Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjacielska dłoń - I

          Danie było przepyszne, delektowałam się każdym jego kęsem... co ja gadam? Przecież to spaghetti – zwykłe kluchy i sos.
Odkąd wujek usiadł przy stole zaczęłam je szybko jeść. Uwielbiam nie tylko spożywać posiłki, zawsze kochałam spędzać czas z moimi przyjaciółmi – Kiarrą i Marcelem. Nigdy nie zapominałam także o własnym opiekunie, bez którego nie było by mnie tu dzisiaj. To on uratował moje życie, przygarniając mnie do siebie po śmierci ojca (a jego brata), gdy miałam sześć lat.
Po skończonym posiłku wytarłam usta dłonią i wrzuciłam talerz do zmywarki.

          Skierowałam szybkie kroki w stronę schodów, przeszkodził mi jednak właściciel willi. — Riley, nie zapomniałaś o czymś? — odwróciłam się, w dłoni trzymał chusteczkę. Uśmiechnięta cofnęłam się do mężczyzny.

          — Dzięki wujku — chwyciłam za chusteczkę i dokładnie wytarłam usta po czym wyrzuciłam ją do kosza w pomieszczeniu.

          Wyjęłam telefon z kieszeni, jestem spóźniona jak nic. — Wujku, mogę iść do Marcela? — pośpiesznie zapytałam chowając telefon do kieszeni, gdyż zależało mi na czasie.

          — Tak, tylko nie wracaj późno, jak ostatnio — przytulił mnie delikatnie z uśmiechem na twarzy i poszedł do salonu.

          Niczym burza pobiegłam na schody prowadzące do mojego pokoju. Otworzyłam szybko szafę zdobioną ogromnym lustrem, pośpiesznie wyciągając z niej ciemne jeansy i czarną bluzę z kapturem bez rękawów i suwaka. Dostałam ją od wujka bardzo lubiłam, trudno to wyjaśnić, ale nosząc ją czułam, iż ma dla mnie wielką wartość sentymentalną. Zdążyłam się przebrać i zabrałam się za roztrzepane włosy, które nie należały do gładkich i ulizanych. Musiałam je dokładnie rozczesać, by doprowadzić do jakiegokolwiek ładu. Każde gwałtowne pociągnięcie szczotki tylko wyrywało pojedyncze pasma włosów, ale cóż poradzić. Trzeba to jakoś przeboleć. Ostatecznie skończyłam czesać te długaśne pasma gęstych kosmyków.

          Patrząc w lustro widziałam siebie, zwykłą dziewczynę, jak każda inna.
Dość wysoka z ciemno brązowymi, układającymi się włosami. Duże oczy były moją dość nietypową cechą wyglądu – szaro-niebieskie tęczówki doskonale podkreślały także jasną cerę. Szczupłą i wysportowaną sylwetkę zawdzięczam wykonywaniu wielu ćwiczeń i uprawianiu sportów.
W czasach mego dzieciństwa opowiadano wielokrotnie, że oczy dziedziczę po swoim tacie, choć z niektórych zdjęć sama mogłam to stwierdzić.

          Rzuciłam szczotkę na biurko zamykając szafę. Od razu wybiegłam drzwiami i zbiegłam po schodach, przy kilku ostatnich stopniach skoczyłam i bez żadnego potknięcia wylądowałam na podłożu. Pomknęłam do szafki z butami w korytarzu, grzebałam w niej chwilę. Wyciągnęłam srebrne glany z metalowymi czubkami. Były one małe w porównaniu do innych, wysokich glanów. Po założeniu obuwia wybiegłam przez drzwi frontowe. Stanęłam na podwórzu wzdychając.
Zapomniałam, że mieszkam w ogromnej willi takiego samego rozmiaru co nasza posiadłość. Przebiegłam obok kwiatowych krzewów i fontanny. Doleciałam obok bramy, miałam szczęście, że była otwarta. Szybko wybiegłam na chodnik prowadzący do miasta, w którym mieszka Marcel.

          Bez większego namysłu pędziłam po ścieżce. Zatrzymałam się na zakręcie po dłuższym czasie biegu. Wyjęłam telefon z kieszeni, nadal jestem spóźniona, świetnie! Z resztą jak zawsze, gdy się do kogoś wybieram.Pośpiesznie schowałam komórkę i biegłam dalej. Po około 25 minutach biegu dotarłam do domu Marcela. Stałam zdyszana przed drzwiami... czy ja o czymś nie zapomniałam? Racja, Kiarra! Miałam już wracać po przyjaciółkę gdy drzwi otworzył Marcel.

          — Riley, jak zwykle spóźniona... — uśmiechnął się szeroko i zaprosił mnie do środka.

          Weszłam i wyściskałam przyjaciela. Wchodząc do salonu o mało nie dostałam zawału. Kiarra wyskoczyła na mnie zza szafy. Zanim się obejrzałam leżałam na podłodze, a moi przyjaciele śmiali się w najlepsze.

          — Riley, jak miło mi cię widzieć! — podała mi rękę i przytuliła mnie mocno.

Moi przyjaciele są inni niż reszta osób  które miałam okazję poznać.

          Kiarra to przeurocza dziewczyna o pięknych, intensywnych zielonych oczach i prostych włosach o odcieniu ciemnego blondu. Ubiera się na kolorowo, co podkreśla jej zawsze pogodną duszę. Ma szczupłą sylwetkę, a jedyne w czym jesteśmy do siebie podobne to to, że obie mamy jasną cerę. Pomijając fakt, że jesteśmy w tym samym wieku.

          Z kolei Marcel ma czarne włosy i posiada charakter bardziej podobny do mnie. Czekoladowe oczy dodają mu uroku, gdy gra ze swoją kapelą. Dziewiętnastoletni metalowiec również ma jasną cerę. Wysportowany chłopak zawsze chętnie gra na gitarze basowej.

          Kiarra po dłuższej chwili puściła mnie z mocnego uścisku, wreszcie mogłam swobodnie oddychać. — Dziewczyny, chciałem was zebrać w innym celu, nie "tuli, tuli"! — podszedł robiąc w powietrzu cudzysłów.

          — Konkretnie w jakim ? — podekscytowana Kiarra zadała pytanie.

          —  Zebrałem was tutaj po to, by... obejrzeć super horror! — na słowa Marcela podskoczyła z radości, ja zaś stałam przygnębiona tą sytuacją. Marcel spojrzał na przyjaciółkę i westchnął.

          — Jaki jeśli mogę zapytać? — dopytałam machając dłonią z dezaprobatą.

          —  Nie zdradzę wam, to ma być po części niespodzianka, moje kochane — zaciekawił mnie, gdyż chciałam wiedzieć od razu jaki film konkretnie ma na myśli.

          — Ten o wampirach, który wyszedł parę tygodni temu, prawda? — podejrzliwie spojrzałam na przyjaciela, energicznie pokiwał głową.

          — To idziemy oglądać! — wrzask Kiarry obił się o nasze uszy.

          Wspólnie usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy telewizor plazmowy wiszący na ścianie. Marcel ustawił film i poleciał do kuchni po przekąski, o których oczywiście musiał zapomnieć. Tymczasem ja zaczęłam rozmawiać z Kiarrą.

            — Czemu nie przyszłaś po mnie? Przez ciebie musiałam przyjść sama — spojrzała na mnie zielonymi oczami i przeczesała grzywkę palcami.

          —  Wybacz, ale nigdy nie jestem punktualna i dobrze o tym wiesz, więc za żadne skarby bym się nie wyrobiła, gdybym miała iść jeszcze po ciebie! — zaśmiałam się pod nosem — Poza tym mieszkasz na drugim końcu miasta.

          — To nie ma nic tutaj do rzeczy — odpowiada z zirytowanym wzrokiem.

          — Dziewczyny, o czym tak gadacie? — Marcel odłożył przekąski na stół i usiadł pomiędzy nami. Zawsze tak siadał, wtedy mógł patrzeć na każdą z nas oddzielnie.

          — Rozmawiamy o kategorycznych spóźnieniach Riley, które muszą się jak najszybciej zakończyć! — rzekła podrywając się z miejsca i po chwili znów siadając.

          — Właśnie, nie wolno się spóźniać! — po chwili złapał mnie za szyję i zaczął mieżwić moje włosy.

          — Marcel, dość! — uderzyłam z pięści czarnowłosego przyjaciela w brzuch. Natychmiast odkleił się ode mnie.

          — Au, kicia się wkurzyła! — spojrzał rozbawiony na mnie, po chwili zaczęliśmy się śmiać.

          — Rzumiem wasze walki, ale film sam się nie obejrzy, więc proszę o ciszę i spokój! — blondynka złapała za pilota i odtworzyła nagrany film.

          Siedzieliśmy i oglądaliśmy horror z uwagą przez najbliższe pół godziny, resztę czasu tylko zastanawialiśmy się jakim cudem śmiertelny bohater ugodzony przez wampira nożem, zdążył przeżyć. Ten film okazał się jedną, wielką komedią aniżeli horrorem.

          — Myślałam, że chociaż w małym stopniu poczuję gęsią skórkę ze strachu — zarzuciłam nogę na nogę patrząc na przyjaciół.

          — Nie tylko ty się zawiodłaś... a tak swoją drogą jest już prawie wieczór, co robimy? — na pytanie Marcela wyjrzałam przez okno. Mamy lato, więc jest jeszcze widno.

          — Idziemy do skateparku? — propozycja Kiarry wydawała się być kusząca, lecz nie wzięłam, ani rolek, ani deskorolki.

          — Odpada, Riley niczego nie wzięła — dostrzegł mój brak sprzętu; powoli zjechał z siedzenia kanapy na podłogę, był bardzo znudzony tym filmem.

          — To może skoczymy do mnie? Zabiorę tylko rolki, ale nie zajmie nam to długo jeśli pojedziecie, a ja pobiegnę.

           Z niebywałą energią poderwali się z miejsc — Zgoda! — odpowiedzieli chórem i wyciągnęli mnie za dłonie z kanapy.

~~~~~~
(a/n) Kolejna korekta. Całego rozdziału nie poprawiam, bo tak naprawdę większość nie jest aż tak zła, jak się tego spodziewałam. Parę dni i na pewno skończę tą korektę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro