Powód - SMS
Siedziałam przy blacie kuchennego stołu na jednym z obrotowych krzeseł. Z niecierpliwością się wiercąc i jednocześnie czekając na powrót wujka z pracy. W międzyczasie przeglądałam zdjęcia rodzinne, uśmiechnięta wspominałam mojego ojca. W rękach przewracałam fotografię z wakacji w górach. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi, szkoda jednak, że te czasy już nie wrócą. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starłam kciukiem.
Nie lubię okazywać słabości, czuję się wtedy taka... bezsilna. Odłożyłam zdjęcie na blat biorąc kolejne z małej stertki obok. Z każdym nowym zdjęciem czułam większy smutek. Wstałam prędko z krzesła i zabrałam album idąc w stronę długaśnych schodów. Mieszkam w dość sporej willi, jak na standardy tego miasta.
Spojrzałam z dołu na schody ciągnące się ku górze, westchnęłam i ruszyłam na pierwsze piętro. Po długiej wspinaczce dostałam się do przeznaczonego dla mnie pokoju, który znajdował się właśnie na tym piętrze. Pewnie zastanawia was to pomieszczenie, już mówię.
Zwykłe, cztery czarne ściany i białe meble, no bo po co więcej wiedzieć na ten temat? Mało istotne.
Ruszyłam w stronę biurka i usiadłam prędko na jasnym fotelu. Wysunęłam jedną z szufladek by schować do niej album ze zdjęciami. Oparłam się przez chwilę wpatrując w biały zegar z czarnymi elementami. Już szesnasta, wujek powinien wrócić za parę chwil. Chwyciłam telefon zaglądając w ekran z ciekawością, czy aby pod moją nieuwagę coś mogło się wydarzyć. Jedna nieodebrana wiadomość od Marcela. Bez wahania przesunęłam palcem po ekranie, po czym wgłębiłam się w treść SMS-a:
Siemka Riley, wpadniesz z Kiarrą do mnie o 18.00? Mam dla was pewną niespodziankę, do zobaczenia!
Marcel
Uśmiechnęłam się do siebie i odpisałam:
Hej Marcel, no pewnie, że tak. Na razie muszę zaczekać na wujka aż wróci z pracy. Potem zadzwonię do Kiarry... I przyjdziemy. Papatki!
Riley
Wsunęłam komórkę do tylnej kieszeni jeansów i odeszłam od biurka wolnym krokiem. Interesujące pufy leżące na dywanie z frędzelkami stanowiły mój obecny punkt obserwacyjny, umrę z nudów tutaj. Westchnienie poprzedzone było skokiem na łóżko dość sporych rozmiarów, przygniatając plecami kilka zeszytów. No nie było to miękkie posłanie, muszę tutaj kiedyś ogarnąć. Spokojnie przyglądałam się sufitowi, nic ciekawego, sufit jak sufit. Podniosłam się do siadu i ze skokiem wybiegłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Krótko mówiąc, wszystko co należy do mnie jest czarne albo białe. Ociężale schodziłam ze schodów trzymając się poręczy. Nagle trzask zamykanych drzwi wejściowych zaciekawił mnie, jak nic innego dotąd.
— Riley, już jestem! — po całej willi rozszedł się melodyjny głos kochanego wujka.
Szybko zbiegłam ze schodów pełna energii po usłyszeniu, iż wreszcie wrócił. Kochałam i traktowałam go jak własnego ojca. W końcu był moją jedyną rodziną.
— Wujek! — jak za dawnych lat, niczym dziesięciolatka rzuciłam się na szyję wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny.
— Stęskniłaś się? Przecież widzieliśmy się z samego rana — niepewnie objął mnie ramieniem i odłożył klucze do auta na szafkę z butami.
— Wiesz, to już nawet nie mogę za tobą tęsknić? — uważnie lustrowałam błękitne, jak morze, tęczówki.
Pomogłam zdjąć jego marynarkę, gdy on zdejmował buty. Zabrał z korytarza swoją teczkę i weszliśmy do kuchni.
Falen prowadzi firmę wynalazków, więc codziennie przychodzi z pracy przepracowany, obydwoje jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Zawsze, gdy wychodzę z domu i za jakiś czas wracam, widzę wujka z kubkiem gorącej kawy. W jego przypadku to norma. Często też przesiaduje w swojej pracowni i myśli nad przeróżnymi projektami.
— Jak tam w pracy? — spytałam siadając przy stole, on zaś stał i robił sobie kawę... cały on.
— Kolejny pomysł na wynalazek zaświtał mi w głowie — podszedł z kubkiem gorącej kawy i odłożył go na stół. Złapał za ucho teczki i otworzył ją, wyciągnął z niej nowy projekt po czym podał mi go z uśmiechem.
Uśmiechnęłam się niepewnie spoglądając na białe rysunki na niebieskim papierze. — Ciekawe... ale co to w ogóle jest?
— To jest nowy model samochodu... — wypił kolejny łyk kawy spoglądając z niechęcią na kuchnię. To zdarzenie nie uszło mojej uwadze, szybko zareagowałam.
— Niezły projekt, a co do jedzenia... może ja dziś zrobię obiad? — zaproponowałam odkładając projekt na stół.
— Pewna jesteś? Może ci pomogę... — spojrzał pytająco.
Podeszłam i złapałam go za dłonie. — Dobrze, ale pod jednym warunkiem
— Jakim?
— To ty wybierasz danie, bo znając mnie znowu wymyślę coś niejadalnego — zaśmiałam się i odwróciłam wzrok ciągnąc wuja do blatu przy kuchence indukcyjnej. Ciekawi mnie co wymyśli tym razem na obiad — A więc, co gotujemy? - spytałam wyczekująco biorąc w dłonie fartuch, którym zdążyłam się obwiązać.
— Coś na szybko i gorąco, pomyśl trochę za mnie — spojrzał przekonująco z rozbawieniem w głosie.
— Zgoda, to spaghetti, już się robi! — klasnęłam w dłonie.
— Ja zajmę się sosem, a ty makaronem, dobrze? Zrobię swój specjalny sos! — mrugnął oczkiem i złożył krótkiego całusa na mim czole.
— Dobrze, ale postaraj się nie spalić kuchni — po chwili pobiegłam w stronę szafki narożnej.
— Zabawne, życzę powodzenia!
Poszukiwania makaronu czas zacząć. Leżał na drugiej półce, skąd szybko go zdjęłam i pobiegłam na swoje stanowisko. W kuchni mieliśmy aż dwie kuchenki elektryczne, czasem dobrze jest mieć spore wyposażenie kuchni. Nikt nie kłóci się o wolne miejsce, gdyż jest go w nadmiarze.
Kątem oka zauważyłam, iż brunet wyciąga przyprawy i zioła z szafek.
— Sos bolognese? — spytałam unosząc brew i jednocześnie nie spuszczając wzroku z gotującego się już makaronu.
— Niczego kreatywniejszego nie podam, a skoro i tak to zjemy, to bez różnicy — pokiwał głową i wsypał przyprawy do garnka, w którym robił sos.
Odlałam wodę od ugotowanego makaronu i wyłożyłam go na talerze. W całej kuchni unosił się wspaniały zapach sosu. Miski zaniosłam na stół i usiadłam przy nim. Czekałam już tylko na wujka. W międzyczasie odwiązałam zbędny mi fartuch. Po chwili zjawił się uśmiechnięty i rozlał sos na makaron w naszych talerzach. Odłożył garnek na kuchenkę indukcyjną i wrócił szybko do stołu. Czasami przez moje myśli przechodzi myśl, czy traktuję go identycznie, jak własnego ojca? Może powinnam zmienić nieco nastawienie do niego...
Po paru minutach wspólnie siedzieliśmy przy stole żartując i zajadając spaghetti.
~~~~~~
(a/n) Oto druga książka na moim profilu. Przechodzi wielką korektę, gdyż została ona pisana już od 2015 roku, minęło trochę czasu, więc i za nią postanawiam się zabrać. Niewiele się zmieni, fabuła pozostanie ta sama tak samo jak i bohaterowie książki, lecz zabiorę się za poprawę interpunkcji i środków fleksyjnych w tekście. Myślę, że dzięki temu nie raz ktoś odwiedzi tą starą opowieść, haha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro