Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pokrętny los - XXII

Samotnie spoglądałem na biały sufit salonu willi. Jako, że majątek wujka Riley jest dalej od miasta, ocalał. Zastanawiam się nad naszą przyszłością, wspomnienia z przeszłości powróciły... Cała kraina, grupka starszych chłopaków, zazdrość i inne uczucia. Czekałem na przybycie Kiarry, postanowiła poszukać czegoś w mieście. Nie liczę, że coś z niego zostało... Minęły zaledwie dwa dni odkąd wróciliśmy do naszego wymiaru. Kolejną zagadką dręczącą mnie z samego rana to powrót Riley... Głośny trzask drzwiami wybudził mnie z rozmyśleń. Spuściłem wzrok na wejście, dziewczyna wskoczyła na kanapę obok mnie. Mimo jej codziennej radości dziś była przygnębiona. Cisza panująca w pokoju została przerwana...

- I co z miastem? - odważyłem się zapytać.

- Doszczętnie zniszczone, na dodatek nikogo tam nie ma, ani żywej duszy... - spoglądała na blat stolika.

- Nic już nie będzie tak samo... - pogrążyłem się we własnych myślach.

- Marcel, czy oni... Zobaczymy ich kiedyś? - przygnębiona spojrzała na mnie.

- Na to pytanie nie znam odpowiedzi i nigdy jej nie poznamy... - posmutniałem.

Kiarra zaczęła ronić łzy, podsunąłem się do dziewczyny obejmując ją. Ciągle rozmyślałem jak musi być to dla niej trudne, w końcu kocha Kai'a, a miłość na odległość jest ciężka... Nie chodzi o jakieś tam tysiąc kilometrów, pomiędzy nimi jest różnica kilkuset wymiarów. Nie mogę pogodzić się z ucieczką Riley, została tam sama. Każdego dnia w myślach modlę się żeby chłopcy ją znaleźli. Nie dopuszczam nawet takiej myśli, że zawiodą mnie i Kiarrę. Musi im się udać, wierzę w nich. W międzyczasie głaskałem Kiarrę po włosach, nie mogła się uspokoić. Musimy być cierpliwi, Riley jest dzielna, musi dać sobie radę, chłopcy ją odnajdą... Tylko najpierw musi pokazać im jakikolwiek znak życia, wierzę w to...

*Jay*

Cisza... W całej bazie panował smutek i cierpienie. Siedziałem rozmyślając w samotności. Wydarzenia sprzed kilku dni wywołały u wszystkich przygnębienie. Najbardziej odczuwał je Kai, od czasu do czasu wychodzi na wyspę odetchnąć świeżym powietrzem. Nie mogę się pogodzić z decyzją bruneta, dlaczego rozkazał przenieść ich na Ziemię? Mimo wcześniejszych tłumaczeń nadal nie pojmowałem jego decyzji. Jedyna osoba, która stara się zachować zimną krew jest Zane, owszem, odczuwa stratę przyjaciół, ale stara się na czymś innym. Próbuje odnaleźć Riley, nie wiem czy to odpowiedni moment na główkowanie, gdyż siedzą ze mną moi przyjaciele. Nikt z nas nie zamienił żadnego słowa, jedynie spojrzenie ukazywało nasze emocje. Przyjaciele byli nam bliscy, bardzo, jednak nie wszyscy. Nie utrzymywałem zbytnio kontaktu z Marcelem, a tym bardziej byłem zdziwiony jego reakcją. Kto by przypuszczał, że to ja pierwszy dowiem się o jego mocy. Postanowiłem przełamać ciszę, już czas.

- I... - chrząknąłem zwracając ich uwagę - ... jak się trzymacie?

- Nawet... źle? - odpowiedź należała do Kai'a.

- Nie znam odpowiedniego słowa na zadane pytanie... - spojrzałem na Zane'a.

Kilka słów, cisza. Nie mogę tak wiecznie milczeć, trzeba im powiedzieć.

- Muszę wam coś wyznać, to była prośba Marcela...

Oboje jakby ożywili się na jego imię, uśmiechnąłem się słabo spoglądając na nich.

- On... dowiedziałem się... wiem jaką mocą dysponuje - mówiłem z przerwami.

- Teraz to nie istotne, już za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia... - brunet machnął dłonią podnosząc się z miejsca.

- Chciałbyś żeby Kiarra dowiedziała się jak podchodzisz teraz do życia? - spytałem pośpiesznie, chciałem go zatrzymać.

Umilkł, ostatni raz spojrzał na mnie i wszedł na schody skierowane ku wyjściu. Zostałem sam z Zane'm, może on będzie chciał mnie wysłuchać.

- A ty, wysłuchasz mnie?

- Jay, nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy dłużej... - podążył za Kai'em ze smutną miną.

Dlaczego wszyscy traktują mnie jak zabawkę? Ja też jestem człowiekiem! Na samym początku naszej przyjaźni było identycznie. Nie pozwalali mi nawet dojść do słowa, bo zaraz pojawiało się: "Cicho Jay! Nie teraz, Jay!". Moi bracia są nie do wytrzymania! Podniosłem się z miejsca zdenerwowany ich postępowaniem i ruszyłem w stronę pokoju. Wkroczyłem na korytarz, od razu do moich uszu dobiegł stłumiony płacz. Skojarzyłem sobie Riley, ona doprowadziłaby go do porządku. Nadal nie wiem jak to się wszystko stało. Ucieczka Riley... upadek ducha drużyny... nieudana próba odratowania samopoczucia innych, nic się nie udało. Nie wiadomo co z Cole'm, głoduje od czterech dni, martwię się o niego. Nigdy nie widziałem aby tak długo przebywał w samotności, a może tego... nie dostrzegałem? Jestem złym przyjacielem, zawsze nim byłem. Ale teraz to się zmieni, muszę dowiedzieć się wszystkiego! Muszę podratować jego emocje! Pełny wszelkiej nadziei skierowałem kroki w stronę drzwi Mistrza Ziemi. Zatrzymałem pośpiesznie dłoń przed kontaktem z ich powierzchnią, usłyszałem głośniejszy płacz. Przełamałem strach i zapukałem delikatnie. Odpowiedź była jasna i zrozumiała, cisza... Dzisiaj nie zamierzam się tak łatwo poddać. Stuknąłem kostkami dłoni ponownie, tym razem głośniej. Zmarkotniałem i spuściłem głowę, nadal brak jakiegokolwiek kontaktu z przyjacielem. Przymknąłem oczy wsłuchując się uważnie w płacz, długo zbierałem się na odwagę. W końcu przełamałem barierę jednym słowem.

- Cole... - nabrałem powietrza i kontynuowałem - Możemy porozmawiać? Nie wychodziłeś od czterech dni z pokoju, nie wiem co się stało... Martwię się o ciebie, proszę, otwórz to porozmawiamy...

Spuściłem nisko głowę na znak głuchej odpowiedzi szlochania. Bez wszelkiej nadziei przecierałem czoło palcami. Odwróciłem się opierając plecy o drzwi, kto teraz sprawi, że mimowolnie na mojej twarzy pojawi się szeroki uśmiech? Nie mogłem pojąć dlaczego Cole znowu nie odzywał się do nas od kilku dni. Straciłem wszelką nadzieję na zobaczenie przyjaciela. Zrezygnowany odszedłem od drzwi ostatni raz spoglądając na ich powierzchnię. Spuściłem spojrzenie i wszedłem do mojego pokoju milcząc. Rozglądałem się chwilę za czymś, ruszyłem zasmucony w stronę jednej z szafek. Wysuwałem każdą szufladę w poszukiwaniu pewnej ważnej dla mnie rzeczy. W końcu znalazłem to czego szukałem. Trzymając w dłoniach dany przedmiot podszedłem i usiadłem delikatnie na niebieskiej pościeli mojego łóżka. Rzekomym przedmiotem jest koperta, w której znajduje się fotografia. Wyciągnąłem z papieru zdjęcie i zacząłem się przyglądać. Wystarczyła chwila abym ujrzał posturę i uśmiechniętą twarz przyjaciela trzymającego mnie w objęciach. Zrobiliśmy to zdjęcie kilka dni przed naszą kłótnią, która zdołała zniszczyć naszą przyjaźń... Cały ten czas trzymam przy sobie tą fotografię i nie rozstaję się z nią na krok. Jeśli zdarzała się taka potrzeba brałem ją ze sobą nawet podczas przeprowadzki. Nie pozwolę aby kiedykolwiek coś jej się stało, to moja pamiątka... Spoglądałem dłużej na zdjęcie z poczuciem winy. Z każdym dniem liczyłem, że odbudujemy nasze relacje na nowo, lecz los chciał postąpić inaczej, kłócąc nas jeszcze bardziej... Codziennie żartowałem z niego do granic możliwości, gdy teraz pomyślę jak się czuł przez te dowcipy i docinki... Nie chciałem dłużej kryć swoich uczuć, miałem już tego dość. Po nosie spłynęła jedna z łez zostawiając ślad na zdjęciu. Mimo tego, że się pogodziliśmy czuję się nadal winny za to, co go teraz spotkało. Wiem, że to nie przeze mnie, ale sumienie tłumaczy mi coś innego. Kierować się sercem, czy umysłem? Odwieczne pytanie... Nie zbiorę się na odwagę aby drugi raz próbować do niego dotrzeć, popadnę w depresję ze względu na przyjaciela. Doprowadzę się do stanu krytycznego, zacznę podcinać sobie żyły... Jay! O czym ty myślisz? Twój przyjaciel potrzebuje twojej pomocy, a ty będziesz teraz myślał o śmierci! - pewien głos odezwał się w mojej głowie, podświadomość. Tak, nie mogę tak myśleć, ale z drugiej strony nie dam rady tak wytrzymać... bo, potem... potem... zaszyję się w sobie jeszcze bardziej aż w końcu spotka mnie rzecz długo oczekiwana, śmierć...

*Kai*

Powoli schodziłem pocierając gładką powierzchnię ściany. Szurałem nogami po schodach jak najwolniej się da. Nie chciałem aby ktokolwiek dowiedział się o moich uczuciach, które staram się ukrywać. Bardzo brakuje mi Kiarry, nikt z nas nie potrafi sobie poradzić z ich powrotem. Nie dość, że mamy problemy z przyjacielem to na dodatek dowiadujemy się o planie Qsariusa, lepiej być już nie może! Nie lubię okazywać swoich emocji przed rodziną, niestety czasami jestem do tego zmuszony. Nikt nie może udawać, że wszystko jest w porządku. A w szczególności ja sam, moja siostra zniknęła z mojego życia zaraz po pokonaniu Jej Znakomitości i Morro. Ze względu na nią wstąpiłem do drużyny Cole'a, musiałem ją uratować. Przez te kilka lat wiele osiągnąłem... Zostałem prawdziwym Ninja, zdążyłem się zakochać z wzajemnością i do tego zostanę nauczycielem. Jednak teraz brakuje mi jej najbardziej... Nie wiem gdzie się podziewa, wyparowała w powietrze. Dlaczego moja siostra postanowiła mnie zostawić? Nie rozumiem niczego, podobnie stało się z innymi dziewczynami, kolejna była Skylor. Nie widziałem jej od czasów na Wyspie Chena. Wspólnie walczyliśmy w ramie w ramie, a teraz? Ślad po niej zaginął, mi nadal ciężko jest pogodzić się z stratą jej mocy, ojciec potraktował ją jak zwykłą zabawkę! Zawsze gdy na nią spoglądałem, byłem gdzie indziej... a teraz? Jestem szczęśliwy ze względu na inną dziewczynę, Kiarrę. Ona nie wie jeszcze o mojej poprzedniej miłości i lepiej żeby o niej nie wiedziała. Nie chcę aby pomyślała sobie, że nadal kocham Skylor, co to to nie! To było tylko zwykłe zauroczenie, nic więcej. Przyznam sam sobie, że brakuje mi też Seliel, co prawda nie miałem z nią dobrych kontaktów, zawsze byliśmy chętni do kłótni. Ta różowo-włosa dziewczyna miała w sobie coś takiego, czego nigdy w całym moim życiu nie zapomnę. Zraniła mojego brata, Cole'a. Nie wybaczę jej, że tak go potraktowała ze względu na jego przemianę w ducha. To nie jego wina, to przez ten zwój! Przez tą Nawiedzoną Świątynię! Przez Senseia Younga! Gdyby teraz Seliel dowiedziałaby się, że Cole z powrotem jest człowiekiem na pewno by do niego wróciła, paskudna żmija! Kai, nie oceniaj ludzi po pozorach tylko po charakterze! - tak stwierdziła moja podświadomość. Ale co poradzę jeśli ona ma taki charakter? No nic! Wolę żeby nie pokazywała mi się na oczy. Trzy dość wyjątkowe dziewczyny zaginęły nie wiadomo gdzie, a ja martwię się o tą jedną, moją młodszą siostrę. Rola starszego brata polega na zapobieganiu takim sytuacjom, ale nawet poszukiwania nie pomogły znaleźć mojej zguby. Tęsknię za nią, choć nie okazuję tego reszcie, nie chcę żeby użalali się nade mną. Muszę być silny, dla niej! Gdziekolwiek teraz jest, dla wszystkich! Zstąpiłem na ostatni ze schodków, rozejrzałem się po pomieszczeniu, ani żywej duszy. Smętnymi krokami ruszyłem w stronę głównego operatora systemu. Wszystko było włączone, ktoś już korzystał z niego wcześniej. Dawno nie przeglądaliśmy naszej pamięci systemowej, więc postanowiłem zajrzeć do niej. Wszystkie nagrania nakręcone przez telewizję z walk, mieliśmy nawet zdjęcia sprzed kilku lat, wtedy gdy zamontowaliśmy system i wykańczaliśmy wnętrze bazy. To były czasy... aż łezka się w oku kręci. Powolnie naciskałem podświetlane, holograficzne klawisze w przeglądaniu fotografii. W pamięci systemu pozostały nawet stare zdjęcia Seliel i Nya'i, szybko przewinąłem slajd ze względu na panią w czarno-błękitnym wdzianku. Kolejne zdjęcia rozśmieszały mnie powodując łagodny uśmiech na mojej twarzy, choćby jedno z pierwszej imprezy w tym miejscu. Nadal pamiętam jakby to było wczoraj, cały dzień spaliśmy zmęczeni pracą. Kolejne slajdy były z pojedynków, co prawda bardzo trudnych, lecz nie do końca. Zastanawiają mnie te wszystkie walki przeciwko złu, zawsze gdy zwyciężaliśmy nastawał pokój, jednak z czasem kolejny wróg zjawiał się w krainie niosąc grozę i zniszczenie... ale po co to wszystko? Nie lepiej jest żyć w zgodzie i tolerancji? Dla ludzi chcących władzy nie ważna jest zgoda czy tolerancja, wolą przywództwo nad wszystkim co żyje. To jest bez celu, nikt nie wie kim będzie w przyszłości, niektórzy nawet nie proszą się o życie i dobry majątek, a dostają go bez żadnych problemów. Można by powiedzieć, że to los pisze nasz scenariusz, a my jesteśmy jego aktorami... Przypominając sobie nasze poprzednie życie dostrzegamy wiele błędów, ale w końcu to dzięki nim jesteśmy, jacy jesteśmy. Większość mieszkańców Ninjago sądzi, że życie bohatera jest łatwe, mylą się. Myślą, że bohater nie musi się o nic martwić, mianowicie o sławę, pieniądze czy zdrowie, gdyż jest nieśmiertelny... mylą się. Twierdzą, że zawsze znajdzie się bohater w ich obronie co sprzecza się z faktem, że obrońca nie martwi się o słabszych... znów się mylą. Nikt na tym świecie nie ma racji, wszyscy zwykli ludzie są w błędzie! Idealnym przykładem porażek i wzlotów jest nasza drużyna, nie raz zostaliśmy podzieleni, choćby po stracie Zane'a. A oni myśleli, że zawiedliśmy wszystkich ze względu na jednego z braci, to nie był nasz brat, on był dla nas kimś więcej! Nigdy nie zrozumiem pojęcia "bohater", zatem kogo można nazwać bohaterem? Osobę, która troszczy się o słabszych i ratuje im życie? Na to pytanie nie poznam odpowiedzi...

- Kai, trzeci raz do ciebie mówię, to bardzo ważne!

Z ostrego zamyślenia wyrwał mnie podekscytowany głos Zane'a, otrząsnąłem się i spojrzałem w jego stronę. Ze zdumienia przeczesałem palcami grzywkę aby nie zasłaniała moich oczu, lecz sterczała jeszcze bardziej. Przed schodami stał zadowolony Zane, który trzymał Riley na rękach, czy ja dobrze widzę?

- Ty... to Riley? - zapytałem wytrzeszczając oczy.

- Nie mylisz się, to ona... - odpowiedział.

- Na sto procent?

- Na sto procent - zaśmiał się.

- Skąd ona się tu wzięła? - spytałem zdumiony, jak to się stało, że ona wróciła?

- Właściwie sam ją znalazłem w lesie, spała w jakiejś grocie, miała tam trochę jedzenia, więc planowała pewnie tam zostać na dłużej... - westchnął - Wziąłem ją jak spała, bo w żaden sposób nie zgodziłaby się na powrót. Obudziła się w połowie drogi, ale jednak zgodziła się wrócić razem ze mną...

- Czyli, że... ona nie chciała tutaj wrócić?

- Nie odzywała się do mnie, jedynie odpowiadała mi na pytania kiwnięciem głową. Jest zbyt zmęczona i lepiej by było gdyby dziewczyna dostała nowe ubrania i odpoczęła. Po kilku moich zagadnieniach zasnęła mi znów na rękach...

- Ja się nią zajmę, nie ma problemu... - spojrzałem na śpiącą dziewczynę w ramionach przyjaciela, faktycznie wyglądała na zmęczoną.

- To w takim razie ja wrócę do przygotowywania miejsc treningowych, tak na wszelki wypadek... - skinąłem głową na Zane'a.

Podszedłem do niego pośpiesznie i podał mi dziewczynę, ale ona jest lekka! Niczym mała myszka, tylko, że brązowowłosa. Pełny ostrożności zaniosłem dziewczynę do mojego pokoju i położyłem delikatnie na łóżku. Ach ten Cole, zakochany w Riley... Cieszę się, że znalazł sobie świetną dziewczynę jaką jest Mistrzyni Mroku i Wilków. Spoglądałem chwilę na dziewczynę po czym chwyciłem za krzesło przysuwając je do łóżka i siadając na nim. W ciszy oczekiwałem pobudki dziewczyny...

~~~~~~
Hejka! Dzisiaj skoro jestem mniej zdenerwowana na mój internet dodałam rozdział ;* Jak wam się podobał? Czekam na wasze opinie! Przepraszam również za tak długą nieobecność >_<! Niestety, znów internet... I za wszelkie błędy popełnione w rozdziale także, bo pisałam szybko ;D A więc, nie będzie dzisiaj pozdrowień, bo się śpieszę a one tylko marnują wam rozdział :D I nie każdemu chce się je czytać, więc... nie piszę ich x3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro