Uwierzyć w cud - XXIX
Na policzkach czułam ogromne fale gorąca, pośpiesznie odsunęłam się od chłopaka spuszczając wzrok. Dlaczego wszystko działa przeciwko... nam? Los igra sobie raz ze mną, raz z nim. Jego wyraz twarzy na pewno nie wróżył nic dobrego, domyśliłam się, że też był skrępowany. Uniosłam minimalnie spojrzenie spod grzywki, też był zarumieniony. Raju, co tu zrobić? Jego ciemna cera wygląda uroczo z tym wiśniowym odcieniem na obu policzkach... że co ja myślę? Nie, co się ze mną dzieje! Odważyłam się i podniosłam głowę patrząc mu prosto w oczy, również nie bał się pokazać. Uśmiech wstąpił na jego twarz, odwzajemniłam gest maskując zakłopotanie, które ciągle było jak kula u nogi. Wpatrywałam się w czekoladowe tęczówki chłopaka, nie chciałam przerywać ciszy. Już miałam westchnąć z zachwytu gdy w porę się opanowałam...
- Nie zamierzasz mnie uderzyć w twarz za to? - spytał mrucząc pod nosem, momentalnie wrócił do siebie.
- Za co niby? - spytałam, poddenerwowana.
- Ciężko powiedzieć, może o to co zaszło kilka chwil temu? - podrapał się po karku uśmiechając smutno.
- A, to... nie, spokojnie, to nic takiego. Gorzej by było gdyby... - zamilkłam na chwilę - Czekaj Cole, czy my myślimy o tym samym? - byłam zaintrygowana, w spokoju oczekiwałam odpowiedzi.
- Liczę, że tak, zbyt dużo czasu poświęciłem ku rozmyślaniu nad tym... - zawahał się, szybko kontynuował - W sumie to chciałem dawno ci to powiedzieć, ale nie miałem okazji... i zwlekałem z tym tak długo jak się tylko da...
- Z czym, przecież to pewnie zwykłe nieporozumienie! - zaśmiałam się, na jego twarzy zagościł smutek.
- Jak to znaczy zwykłe nieporozumienie? - spytał przygnębiająco, a w jego oczach zabłysły iskierki żalu.
- Hej! Nie smuć się jak zawsze, bądź chociaż raz wesoły, dasz radę? - spytałam uśmiechając się szerzej.
*Cole*
Poczułem, że życie zapadło mi się na głowę, chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie spuściłem wzrok. Milczałem, delikatny dotyk na głowie zaskoczył mnie, uniosłem spojrzenie na dziewczynę moich marzeń, uśmiechała się próbując obdarować iskierką radości.
- Wiesz, że nie pomożesz mi w żaden sposób? - mruknąłem nadal smutny.
- Ale warto byłoby spróbować... - jej kąciki ust opadły do prostej linii.
- Teraz widzisz jak to jest? Nie za ciekawie, prawda? - rzekłem spokojnie patrząc na nią.
Dziewczyna wtuliła się we mnie w ciągu sekundy, zacząłem się znacznie rumienić, dlaczego tak reaguję na jej dotyk? Dawno mi go brakowało, otuliłem ją ramionami przysuwając do siebie bliżej, w milczeniu. Nie zamierzałem oderwać się od Riley, próbowałem pocieszyć siebie samego jak i ją. Oparłem brodę o czubek głowy dziewczyny lekko przechylając się do przodu. Jest bardzo niska lub całkiem odwrotnie... ja jestem zbyt wysoki. Zerknąłem słysząc z oddali cichy szczek, podniosłem wzrok na stojącego wilka naprzeciwko, niedaleko nas.
- I co? Idziecie czy zostajecie ze mną? - zapytał wychylając głowę zza rogu ściany, nagle poczułem wilgoć na koszuli.
Pogłaskałem ją po głowie wiedząc, że się rozpłakała. Pokiwałem przecząco głową, zakołysałem dziewczyną kilka razy...
- Może jednak dacie się namówić chociaż na inne stroje? Trochę wam... nie pasują, chodźcie za mną! - zaszczekał zdumiony i machnął łapą z pazurami abym poszedł za nim.
Zerknąłem na włosy brunetki, nachyliłem się do jej ucha i szepnąłem...
- Zabieramy się stąd, tak jak chciałaś...
Pośpiesznie odsunęła się ode mnie, miała wilgotne policzki, odruchowo przetarłem je kciukami łapiąc delikatnie jej podbródek. Dziewczyna powstrzymała mnie, trzymając za nadgarstki, w oczach nastolatki były różnego rodzaju emocje. Nie rozumiałem zachowania towarzyszki, po prostu odpuściłem i rzuciłem spojrzenie na podłogę.
- Nie możemy tak... - zamilkła, nie miałem przez chwilę odwagi spojrzeć w jej oczy.
- Chodźmy, zmienimy te stroje i wynosimy się stąd - powiedziałem beznamiętnie i podszedłem do Askara.
Przypatrywałem się Riley po czym przerzuciłem wzrok na Askara, kiwał niezadowolony głową. Zirytowany wywróciłem oczami krzyżując ramiona na piersi. Ukradkiem zawiesiłem spojrzenie na zamyślonej dziewczynie, nie mogłem spuścić z niej wzroku, kusiła mnie zwykłym uśmiechem, a co dopiero słowami. Dłuższa chwila w jej obecności pozwalała mi na chwilę spokoju, nie daję sobie z tym wszystkim rady! Wypuściła powietrze ze świstem z ust, wracając do rzeczywistości. Podeszła do nas i razem kroczyliśmy przez długi korytarz, co chwilę zerkałem z kamienną twarzą na Askara, o dziwo był zasmucony, lecz starał się to ukrywać, tak jak ja... Jedyną osobą, która jest zdolna wywołać uśmiech na jej twarzy jest Kiarra. Ciekawe co się u nich dzieje na Ziemi... oby byli tylko cali...
***
*Kiarra*
Ruiny! Same ruiny! Rozglądałam się po zniszczonym mieście kolejny raz, ciągle nie wierzę, że to zdarzenie miało miejsce właśnie tutaj. Zasmucona przechodziłam obok reszty szkła walającego się po zniszczonym podłożu. Asfalt nie wyglądał zachwycająco kilka lat temu, a co dopiero dzisiaj. Martwię się z każdym upływającym dniem, minął już tydzień... Tutaj czas szybciej pędzi niż w Ninjago, ale co poradzę. Samotna przechadzka pozwala mi odsapnąć od zdenerwowanego Marcela, narzeka ciągle pod każdym względem! Zobaczy jakiegoś psa przebiegającego obok jego nóg, a już zaczyna świrować. Prawda jest bolesna, brakuje mu Riley i jest o nią zazdrosny. Śmieszna sytuacja zmieniła jego plany, miał powiedzieć jej to co czuje, ale gdy zjawił się Cole... Wszystko postawił na jedną kartę, zdobyć dziewczynę albo ją stracić, ewentualnie odpędzić rywala. Niegdyś byliśmy zgraną paczką, a teraz? Każdy z nas ma swoją oddzielną ścieżkę, westchnęłam głęboko zmartwiona. Dlaczego zadaję się z osobą grającą w kapeli rockowej? Bo jestem świrniętą i inteligentną dziewczyną szukającą szczęścia? Świat płata mi figle, zresztą nie raz. Uśmiechnęłam się na myśl mojego zauroczenia w dzieciństwie... Kiedyś właśnie był nim Marcel, wiem, to trochę dziwne i nierealne, ale tak było. Podkochiwałam się w nim skrycie z... dwa tygodnie? Śmieszne, ale prawdziwe. Miłość... poczułam to, co inni nie mogli znaleźć, odkryć i poczuć. Przymknęłam powieki rozmarzając się, przed oczami miałam ogromne, brązowe tęczówki i włosy czekoladowego odcieniu ułożone na wszystkie kierunki świata. Pocałunek, który doświadczyłam pobudził mnie do życia! Pomyśleć teraz, że dzięki niemu żyję i samodzielnie chodzę o własnych siłach na nogach! Brakuje mi go, nie ukrywam... Jeden jego gest przysłonił mój smutek i zdjął maskę "radosnej" dziewczyny. Marzę o nim każdej nocy, zasypiając i budząc się każdego ranka. Tyle rzeczy mi przypomina, nie zawsze dobrych, czasami nawet złych. Zamrugałam powiekami wracając do rzeczywistości, stałam przed zniszczonym sklepikiem. Jedna ze ścian ciągle utrzymywała się stabilnie, wisiały na niej lekko wyszczerbione półki. Podeszłam bliżej nich, przyglądałam się im z uwagą. A gdyby tak rzeczy, które mamy tak blisko siebie stałyby się nierealne? Na półkach były komiksy i książki o piratach, zdążyłam wywnioskować to z okładek. Wszędzie mężczyźni nosili wymyślne stroje i kapitańskie kapelusze. Wzięłam pierwszy lepszy magazyn i przekartkowałam go w minutę. Nic ciekawego, same obrazki. Chwyciłam po kolejny przedmiot, tym razem była to grubsza literatura, grawerowane rogi białą farbą zaciekawiły mnie. Księga sama w sobie była czarna, jej kartki natomiast lekko żółtawe. Na okładce były dziwne symbole, najprawdopodobniej pirackie. Uchyliłam okładkę książki i spojrzałam na tytułową stronę. Pusto... nic tam nie pisało, zdziwiłam się w sekundzie. Jakim cudem ta księga jest aż tak gruba, a zarazem czysta? Skrzywiłam usta w nienaturalny grymas i wrzuciłam ją do mojej torby, w której zbierałam małe znaleziska. Ruszyłam dalej nie zwracając uwagi na dolegający mi żar z nieba, w końcu na słońcu czuję się jak w objęciach Kai'a... Zaczęłam rozmyślać co się dzieje z Kai'em, gdzie jest mój ognik?
- Znowu wymknęłaś się potajemnie? - głos Marcela zahuczał w moich uszach.
- Niezupełnie... - powiedziałam nadal stojąc do niego tyłem - Czasami muszę wyskoczyć na miasto, nie uważasz? - zażartowałam.
- Kiarra, nie żartuj tylko chodź ze mną, jesteś mi potrzebna! - usłyszałam krzyk mojego... przyjaciela.
- O co chodzi? - obróciłam się na pięcie by zobaczyć chłopaka.
Momentalnie zaśmiałam się z niego, był cały wybrudzony farbą akrylową. Nogi ugięły mi się niespodziewanie, zakryłam usta dłonią powstrzymując częściowo uśmiech... Czarnowłosy miał całą twarz wymazaną szarą barwą z odrobiną białej. Ubrany był w biały, malarski strój, zaśmiałam się ponownie... Wszędzie miał na sobie farbę!
- Wiem jak wyglądam, ale nie w tym rzecz. Znalazłem coś bardzo ciekawego, musisz to zobaczyć... - powiedział poważnie i zawrócił kroki patrząc na mnie wrogo.
- Nie ma sprawy, artysto! - zaśmiałam się cicho pod nosem i ruszyłam za nim.
Gdyby tylko Kai go widział, na pewno wymyśliłby coś ciekawszego i bardziej dociekliwszego...
- Zaczekaj na mnie! - podbiegłam łapiąc go za ramię, brudząc przy tym dłoń. - Eh, jesteś brudny!
- No, to po co mnie łapiesz za strój? - spojrzał na mnie zirytowany ciągle idąc.
- Zresztą, sama nie wiem... posłuchaj możemy porozmawiać? - zerknęłam w jego brązowe tęczówki przekrzywiając głowę.
- Przecież już rozmawiamy...
- Ale nie określony temat - mruknęłam.
- Nie ma sprawy, od czego zaczniesz?
- Myślałam ostatnio nad twoim zachowaniem...
Zamilkłam szybko, byłam ciekawa jego reakcji. Spojrzał na mnie dziwnie, westchnął głośno.
- Znów chodzi ci o Riley? - zapytał przystając przede mną i skrzyżował ramiona na piersi.
Nie widziałam jak mam się odezwać, z jednej strony gdybym powiedziała prawdę opierał by się... a z drugiej nie wyrzekłby żadnego słowa. Stawiam wszystko na jedną kartę!
- Tak - pokiwałam zgodnie głową.
- Nie, to nie o nią chodzi - powiedział obracając się do mnie plecami, idąc dalej.
- To o kogo chodzi? - spytałam zaniepokojona i jednocześnie zaskoczona.
- O Cole'a, to jego wina, że Riley się w nim zakochała...
***
*Kai*
Kilka dni podróżowania na smoku wykończyły mnie, w końcu zdążyłem dotrzeć na Wyspę Życia w jednym z wymiarów. Niestety nie wiem jakim, posiadam zbyt małą wiedzę geograficzną. Chociażby nawet żaden geograf nie wiedział o całym świecie, a co dopiero o naszych wymiarach i krainach! Spoglądałem zaintrygowany gwiazdami na niebie, wszystko wyglądało pięknie, szkoda jednak, że nie mogę dzielić tej chwili z moją drużyną. Jak w dawniejszych czasach, chciałbym wrócić do przeszłości, brakuje mi jej, jednak każdy z nas kiedyś pójdzie własną drogą życia. Tyle wspomnień pomiędzy naszą drużyną, nie sposób wyliczyć wszystkich... choćby nasza przemiana w dzieciaki dzięki Garmadonowi! Zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie naszą reakcje na widok. Albo wspólny turniej zorganizowany przez zwój o Zielonym Ninja... Walczyliśmy żeby dowiedzieć się, który z nas nim będzie. Z oka mimowolnie wypłynęła mi mała łezka, starałem ją szybko dłonią. Nasze włamanie do sklepu Ronina, w Stixxie. uniosłem wzrok do gwiazd, gdybym tylko mógł wtedy zapobiec porwaniu mojej siostry, nie robiłbym tego... nie byłbym Ninja, nie byłoby przy mnie moich przyjaciół i Senseia. Nie wiem co bym zrobił odmawiając propozycji staruszka, kim miałbym wtedy być? Kowalem? Nagle zacząłem sobie wyobrażać całe nasze życie Ninja w odwrotnym kierunku... Jay zapewne nadal testowałby by różne wynalazki własnej roboty aż do braku pomysłów... Zane zapewne próbowałby odkryć siebie, kim jest i skąd tak naprawdę pochodzi... A Cole... nadal by uciekał od przeszłości zdobywając mnóstwo szczytów i przepływając najdłuższe rzeki i jeziora w całym Ninjago. W sumie, dla niego nie ma rzeczy nie możliwych! Moi bracia nawet by mnie wtedy ominęli na drodze w niewiedzy, nie usłyszałbym codziennego "Cześć, Kai!". Posmutniałem chwilowo, faktycznie gdyby tak było nie wiem czy nadal bym chciał dłużej żyć. Znów na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, przecież ciągle jesteśmy razem! Jak żelazo kuje żelazo, tak brat wykuwa brata! - w myślach przypomniałem sobie jak motywowałem tym Cole'a. Martwię się każdej nocy o nich, dokładnie takiej jak tej. Gdyby tak zadzwonić do Cole'a i porozmawiać z nim chwilę? Kai, Cole wyraźnie powiedział, że w ważnych okolicznościach możesz tylko dzwonić... - głos w mojej głowie skarcił szybką mą myśl. Nagle przypomniałem sobie pewien problem... nie jestem zadowolony z wcześniejszego postępowania mojego brata, mógł o wszystkim w końcu jej powiedzieć... Prychnąłem pod nosem, ja dałem radę powiedzieć jej przyjaciółce, to on musi dać radę z Riley! Gdybym tylko mógł mu jakoś pomóc, eh... - pomyślałem. Powoli zacząłem nabierać nadziei, że uda mu się w końcu obmyślić sensowną wypowiedź. Uspokoiłem się, niosąc małą stertę patyków na rozpałkę ogniska. Szedłem w stronę plaży, wszędzie dookoła była woda, więc ciężko było znaleźć coś suchego. Po moich oparzeniach zostało kilka warstw niezrośniętej skóry, za kilka dni będzie wszystko w porządku. Przez dłuższy czas panuję nad mocami, regenerując swoje oparzenia. Doszedłem do miejsca, w którym przebywał mój smok. Zabawnie ogrzewał się parując i jednocześnie biegając po plaży jak szalony. Ryczał głośno zadowolony z chłodnej nocy. Nie wiem dlaczego nie mogę odesłać go do Smoczego Wymiaru, towarzyszy mi już dwa dni na tej wyspie. Mimo tego, że jest wszędzie woda dajemy sobie radę, z większymi strumieniami... nie daję sobie rady. Podszedłem do zwierza łapiąc go mocno za ogon, szarpnąłem do siebie dając mu znak spokoju. Odwrócił łeb zabawnie prosząc o łaskę, zaśmiałem się na głos. Nadal trzymałem w dłoni gorący ogon, w drugiej zaś patyki. Rzuciłem je na podłoże i chwyciłem smoka mocniej. On jedynie wyrwał się i zbliżył do mnie pysk delikatnie liżąc długim jęzorem moją twarz. Zaśmiałem się nie marnując słów, wolałem nasłuchiwać odgłosów smoka. Chwyciłem szybko za jeden z rogów z tyłu głowy pupila i pogłaskałem go po długiej szyi, pod pyskiem także. Łaskotałem palcami w różny sposób wywołując u niego ogromne łaskotki i relaksującą parę dookoła nas. Zawarczał śmiesznie mrużąc powieki ślepi, po chwili puściłem go do dalszej zabawy przy brzegu wyspy. Patrząc na odbiegającego smoka podparłem dłonie na biodrach, ciekawe jak bawią się moi przyjaciele... Mianowicie nasz Jay, nie powiem o nim źle, brakuje mi jego małego móżdżka. Żartuję, jest naprawdę mądrą osobą, lecz czasami nie wykorzystuje swojego IQ. Przykucnąłem przy gałązkach zdolnych zająć się ogniem, ułożyłem patyki w mały stożek, tworząc tradycyjny wygląd paleniska. Pośpiesznie pstryknąłem palcami, których wyleciały małe iskry. Powtórzyłem tą czynność kilka razu aż w końcu patyki zaczęły się podpalać Przypatrywałem się z uwagą rozprzestrzeniającym się iskrą ognia, westchnąłem głęboko przypominając sobie ciepło bliskiej mi osoby... Kiarry. Dlaczego los wybrał nam nasze przeznaczenia? Skrzyżował nasze losy dając nam szansę na miłość, to logiczne! Uśmiechnąłem się szeroko słysząc kolejne ryki smoka, z radością zerknąłem na niebo układając się na piasku przy ognisku. Po chwili obok siebie zauważyłem smoka, który rzucił się na ziemię za mną rycząc zmęczony. Uśmiechnąłem się tylko i wgłębiłem spojrzenie w migoczące gwiazdy na granatowym niebie. Nagle długie skrzydło smoka spoczęło na moim ciele okrywając mnie, tym samym dając mi ogromne ciepło. Zaśmiałem się pod nosem i podłożyłem dłonie pod kark... Wzdychałem z myślą o Jay'u, ciekawe co zlecił mu Cole...
***
*Jay*
Płynąłem ile miałem sił w mięśniach, obracając się co chwilę za siebie. Płuca wypełnione solidną dawką tlenu pomagały mi w swobodnym przepływie. Nie ustawałem w czynności, zacząłem szybciej uciekać od łapsk śmierci. Goniła mnie wielka i potworna syrena, dlaczego Cole nie wspomniał mi kto pilnuje Gwiazdy Posejdona? Wyglądała niczym najpiękniejsza zjawa, lecz nie dał jej się zmieszać! Zatrzymałem się dość na tyle od mistycznego stworzenia by czuć się bezpieczniej. Szybko wyciągnąłem zza górnej części stroju niebieskawy kryształ, całe to zamieszanie o byle klejnocik! Zdjąłem z głowy maskę Ninja i rozejrzałem się dookoła, nagle nad moją głową przeleciał czarny trójząb, w porę uchyliłem się od ataku. Najdłuższe ostrze broni wbiło się w jedną ze skał blisko mnie. Obróciłem przerażony głowę za siebie, ku moim oczom pojawiła się obok ta sama syrena... Mistyczna kobieta ma morskiego odcieniu włosy do ramion, splątane w luźnego koka, niektóre kosmyki wystają przed uszy. Usta pokrywała ostra, fioletowa pomadka. Oczy przepełnione nienawiścią wpatrywały się we mnie intensywną zielenią, jej cera była blada. Od pasa w dół kobieta miała długi ogon zakończony szeroką płetwą z błoną. Łuski zabarwione były na błękitny kolor, zmieniały barwę podczas padającego światła. Zerknąłem na jej broń, wstrzymując coraz dłużej powietrze. Wcześniej nie miałem okazji jej się przyjrzeć... Jest dosyć ładna, lecz nie dorównuje mojemu ideałowi kobiety! Przynajmniej takiemu jaki sobie wymarzyłem.
- Kochany, masz coś co należy do mnie, lepiej zwróć mi kryształ... - uśmiechnęła się szyderczo patrząc mi prosto w oczy. - Trzeci raz mi już nie zwiejesz...
Pokiwałem przecząco głową, żałuję, że nie mogę oddychać pod wodą!
- Otwórz usta, możesz mówić, masz skrzela, głupcze! - podpłynęła do mnie dotykając widłami mojej szyi.
Przeraziłem się i położyłem dłoń na jej ostrzach broni, zsunąłem rękę na wyznaczone miejsce, faktycznie! Już miałem się odezwać, lecz zawahałem się, a jeśli to jest jakaś iluzja? Raczej nie... Odsunęła trójząb ode mnie i spojrzała przenikliwie.
- Szepnij chociaż słówko, a zaraz się dogadamy...
Przełknąłem ślinę, przełamałem się kilkoma słowami...
- Nadal chcesz mnie zabić? - powiedziałem, zdumiony ucieszyłem się, że nie zdołałem nałapać wody do płuc.
- Negocjujmy, jeśli dasz mi kryształ odpłyniesz stąd natychmiast... Aż do samego wynurzenia będziesz miał skrzela, umowa stoi? - wywijała bronią wokół palców.
Zacząłem rozmyślać, to nie jest dobry układ! Obiecałem Cole'owi zdobyć kryształ, nie mogę go zawieść! Machnąłem nogami aby wznieść się wyżej, dłonie również mi pomogły. Syrena popłynęła do mnie zniecierpliwiona łapiąc mnie za maskę pod moją szyją.
- To jak? Całej wieczności dla ciebie nie mam! Decyduj się! - krzyknęła wściekła i machnęła silnie płetwą.
- Na pewno mogłaś się spodziewać mojej ucieczki... ale nie tego! - odepchnąłem od siebie syrenę i rzuciłem w jej stronę Gwiazdę Posejdona.
- Dziękuję - złapała przedmiot - Miło robiło się z tobą interesy... - schowała go za siebie i odpłynęła szybko z pola widzenia.
Uśmiechnąłem się pod nosem, nawet nie zauważyła całego przekrętu... Czy ona naprawdę myślała, że dam jej ten kryształ? Sylwetka syreny tuż po chwili zniknęła za kolorowymi koralowcami. Wyjąłem zza stroju Ninja taki sam klejnot, śmiejąc się z jej nieuwagi. Jak ona mogła tego nie zauważyć? Czyli nadal potrafię robić innym żarty! Wsunąłem cenną błyskotkę z powrotem, i zacząłem wypływać na zewnątrz. Spokojnie machałem nogami wspomagając się rękami, mam dużo czasu... Dojrzałem w końcu promienie słońca odbijające się na wodzie, szybko wyskoczyłem uradowany na powierzchnię tafli. Od razu przywitał mnie łagodny, morski wiatr. Uśmiechnąłem się utrzymując postawę cały czas pod wodą. Zaczerpnąłem świeżego powietrza, czyli skrzela już zniknęły skoro mogę normalnie oddychać. Zacząłem wypływać z wody, niedaleko brakowało mi do lądu. Do głowy przyszła mi nieodpowiednia myśl... dlaczego mój najlepszy przyjaciel nie mógł powiedzieć mi o całej sytuacji z Riley? Wiem, że jest zamknięty w sobie, ale to nie znaczy, że ze wszystkim poradzi sobie sam... Uśmiechnąłem się smutno, nigdy nie myślałem nad jego przeszłością, niewiele o niej wiem. Dużo mi nie wyjawił, ale wiedzieć wszystkiego też nie mogę, prawda? Znalazłem się tuż przy powierzchni wyspy, dalej nie mogłem płynąć. Po prostu stanąłem na nogi i szedłem w stronę plaży. Woda ledwo dosięgała mojego pasa, delikatnie kołysząc się dookoła mnie. Chodzić w wodzie jest dosyć łatwo, myślałem, że będzie trudniej. Stawiałem szerokie kroki czując pod stopami coraz więcej piasku, nigdy nie miałem okazji przechadzać się po piasku bez obuwia... Ze względu na obowiązki związane z życiem Ninja. Podskoczyłem lądując na suchym piasku, szybko roztrzepałem dłońmi włosy aby pozbyć się z niej całej wody. Udany plan Jay, twój zaufany przyjaciel walczy o serce dziewczyny, a ty sobie układasz fryz jak Kai! - skarciłem się w myślach. Ruszyłem wolniejszym tempem do mojej torby z rzeczami, uznałem przed wyprawą, że może mi się przydać. Schyliłem się odsuwając jej suwak, nie mogłem przestać o nim myśleć... pośpiesznie sięgnąłem po komunikator i wykręciłem pośpiesznie numer seryjny GPS'a do Cole'a, obsługa jest tak łatwa, jak w zwykłym telefonie... Wziąłem zegarek w dłoń i wsłuchiwałem się w długie sygnały połączenia...
***
*Cole*
Po dłuższym czasie postanowiłem jednak tutaj zostać, Riley nie była zadowolona z mojej decyzji. Leżałem na podłodze pod łóżkiem rozmyślając, podczas gdy moja towarzyszka przebierała się w inne ciuszki. Jak ja mam jej to powiedzieć? "Riley, jest taka sprawa... kocham cię!" - żałosne, nic nie wymyślę. Przekręciłem się na prawy bok, wzdychając głęboko. Chciałbym zobaczyć jakby ktoś to zrobił za mnie... Nagle do moich uszu doszedł cichy sygnał komunikatora, zerwałem się z miejsca szukając jego źródła dźwięku. Leżał na szafce w sypialni Askara, w której obecnie przebywałem. Chwyciłem dłonią po dany przedmiot i kliknąłem zielony przycisk przy ekranie... Nagle ku mojemu natychmiastowemu zdziwieniu ujrzałem Jay'a, był spokojny, więc po co dzwoni?
- Mistrz Błyskawic w jakiej sprawie? - zapytałem lekko podenerwowany od wewnątrz, przecież go prosiłem żeby dzwonił w nagłych wypadkach!
- Dręczy mnie jedna rzecz i nie mogę usiedzieć na miejscu, dosłownie... - rzekł lekko wykrzywiając usta.
- Powiedz, co masz powiedzieć... - mruknąłem nie myśląc nad tym wcześniej.
- Myślałem ostatnio nad twoim samotnym życiem i pomyślałem... żebyś powiedział o tym Riley - poczułem silny cios wewnątrz ciała na jego słowa.
- I dzwonisz do mnie właśnie w tej sprawie? - spytałem unosząc brew.
- Jakbym mógł nie zadzwonić? Halo! Jestem twoim przyjacielem! - wykrzyczał przypominając mi. - Nie masz pewnie odwagi jak mówiłeś, ale ja w ciebie wierzę... Cole...
- Jay, sam sobie z tym dam radę... - mruknąłem. - Kiedyś...
- Nie kiedyś, tylko teraz póki masz czas... a tak w ogóle to gdzie ona jest? - zapytał szybko.
- Sam nie wiem, pewnie w którejś z komnat - rzekłem wędrując głową do sufitu z zamkniętymi oczyma.
- Cole, czy ty się słyszysz? Przecież to nie zamek, postradał zmysły! - rzekł do siebie ostatnie słowa, lecz i tak je usłyszałem.
- Dziękuję ci Jay, ale akurat nie jesteśmy w naszym mieszkanku bojowym tylko na zamku wielkiego wilczyska - zażartowałem ironicznie.
- Jak? Gdzie? Kiedy! - krzyknął zapewne wytrzeszczając oczy.
- To długa historia, kiedyś ci opowiem o niej - machnąłem szyją w dół patrząc na niego.
- Przynajmniej tyle, wybacz, ale muszę zająć się czymś mniej ważnym. Osuszaniem ubrań... - zaśmiał się machając mi na pożegnanie.
- Do zobaczenia! - uśmiech za widniał na mojej twarzy.
- I oto chodzi, nie zgrywaj kogoś kim nie jesteś! Masz być dla niej otwarty niczym księga, zrozumiałeś? - Jay zabawnie pogroził mi palcem.
- Tak, tak... idź zajmij się sobą, śmieszku! - powiedziałem uśmiechając się stale.
Mrugnął powieką pokazując gest zgody, po prostu się zaśmiał. Rozłączyłem połączenie i wywróciłem oczami śmiejąc się, zwróciłem uwagę nagle na dziewczynę wychodząca zza drzwi. Wytrzeszczyłem oczy natychmiastowo kierując spojrzenie na jej nogi, przeszły mnie dreszcze. Miała na sobie rozkloszowaną spódnicę, jak u baletnicy, w kolorze pudrowego różu. Kilka warstw materiału przysłaniało nogi nastolatki. Jej kreacja zaciekawiła mnie, biała, gustowna koszula z guzikami i pozłacanymi elementami wygląda olśniewająco. Gdybym częściej mógł ją widzieć w takich ubraniach...
- Nie ma tutaj normalnych ubrań... - mruknęła pocierając ramię.
- Nie przejmuj się, nie jest tak źle - przekrzywiłem głowę wbijając wzrok w dziewczynę bardziej.
Na jej policzkach za widniał lekki róż, w duszy czułem zakłopotanie. Dlaczego krępują ją moje słowa i gesty? Czyżbym miał coś do rzeczy, mógłbym podratować moją opinię u niej?
- Przepraszam, nie powinienem - wystawiłem obronnie dłoń.
- Lekko miałam powiedzieć to o tobie, nieźle wyglądasz w... rurkach - zaśmiała się.
- Czarny jest moim zdaniem odpowiednim kolorem na tę okazję, chociaż śmiem twierdzić, że zdecydowanie bardziej wolę pomarańcz - uśmiechnąłem się zgodnie z prawdą.
- Nie spodziewałabym się tego, że włożysz jakąś koszulę i to z guzikami, a nawet w odcieniu pomarańczy - podeszła do mnie z lekkim rumieńcem.
- Wiele rzeczy o mnie nie wiesz - uniosłem przenikliwe brew.
Riley zaczęła chichotać, nie byłem w stanie kombinować jak by ją rozbawić jeszcze bardziej... do głowy powróciły moje stare obawy i smutki. Przestała się śmiać i zerknęła na mnie, błąkałem się spojrzeniem po ścianach pomieszczenia.
- Cole? - zerknęła w moje oczy.
Cisza...
- Brookstone? Cole! - zaniepokojona podeszła do mnie.
Milczałem, czekając na reakcję z jej strony. Przypatrywała mi się zaciekle, podnosząc na czubkach palców. Nie reagowałem, lecz widziałem w jej oczach zaciekawienie.
- Hm? Jesteś tam czy się zakochałeś? - spytała machając mi dłonią przed oczami.
Niespodziewanie złapałem dziewczynę w pasie biorąc w ramiona, zapiszczała zaskoczona. Zaśmiałem się podrzucając ją na swoich rękach.
- Nie wystraszyłem cię zbytnio? - jej mina była bezcenna.
- O mało bym zawału nie dostała! -rzekła ironicznie, zaczęła wiercić się wściekle.
- Ależ spokojnie, daj się chwilę ponosić - mruknąłem pod nosem...
- Słyszałam to! Nie ma mowy, odstaw mnie - powiedziała krzyżując ramiona.
Zerknąłem w jej oczy, szaroniebieskie tęczówki przepełniały mnie radością. Malinowe usta dziewczyny były lekko uchylone. Kątem oka dojrzałem wiśniową tapicerkę długiej sofy. Szedłem ciągle trzymając ją na rękach, usiadłem na niej nadal patrząc na dziewczynę. Usadowiłem sobie Riley na kolanach żeby móc spoglądać w jej oczy. Była lekko skrępowana, muszę się opamiętać. Założyłem krótki kosmyk włosów za jej ucho, jednak szybko wypadł. Uśmiechnąłem się szerzej, jej włosy są tak śliczne, że nie wierzę własnym oczom. Uśmiechnęła się łagodnie, kąciki moich ust uniosły się wyżej.
- Powiesz coś? - spytałem jej w miarę spokojnym tonem.
- Nie, na razie nie... - mruknęła schodząc z moich kolan.
Spaprałeś Cole! - głos odezwał się w mojej podświadomości. Najzwyczajniej w świecie odeszła zostawiając mnie samego w sali, jedyne co słyszałem to kilka kroków do drzwi...
- Nie będę z tobą rozmawiała, nie mam teraz ochoty... - oburzona wyszła trzaskając za sobą drewnianym drzwiami.
Eh, kiedy indziej... muszę się w końcu zebrać na odwagę. Westchnąłem ciężko z niedowierzaniem, nie rozumiem co się ze mną dzieje. Szaleję gdy tylko ją widzę, jestem nieopisywalną istotą. NIE mogę się jednak poddać! NIE mogę zaprzestać prób wyznania miłości! Muszę jej to powiedzieć, uda mi się! Wstałem z kanapy pełny energii i pewności siebie, poklepałem się dumnie po piersi. TERAZ MI SIĘ UDA! - wyskoczyłem z pokoju pędząc za nią...
***
Tuż po odnalezieniu dziewczyny straciłem całą odwagę. Siedziałem obecnie na wygodnym krześle przy stole z brunetką. Askar porozstawiał rycerzy na murach ze względu na nas, nie chciał abyśmy ucierpieli z powodu powrotu naszych wcieleń. Powinien zaraz wrócić, przynajmniej tak mi obiecał. Odkąd go spotkałem - będąc złym - zaprzyjaźniłem się szybko z wilkiem, łączy nas niemała przyjaźń. Ale to nie zmienia faktu, że Kai, Jay i Zane nie są moimi braćmi od serca, zawsze nimi będą! Mam taką nadzieję... Milczałem podpierając czoło na skrzyżowanych dłoniach na stole, łokcie przywierały do drewnianej powierzchni blatu. Czy ja kiedyś zamierzam jej to powiedzieć? Czy zdołam rzec kilka prostych słów? Przecież od tak nie zacznę i powiem, że ją kocham! - moje negatywne myśli zniechęciły mnie bardziej. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie tą chwilę, gdyby wszystko układało się tak pięknie i łatwo, sam bym nie chciał stąd odejść, z tego świata. Mruknąłem niezadowolony pod nosem, naprzeciwko mnie siedziała Riley, również milczała. Nadzwyczajne gesty, piękny głos, urokliwy wygląd, wszystko sobie w niej cenię! Nie mogłem patrzeć na jej smutne spojrzenie, błąkające się po sali jadalnej zamku. Długi stół od końca jednej ściany aż do drugiej, a my na samym środku. Cichutki jęk wydobył się z ust dziewczyny, ja zaś westchnąłem podnosząc głowę i wzrok na jej osobę. na jej twarzy widniało zamyślenie, czyżby myślała o podobnej sprawie? Mimo tych krótkich włosów ciągle wyglądała pięknie, każdy jej cichy dźwięk, a nawet zwykły gest dawał mi do zrozumienia, że to już czas. Głośno westchnąłem, ponownie mruknęła, jakby chciała zwrócić na siebie moją uwagę.
- O co ci chodzi, Cole? Chciałabym w końcu wiedzieć - rzekła, jej dłonie opadły na blat stołu.
- To nie tak jak myślisz, nie chodzi mi teraz o ten pocałunek chociaż bardzo mi żal, że to zrobiłem... Przepraszam - patrzyłem jej prosto w oczy, milczała.
Odsunąłem się z krzesłem i wstałem na równe nogi. Obszedłem dookoła długi stół aż w końcu znalazłem się przy dziewczynie. Przykucnąłem przy siedzącej Riley, zbierałem w sobie całą swoją siłę i odwagę przez tak długi czas, nareszcie poczułem, że dam sobie radę.
- Riley, chciałem ci to od dawna powiedzieć, nie miałem odwagi... Wiedz, że ten pocałunek na plaży nie był żadną tam pomyłką, zrobiłem to dlatego... bo... bo, cię kocham - zamilkłem na ułamek sekundy spuszczając głowę, znów spojrzałem na jej oczy z radością - Moje życie nabrało sensu gdy cię zobaczyłem... Wcześniej, chłopak pozbawiony jakiejkolwiek miłości i radości z życia, a teraz zakochany na zabój w cudownej dziewczynie dającej radość ze zwykłego spojrzenia. Gdy jestem przy tobie chciałbym żebyś wiedziała, że mój świat wywraca się do góry nogami, a serce zaczyna przyśpieszać z każdą chwilą... Całe moje ciało drży na twój widok, zaś twoje słowa są jak ogromne fale przyjemnego chłodu wstępujące we mnie! Wiem, że zraniłem cię niewybaczalnie, ale chciałbym powtórzyć ci pewną, istotną rzecz... kocham cię i nie chciałbym abyś odrzuciła moje uczucia... - zakończyłem wpatrując się przepraszającym wzrokiem w dziewczynę.
Z jej oczu zaczęły wypływać łzy, nie wiem czy smutku, czy raczej radości. Milczała, nie wiedziałem jak to się wszystko stało, po prostu... powiedziałem to co leży mi na sercu!
- Wiem... możesz być tym zaskoczona, ale uważam, że o niektórych zdarzeniach musisz wiedzieć... - zerknąłem na swoją pomarańczową koszulę, z wielką obawą odpiąłem ostatnie guziki ubrania.
Odetchnąłem i odkryłem swój tułów, jednocześnie pokazując mnóstwo cięć i ogromny opatrunek. Mimo tego, że był niedawno zmieniany lała się z niego strużka krwi, cieknąca po ciele. Zerknąłem na dziewczynę, była przerażona, jej oczy napełniały się kolejnymi łzami. Zakryłem ciało nie raniąc bardziej tym widokiem, dotknąłem jej dłoni, delikatnie zaciskając na niej palce...
- Nie chciałem, ja bardzo cię przepraszam... raniłem się każdego dnia z myślą o tobie, o twojej ucieczce! Sprawiłem nawet coś o czym byś nie pomyślała... targnąłem się na własne życie! - jęknąłem, głos zaczął mi się łamać - Takiego zdarzenia nie można nikomu wybaczyć, zwłaszcza, że to jest cud, że jeszcze tutaj jestem, z tobą... Nie mogłem zebrać się w sobie aby ci to powiedzieć, po prostu błagam abyś mi wybaczyła... Oczywiście nie musisz, wszystko przyjmę do wiadomości! Sam sobie poradzę, jakoś, ale dam radę, nie musisz być tym dręczona w twoich myślach... pamiętaj Riley, kocham cię! - krzyknąłem ostatnie zdanie najgłośniej, na całą salę.
Patrzyłem w jej szaroniebieskie, zapłakane tęczówki, nie wiedziałem, że tak zareaguje... Dziewczyna zeskoczyła z krzesła rzucając mi się w objęcia. Mocno ściskała mój tors, zacząłem się rozklejać. Szlochałem cicho w towarzystwie brunetki, w końcu objąłem ją ramionami ściskając mocno. Wtuliła się we mnie bardziej, odwzajemniłem gest znacznie mocniej, starając się nie zgnieść ukochanej. Jej szloch słyszałem w całej sali, była rozpłakana na dobre. Uśmiechnąłem się przez łzy spływające z moich policzków, kołysałem nią na lewo i na prawo. W końcu oderwała się ode mnie z radością w oczach, pomijając słone krople na jej twarzy. Podniosła się i chwyciła mą dłoń ciągnąc mnie ku górze, nie mogłem się jej oprzeć! Pomogłem dziewczynie podciągnąć mnie z podłogi, stałem patrząc na nią radośnie...
- Wybaczam ci Cole, nie mogę w to wszystko uwierzyć! Czy to co mówiłeś, jest prawdą? - spytała uradowana i jednocześnie zaskoczona.
- Tak, od zawsze tak sądziłem, aż do teraz... Do końca mojego życia będę tak myślał! - krzyknąłem radośnie łapiąc dziewczynę w tali i podnosząc ją nad moją głowę.
Zakręciłem nią kilka razy w powietrzu, uradowana nastolatka rozstawiła ramiona chichocząc cicho i spoglądając na mnie z rozbawieniem w oczach. Uśmiechałem się szeroko do Riley, ciągle obracając się na wszystkie strony... W końcu opuściłem dziewczynę delikatnie na podłoże z ceramicznych płytek. Patrzyliśmy na siebie uradowani jak małe dzieci, nie zdające sobie sprawy z wypowiedzianych słów! Zbliżyłem się do Riley blisko, dziewczyna oparła swoje dłonie na mojej klatce piersiowej. Uniosła wysoko swoje spojrzenie, wprost w moje tęczówki. Nachyliłem nad nią zbliżając się do jej twarzy... nasze usta dzieliły zaledwie centymetr wraz z milimetrami... Niespodziewanie dziewczyna odsunęła się ode mnie puszczając mnie szybko z uścisku. Zdumiony zerknąłem na nią, spuściła szybko wzrok wbijając go w podłogę. Uśmiechnąłem się smutno, dziewczyna usiadła na podłodze spuszczając głowę jeszcze niżej. Przyklęknąłem przy niej cicho, podniosłem dłonią podbródek Riley by spojrzeć w jej oczy. Nie opierała mi się, znów nawaliłem... przestraszyłem ją...
- Nie masz odwagi, prawda? - spytałem łagodnie gładząc jej policzek dłonią.
- Skąd to wyczułeś? - spytała zasmucona, widziałem, że jest lekko poddenerwowana.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, to nie grzeczne... - zażartowałem powodując na jej twarzy delikatny uśmiech. - Lepiej?
- Tak, dziękuję... lecz to ja powinnam cię przeprosić, za ten silny cios w policzek - rzekła szybko.
- Nie ma za co przepraszać, należało mi się... ale mam nadzieję, że nie martwisz się teraz z tego powodu, co? - zapytałem nie odrywając z niej spojrzenia.
- Nie, spokojnie... wszystko w porządku! Już wiem dlaczego chłopcy mówili, że jesteś bardzo opiekuńczy i troskliwy - zaśmiała się cicho.
- Tak, cali oni... To, może wstańmy z podłogi, bo to trochę dziwne, mam rację? - uprzedziłem swoją myśl.
- No pewnie, trochę mi się zimno zrobiło... - powiedziała, wstałem szybko i złapałem ją za dłonie podnosząc.
Patrzyliśmy na siebie chwilę dopóki nie wtuliła się we mnie ponownie... po chwili szepnęła mi najpiękniejszą rzecz jaką mogłem usłyszeć od Riley...
- Dziękuję ci Cole, że jesteś...
~~~~~~
Aww :3! Na pewno oczekiwaliście tego bardzo długo i nareszcie jest! Nasza dwójka pogodziła się ze sobą <3 Założę się, że już stoicie pod moim domem z widłami, bo niestety wyszło jak wyszło, ale nie było pocałunku :x
Przemilczę, nie zdradzę swojego położenia xD Szukajcie mnie w piekle x3! A tak do rzeczy... podobał wam się?
Chciałam także podziękować wam za wszystkie gwiazdki = 800+ i oczka pod książką = 7,6k+!
Naprawdę wspieracie mnie jak możecie, lecz na pewno nie wytrzymujecie ze względu na opóźnienia rozdziałów xD
Wybaczcie, w wakacje i oczywiście pod koniec czerwca będzie ich więcej! (Liczę, że wtedy wena wróci :x)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro