Urwisko przeszłości - VIII
Wtedy zrozumiałam wszystko, zaskoczona spoglądałam na ich uśmiechnięte twarze, wiedziałam ich największą tajemnicę...
- To było piękne! - w ich stronę krzyknęła Kiarra.
- Wiadomo! - Jay podbiegł do dziewczyny.
Nie wyobrażałam sobie jakim cudem można dostać od życia taki dar. Oni są Władcami Żywiołów, nadal nie mogę w to uwierzyć...
- Chłopcy, dlaczego wy posiadacie takie moce? - spytałam gdy podeszli do nas.
- Riley, odziedziczyliśmy je... Pochodzimy z tej krainy, tutaj wszystko jest inne... - oznajmił łagodnie Zane, spojrzałam na Cole'a.
- To cały wasz sekret? Wybaczcie, nie powinnam pytać... nie odpowiadajcie - zrobiło mi się głupio.
- Nie do końca... - smutny Kai szturchnął Cole'a, zerknął na przyjaciela i wymieniali między sobą spojrzenia.
- Z tego co wiem to Kai jest Mistrzem Ognia, Zane Mistrzem Lodu, Jay Mistrzem Błyskawic a Cole Mistrzem Ziemi... - wyliczałam zamyślona.
- Riley, to nie wszystko co powinnaś wiedzieć... - Cole odwrócił się do nas tyłem, zasmucony.
Jay podszedł do niego, słyszałam jakieś szepty lecz nie były one zrozumiałe. Spojrzałam na Marcela, stał zdenerwowany. Dlaczego on się tak zachowuje? Z zamyśleń wyrwał mnie Zane.
- Riley, zgodzisz się porozmawiać na osobności? - złapał za moje ramiona.
- O czym... - zerknęłam w jego błękitne oczy.
Identyczne tęczówki ma mój wujek, nie wiem gdzie teraz przebywa, czy żyje... Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Cole musi ci coś wyznać, zaprowadzę cie do niego - zerknął przed siebie, on na prawdę jest bardzo wysoki.
- Nie dzięki, nie ma takiej... - wyminęłam przyjaciela, nie było go tutaj. - ... potrzeby
Zaskoczona rozglądałam się po plaży, reszta siedziała przy ognisku oprócz Marcela.
- Jednak, zgodzisz się? - uśmiechnięty zatriumfował.
Kiwnęłam głową i zostawiliśmy grupkę przy ognisku. Przyjaciele zniknęli nam z oczu, Zane zaczął pierwszy.
- Riley, Cole jest dość... Jakby to powiedzieć... - szukał dobrego określenia.
Zrozumiałam co chciał powiedzieć...
- Inny niż wy? - poczułam narastającą złość.
Jak oni mogą tak o nim mówić! Riley, opanuj się, już wszystko dobrze...
- Coś w tym stylu, lecz nie do końca - z oddali zobaczyłam Cole'a siedzącego na skałach, rozmyślał obserwując morze.
- Wiem co zamierzasz mi powiedzieć... Ja już może pójdę sama, dobrze? - zatrzymałam się przed Zane'm.
- No... Zgoda, uważaj na niego... - zaniepokojony zawrócił.
O co mu chodzi? Stałam poddenerwowana w miejscu, bałam się do niego podejść po słowach Zane'a. Czułam, że zaraz wybuchnę strachem i ucieknę stąd. Odetchnęłam rześkim powietrzem i ruszyłam w jego stronę. Przestraszona wpatrywałam się w morze stawiając kolejne kroki. W końcu stałam za skałami, chwiejnym krokiem podeszłam blisko chłopaka. Wyciągnęłam dłoń i delikatnie przesunęłam ją po jego szyi. Odwrócił się przygnębiony.
- Usiądź... - dotknął skały, na której siedział.
Powoli usiadłam obok niego, znowu zapanowała cisza. Spoglądałam co chwilę na jego twarz.
- Muszę ci coś wyznać... - zamilkł znowu.
- Co takiego? - przybliżyłam się do Cole'a.
- Ten zielony szmaragd należał do naszego przyjaciela... Lloyd'a - z jego oczu wypłynęły łzy, szybko starł je bandażem owijającym dłoń. - ... Był on największym i najpotężniejszym wojownikiem w całym Ninjago, lecz przybył Qsarius i wszystko się zmieniło... Doszło do pojedynku pomiędzy dwoma braćmi, Raston'em i Qsariusem, oczywiście my też uczestniczyliśmy w tej bitwie, cała nasza piątka... Pomagaliśmy zwyciężyć dobru, niestety nie wszystko szło po naszej myśli... Ja nie chciałem żeby to się tak skończyło! - krzyknął wstając ze skały.
Wściekły uderzył pięściami w głaz stojący niedaleko mnie, momentalnie zamienił się w stertę małych odłamków. Ale on jest silny! Żeby jednym uderzeniem zniszczyć głaz...
Stał odwrócony tyłem, wściekły nabierał płucami powietrze, zacisnął pięści. Wciąż wgapiony w głaz wzdychał, po chwili ocknął się i opanował nerwy.
- Wybacz, ja... Eh! - poirytowany usiadł obok mnie nie zwracając uwagi na moją obecność. - Co się będę tłumaczył... - warknął.
Cole na prawdę miał zmienne nastroje, a to wszystko przez jego przeżycia. Zmartwiony siedział i milczał, nie mogę siedzieć bezczynnie.
- Jesteś Mistrzem Ziemi i zostałeś obdarzony ogromną siłą, o której inny mogą sobie tylko pomarzyć, tak? To chciałeś powiedzieć... - uśmiechnęłam się spoglądając na jego czekoladowe tęczówki.
- ...Tak - westchnął, obawiał się czegoś.
- Cole, o co chodzi?
- Bo, ja... Pamiętasz naszą rozmowę, wtedy na plaży ? - zerknął na mnie, posmutniałam.
- Tak, niestety...
Spojrzałam na jego smutne spojrzenie, włożył rękę do kieszeni szarych spodni. Po chwili w dłoniach trzymał jakiś pergamin, a raczej zwój...
- Proszę, przeczytaj... - wystawił dłonie w moim kierunku spoglądając na mnie.
Niepewnie chwyciłam za zwinięty papier, delikatnie rozłożyłam materiał... Zaczęłam czytać...
,,Troje Mistrzów"
Kilka lat temu na świat przyszli trzej bracia... Falen, Raston i Qsarius. Najstarszy z braci - Falen, opiekował się swoim młodszym rodzeństwem... Raston i Qsarius byli nierozłączni... Falen jako jedyny z braci odziedziczył moce po swoim ojcu... Został Wilczym Mistrzem i Mistrzem Mroku. Dwójka braci wiodła spokojne, beztroskie życie szesnastolatków... Falen jako osiemnastoletni chłopak przygotowywał się do osiągnięcia władzy nad swoimi mocami... Nie wszystko wyszło tak, jak zaplanował...
Pewnego popołudnia Falen zabrał braci do lasu. Najstarszy z nich obserwował zabawę dwóch chłopców. Podczas gdy dwójka młodszego rodzeństwa szalała pośród krzewów, Falen uważnie obserwował teren polany. Uwagę starszego brata przykuły wilcze odgłosy, przekonany, że nie mają one dobrych zamiarów ruszył rozejrzeć się po okolicy. Nadal szukając śladów watahy przybyszów spoglądał na swoich braci, bezbronnych. Dźwięki stukających się ze sobą drewnianych mieczy ucichły... Wilcze odgłosy ponownie zatriumfowały. Krzyk zwołał najstarszego brata na polanę, jego rodzeństwo otoczyły wilki. Czarna, mroczna wataha wilków kręciła się wokół Qsariusa, drugiego brata zaatakowała biała, zwinna wilczyca wraz ze swoim plemieniem... Falen dzielnie bronił swojego rodzeństwa, nie ustawał w walce. Za każdym razem udawało mu się odeprzeć atak wrogich stworzeń, lecz za wcześnie spoczął na laurach... Czarny przywódca stał u boku Białej Wilczycy, wspólnie ruszyli w pogoń za Falen'em, uciekał wspólnie z braćmi. Bracia dorwani przez przywódców plemion wyrwali z rąk najstarszego brata chłopców. Bezbronni zostali zranieni przez bestie, wzniosłe wycie obu wilków wezwało resztę obu watah... Falen nie ustawał w walce o swoich braci, ostatecznie zawładnął nad wilkami... Posłuszne jego woli oddaliły się od braci, ponownie przybyły tracąc więź z ich władcą... Falen'em. Nie obronił rodziny, był za słaby, ostatecznie wilki porzuciły braci, ledwo żywych w samym środku dzikiego lasu... Falen poświęcił swoje moce aby ratować swych braci... Przekazał każdemu cząstkę swej mocy, ratując braci pokazał ile dla niego znaczą...
Późniejszymi latami dorosłości, bracia uczyli się panować nad swoimi darami. Raston doskonale radził sobie ze swymi mocami, natomiast Qsarius czuł, że coś jest nie w porządku... Młodszy brat Falen'a miał rację, jego ciałem zawładnęła wroga siła... Nie panował nad swoimi czynami, bracia zostali zmuszeni rozdzielić się...
Przyszedł ten dzień, dzień, w którym zło miało zostać oczyszczone z całego świata i wszystkich jego wymiarów... Qsarius rósł w siłę, panował nad wszystkim co żyło... Jedynie jego brat, Raston, był zdolny zniszczyć go raz, na zawsze. Ostateczna walka była nieugięta, obie strony walczyły nieustannie... Dobro zostało poparte przez waleczną grupę pięciu Ninja... Dokonywali przewagi, gdy nagle zza światów mrok przywołał wilcze bestie... Szala wygranej przechyliła się na stronę mroku, Qsarius zwyciężył pokonując swego brata, Raston'a... Ostatnią nadzieją okazał się najstarszy z braci, Falen. Ninja walczyli z bestiami odnosząc liczne rany oraz zwycięstwa, starszy brat stanął oko w oko z Władcą Ciemności... Pojedynek zakończony zwycięstwem dobra nad złem wyzwolił wszystkie wymiary i krainy... Jeden z walecznej piątki, młody Lloyd Garmadon, poświęcił się aby wygnać Qsariusa do Wymiaru Arusa i Hazgara, Smoczych strażników zła... Jego ciało zdołało wygnać skazańca na śmierć w wymiarze... Ostateczna walka została ogłoszona, Dobro zwyciężyło....
Skończyłam czytać, przerażona i jednocześnie zapłakana spoglądałam na Cole'a... Milczałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Przełknęłam ślinę i odezwałam się pierwsza.
- Cole...
- Ten zwój opisuje całą historię twojej rodziny... - powiedział sucho.
Nie dowierzałam, ale jak to mojej rodziny?
- Czegoś nie rozumiem, przecież ta historia opowiada o... - przerwał mi.
- O twojej rodzinie... - powtórzył, myślałam, że krzyknę ze strachu.
- Ale jak to?
- Twój ojciec Raston miał dwóch braci, Qsariusa i Falena. On zginął za nasz wymiar i za wszystkie inne, próbował uratować nasze życie, twoje życie! Chcesz czy tego nie chcesz Qsarius jest twoim drugim wujkiem! - Cole wrzasnął na mnie, pierwszy raz.
Wstał wściekły i spojrzał na mnie.
- Mój ojciec miał tylko jednego brata...
- Bo twój ojciec nie chciał ci mówić o drugim bracie! Nie chciał żebyś cierpiała! Riley, twój ojciec zginął w walce z wujkiem, Falen uratował całe Ninjago i wrócił z tobą do twojego świata, aby cię chronić !! Teraz chcesz czy nie chcesz, musisz mi uwierzyć! Odziedziczyłaś po swoim ojcu moc i po Qsariusie też! - krzyczał co raz głośniej, nie wiedziałam co się z nim dzieje.
- Cole, uspokój się... - próbowałam jakoś złagodzić sytuację.
- Riley, nie panuję nad sobą... To przez Qsariusa, uciekaj ode mnie! - krzyknął łapiąc się za głowę.
- Cole! - przerażona podbiegłam do chłopaka, odwrócił się.
- Zostaw mnie, nie panuję nad... moim... ciałem! - w jego głosie usłyszałam grozę, ból.
- Nie, to się nie dzieje na prawdę! Cole, ty nie jesteś taki!
- Ale... mogę się zmienić! - Cole wrzasnął głośno na mnie po czym złapał mnie i rzucił z całą siłą o piasek.
Bezsilna leżałam kilka metrów od Cole'a. Oburzona wstałam, cała moja złość przerodziła się w strach... Zacisnął pięści wyprowadzony z równowagi...
- Jesteś przezabawna ty coś na prawdę do niego czujesz? On nie jest ciebie wart! - zaśmiał się, Qsarius przejął nad nim panowanie... Wokół jego pięści pojawiał się piasek ze skałami.
Zbliżał się do mnie co raz wścieklejszy, przestraszona wycofywałam się z każdym krokiem w tył, w końcu przerażona upadłam na piasek. Stał nade mną, jego oczy stawały się fioletowe, ciemne... zaczęłam ronić łzy, miał właśnie uderzyć gdy nagle pojawił się Marcel.
- Riley! - zaczął biec w naszą stronę.
- Jeszcze on... - przewrócił oczami i podbiegł do Marcela powalając go.
Skorzystałam z jedynej okazji ucieczki i pobiegłam do ogniska... wybacz Marcel. Musiałam wezwać pomoc, przecież nie mogę go skrzywdzić!
Przerażona przybiegłam do przyjaciół cała zapłakana.
- Qsarius zawładnął nad Cole'm! On zabije Marcela! - wrzasnęłam, wszyscy wstali na równe nogi i pobiegli za mną.
Staliśmy w bezpiecznej odległości od walczących chłopaków, przerażeni milczeliśmy.
- Cole, zostaw go! - Jay podbiegł do czarnowłosego z impetem, to nie był dobry pomysł.
Uderzył go z całej siły w rany na plecach, wysoki chłopak wrzasnął z bólu. Odwrócił się do Jay'a, po chwili miotnął nim w Marcela, oboje leżeli na piasku.
- Ktoś jeszcze chętny do walki? - odezwał się podobnym głosem do Qsariusa.
- Zostaw ich! - Kai wysunął dłonie przed siebie tworząc spore kule ognia.
Brunet uderzył nimi w przyjaciela, puścił chłopaków.
Cole zaczął krzyczeć z bólu, wrzeszczał niemiłosiernie... Po chwili wyrósł mu czarny ogon a jego ciało zaczęła obrastać czarna sierść. Rozerwał rękami wszystkie opatrunki na swoim ciele, powoli przybierał postać wilkołaka. Chwilę później jego nogi i ręce zamieniły się w potężne łapy z ostrymi pazurami. Nadal w powietrzu unosił się wrzask przyjaciela. Zapłakana patrzyłam co się z nim dzieje...
- Cole! - wrzasnęłam, chciałam go uratować, lecz Zane przeszkodził mi. - Puść mnie! Cole! - miotałam się mocno, zaciskał ramiona mocniej.
- To już nie jest Cole! - krzyknął do mnie Zane. - Riley, to przez Qsarius'a, próbowałem cię ostrzec!
Ze łzami w oczach patrzyłam na jego ból...
Jego uszy przeniosły się wyżej, wydłużając się. Jego twarz zamieniła się w pysk wilkołaka, nos stał się duży i czarny. Zęby przybierały postać długich, ostrych kłów. Zamknął oczy i upadł z ostatnim wrzaskiem na piasek...
- Cole! - ponownie krzyknęłam, udało mi się wyrwać z objęć Zane'a.
Podbiegłam do Cole'a, on zamienił się w wilkołaka... Zapłakana wpatrywałam się w jego odkryte rany. Ciekła z nich fioletowa, gęsta ciecz. Spojrzałam na jego twarz. Jego oczy były zamknięte. Leżał nieprzytomny z porwanymi spodniami na sobie, wyciągnęłam dłoń w jego stronę, usłyszałam krzyki.
- Riley, nie rób tego! - głos Kai'a stanowczo zabraniał mi jakiegokolwiek kontaktu z Cole'm.
- Qsarius przejął nad nim kontrolę! - dodał przerażony Zane.
Mimo woli przyjaciół przesunęłam ręką po jego szyi w nie zranionym miejscu, po chwili ocknął się.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie czerwonymi, przekrwionymi ślepiami. Po chwili wyszczerzył wszystkie swoje kły, odskoczyłam od niego przerażona. Podniósł się i stanął na dwóch, tylnych łapach, zbliżał się do mnie. Nagle zatrzymał się w miejscu, wciąż szczerzył kły. Zawył głośno gdy usłyszał innego wilka z oddali. Nie ustawał, po chwili zawył jeszcze głośniej, skończył i spojrzał na mnie. Oddalił się ode mnie po czym pobiegł w stronę lasu. Zniknął za wielkimi drzewami i krzewami puszczy...
- Riley, nic ci nie jest? - Jay podbiegł do mnie, przytuliłam wystraszona przyjaciela.
Kiwałam powoli głową, mocno zacisnęłam powieki uwalniając łzy.
- Od samego początku wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł zostać tutaj i przyjaźnić się z nimi a szczególnie z Cole'm! On by cię zabił! - wrzasnął w moją stronę, Jay podniósł się i stanął w obronie swojego przyjaciela.
- Cole, jest naszym przyjacielem, nigdy by nas nie skrzywdził, a szczególnie Riley! - Jay wydarł się na Marcela, po chwili czarnowłosy odszedł wściekły.
Szatyn usiadł obok mnie i objął ramionami. Jay próbował mnie uspokoić, niestety na marne...
~~~~~~
Hejka, jest i rozdział :D! WIEM JESTEM ZŁA! Bo nie wrzucam rozdziałów w terminie, wybaczcie... Nie mam za bardzo czasu :/ [ Zbliżają się święta...] Szczerze przyznam się, że ja wcale nie czuje tego ducha świąt... U mnie nawet nie ma śniegu ;/ Ale przez ten okres długiego, wolnego czasu będę dodawać bardzo ale to BARDZO często rozdziały ^^ Trzeba wam to jakoś wynagrodzić, prawda? ;3 Więc, tak... czekamy do następnego rozdziału moje wilczki, dzisiejsza tematyka rozdziału :D! Pytanko: "Podobał się rozdział?" Liczę, że tak ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro