Powszechna zmiana - XIII
Stałyśmy przez chwilę w korytarzu, ruszyłyśmy biegiem przy jednej ze ścian. Pochodnie zapalały się szarymi płomieniami obok nas. Marlis wciąż ciągnęła mnie za nadgarstek, trzymała mocno. Pstryknęła palcami, a wszystkie pochodnie za nami zgasły. Odwróciłam się wciąż biegnąc, ciemność budziła we mnie przerażenie. Dziewczyna zatrzymała się w powietrzu, odbiłam się od jej pleców. Jedyne światło na korytarzu dawały dwie małe pochodnie wiszące na ścianach na przeciwko siebie. Obróciła głowę i zaczęła głęboko wpatrywać się w moje oczy. Zdziwiona patrzyłam na strój dziewczyny, nie wiedziałam co zamierza zrobić. Nachyliła się nade mną nie spuszczając kontaktu wzrokowego. Po chwili spojrzałam w jej tęczówki, były zadziwiające. Szybko złapała moje policzki, zbliżyła swoją twarz bliżej mojej. Wciąż wpatrzona milczała. W jej oczach zauważyłam szare plamki, były bardzo małe. Nieco większe pojawiły się niebieskie. Jej oczy zmieniały kolor, przerażona dziwiłam się do czego ona zmierza. Po dłuższej chwili odepchnęła mnie od siebie puszczając jednocześnie mój nadgarstek. Jej oczy przybrały szaro-niebieski odcień, taki sam jak mój! Wystawiła dłonie przed siebie, koniuszkami palców wskazywała na mnie. Z środka obu dłoni wylatywał gęsty, czarny dym, coś w rodzaju pewnej materii. Otoczył mnie ze wszystkich stron, Marlis uśmiechała się od ucha do ucha. Cały obraz przysłoniła mi smuga dymu zakrywająca moje pole widzenia. Przerażona rozglądałam się dookoła, nic nie widziałam oprócz ciemności. Po dłuższej chwili cały dym wchłonął w Marlis, spojrzałam na dziewczynę nie wierząc w to, co się teraz stało... ma na sobie moje ubrania! Niepewnie spojrzałam niżej, zamieniła nasze ubrania! Zaczęłam spoglądać na identyczną postać jak ja, jeśli ona jest taka sama jak ja, to... zamieniła nasze wyglądy!
- Riley, ślicznie wyglądasz jako "ja"... - zaśmiała się ze mnie, nadal lewitowała.
- Obiecuję ci, że jak tylko stąd ucieknę to cię... - przerwała mi szybko przykładając palec do moich ust.
- Cii... Chyba nie chcesz by ktoś cię usłyszał, z resztą nie odebrałam ci wszystkiego... Masz nadal ten sam głos co ja! - uśmiechnęła się, chciałam zadać szybki cios dziewczynie.
Złapała moją dłoń i wykręciła ją, byłam zdumiona jej umiejętnościami. Po czym przywarła mnie do ściany.
- Teraz grzecznie tu sobie posiedzisz, a ja idę na randkę z przeznaczeniem !! - zaśmiała się, ponownie stworzyła dookoła nas dym.
Zaczęło mi się kręcić w głowie, upadłam na twardą, zimną podłogę zamykając oczy...
***
Z pomieszczenia, w którym byłam, słyszałam czyjś oddech. Był dość głośny, podobny do wilczego sapania po biegu. W głowie huczały mi ostatnie słowa jakie zdążyłam zrozumieć... "...grzecznie tu sobie posiedzisz, ...idę na randkę z przeznaczeniem!" Otwierałam powoli oczy, przerzuciłam głowę w stronę oddechu. Przy moim łóżku klęczał wielki wilk, szybko poderwałam się z miejsca nie dowierzając, przerażona spoglądałam na postać.
Wilk miał szarą sierść, nosił solidną, ciężką zbroję koloru fioletowego z czerwonymi zdobieniami. Na jego głowie była "tiara" sięgająca do końca głowy i początku szyi. Przypominała małą osłonę czaszki wilka. Zdobiona była złotem, długie końce przypominały skrzydła. Wojownik na klatce piersiowej miał dobrze opancerzony niebieski klejnot z kolcami. Na jego pasku przy kolczudze z kłami także był ten sam kryształ. Lewe ramię było najbardziej ze wszystkiego chronione, stal pokrywały liczne ostre kły smoków. Przy nadgarstkach miał fioletowe, metalowe pasy łączące się z łańcuchem zwisającym z rąk. Na plecach nosił długą, czerwoną pelerynę. Przy jego pasie z kłami wisiała katana dość dużych rozmiarów. Jego oczy były przekrwione jasną czerwienią. Lewe oko zostało przecięte wzdłuż pysku przez co wzbudzało przerażenie. Dłużej przyglądając się jego twarzy dostrzegłam dwa warkoczyki z sierści opadające na jego pierś. Splątane fioletową wstążką, prawy dłuższy a lewy krótszy.
- Wreszcie się obudziłaś, Marlis... - jego głos był spokojny.
Zobaczyłam białe kły wilka, na pewno są bardzo ostre.
- ...Co się stało... - zerknęłam spokojniej przysuwając się do niego, on pewnie jest przyjacielem Marlis.
- Dokładnie sam nie wiem, znalazłem cię nieprzytomną na korytarzu w lochach. Zaraz po tym dowiedziałem się o uciecze Riley. - zerknął w moje oczy.
Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę ogromnego lustra. Zbliżyłam się jednocześnie patrząc na mój strój, nie powiem o nim źle. Był śliczny jak i wygodny! Zostałam poirytowana faktem, że wszystko w tym pomieszczeniu wyglądało gotycko. Spojrzałam na odbicie mojej twarzy, miałam karmazynowe oczy, były niczego sobie. Obawiałam się jednak co z tego wyniknie jeśli zorientują się, że nie jestem Marlis. Tak jakby uwolniła mnie i uciekła stąd, lecz dokąd... Już wiem gdzie! Tylko nie tam, błagam...
Wojownik zauważył moje zaniepokojenie i strach.
- Coś się stało, Marlis? - podniósł się z kolana i podszedł do mnie.
- Nie, wszystko w porządku tylko niczego nie pamiętam... - udawałam, chciałam wyciągnąć od niego informacje na temat jego osoby i tego miejsca.
Objęłam taką strategię, to był mój plan.
- Askar! - zza drzwi dochodziło wołanie, ten wilk nazywa się Askar, zbieram co raz więcej informacji.
Przynajmniej mogę poczuć się pewniej gdy znam imię "mojego" przyjaciela.
- Wybacz, wołają mnie obowiązki... - uśmiechnął się, wilki tak potrafią?
Wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Jeśli Marlis żyje w takich luksusach i ma takiego przyjaciela, jest jej tu dobrze... nie mam pojęcia dlaczego uciekła. Wiem jedno, nie jestem w Ninjago. To nie jest ten wymiar, tam wszystko wygląda inaczej i nie ma takich stworzeń. To musi być jakiś inny świat. Rozmyślałam długo o całym tym zdarzeniu, porwaniu i uwięzieniu w celi... przemianie wyglądem. Podeszłam do łóżka i wskoczyłam na nie, było miękkie. Zerknęłam na fioletowe pomieszczenie ze smutkiem, obok miejsca, w którym leżałam stała mała szafka a na niej jakieś zdjęcie. Wzięłam ramkę do rąk, na zdjęciu stała Marlis z Qsariusem. Oni się znają? Mój... wujek zna Marlis? Muszę się przyzwyczaić do faktu, że jest moją rodziną... Na zdjęciu są uśmiechnięci, wydaję mi się, że to nie jest zwykła znajomość. Odłożyłam zdjęcie z myślą o mojej rodzinie, przyjaciołach. Oby nie stała im się żadna krzywda, oby Cole się znalazł... martwiłam się o niego.
*Marlis*
Po krótkiej podróży z mojego wymiaru dotarłam wreszcie do Ninjago. Jak ja nienawidzę tego świata... Trudno, muszę wykonać mój plan. Nie mogę zawieść Qsariusa i Askara! Mam jedyną szansę, nie pozwolę sobie na jakikolwiek błąd! Muszę wytrwać z planem do samego końca, lecz nie będzie łatwo... Lewituję nadal w lesie obmyślając końcowe argumenty planu. Podleciałam do ogromnych krzaków, rozsunęłam rękami delikatnie rośliny. Skąd tutaj plaża? Wyleciałam ostrożnie i rozejrzałam się dookoła, pusto. Uniosłam się wysoko nad wszystkie drzewa aby obeznać teren, po chwili szybko opadłam na piasek. Marlis pamiętaj, teraz jesteś Riley. Nie mogę się wychylać, bo z planu nici. Zwinnym krokiem ruszyłam do skał przy morzu lub oceanie... kto to wie co to jest. Jedna z nich była rozłupana na małe skałki. Ktoś tu był, czyli trafiłam na tą wyspę! Uklęknęłam przy skałach i wzięłam odłamki w dłonie, miały pasujące do siebie kształty. Wzięłam jeden z nich i wrzuciłam do kieszeni short'ów. Był malutki, nikt go nie zauważy. O ile kogoś tu zastanę. Podniosłam się i ruszyłam dalej. Po kilku minutowej wędrówce znalazłam wypalone ognisko, kolejny znak obecności jej przyjaciół. Spojrzałam na drewno otoczone sadzą w okręgu, trzeba szukać kolejnych poszlak. Niedaleko muszą być, rozmyślałam gdzie mogli się ukryć. W szczególności z naszym nowym sługą, tym.. jak mu tam... Cole'm, o właśnie. Wędrując dłuższy czas milcząc zauważyłam na piasku spore odciski łap. Postanowiłam przyzwać swojego smoka, na pewno stąd odlecieli... Po chwili obok mnie stał Smok Mroku.
Zwierze pokryte czarnymi łuskami, błona skrzydłowa bestii jest zaś ciemno różowa, karmazynowa. Podbrzusze smoka posiada szare ubarwienie. Łapy zwierza zakończone są ostrymi pazurami przecinającymi metal. Jego ślepia są również karmazynowe jak i zewnętrzna strona górnego pazura skrzydeł. Jego czarny ogon jest pokryty kolcami od początku łba aż po jego koniec. Kończącym elementem umięśnionej broni jest długi, zawinięty kolec.
Wsiadłam na wielkiego potwora, zaryczał głośno i wzbił się w powietrze. Leciałam w samym środku dnia, słońce delikatnie ogrzewało mojego smoka jak i mnie. Nie ukrywam, byłam świetnie ubrana na taką pogodę. Podziwiałam błękitny ocean, byłam już pewna, że to ocean bo ciągnie się dość długo. Cały czas spoglądałam na delikatne fale wody przemierzające powierzchnię głębszych wód. Wzbiłam się wyżej z rozwagą. Podziwiałam z uwagą wszystkie stworzenia w locie niedaleko mnie. Smok zaczął przyśpieszać na moje polecenie, w oddali musi być kolejna wyspa skoro ptaki lecą w tym kierunku. Wyprzedzając wszelkie ptactwo z oddali zobaczyłam góry, to musi być to miejsce. W mgnieniu oka znalazłam się na o wiele, wiele większej wyspie od tamtej. Wylądowałam smokiem na polanie, zeskoczyłam z bestii i zaczęłam badać teren. Liczyłam, że ci cali Ninja nie będą mieli ochoty teraz szukać czegoś w lesie. Smok zniknął zamieniając się w czarny pył, poczułam czyjąś obecność za krzakami. Schowałam się szybko za najbliższym drzewem czekając na ujawnienie się intruza. Szeleszczące krzewy nie miały ochoty ujawnić osoby chowającej, no wyłaź już! Czekałam dość długo, rzekomą osobą okazał się Marcel, mam pewien pomysł, który zaprowadzi mnie do reszty jego dziwacznych przyjaciół. Na razie muszę poczekać w ukryciu aby przemyśleć szczegóły pułapki...
~~~~~~
Hejka rozdział już się pojawił ;3! Jako, że wczoraj byłam zajęta czytaniem innych książek nie mogłam wrzucić rozdziału, więc zrobiłam to dzisiaj :D Jak pewnie zauważyliście, że zmieniłam nazwę książki i okładkę, podoba wam się? ;* Przepraszam też za wszelkie błędy :P Pozdrowienia lecą załogo!
ŻYCZĘ WAM UDANEGO 2016 ROKU !! ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro