Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Królowa Hadesu - XXX

Tuliłem dziewczynę coraz mocniej, lekko zdziwiłem się na jej słowa... Przecież kilka chwil temu żywiliśmy do siebie urazę, a nagle wszystko minęło? Spodziewałem się gorszego efektu, a tu taka miła niespodzianka... Uśmiechnąłem się mimowolnie pocierając dłonią plecy dziewczyny, gdybym wcześniej mógł powiedzieć, nie byłbym teraz tak zakłopotany. Przymknąłem oczy, zdziwiłem się lekko gdy straciłem bliski kontakt z jej osobą. Uniosłem szybko powieki rozglądając się dookoła, gdzie ona się podziała? Milczałem, podszedłem do wyjścia z pomieszczenia, czyżby uciekła? Korytarz jest pusty, a odgłosu żadnego nie słyszałem przecież. Odwróciłem się z zasmuceniem, po co miałaby to robić, nie chciałem źle! Schyliłem się do pasa patrząc nawet pod stół, czy ona... bawi się ze mną w chowanego? Tego nie spodziewałbym się po niej... Ruszyłem powolnym krokiem do korytarza, z lewej strony. Przeszedłem szybko chowając głowę za ścianą, lekko wyglądając zza rogu. Na pewno tutaj jest... nie ma mowy żeby uciekła! Przypatrywałem się każdemu szczegółowi, na razie działa pod przykrywką. Zrezygnowałem szybko, nie opłaca mi się jej szukać, w końcu niedługo wróci! Cichy szept... stłumiony głos w mojej głowie, zaciekawiony próbowałem wsłuchać się w szeptane słowa. "Ktoś rzucił na ciebie klątwę, mianowicie ja... teraz zdejmę ją z ciebie, kradnąc twój wizerunek!". Niekontrolowanie zacząłem wybuchać śmiechem. Nagle nie wytrzymałem, roześmiany upadłem na płytki. Brzmiałem niczym psychopata... nie mogłem się nie śmiać, coś mi kazało zabijać wszystko morderczym uśmiechem. Uniosłem głowę do góry, ręce zwisały bezwładnie dotykając chłodnej powierzchni. Oczy rozbłysły radością... nagle od środka poczułem ból, ukłucie silnego... jakby sztyletu. Niespodziewanie chwyciłem się za kołnierz koszuli, nie panowałem nad swoimi gestami. Byłem marionetką. Przycisnąłem dłoń do swojej szyi, zaciskając silnie uścisk na przeponie. Utrudnione wydechy poprzedzone były seriami szaleńczego śmiechu. Nagle do moich uszu doszły ciche odgłosy postukiwania za plecami...

- Cole? Czy to ty... się śmiejesz? - to było ona, dziewczyna.

Nie odpowiedziałem śmiałem się dalej, czując coraz większy ból rozchodzący się po ciele. Postukiwanie obcasów nasiliło się, słyszałem je niemal tuż za sobą. Delikatna dłoń wylądowała na moim ramieniu, przestałem reagować, ukróciłem śmiech... Spuściłem głowę w ciszy, oczekując zupełnie niczego, nadal pozostając w niewoli. Czułem jakby duch mnie opętał, co jest zupełną niemożliwością. Mocniejszy zacisk na ramieniu wybił mnie z transu.

- Wszystko gra? - spytała, nagle zwróciłem się ku osobie.

Patrzyłem na nią z dołu, jej oczy były przepełnione zmartwieniem, coś zdołało mnie wypuścić. Szybko podniosłem się na nogi. Potrząsnąłem głową zdumiony, odzyskałem ciało. Zaniepokojony zerknąłem na dłonie wystawiając je przed sobą, czyżbym zaczął wariować? Może mam zwidy? Poczułem silne pieczenie pod powiekami... nie było mi dane dalej korzystać z usług ciała. Gwałtownie z moich oczy zaczęły płynąć słone łzy, rzuciłem wzrok na Riley, stała przerażona. Uniosła dłonie w geście samoobrony lekko odsuwając się do tyłu, niewielką część obrazu przysłaniały mi krople wody. Czułem każdy odgłos ze zdwojoną siłą w sobie, prędko do moich uszu doszedł mrukliwy głos... "Odebrałam ci już ciało twoje, a teraz zamierzam swą siostrzenicę skraść...!" - drygnąłem na nieprzyjemny ton. Istota ta była bez dwóch zdań kobietą. Prędko uniosłem nieświadomie dłoń zbliżając się do brunetki, zrozumiałem czyny stworzenia... Pociągnąłem ją łapiąc za nadgarstek i przyciągając, nasze twarze były bardzo blisko siebie. Coś kazało mi wystawić język na wierzch, powstrzymywałem go z całych sił. Wolę go odgryźć niż patrzeć na szok i przerażenie Riley! Ściskałem mocno zgryz obu szczęk, uniemożliwiając jej obrzydliwy widok. W ustach poczułem silne pieczenie, niesamowite gorąco. Zacisnąłem powieki mocno, łzy ponownie zaczęły napływać do oczu; co się ze mną dzieje! Wyczułem nieprzyjemny dotyk, język zaczął cofać się do gardła, przechodził aż przez przełyk. Po moim ciele przeszły lodowate dreszcze, odepchnąłem Riley. Obrzydliwy i wilgotny narząd dotykał już samego końca przepony, zapchał tym samym dopływ tlenu. Nie byłem w stanie niczemu zaradzić... Nie otwierałem oczu, nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Niewyobrażalne krzyki w głowie kazały mi zabić... zabić pierwszą lepszą ofiarę!

*Askar*

Machałem radośnie ogonem przechodząc wzdłuż korytarza, gdy usłyszałem krzyki... Nastawiłem wilcze uszy wsłuchując się w zniekształcone głosy, to wołanie Riley! Prędko skoczyłem na łapy rozpędzając się po prostej drodze. Wielkimi susami dotarłem do źródła wrzasków, stanąłem na tylnych łapach nie dowierzając. Czarny wilk, on zmieniał się w demona! Wbiegłem łapiąc dziewczynę za nadgarstek, pociągnąłem ją za siebie. Czarnowłosy otworzył powieki ukazując pusty wzrok, jedyne co byłem w stanie dostrzec to jego białka oczu. Uszy wydłużyły się po długości, zaostrzone końce wystawały poza głowę czarnowłosego. Chłopak złapał się za głowę krzycząc stłumionym głosem, podkuliłem ogon opuszczając przerażony uszy. Zerknąłem na zdumioną dziewczynę, ściskała w dłoniach moją pelerynę. Objąłem ją łapą, przerzucając spojrzenie na demona... Nie byłem w stanie mu pomóc, jak niby? Demoniczny śmiech rozbrzmiał w jego ustach, rozłożył ramiona w geście bólu i rzekomej radości z ran... Jego skóra zaczęła pękać, żyły powiększyły się zmieniając swą barwę. Fiolet wypełniał jego egzystencję, do bębenków doszły głośne gruchotania kości. Z czaszki zaczęły wyrastać śnieżnobiałe rogi. Zawinięte po obu stronach głowy, niemożliwe... to demon Gracyia! Puściłem prędko brunetkę bez słowa, podleciałem do demonicznej postaci...

- Gracyia! Zostaw go! - zawarczałem wściekle.

- Czyli już ktoś zdołał wyzwolić swą pamięć o mnie... Zadręczę go! - wysyczał kobiecy głos.

Postać spuściła głowę upadając na podłoże, przeraziłem się nie na żarty. Ten demon może zabijać zwykłym dotknięciem ogona...! Doskoczyłem do przyjaciela, łapiąc go za rogi. Mocno zacisnąłem na nich pazury, szarpałem twarde demoniczne atrybuty.

- Wyłaź z mojego przyjaciela, stań przede mną i zacznij walczyć! - wykrzyknąłem patrząc prosto w otwarte oczy; puste spojrzenie chłopaka.

Czekoladowe tęczówki nie wrócą, nie teraz. Utkwiłem wzrok na jego spodniach, materiał zaczął się rozdzierać... po chwili w moją twarz wystrzelił ogon. Odepchnął mnie momentalnie rzucając na podłoże. Podparłem się dłońmi patrząc na postać, długi i zwinnie cienki ogon wymachiwał się na boki, na jego końcu wyrastała niewielka ilość czarnego futra. Spoglądałem prosto w jego wzrok, nagle wyszczerzył się ukazując ostre kły; nie zęby. Każdy błyszczał w blasku światła padającego przez okiennice. Gracyia nie ma słabych punktów, można ją jedynie wypędzić przez rytuał lub... znalezienie źródła jej przybycia! Podbiegłem do Riley, łapiąc ją za ramiona.

- Wiesz co się stało kilka chwil temu? - wrzasnąłem głośno potrząsając jej ramionami.

- My... schowałam się przed Cole'm dla żartów, potem usłyszałam dziwny śmiech... w końcu znalazłam go na podłodze, śmiał się... dalej to już to samo co teraz! - do jej oczu napływały łzy.

- Musimy wypędzić z niego demona, słyszysz? To jedyna nadzieja!

- Ale jakiego demona? Przecież Cole cały ten czas był ze mną, jak do tego doszło! - oderwała się ode mnie kierując wzrok na Cole'a. - Askar... czy jego włosy powinny być... karmazynowe?

Skierowałem wzrok na demona, włosy postaci faktycznie nabrały karmazynowych pasemek; po chwili stały się jedną barwą. Przecież demony żyją jedynie w Piekle! Razem z Szatanem! Nie żyjemy już w tych czasach, w których demony są w stanie przedostać się do naszych wymiarów! Zbliżyłem się do chłopaka, spuścił głowę; machnął kilka razy długim ogonem. Gracyia przejęła jego ciało w stu procentach, widać to było po czarnych wystających łuskach ze skóry; po chwili paznokcie postaci nabrały czerni wydłużając się do więcej niż pięciu centymetrów. Zakończone były niczym widły, niespodziewanie demon zaczął przeobrażać się w większą postać. Urósł do ogromnego rozmiaru, ponad czterech metrów; rozerwał ubrania pozostawiając niewielkie strzępy na sobie. W środku poczułem silne uderzenie, prosto w serce, ten potwór odebrał mi przyjaciela! Stałem nie okazując strachu, gdyż demon ciemności wyczuwa każdy niepokój... a następnie atakuje ofiarę.

- Myślałam, że to ciało będzie słabsze! Ale widzę, że opłacało się przejąć kontrolę nad jego... - zamilkła podnosząc łeb do góry. - Ups, prawie bym się wydała!

Śmiech demona rozbrzmiał w całej sali, słyszałem narastające bicie serca w mojej piersi.

- Jeszcze raz ci powtórzę, odstaw demoniczne gierki i opuść ciało mojego przyjaciela! - krzyknąłem, przerywając jej radosny triumf.

- A niby czemu miałabym go zostawić? Jest taki samotny, nikt go nie potrzebuje... przyjaciele się od niego odwrócili w dzieciństwie, nawet dziewczyna odmówiła mu pocałunku! - spojrzała na Riley - Dziewczyno... nie wiesz, co tracisz... ja bym się za niego brała od razu! - odwróciła się z pogardą wymachując dłonią w górze.

Wystawiłem wściekły kły; nie pozwolę wyzywać swoich przyjaciół w mojej obecności! Chwyciłem za pochwę z ostrzem na plecach. Ściągnąłem ciemny pasek bliżej siebie, złapałem za rękojeść katany wyciągając ją szybko z materiału chroniącego. Ustawiłem nogi poprawnie do wysuniętych przed sobą obu łap, zacisnąłem mocniej pazury na stali ostrza. Większość miałem już za sobą, czułem jedynie nienawiść do znanego mi demona... Stwór zaczął nucić coś w rodzaju jakiejś pieśni, ostatecznie krzycząc głośno; po czym tuż za nią buchnął różowawy płomień, zakryłem się mieczem. Spojrzałem w stronę Riley; mrużąc powieki, użyła mroku do osłony. Wytworzyła ruchami dłoni sporą osłonę dymną, jej oczy zaczęły płonąć czarnym płomieniem... to nie wygląda zbyt dobrze... wściekła się!

- Gracyia! Mam do ciebie sprawę! - brunetka wrzasnęła do demona.

- W czym problem? Staram się teraz zająć moim podopiecznym... Poczekaj chwilę! - rzekła głosem z otchłani, ciągle stojąc do nas tyłem.

- Riley... ona nie jest tego warta, załatwię to sam... - skierowałem spojrzenie na dziewczynę.

- Askar... radzę ci się odsunąć! - wściekła nastolatka przeszyła mnie nienawistnym wzrokiem - Mam zamiar o niego walczyć! Całe swoje życie nie potrafię nikomu pomóc! Każdy zawsze ratował mi skórę, chcę chociaż raz być zdolna pomóc swojemu przyjacielowi! - wykrzyczała prosto w moją stronę.

Nie wiedziałem co powiedzieć... Milczałem, obróciłem głowę do potwora, machała ogonem poddenerwowana.

- Przepraszam, ale się śpieszę... Kochanie, posłuchaj! - obróciła się do nas, pomiędzy jej szponami wirowały białe wiązki materii - Nie mam czasu na użeranie się z tobą, tak? On jest martwy! - wywrzeszczała do "czarnookiej".

Dziewczyna otoczona płomieniami mroku patrzyła w pustą przestrzeń, jej ciało nagle zaczęły pokrywać ciemne fale fioletu; zmieniając wygląd nastolatki. Wytrzeszczyłem oczy, przecież mój Pan włada tą mocą! Zdenerwowana wydychała powietrze, dookoła jej ciała pojawił się wiatr. Włosy wydłużyły się do przed pasa zmieniając barwę na śnieżnobiałe, a ubrania dziewczyny jedynie pociemniały... jakby ktoś oblał je akwarelami. Skóra zbladła, usta nabrały intensywnego fioletu... Jeśli nie zapanuje nad mocą, stanie się jej krzywda! Nim zdążyłem zareagować żar buchnął w moją stronę; cała sala zalana mrokiem. Upadłem pod ścianę wbijając pazury w powierzchnię, lekko oszołomiony patrzyłem na dziewczynę...

- Zostawisz go wreszcie w spokoju? - krzyknęła wściekle na demona.

Zdumiona postać podparła ramiona na biodrach, mrużąc powieki.

- Zmieniłaś image? Do twarzy ci w białym, tak samo jak twojemu wujowi! - zaśmiała się, nagle w wilczych uszach rozbrzmiał szaleńczy... śmiech...?

- Bardzo śmieszne, mówię teraz ostatni raz... Oddaj... mojego... chłopaka! - wrzasnęła rzucając się ku postaci.

Gracyia stała śmiejąc się jej prosto w twarz, Riley dobiegła do niej szybko naskakując z pięściami. Demon jedynie usunął się z drogi uderzając ją ogonem w plecy, prędko upadła na podłoże. Przerzucona na plecy wyłożyła się na płytkach jęcząc głośno, jednak nadal była otoczona falami czerni...

- I za kogo ty się uważasz? Za córkę władcy mroku, czy jak? - spojrzała na nią wymachując dłonią i jednocześnie strzepując z siebie kurz.

- Może i nie mam... w sobie demonicznej krwi, ale jestem dumna z tego... że moi rodzice... byli zwykłymi ludźmi! - wrzasnęła podnosząc się na nogi.

Płomienie wstąpiły na jej dłonie, przejmując ponownie władzę nad dziewczęcym ciałem. Riley nie panuje nad swoją wściekłością, a co jeśli... mrok przejmie nad nią kontrolę!

- Riley, nie używaj mocy, inaczej przemienisz się podobnie jak Qsarius...!

- Przymknij się wilku! - po chwili Gracyia wystrzeliła z dłoni białą smugę dymu.

Dotarła do mnie obwiązując się dookoła mojego torsu, poruszałem ramionami zawzięcie. Spojrzałem wściekle na demona, przymknęła rozbawiona powieki. Niespodziewanie zaczęła zaciskać palce dłoni patrząc na mnie z uśmiechem i troską o "bezpieczeństwo". Dusiłem się z niebywałą szybkością, gdy ujrzałem przed oczami czarne plamki. Zwiastowały one mój koniec, wywaliłem bezsilnie jęzor na wierzch. Zacisnęła pięść, poczułem bezsilność... opuściłem łeb z ostatnim tchnieniem...

*Riley*

Patrzyłam na Askara, przeraziłam się... do moich oczu napłynęły łzy. Wściekłość przygasła momentalnie... Spuściłam głowę dając upust emocjom. Płomienie zareagowały ponownie, czarna maź pochłonęła podłogę jak i moje stopy. Upadłam na kolana, demoniczny śpiew rozbrzmiał w sali...

- Riley, uwielbiam cię za twoją zaciekłość i odwagę... lecz lepszą opcją będzie dla ciebie śmierć! Żałosna jesteś, dziewczyno! Pomyśl chwilę, ja bym na twoim miejscu nie chciała spotkać się z takimi wyrzutkami z innego wymiaru...! Ninjago? Co to w ogóle za kraina? Świat krasnali i elfów? - wrzasnęła z uśmiechem i pogardą; bogini piekła.

Uniosłam głowę do góry zagryzając dolną wargę, w końcu zdobyłam w sobie większą odwagę.

- Dla mnie to drugi dom! - odpysknęłam jej w twarz, coś ją zabolało.

Z ust potwora zeszła radość, jakby straciła chwilowe panowanie nad jego ciałem... Prawe oko odzyskało źrenicę wraz z czekoladową tęczówką... to Cole! Próbuje odzyskać władzę nad swoim ciałem, spoglądałam zapłakana na zdumionego demona...

- Z-zostaw j-ją! - usłyszałam głośny krzyk... Cole'a, wściekłe oko demona patrzyło prosto na mnie.

- Cole, daj spokój przecież to ja, twoja przyjaciółka z dzieciństwa! Powodowałam u ciebie ból od najmłodszych lat po to żeby cię chronić! Żyłam w twoim otoczeniu, byłam dla ciebie jak anioł bólu! - Gracyia wykrzyczała ze złością, swoim głosem.

- Masz... od-dać mi moje ciało! - krzyknął chłopak z bólem.

Zdołał przejąć kontrolę nad swoją prawą ręką i ramieniem. Prędko chwycił za klejnot wiszący na szyi demona, silne pazury wbiły się w jego skórę powstrzymując go w porę...

- Cole, słyszysz mnie... dasz sobie radę! Pokonasz ją! - krzyczałam do potwornej postaci, która momentalnie skierowała na mnie spojrzenie.

- Jeśli musisz, Cole... zrób to! Lecz mam pewien plan... - zamilkła na chwilę szczerząc wszystkie kły - Nie musisz robić tego na jej oczach, bo zaraz zginie! - zaczęła się śmiać, niczym szaleniec.

Ogon potwornej postaci wydłużył się i prędko machnęła go w moją stronę. Przeraziłam się, błysk szaleństwa w lewym oku stwora... silny i duszący ból na szyi... szerokie i ostre kły szczerzące się w zwycięstwie; w moją stronę... tylko to zdążyłam zauważyć...

*Cole*

Czułem rozrywający ból, stałem pośród mrocznej ciemności, widząc prawym okiem demona... Związany łańcuchami na całym ciele, nagle coś we mnie pękło. Demon obwiązał czubek ogona na jej szyi, prowadząc do natychmiastowego zgonu. Puściła Riley, która momentalnie opadła na podłogę, płomienie mroku zgasły w jednej chwili. Pod powiekami poczułem łzy, spuściłem głowę... Jeśli zrywając amulet z szyi mam umrzeć... wolę to zrobić teraz, gdy Riley tego nie widzi...! Wrzasnąłem załamany, roniąc coraz więcej łez. Śmiech Gracyi był niczym najostrzejszy sztylet wbity prosto w serce...

- Mam cię! Nareszcie zdobyłam twoje ciało, Cole! - krzyknęła roześmiana jak Szatan, gdy zabijał swoją pierwszą ofiarę.

Przycisnąłem klejnot bliżej piersi, zaciskając mocniej na nim dłonie... Potrafię, zrobię to!

- Nie, Gracyia! To ja zdążyłem złapać cię wcześniej! Pożałujesz tego, że zabiłaś moją jedyną nadzieję na życie! - wykrzyknąłem miotając się z zacisku łańcuchów i ciężkich kajdan.

- A co ty mi niby możesz zrobić? Zaraz wydłubię sobie prawe oko i niczego nie zobaczysz, zginiesz jak ta marna dziewczyna; w zupełnej niewiedzy! - zażenowana pomachała ogonem przed moim polem widzenia.

Czułem przed sobą wilgotny dotyk, ogon demona wbił się obok mojego oka. Ryknąłem z bólu łamiącego czaszkę, dosłownie czułem jakbym miał go w sobie... Czarne włosie przebiło się do wnętrza czaszki, ogon sprawnie owinął się wokół prawego przewodu wzrokowego, zacisnął silnie i... Zdecydowanie szarpnąłem za nadal trzymany biały kryształ, linka pękła na moim ciele... W demonicznej postaci także została zerwana. Usłyszałem jedynie głośny jęk i ryk... Białe światło oślepiło mnie szybko, gwałtowny krzyk ustał powoli cichnąc... zdołałem jeszcze złapać za lewą rękę demona i wysłać sygnał komunikatorem o pomoc... Zamknąłem oczy upadając i jednocześnie rozrywając łańcuchy, padłem jak kłoda o czarne podłoże umysłu, przeszywający ból nie ustawał... zdążyłem tylko wrzasnąć demonicznym, kobiecym głosem podczas śmierci Gracyi...

*Jay*

Wylądowałem przy bazie, zeskoczyłem ze smoka błyskawic łapiąc go za lejce, pociągnąłem zwierze za sobą. Skierowałem kroki ku spalonemu lasowi, tam zatrzymam smoka na trochę... nagle usłyszałem głośne pikanie. Spojrzałem szybko unosząc rękę, na swój komunikator... Cole wysłał wiadomość, potrzebuje wsparcia! Prędko puściłem smoka włączając lokalizację przyjaciela: zamek na Wzgórzu Demonów, wschodnia część wymiaru Aresa! Pośpiesznie wskoczyłem na siodło smoka, jednocześnie szturchając go stopami w podbrzusze. Smok szybko obrócił się rozpędzając swój bieg. Nabierał prędkości, rozłożył ostatecznie skrzydła i machnął nimi wzbijając się w powietrze. Przecinał każdą warstwę powierzchni robiąc przy tym zamieszanie kilkuset kłębków chmur. Spojrzałem na komunikator kładąc się dosłownie na zwierzęciu... nadal jest w tym samym miejscu. Włączyłem szybko nawigację z GPS'em i ściągnąłem dłonią pasek, silnie ściskając nogami ciało smoka. Udało mi się nie wypaść z siodła, prędko przyczepiłem zegarek do obudowy na szyję zwierzęcia, nowy gadżet dla naszych zwierzaków zrobiony przeze mnie... Złapałem za wodze smoka i szarpnąłem silnie; przebijając się przez ostatnią warstwę obłoków. Zatrzymałem smoka w miejscu; nad chmurami, widząc niedaleko zachodu słońce... rozejrzałem się poddenerwowany dookoła i skierowałem lot bestii na wschód. Wytrzymaj Cole, już do ciebie lecę!

***

Frunąłem z niebywałą prędkością; wymijając dokładnie każdego powietrznego demona. Cały czas używałem błyskawic, rzucałem kolejnymi wiązkami w potwory. Latające, zakapturzone postacie celowały we mnie czymś w rodzaju mroku... Podniosłem się ze smoka i stanąłem na nogach, wytworzyłem w dłoniach iskry największej siły rażenia. Wiatr zaczął przejmować energię, prędko wycelowałem w zbiorowisko demonów. Krzyki rozchodzące się w obłokach huczały w moich uszach, tupnąłem nogą w smoka. Momentalnie machnął skrzydłami przyśpieszając, nadal stałem na zwierzęciu... Dosłownie zwierzak serfował po brunatnym niebie, ja natomiast przechylałem się z każdym jego ruchem. W tym wymiarze dawno zaszło słońce, lecz o dziwo niebo nadal jest w miarę widoczne. Płynne, a zarazem silne ciosy zadawane powietrzu przez smoka doprowadziły mnie do ujrzenia wieży zamczyska... Bez żadnych wątpliwości zeskoczyłem ze zwierza, zaryczał głośno na znak swojego towarzyszenia mi w tej akcji. Ruszył tuż za mną, już po chwili dostrzegłem po prawej stronie zwierzaka... Przerzuciłem się na plecy, wiatr roztrzepywał mój strój Ninja jak i kasztanowe włosy, uśmiechnąłem się zawadiacko... uda nam się w porę dotrzeć! Zgiąłem nogi w kolanach i pośpiesznie skierowałem wzrok na zamek. Za moment, chwila...! Spadałem tuż przy samym dachu zamczyska, smok z mojej prawej runął w dół rozkładając w sekundzie skrzydła. Wystawiłem ramiona w ich stronę, zdążyłem złapać za lewe skrzydło, tuż nad dachem. Zatrzymałem się w powietrzu ze smokiem. Zeskoczyłem na czarne dachówki, najprawdopodobniej oblane smołą. Puściłem zwierze i gwizdnąłem głośno, bestia schowała się za czubkiem wieży. Złapała łapami ostrego kolca i przyczepiła się niczym posąg. Skinąłem głową wyraźnie licząc na jego późniejszą pomoc. Zaryczał cicho rozumiejąc przekaz, jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem! Dojrzałem obok siebie szeroką gotycką okiennicę, zbliżyłem się i z rozpędu wykopałem nogą szybę. Szkło roztłukło się na milion kawałeczków, złapałem za framugę i wskoczyłem do środka. Trafiłem na fioletowawy korytarz, rozejrzałem się dookoła. Cisza i spokój...? Skierowałem kroki w miarę ostrożnie do rozwidlenia jak i najbliższego pomieszczenia. Przysunąłem dłonie do ściany, niczym tajny agent ruszyłem przy bladej powierzchni farby. Po chwili stałem tuż za rogiem, wychyliłem głowę spoglądając w dane miejsce... Wyszedłem zaskoczony z ukrycia, niczego tutaj nie ma poza stołami i krzesłami! Ruszyłem przed siebie, nagle zdębiałem... ściana sali jadalnej została doszczętnie zniszczona, zostały po niej gruzy. Szybko podbiegłem do progu po prostej... zdumiony i jednocześnie przerażony zatrzymałem się przy ścianie... poczułem silne zawroty głowy, w ostatniej chwili podparłem dłonie o przejście. W oczach wezbrały słone łzy, ze strachem patrzyłem na miejsce walki... Rozłupane płytki, ściany oblane czarną mazią; przypominającą demoniczną krew... Nagle moje spojrzenie utkwiło na trzech ofiarach: wilk leżący przy ścianie, prawdopodobnie martwy; demoniczna postać z wyrwaną piersią oraz dziewczyna z śnieżnobiałymi włosami... Kim są te mityczne postacie, uderzająco przypominają mi... Dostałem olśnienia, podbiegłem szybko do dziewczyny wymijając demona, przecież to jest Riley! Przyklęknąłem przy niej i chwyciłem w ramiona, miała zamknięte oczy i... siną szyję... czy ona...? Nie... żyje...? Zacisnąłem powieki, dlaczego nie zdążyłem? Uroniłem kilka łez, po chwili otworzyłem oczy. Przyglądałem się jej twarzy, dostałem natychmiastowych ciarek na plecach, miękka rzecz przeleciała wzdłuż mojego kręgosłupa... coś tutaj nadal żyje...! Przerażony odwróciłem się z trzymaną dziewczyną, demon leżący kilkanaście metrów dalej wyglądał paskudnie... rogi wystające z popękanej czaszki, pazury ostre jak kolce, ogon czarny i długi niczym dwa metry. Człowiecze atrybuty przypominały mi kogoś... kruczoczarne włosy dosięgające szyi, umięśnione ciało, chwila moment... przecież to Cole! Opętał go demon! Prędko poprawiłem sobie dziewczynę na ramionach podnosząc się na nogi... Podbiegłem do przyjaciela klękając przed nim, od razu an moją twarz wstąpiło obrzydzenie. Chłopak miał szeroko otwarte usta; jakby bezgłośnie krzyczał, wystawały z nich ostre i szerokie kły, pokryte niebywałą bielą, oczy były otwarte, prawe zawierało naturalną, czekoladową tęczówkę i źrenicę natomiast lewe przerażającą pustkę. Wzdrygnąłem się na jego widok, zacząłem szybko się rozklejać... patrzyłem bezsilnie na jego strzępy rozerwanych ubrań. Nie zdołałem nikogo ocalić! Wybuchłem paniką, odłożyłem Riley obok Cole'a głośno płacząc. Po czym zacząłem uderzać pięściami o rozłupane płytki podłogowe, krzyczałem w niebo głosy, dlaczego nie zdołałem im pomóc! Niespodziewanie po moich plecach przeszedł silny cios, jakbym dostał z jakiegoś kabla. Jęknąłem załamany i podniosłem się z podłoża, patrząc na obie martwe osoby... niemożliwe, przecież oni nie żyją! Wrzasnąłem kolejny raz ze smutku, nie dałem rady! Jestem beznadziejnym bratem jak i przyjacielem! Z oczu płynęły strumienie łez, żal i smutek wypełniał moje serce... Opadłem na podłogę krzycząc głośno, złapałem dłońmi swoje włosy ściskając mocno między palcami. Nie potrafiłem się uspokoić. W końcu uniosłem głowę i mocno trzepnąłem się w nią z obu pięści, doprowadzając tym samym do tymczasowego spokoju. "Opanuj się Jay, spróbuj chociaż raz myśleć tak jak trzeba!" - wrzasnąłem na siebie w swojej głowie. Otworzyłem zapłakane oczy i zerknąłem na leżących obok mnie przyjaciół...

- Dlaczego nie zdążyłem? Co się stało, że życie mi was odebrało! - wrzasnąłem bezsilnie, po chwili szlochałem cicho podnosząc się na kolana. - A chciałem dla was dobrze, liczyłem, że zobaczę was z powrotem po tej misji...!

Zmarszczyłem brwi zrozpaczony, co teraz powiem drużynie? Co powiem Marcelowi i Kiarrze? Że ich przyjaciółka i mój brat... zginęli? Zagryzłem dolną wargę spuszczając wzrok, niespodziewanie usłyszałem cichy szmer. Uniosłem wzrok patrząc na obie osoby, ich dłonie... poruszyły się! Palce obu ciał złączyły się w silnym uścisku, wytrzeszczyłem szeroko oczy gdy do moich uszu doszło ciche syknięcie z bólu... przerzuciłem wzrok na Riley... jednak to nie ona. Czarnowłosy uniósł głowę z bólem wstając do pozycji siedzącej, drugą dłonią chwycił za swój róg... jego oczy były różne, czyli on na zawsze zostanie pod tą postacią demona? Nie dowierzałem temu co widzę...

- Czyli ciało zostało takie jak po opętaniu? Świetnie... - mruknął, nagle uniósł wzrok na mnie. - J-Jay?

Pośpiesznie wymusiłem uśmiech na swoich ustach, aby zamaskować wcześniejsze łzy wylane za jego stratą...

- Płakałeś, przecież widzę! - zaśmiał się wystawiając wolne ramie w moim kierunku.

Otarłem dłońmi łzy z policzków i rzuciłem się w objęcia przyjaciela, ścisnąłem mocno jego tors, tak bardzo za nim płakałem, tyle dla mnie znaczy! Niespodziewanie poczułem delikatne szarpnięcie za kosmyk włosów... Cole jęknął cicho...

- Jay, musiałeś pociągnąć mnie za ten ogon? - warknął odrywając się ode mnie.

- Nie, przecież wiesz, że... bym tego nie zrobił! - roztrzęsiony odpowiedziałem.

Spojrzeliśmy na siebie jednocześnie po czym rzuciliśmy wzrok na dziewczynę, nadal leżała, miała zamknięte powieki...

- Czy ona...? - spojrzał na mnie zaniepokojony Cole.

- Nie mogłaby tego zrobić...

- Chyba, że zdążyłem ją uratować w tamtym świecie... - mruknął cicho pod nosem, usłyszałem to.

Niespodziewanie dziewczyna podniosła się siadając obok nas, wytrzeszczyłem szeroko oczy kierując spojrzenie na Cole'a, z nim było gorzej... Otworzył szeroko usta nie dowierzając, w jego oczach rozbłysły iskry radości...

- A mnie już nie powitacie jak należy? - spytała ironicznie się śmiejąc, zerknąłem na nią.

Rzuciliśmy się jej w objęcia, zacząłem ponownie płakać, odczepiłem się prędko widząc co zamierza Cole... Patrzyłem na niego porozumiewawczo... odkleił się od niej uśmiechając łobuzersko, Riley zauważyła coś niepokojącego w jego zachowaniu. Zaśmiałem się głośno.

- Cole, dobrze się czujesz? - spytała przekrzywiając głowę na bok.

- Znakomicie! - uśmiechał się od ucha do ucha.

Zdecydowanie uniósł dłoń złączoną z Riley, pokazał jej splątane palce. Dziewczynę oblał intensywny rumieniec, spuściła wzrok z Cole'a. Prędko jednak zbliżyła się do niego i pocałowała go w policzek, po czym szybko odsunęła się od chłopaka. Cole zszokowany patrzył na brunetkę, jego policzki stały się momentalnie wiśniowe...

- D-dziękuję... - wydusiła zawstydzona. - Liczyłam z twojej strony na coś więcej, ale trudno się mówi... ciężko dostać od osoby to co się chce, prawda? - uśmiechnęła się do Cole'a.

*Riley*

Patrzyłam na chłopaka z czułością, gdyby tylko mógł ponowić to pytanie, a zwłaszcza czyny...!

- Wiesz, że o ciebie zazdrosny będę zawsze... - wyszeptał do siebie, usłyszałam jego słowa.

- Ale, jak niby? Przecież sama nie mogę sobie z niczym poradzić, jestem zbyt słaba żeby-...

Cole położył palec na moich ustach kiwając przecząco głową, nie rozumiałam jego gestu. Rzuciłam spojrzenie na Jay'a, który tylko wzruszył ramionami. Zerknęłam speszona na Cole'a, ta sytuacja nie należała do zwykłych... pocałunek z... postacią demona i jednocześnie przyjacielem?

- Umilkniesz w końcu? - spytał zbliżając się do mnie, lekko przechylałam się do tyłu.

- C-Cole, ale Jay... ja... - upadłam na plecy.

Spojrzałam głęboko w jego czekoladowe tęczówki... czego ja w końcu pragnę? Pocałunku czy przyjaciela? Przewrócił oczami kierując wzrok na Jay'a, rudzielec patrzył na nas ze zgodą po czym wstał i najzwyczajniej wyszedł. Gdy zniknął za rogiem poczułam na podbródku chłodne palce z pazurami, przechylił się bliżej mnie... Patrzyłam w jego czekoladową tęczówkę i puste oko. Nasze nosy zetknęły się, przymknęłam wystraszona oczy, ja nie chcę! Prędko odepchnęłam go od siebie, jednak on silnie przycisnął moje nadgarstki do podłoża...

- Riley, daj się w końcu pocałować! Ja cię kocham! - krzyknął do mnie lekko podłamany.

- Ale ja się boję, nigdy nie wiedziałam jak to się robi i...-

- Cii, chodź, pokażę ci... - wyszeptał łagodnie.

Chłopak usiadł delikatnie łapiąc ręką moją dłoń, podtrzymał moje plecy swoimi palcami. Dreszcze wstąpiły na moje ciało, a tysiąc gorących węgielków rozgrzało moje policzki. Spoglądałam w jego oczy; zbita z tropu, przycisnął mnie do siebie nadal nie spuszczając z oczu. Jego postać przerażała mnie najbardziej! Przecież Cole to człowiek, a nie demon! - głos w mojej głowie próbował uświadomić mi prawdę. Uśmiechnął się lekko, momentalnie zaraził mnie pewnością siebie i odwagą. Zdecydowana poprawiłam się na miejscu, poczułam na udach nasze dłonie, przyklęknął przy mnie lekko schylając głowę, tak abym mogła na niego patrzeć. Białe, kościste rogi tylko dodawały mu tego co potrzebne... uroku. Chwyciłam za demoniczne atrybuty wyswabadzając się z uścisku chłopaka, patrzyłam na ostre zakończenia obu zawijasów. Przetarłam lekko dłonią cały róg, Cole jedynie został obezwładniony; jakby poczuł rozkosz...? Zachichotałam i puściłam rogi, na lewej dłoni poczułam delikatny uścisk, zerknęłam na nią szybko. Ogon czarnowłosego zawinął się na moim nadgarstku, podsunęłam wolną dłoń żeby się od niego uwolnić... co było błędem.! Chłopak oplątał moje nadgarstki ogonem, jednocześnie wymachują dość długim końcem na boki. Futerko na końcu jego "broni" przekazywało radość... spojrzałam na oczy z powrotem. Pośpiesznie zbliżył się do mnie, nasze twarze dzieliły milimetry. W końcu zdołałam się zgodzić, jego ciepłe usta spoczęły na moich wargach. Wszystko zaczęło powracać do życia w moim umyśle, stare wspomnienia... ból psychicznych ran... Uczucia zaczęły prędko płatać figle; czułam z każdą chwilą piekące policzki, fale ogromnego gorąca jak i chłodu zalewające mnie od środka... a także silnie bijące serce w piersi, zapewne próbujące się z niej wyrwać. Nie zamykałam oczu, patrzyłam na chłopaka, on jednak strasznie się przejął tym wszystkim, jego ogon wylądował na wysokości moich oczu, wymachiwał nim silnie na boki... wiśniowe rumieńce zdobiły jego twarz, zarumieniłam się bardziej; oddałam czule pocałunek przymykając powieki. Nie wytrzymałam, tak cudowne uczucie nie było mi nigdy dotąd znane! Chłopak zacisnął na mnie usta mocniej, lecz z niebywałą delikatnością. Chwyciłam niepewnie jego wargę, podekscytowana wyczułam w sobie coś co każe i mówi: "Nie myśl, całuj!". Tak, więc zrobiłam... wędrowałam językiem po jego wardze, on uczynił to samo. Przepełniała nas rozkosz, uchyliłam usta; tutaj zaczęło się dziać... Czarnowłosy wpełznął do wnętrza mych ust, dając mi tym samym poczucie wolności. Dałam mu całkowitą swobodę, delikatne i ledwo wyczuwalne dotyki chłopaka powodowały coraz większe pieczenie mojej skóry na policzkach. Brakowało mi tchu, lecz wydłużałam pocałunek jak najdłużej. Ogon chłopaka rozluźnił mój uścisk na nadgarstkach, powoli opadał. Sprawnie chwyciłam go w dłonie, naprężył się w sekundzie; to jeszcze nie koniec! Złapałam omackiem jego rogów, głaszcząc je dokładnie, dłonie chłopaka wplątały się w moje włosy. Zdążył wysunąć język po czym przetarł swój nos o mój... Odsunął się ode mnie ustami; otworzyłam oczy. Patrzył na mnie z troską, jego oko z czekoladową tęczówką wyrażało radość, przeciwne natomiast też... zdążyłam zauważyć to po rozluźnionej brwi i łagodnej powiece. Uśmiechnął się szeroko, odwzajemniłam życzliwy gest. Zbliżyłam i rzuciłam się chłopakowi w silne ramiona, objął mnie mocno przyciągając do siebie. Jego pazury delikatnie musnęły moją koszulę, nie poczułam niczego prócz czułości w dotyku Cole'a. Jedna z dłoni spoczęła na mojej głowie, poczułam bezpieczeństwo, uśmiechnęłam się czując ciepło bijące od chłopaka... Gdybym wcześniej wiedziała ile radości dają mi chwile spędzone z Cole'm i byłabym pewna, że jestem z nim bezpieczna... na sto procent dałabym się pocałować od razu przy pierwszym spotkaniu...!

*Zane*

Szedłem chodnikiem, w najzwyklejszym mieście w Ninjago. Obładowany mnóstwem toreb z zakupami i ubraniami, nie spodziewałbym się, że dostanę właśnie takie zadanie. Mimo iż chodzę już kilka godzin po sklepach... nie czuję zmęczenia. Uniosłem głowę w stronę błękitnego nieba, delikatne promienie słońca odbijały się od mojej tytanowej powłoki. Nie miałem na sobie przebrania, w końcu zacząłem się akceptować w otoczeniu, takim jakim naprawdę jestem. Miałem dosyć zakładania maski i sztucznej skóry, jeśli jestem tytanowy co w tym złego? Wysłanie sokoła żeby zlokalizował dane sklepy - pomysł doskonały. Przeczuwałem idealną pogodę na dzisiaj jak i najbliższy tydzień... czyli świetnie zrobi nam ta przeprowadzka! Zatrzymałem się przed najbliższym sklepem, zerknąłem przez szybę na zegar. Około godziny osiemnastej, czyli to byłoby na tyle z tych zakupów... Skierowałem kroki zawracając szybko, wolę nie natknąć się na jakiś zbirów lub co najgorsza nie mam zamiaru używać mocy. Poprawiłem w dłoniach torby, miałem ich około ośmiu; prawie jak kobieta wracająca z centrum handlowego. A one czasami mogą mieć ich więcej! Uniosłem rękę czekając na sokoła, wiem, że zaraz wróci. Ku mojemu zaskoczeniu nie wracał, nadal trzymałem dłoń szukając ptaka wzrokiem, wzruszyłem ramionami skręcając na drugą stronę drogi, oczywiście przechodząc po pasach. Znalazłem się po chwili na miejscu, niedaleko parkingu. Cole poza zakupami prosił też żebym wynajął samochód, bo resztą on się zajmie. O co ja mam się z nim kłócić? Przecież to nasz stary lider... Prędko przeszedłem przez otwartą bramę parkingu, przełożyłem zakupy z ręki do drugiej... wolną dłonią szukając kluczyków od nowego auta. Wyciągnąłem je nie zwalniając kroku i nacisnąłem główny przycisk. Nowoczesny dźwięk rozbrzmiał w moich stalowych bębenkach, pośpiesznie schowałem klucze do kieszeni i ruszyłem na sam koniec ogrodzenia; w lewej części znajdował się nasz pojazd. Z daleka mogłem zauważyć niesamowicie iskrzące lakierem auto, krwistoczerwony kabriolet. Silnik o największej mocy jakie widziało całe Ninjago, a także dobre, intensywne światła oraz doskonała i biała, miękka tapicerka na siedzeniach. Uśmiechnąłem się pod nosem, Kai'owi się spodoba! Zbliżyłem się do kabrioletu i szarpnąłem za uchwyt otwierając drzwi auta. Prędko odłożyłem zakupy na pierwsze siedzenie i usiadłem obok. Wolę przeżyć tą jazdę autem, bo jak nie, to nie wiem gdzie zarobimy na jego naprawę... Zamknąłem drzwi i poprawiłem torby na podłoże auta, nie chcę dodatkowo dostać od Cole'a, że czegoś zapomniałem zabrać lub zgubiłem. Wyjąłem z kieszeni spodni kluczyki wkładając je do stacyjki. Przekręciłem klucz, silnik zawarczał głośno, zaraz potem delikatnie unormował dźwięk. Chwyciłem za kierownicę i hamulec ręczny, wycofałem samochód zdejmując ręczny i przekręcając kierownicę wyjechałem na drogę parkingową. Rozglądałem się po bokach czy żaden pojazd nie wyjeżdża z boku, zatrzymałem auto przed bramą, zerknąłem w obie strony drogi i wjechałem na prawy pas ulicy zgodnie z przepisami. Dobrze poukładany kierowca używa znaków i przestrzega ruchu drogowego... z dumą mogę powiedzieć, że należę do tego grona osób. Uśmiechnąłem się kładąc dokładnie dłonie na kierownicy, delikatny wiatr przedostawał się przez moje włosy. Głos silnika jest rewelacyjny, w ogóle go nie słychać! Skierowałem wzrok na sygnalizację, czerwone; zacząłem powoli hamować. Zatrzymałem pojazd przed przerywanym pasem skrzyżowania. Skorzystałem z okazji i spojrzałem na komunikator, wypadałoby poinformować resztę o gotowej przeprowadzce. Zdjąłem zegarek szybko wsuwając do rzutnika i jednocześnie nie spuszczając wzroku z sygnalizatora. Nadal czerwone... nacisnąłem na dotykowym oknie z GPS'em skanowanie danego urządzenia, system prędko wykrył komunikator. Włączyłem szybko komunikację bezpośrednią i wybrałem numer Cole'a... żółte... i... zielone. Nacisnąłem gaz puszczając wcześniej kierunkowskaz, skręciłem w lewo. Kilka odgłosów sygnału i usłyszałem...

- Tak, Zane? - głos przyjaciele zadowolił mnie prędko.

- Załatwiłem wszystko co chciałeś, Cole. No może z wyjątkiem jednej rzeczy, ale to nie problem, że zapomniałem o...-

- Spokojnie, nic się nie stało, później po to pojadę - przerwał mi. - A, właśnie! Załatwiłeś auto?

- Tak, najszybsze w całym Ninjago... - odpowiedziałem nie spuszczając z oczu drogi.

- To świetnie, niedługo się zobaczymy. Podjedź może pod restaurację Mistrza Chena, dasz radę? - spytał nagle.

- Nie ma problemu, zaraz tam będę, tylko wykręcę. - uśmiechnąłem się do siebie.

- No to, do zobaczenia! Uważaj na siebie! - zaśmiał się i rozłączył połączenie.

Troskliwy jak zawsze... Nagle do moich uszu doszły odgłosy sokoła, skierowałem wzrok ku niebu, gdyż droga jest zupełnie pusta. Uśmiechnąłem się ponownie, tytanowy sokół wylądował na siedzeniu tuż obok mnie, machnął skrzydłami i podskoczył zabawnie. Skierowałem wzrok na ulicę, zastanawiam się jak idzie reszcie z planem powstrzymania Qsariusa... Teraz jednak wiem, że musimy myśleć pozytywnie, raz na jakiś czas trzeba! Zaśmiałem się z siebie pod nosem... Zapowiada się nie lada wyzwanie oraz ciekawa podróż!

~~~~~~
TA RA DAM! Wracam z nową weną, nowymi znajomościami, nowymi odkryciami, a także z nowym nastawieniem! Na samym początku chciałabym wam podziękować za masę oczek, prawie 10k (+9,8k)! Mnóstwo gwiazdek, nie dużo brakuje do 1k (obecnie mamy = 975)! Oraz masę motywujących komentarzy (539)! Groźby nie groźby... one także mnie motywują! Nie rozpisując się już dłużej (lecę po prostu pisać kolejny rozdział :33) pozdrawiam wszystkich i liczę, że dobijemy okrągłe liczby!

10k - wyświetlenia, 1k - gwiazdki oraz 600 - komentarze! :*

Czekam na wasze opinie, bo dużo się dzieje w rozdziale! (Nie chcę nawet widzieć braku w komentarzach, macie się w nim napracować, jasne?)

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE ZE MNĄ! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro