego, czego oczekuje ode mnie. Tym razem nie będę grzeczna. - Gówno mnie obchodzi twoje królestwo, w którym rządzisz. Ja nie będę twoim podwładnym. Nie mam zamiaru tobie ulegać ani żadnej twojej gierce. - Obraz mi się rozmazał. Zaczęłam intensywnie mrugać by żadna z łez nie ujrzała świata. - Jak mówię, że to nie twoja sprawa, to nie twoja sprawa. Najwyżej będę dyskutować z dyrektorką. A odnośnie nas...

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nagle zamilkłam. Nie potrafiłam wejść na grunt, który dotyczył tamtej nocy. Na tym kończyła się moja odwaga. Byłam dobra tylko w swojej wyobraźni. Kąciki ust Alexa poszły do góry złowieszczo. Czułam kłopoty. Kolejne.

Nasze ciała dzieliła dosłownie kilku centymetrowa przestrzeń. Mój zmysł węchu został zaatakowany przez zapach benzyny. Jego wargi były niemiłosiernie blisko moich. Puls dudnił mi w uszach, a policzki na pewno już dawno przybrały szkarłatny odcień. Doktorek przyglądał mi się z zaciekawieniem i coś na kształt pożądaniem? Nie, nie na pewno nie.

Jednak umysł zaczął krzyczeć coś innego.

Chciałam go i chciałam aby on pragnął mnie. Chciałam zbliżyć się jeszcze bardziej, aż jakikolwiek dystans przestałby istnieć. A może to moje serce tak mówiło? Logika przestała funkcjonować, umarła wraz z rozsądkiem, a intuicja też schowała się głęboko w moim wnętrzu.

Od czasu do czasu, przejechał jakiś samochód. Stukot butów osoby przechodzącej, docierał do mnie jak zza mgły. Moje palce były wręcz lodowate, tak samo jak u stóp, schowane w niebieskich Conversach. Czasoprzestrzeń nie istniała. Byliśmy tylko my i motocykl. Mój klucz do chwilowej wolności.

Mężczyzna sięgnął delikatnie do mojego podróbka, podnosząc go góry. Nasze oczy znów spotkały się na jednej linii i nie chciały przerywać walki. Alex posunął się o krok dalej i położył dłoń na moim policzku. Kciukiem muskał dolną wargę, jakby była zabawką. Ścisnęło mnie w gardle, a oddech stał się płytszy. Nie odtrąciłam go. Nie chciałam tego robić. Możliwe, że to była jedyna sytuacja, w której miałam ostatnią szansę go posmakować i zapamiętać to w pozytywny sposób.

- Lauren Green. - wypowiedział moje imię i nazwisko, nie z jadem węża, tylko z powagą. Jakby zaraz moje życie skończyło się tu i teraz. Jak mógł być tak opanowany, gdy mi serce chciało wyskoczyć z piersi? - Zapytam jeszcze raz. Dlaczego?

Nie rozumiałam go. Nie rozumiałam jego sensu i tego co ze mną robił, a mieszał mi w głowie jak zaraza, roznosząca się po ciele.

- Dlaczego uciekasz? - jego głos stał się szeptem, widząc zmieszanie na mej twarzy. Pełne usta wypełnione zapachem gorzkiej kawy, muskały moją wrażliwą skórę na szyi. Dostałam dreszczy na całym ciele, a zdradziecka cipka, skurczyła się, na co jęknęłam niekontrolowanie. Doprowadzał mnie do czystego obłędu. Jednym dotykiem, jednym gestem. To było niepoważne. Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, ponieważ z mojego mózgu była totalna miazga.

Niespodziewanie odsunął się ode mnie przez co poczułam pustkę, którą chciałam znów wypełnić. Kurwa. Nie miałam szans. Byłam na straconej pozycji.

Przegrałam. Przegrałam z głosem rozsądku, z mózgiem, z sercem, a przede wszystkim intuicją. Moje zmysły przy nim, popełniały za każdym razem samobójstwo.

To nie wróżyło niczego dobrego.

Alex spod siedzenia wyjął okulary. Te same, które już mi pożyczył. Niepewnie po nie sięgnęłam, gdy skierował je ku mnie. Usiadł na swoim motocyklu, założył kask, który wisiał na hamulcach bestii. Odpalił maszynę, a na jej ryk, podskoczyłam w miejscu.

Czekał.

Dawał mi wybór. Albo zostanę tu gdzie teraz stoję i znów będę płakać jak szalona nad przeszłością i innymi pierdołami, albo zacznę żałować, że nie pojechałam z nim, siądę z tyłu i znów poczuję się wolna. Poczuję ten smak, który on doskonale zna, a mnie wciąż jest obcy.

Wybrałam wolność, za którą będę musiała słono zapłacić.

IG: jula_wojcikczyta #medicine #seriahospital

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro