Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koniec zmagań - XXXII

~——✿❀✿——~

*Falen*

Cisza, nie ma już nic. Wszystko zniknęło...

Otworzyłem oczy zerkając na pomieszczenie. Nie dostrzegalne promienie światła przebijały się przez kraty najprawdopodobniej celi. Gdzie jestem? Muszę tu być? Rozejrzałem się dookoła, obracając wokół siebie. Cztery ściany, a na ich końcu ktoś... dobrze znana mi osoba.

Nastolatka o łososiowatych włosach kręconych niczym delikatne fale mórz. Zamkniętych oczach i starganych nadgarstkach przez łańcuchy stali. Uniesiona głowa, zranione nogi ociekające szkarłatem krwi. Nie otwarte powieki, czułem w sobie zawód. Jak niby miała tu dotrzeć? Przecież dawno temu zniknęła, przepadła...! Rose, imię znaczące tyle co róża. Nadane przez matkę; kobietę kochającą mnie na zabój.

Prędko coś przykuło moją uwagę, otworzyła zieleń oczu przypatrując mi się z nienawiścią. Odwzajemniłem wzrok. Widok ten nie radowałby nikogo w pobliżu, szarpnąłem rękami wyczuwając długi i ciężki łańcuch ciągnący od rąk do podłoża ku ścianie.

— Zejdź mi z oczu — warknęła wyszczerzając kremowe usta w grymas.

Nie byłem w stanie ogarnąć jej nienawistnego ducha, to że się urodziła z mojej winy nie było pierwszym zmartwieniem Rose.

— Nie kochasz siebie, mam rację?

— A jak myślisz, staruchu? — dodała.

- Ja stary? - uniosłem ramiona w zmyślnym geście zdenerwowania napinając łańcuch. - Kto pilnował cię jak umierała matka?

— Juliet nie jest moją matką! Nie zgodzę się na to, że ta cała Riley jest cudowną dziewczyną, a wy ją kochacie! To upierdliwe — mruknęła spuszczając wzrok bez uczuciowo.

— Śmieszna jesteś, nie chcę mówić ci czegoś o czym nie wiesz.

"Juliet zdradzała Rastona, ze mną..." - w myślach to była bolesna prawda.

Zakończyłem. Miałem dość. Zwykła bohaterka kolejnych zdarzeń. Wymądrzałaby się powierzchownie, coś przyszło mi na myśl.

— A ty w ogóle wiesz, że ona nadal żyje?

— Ta? Nic mi do tego — prychnęła szarpiąc za kajdany.

— Miała sen, byłaś w nim jako jej kochana siostrzyczka, która zawsze potraf—

— Tobie już podziękuje, Slan zregenerował siły, więc się wynoszę! — wrzasnęła w pośpiechu, a jej dłonie mignęły jaskrawą zielenią.

Pieczęcie jakie wyryte były na jej nadgarstkach od narodzin zatopiły się blaskiem i pyłem. Stan tej mocy jest nie tyle co dobry, co bezpieczny - to wyróżnia ją spośród grona uzdolnionych.

Ściana, która obecnie została wskazana na cel już po chwili runęła pod wpływem ciosu z łba węża. Odwróciła głowę na mnie by ostatni raz móc zdobyć odwagę i uratować "komuś" życie. Wysunęła jedną z rąk przecinając z oddali moje ciało zieloną kreską w miejscach łańcucha (jej technika naprawdę robiła wrażenie). Metrowy wąż wyskoczył rozdziawiając pysk z kłami i za szarpnął kajdany łamiąc w sekundzie zabezpieczenia. Ślepia, które równie dobrze chciały zamordować moją osobę powstrzymywane były przez Rose. Wstałem z kolan delikatnie przeciągając się z uśmiechem...

— Dzięki temu jeszcze ci się przydam — westchnąłem teatralnie. — Jednak nie jesteś takim potworem żeby nie uratować tatuśka!

— Wyłaź i nie marudź, tato — pokazała dłonią z drwiną na rozsypaną ścianę, skłaniając się nisko.

Ruszyłem wraz z ciągnącym się wężem ku nóg, ocierając co chwilę jasno zielonkawą skórę zwierza. Spojrzenia córki nie były odwzajemnione, ale co poradzę, że nienawidzi mnie jak wąż ludzi. Zabawne...

~——✿❀✿——~

*Kiarra*

— Czy to nie Kai?! — krzyknęłam szarpiąc natychmiastowo za ramię Marcela, który szukał czegoś na mapie.

— Masz złudzenia, a przypominam, że szukamy tutaj czegoś innego — rzekł nie odrywając wzroku od papieru.

Parsknęłam pod nosem unosząc wzrok, bo na niebie właśnie widziałam ognistego smoka. Przed paroma chwilami coś takiego nie umknęło by mojej uwadze, nigdy w życiu! Nagle coś zabłysło nad słońcem rzucając na nas cień, spojrzałam na podłoże zdobione czernią odbijaną przez... smoka! Uradowana znów skierowałam głowę ku górze, tym razem się nie zawiodłam.

Chłopak, który oczarował moje serce od pierwszego spojrzenia właśnie przypatrywał mi się z nadzieją lądując smokiem niedaleko nas. Popędziłam łapiąc odruchowo Marcela za ramię jednocześnie czując rozpogodzenie tego nastroju między nami.

— Kai! — krzyknęłam rzucając się w objęcia podchodzącego chłopaka.

— Też się cieszę, że was znalazłem — uśmiechnął się zawadiacko składając delikatnego całusa na moim policzku
— Ale ja nie w tej sprawie, jesteście oboje potrzebni. I ty mistrzu czasu też — zagadnął szatyn patrząc na bruneta.

— Że niby ja? Żarty sobie robisz, moja moc do niczego nie jest wam potrzebna — pomachał dłonią lekceważąco, zagłębiając się bardziej w lekturze.

Westchnęłam i oderwałam ramiona od brązowookiego by zadać kilka pytań dręczących mój biedny umysł.
Nabrałam powietrza w płuca i wypowiedziałam wszystko na jednym wydechu:

— Jak ty się tutaj znalazłeś? Co się stało z Ninjago? Zostało zniszczone? Co u was? Jak z Riley? Już ogarnęła myśli i chodzi z Cole'm?!

— Ee... — spojrzał na mnie dziwnie z uśmiechem i zaczął odpowiadać — Po pierwsze: dostałem zlecenie żeby was stąd zabrać, bo mamy pewien plan. Po drugie i trzecie: Ninjago nadal istnieje i nic nie wskazuje na to żeby coś się zmieniło w tej kwestii. Po czwarte: wszystko w porządku, ale parę tygodni waszej nieobecności z całą pewnością was zaskoczy. No i po piąte: z Riley praktycznie większego kontaktu nie miałem, ale myślę, że daje radę. A szóste: co to w ogóle było za pytanie?! — zaśmiał się głośniej z niewiedzą.

— Dzięki i tak dużo zyskałam — ponownie go przytuliłam.

Pogłaskał mnie niesamowicie ciepłą dłonią zagłębiając palce w blond włosach. Znów mogłam poczuć ten bijący od jego osoby gorąc, który sprawiał wrażenie ogniska... rozmarzyłam się przymykając powieki. Coś jednak nie pozwoliło mi na dłuższą metę przytulania.

— To weź ją i już idźcie — mruknął Marcel obracając kolejny raz w dłoniach przedmiot.

- Nie lecisz? - zapytał nieco zdziwiony Kai.

- Pomyśl. Gdzie się wam nadam? Mocy praktycznie nie mam, bo na co komu władać czasem, no błagam cię...

Spojrzałam lekko zaskoczona słowami kolegi, czy on właśnie przyznał się, że posiada jakąś moc?

— Czekaj Marcel, ty masz w ogóle moc?! — zapiszczałam podekscytowana.

— Z księżyca się urwała... — warknął odwracając od nas wzrok.

Nie rozumiałam tego pojęcia, ma moc i nawet nie chce się nią chwalić? To do niego bardzo podobne, ale czasem można byłoby zrobić wyjątek. Lekko zdziwiona spoglądnęłam wprost na Kai'a by utwierdził moje przekonanie, iż to świetna wiadomość o odejściu z tego miasta.

— To teraz tak normalnie lecimy? Bez jakiegoś prowiantu? — dopytałam.

— Myślę, że i tak zajmie nam to dzień góra dwa, przy zmęczeniu smoka. Wliczając jeszcze jego odpoczynek tutaj... powinniśmy się wyrobić.

— To trzeba czegoś poszukać... — zatonęłam w oczach szatyna, z myślą jak dobrze, że tu jest.

~——✿❀✿——~

*Jay*

— I mówisz, że już możemy się tam przeprowadzić? — zapytałem z radością w oczach.

— Tak, wszystko znajduje się na swoich miejscach, a pokoje już przeznaczone. Tylko proszę żebyś jeszcze dopytał Riley czy nie ma problemu z dzieleniem pokoju — wyjaśnił Zane przez telefon.

— Znając naszą parkę nie będzie miała nic przeciwko — zażartowałem podśmiewając pod nosem.

— Liczę Jay, że zachowasz spokój informując ich o tym.

— Spokojna głowa, na razie!

Rozłączyłem kontakt i wsuwając telefon do kieszeni ruszyłem w poszukiwaniu Riley. Powietrze dochodzące do płuc było idealnym zwieńczeniem pogody wokół, rześkie i lekkie, niczym słodziutka wata cukrowa. Skąd taki przykład, sam nie wiem... Uniosłem wzrok znad podłoża rozglądając się dookoła. Szatynka stała przed torem z przeszkodami, poprawiała kucyka na środku głowy, po czym widząc mój wzrok pomachała radośnie dłonią w górze.

— Jay...! Jay! Co tam? — krzyknęła uśmiechając się od ucha do ucha.

— Mam dla ciebie pewną wiadomość! — odkrzyknąłem zbliżając nieco kroki w jej stronę.

— Jaką?!

— Coś o twojej rodzinie! To pilne!

Na początku wyglądała na zdziwioną, lecz po chwili podeszła do mnie spoglądając mi badawczo w oczy.

— Nie kłamiesz? — wbiła palec wskazujący w mój mostek z podejrzanym wzrokiem.

— Do rzeczy. Kojarzysz swoją siostrę, Rose? — westchnąłem. — Chyba byłyście jakoś od urodzenia rozdzielone, ale kilka zdjęć może i widziałaś.

— Skąd ty o tym wiesz, nie mam bladego pojęcia, ale streszczaj się, bo mam zamiar zrobić trening...

— To dostałem właśnie telefon od Zane'a i mówił, że ktoś taki jak Rose właśnie kręcił się niedaleko NinjagoCity. Możesz sprawdzić w między czasie czy to na pewno ona? — zapytałem podając w jej stronę komunikator w zegarku.

— Ja?!

— Kto inny przechodzi tutaj szkolenie i potrzebuje wsparcia, jak nie ty? Może ja, co? - zaśmiałem się z ciągle wstrząśniętego wyrazu dziewczyny.

— Siedemnastolatka nie da sobie rady! — dodała zarzucając ramiona w powietrzu.

— Cole'a nie mieszaj, on ma dwudziestkę na karku. Zane'a też odpuść, bo dziewiętnastkę skończył tak samo jak Kai. A moja dwudziestka radzi sobie w innych sprawach — zgasiłem szatynkę tym faktem, wystawiła dłoń po komunikator.

— Wredny jesteś, a i tak cię lubię — uśmiech na jej twarzy rozpogodził nastrój.

Przechwyciła urządzenie zamiatając mi włosami dosłownie przed oczami i wróciła do toru przeszkód. Zarzuciłem spojrzenie na nastolatkę i jedyne co wzbudziło we mnie zaskoczenie to styl jej walki. Kopnięcia jakimi powalała drewniane kukły były efektowne, przez co od razu łamały się w pół. Ziewnąłem podziwiając teatrzyk treningowy. Ciekawe, gdzie reszta się podziała...

— Riley ćwiczy? — nagle zza moich pleców wyskoczył Cole.

Zaskoczony spojrzałem na niego. — Nie strasz mnie brachu!

— Tylko przyszedłem zobaczyć jak daje radę — uśmiecha się szeroko.

— Jak widać nieźle jej idzie — uśmiechnąłem się szeroko.

Wpatrywaliśmy się w Riley przez dłuższą chwilę.
Po mojej głowie ciągle pałętały się różne myśli.

Spojrzałem w niebo z uśmiechem, białe obłoki szybowały po niebieskim morzu, westchnąłem zachwycając się widokiem...

Co z nami będzie? Czy faktycznie uda nam się odnaleźć Qsariusa i jakoś z nim wygrać? Może wszystko potoczy się inaczej...

~~~~~~
(a/n) the end. it's not a prank, bro! ( ̄ε(# ̄)
to koniec, nareszcie skończyłam ten ff, plz help me ;-;
TAKI KONIEC MUSI WAM WYSTARCZYĆ! resztę możecie sobie sami uroić w główkach, czego nie bronie. (*>.<*)
No i wypadałoby jakieś podziękowanie dodać czy coś... to może szybko i krótko:
Jestem wdzięczna za gwiazdki, komentarze i czasami wręcz denerwujące groźby. ☆\(^ω^\)
Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się dodać jeszcze w jakiś sposób rozdział tej książki, także do zoba u mnie na melanżu za hajs z wtt!
(i został jeszcze ten cholerny special, ;-; który niedługo opublikuję... jak chcecie jeszcze się o coś zapytać bohaterów lub mnie to tutaj w komentarzu).

DZIĘKI, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ PRZEZ TEN DŁUGI CZAS! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro