Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

To był chyba pierwszy raz od półtora roku gdzie młodszy z synów Francuzki był na zwolnieniu od szkoły. Czuł się z tym dość dziwnie, to słowo i tak z resztą zdawało się być niewystarczające. Siedział z podkulonymi nogami obejmując je rękoma na swoim łóżku, głowę natomiast miał schowaną między kolona. Dookoła panowała martwa cisza, która go tylko jeszcze bardziej dobijała. Próbował wsłuchać się w swój oddech, bicie serca, które wydawało się spowolnić swoją pracę do minimum jednak nie był w stanie. Zacisnął powieki unosząc nieco podbródek by spojrzeć na przedmiot naprzeciwko niego. Metal błyszczał się w świetle żarówki był na swój sposób, a on choć bardzo chciał nie był w stanie odwrócić oczu w innym kierunku. Czuł się tak jakby ten pobłysk hipnotyzował go wprawiając w poczucie nostalgii. Wyciągnął dłoń do przodu zaciskając na nim dłoń po czym podniósł go na wysokość oczu. Brązowe paski spłynęły pomiędzy jego palce, a na środku dłoni leżała broszka w kolorze zieleni oraz metalowej otoczce. Przekrzywił głowę w bok po czym zamrugał powolnie zmęczonymi, apatycznymi oczami. Ziewnął w swoją wolną dłoń po czym padł do tyłu kładąc się na materacu, krawat bolo jednak uniósł na wysokość oczu.

Dzień wcześniej wyszedł z domu z zamiarem kupienia sobie czegoś szybkiego do jedzenia. Paula nie było w domu, praktycznie cały czas go nie było bo załatwiał różne sprawy związane z śmiercią swojego chłopaka oraz zorganizować wszystko tak by pogrzeb odbył się jak najszybciej. Chuuya miał wrażenie, że starszy nie patrzy już na niego tak jak dawniej, że te drobinki lodu w jego oczach przybrały na sile zamieniając się w trwałą i niezniszczalną bryłę. Ryży nie łudził się, starszy od samego początku pałał do niego swojego rodzaju niechęcią jednak utrzymywali przyjacielskie stosunki. Nigdy na siebie nie krzyczeli choć rzecz jasna zdarzyło się im pokłócić, nigdy nie nazwał go w jakiś poniżający sposób i także on zachowywał stosunek przepełniony szacunkiem względem niego, zabierał go na zakupy, pomagał z pracami domowymi lub zwalniał ze szkoły gdy mówił, że nie czuł się na siłach do niej pójść wierząc mu na słowo i mając na wglądzie to jak się wyniszczał przed śmiercią rodziców. Ogólnie było dobrze, a Rimbaud zawsze jeszcze bardziej łagodził sprawę. Nawet nie musiał nic mówić, wystarczało, że był obok, a Chuuyi wydawało się, że każdą sprawę będzie w stanie załatwić pokojowo.

Teraz go jednak nie było. Nikt nie mógł uspokoić blondyna gdy ten się złościł, nikt nie mógł zapewnić niebieskookiego, że nie musi dawać z siebie więcej skoro to co już dawał było więcej niż wystarczające, nikt nie był w stanie rozpocząć luźnej rozmowy przy obiedzie by rozluźnić resztę domowników po ciężkim dniu. Naciągnął na swoją głowę kaptur i włożył dłonie do kieszeni nawet nie myśląc o tym by spojrzeć wyżej i chociażby na kilka sekund nie zobaczyć twarzy osoby której nie znał. Nie rozumiał po co z takim samopoczuciem gdziekolwiek wychodził jednak był pewny, że to, że żałuje było tu za małym stwierdzeniem. Zacisnął wargi w wąską linię nie myśląc nawet o tym by zawrócić. Skoro powiedział "a" wypadało i też powiedzieć "b". Z trudem wszedł do środka sklepu patrząc na czubki swoich butów po czym znając miejsce w którym położna była alejka niemal na pamięć ruszył w jej stronę. Wcisnął mocniej dłonie w materiał słysząc krzyki małych dzieci, które nie mogły mieć więcej niż dziesięć lat. Sam doskonale pamiętał jak w tym wieku latał od jednego miesiąca do drugiego całkowicie nie przyjmując się opinią innych ludzi. Jego mama zawsze musiała przepraszać za niego ludzi którym niemal coś wytrącił z rąk. Karciła go jednak nigdy nie robiła tego na poważnie, raczej cieszyła się z tego, że on miał dobre dzieciństwo. Nie był z resztą również wychowywany w pełni po Japońsku mimo powtarzających się prób jego ojca z tym związanych.   

Wziął głęboki wdech przymykając oczy po czym wyciągnął rękę do przodu po chwili orientując się, że wyciągnął ramen w plastikowym opakowaniu. Musiał go tylko zalać wrzątkiem lub ewentualnie gorącą wodą żeby mógł go zjeść jednak rudowłosemu przemknęła przez myśl pewna mała sugestia by całkowicie już mieć na wszystko wyjebane i zacząć go jeść na sucho. Pewnie jego zmarła od kilku lat babcia złapała by się za serce słysząc coś takiego i zeszła na zawał zanim zdołałby się wytłumaczyć. Zacisnął mocniej palce na opakowaniu zagryzając zęby i opuszczając jeszcze niżej głowę. Obrócił się gwałtownie chcąc iść do kasy kiedy poczuł jak Na kogoś wpada. Ciche "Huh?" wydostało się z pomiędzy jego warg, a on sam poleciałby prosto na półkę gdyby nie wyższy który chwycił go za ramiona. Spojrzał mu górze mrugając oczami i dostrzegając tak dobrze mu znane kasztanowe włosy oraz lekko rozszerzone w zaskoczeniu brązowe tęczówki. Wpatrywali się przed siebie jeszcze chwilę zanim szatyn gwałtownie nie zabrał dłoni z jego ramion przywracając go tym gestem do rzeczywistości.

Ryży zlustrował go wzrokiem. Ostatnio miał tylko okazję widzieć go na kamerce oraz słyszeć przez wątpliwej jakości głośnik swojego telefonu więc nie mógł stwierdzić czy ten wyglądał dobrze czy źle. Teraz jednak kiedy miał go na żywo przed oczami dostrzegał lekkie cienie pod oczami młodszego oraz to jak popękane były jego wcześniej w kolorze malin wargi.  Zmarszczył brwi spoglądając na to co ten trzymał w ręce i najwyraźniej zamierzał kupić. Opakowanie białego opatrunki zdawało się na tyle ciążyć w ręce licealisty, że te praktycznie wypadało mu spomiędzy kościstych palców. Ubrany był w mudnurek szkolny zapięty aż po sam kołnierzyk oraz pomiędzy włosami chyba udało mu się dostrzec wsuwkę.

Stali tak przez chwilę w milczeniu dopóki nie zostało one przerwane przez cichy chichot wyższego. Niebieskooki spoglądał na niego tak jakby właśnie spotkał osobę opętaną przez jakieś japońskie bóstwo nie rozumiejąc powodu wesołości drugiego. Im bardziej jednak wpatrywał się w twarz ewentualnego szaleńca zamkniętego w swoim świecie tym bardziej w jego podbrzuszu narastało dziwne i jedyne w swoim rodzaju napięcie. Miał wrażenie, że coś jakby zatrzepotało mu w żołądku i zanim się obejrzał już razem z nim się śmiał jak y jutra miało nie być. Miał też krótkie wrażenie dotyczące tego, że to on z ich dwójki robił największy hałas. Przez ostatnie dni starał się nawet nie wychodzić z pokoju, a co dopiero z domu. Rzeczy, które wcześniej wydawały mi się zabawne stały się dziwnie wyblakłe tak jakby włączył jakiś specjalny filtr. Miło jednak było choć na chwilę się od tego oderwać i zachować się jak chłopak w jego wieku. Cóż, pewnie jakiś jego rówieśnik widząc go teraz puknął by się w głowę jednak nie obchodziło go to zbytnio teraz.

— Co ty tu robisz? — Zapytał młodszy kiedy nieco się uspokoił.

— Robię zakupy — uniósł paczkę po czym przyjrzał się jeszcze raz twarzy wyższego. — A ty?

— Ja też — pomachał leniwe bandażami po czym wyminął go trochę by pochwycić danie na szybko po czym skierował się w stronę kas. Chuuya ruszył odruchowo za nim.

— Po co ci bandaże? — Wyrównał z nim krok.

— Po nic. Mori się zorientował, że nie mamy ich w apteczce i mnie po nie wysłał — na samo wspomnienie swojego opiekuna wywrócił oczami z dość jednoznaczną miną jednak szybko wrócił do wcześniejszej aparycji. — A u ciebie? Wszystko w porządku? — Zapytał choć nie oczekiwał w tej chwili odpowiedzi.

Podeszli do kas kładąc na taśmę swoje zakupy, a gdy kasjer je skasował zapłacili za nie. Chuuya nie planował nigdzie iść po zrobieniu tego czego chciał więc nie wziął nawet małej torebki, szatyn widocznie również o tym na początku nie pomyślał. Stanął trochę dalej czekając na starszego, a gdy trafił on na koniec kolejki i również zapłacił dołączył do niego. Wyszli z sklepu w milczeniu przerywanym tylko głosami z wewnątrz, szumem wiatru oraz głosami ludzi i odgłosami samochodów. Ryży spojrzał na bladą niczym chińską porcelanę chłopaka orientując się jak zimno jest. Na początku nie zwracał nawet na to uwagi jednak teraz gdy o tym pomyślał cieszył się, że pod bluzą miał jeszcze kolejną bo nie chciało mu się jej ściągać. Zaczęli przechodzić chodnikiem aż nie trafili na pustą przestrzeń parku. Tylko nie liczni się tu przechodzili co dawało dobre miejsce na trochę bardziej intymną rozmowę.

— Myślę, że jest okej — mruknął w odpowiedzi na wcześniejsze pytanie jednak widząc nie przekonaną minę brązowookiego westchnął łapiąc się za kark i wbijając w niego paznokcie by się po nim podrapać. — W sensie nie mówię, że jest idealnie. Mam na prawdę ochotę to wszystko porzucić i mieć to gdzieś jednak nie mogę. Uwierz mi gdyby dano mi szansę to po prostu bym leżał i nie wstawał z łóżka.

Dzięki spotkaniom z psychologami na których był dość otwarty zrozumiał, że trzeba być szczerym. Nie mógł tak po prostu kisić w sobie emocji tak jak ogórka bo wybuch, który miał dać im szansę zabrzmieć byłby tylko gwałtowniejszy. Czasami dochodził do konkluzji, że gdyby wtedy porozmawiał z rodzicami może by się to wszystko ułożyło i nie wynikło by z tego tyle problemów ile było. Nie mógł jednak cofnąć czasu, nie ważne jak bardzo by tego chciał. Starał się nie okłamywać innych, ale i siebie samego bo to by było tylko jeszcze gorsze. Westchnął masując swoją skroń i czując się tak jakby jego czaszka miała za chwilę eksplodować. Spojrzał kątem oka na przyglądającemu mu się licealistę. On sam nie wyglądał lepiej. Gdyby Chuuya widział go pierwszy raz to bez skrupułów zapytał by się czy ten nie jest przypadkiem wampirem.

— A Paul? — Wyrwał go z transu widzą jak ten nieświadomie odlatuje.

— Głównie siedzi w pracy, chyba w taki sposób chce odreagować — prychnął pocierając twarz.

— Nie powinni dać mu zwolnienia? — Uniósł brew.

— Niby je dostał, ale zapierał się nogami i rękami. Jakby, wszyscy rozumieli, że powinien odpocząć, zregenerować siły, ale on kurwa nikogo nie słucha. Nawet mnie do cholery — Zatrzymał się w miejscu spoglądając w niebo.

Dazai przeszedł jeszcze kilka kroków do przodu by obrócić się o dziewięćdziesiąt stopni po czym poszedł w ślady za nim. Zignorował to, że coś w jego karku strzyknęło jakby chciał zaprotestować po czym zmrużył oczy. Powoli robiło się już ciemno, akurat idealna pora żeby wrócić do domu. Skierował swoje kasztanowe oczy jeszcze raz w stronę rudzielca po czym uśmiechnął się wesoło i z nową iskierką. Sięgnął do swojej kieszeni po czym wyjął z niej stary krawat bolo. Obracał go przez chwilę by przypatrzeć się kamyku który był do niego przymocowany po czym wyciągnął z nim rękę do przodu tak by zwrócić na siebie przy okazji uwagę Nakahary. Ten tylko zamrugał zaskoczony wpatrując się w prezent po czym zagryzł dolną wargę i spojrzał na niego podejrzliwie.

— Nie ma tu żadnych haczyków. Tutaj mam na myśli i w przenośni i dosłownie — zapewnił po czym sprostował śmiejąc się lekko pod nosem.

— To nie był przypadkiem prezent od Yosano? Wkurzy się jak się dowie, że mi go oddałeś — zaprotestował, a niepokój gromadził się na dnie jego organizmu.

— Kto powiedział, że musi się dowiedzieć — wywrócił oczami kładąc dłonie na biodra i kręcąc nimi do okoła. Zaraz jednak wrócił do swojej poprzedniej pozycji. — No dalej Chuu~. Wiem, że chcesz.

— Ty coś planujesz — wskazał na niego oskarżycielsko palcem, a on na to tylko wzruszył ramionami.

— Może tak, może nie — ziewnął. — Oh no dalej Chibi! Nie pozostawiaj mnie w tej niepewności!

— Dobra! — Krzyknął po kilku sekundach ponaglanego myślenia. Mimo iż w końcu go przyjął to i tak zamierzał go oddać przy najbliższej okazji. Jeśli nie jemu to jego siostrze choć szansa na zobaczenie jej będzie więcej niż znikoma.

Rozstali się w nastrojach pogodnych, nawet humor Chuuyi uległ znaczącej poprawie co akurat wtedy było niesamowitym wyczynem. Niebieskooki zamknął oczy odkładając przedmiot z powrotem na materac po czym podniósł się do pozycji siedzącej. Przez myśli o jedzeniu jego głód tylko się wzmógł i to na tyle, że nie mógł go już ignorować i po prostu leżeć w łóżku. Niemalże zrzucił swoje odrętwiałe nogi na podłogę po czym podnosił się chwiejnie. Ruszył w stronę drzwi, a następnie nacisnął klamkę otwierając je. Wyszedł ze środka zamykając za sobą pomieszczenie po czym obrócił się lekko i ruszył do schodów po chwili po nich schodząc. Z minuty na minutę do jego nozdrzy docierał coraz wyraźniejszy chemiczny zapach na co się skrzywił. Kiedy był już na parterze wykonał jeszcze kilkanaście dużych kroków aż nie znalazł się w otworze prowadzącym do kuchni. Jego dłonie zacisnęły się w pięści, a jemu samemu odechciało się cokolwiek jeść.

Verlaine niemalże leżał na stole w towarzystwie kilku opróżnionych butelek po sake* oraz kilku mających jeszcze w sobie jakąś zawartość. Z nieco opóźnionym odruchem uniósł głowę ku górze by spojrzeć na swojego młodszego brata. Jego stalowe tęczówki spotkały się z tymi w kolorze oceanu. Przez chwilę Chuuya stał tak, a blondyn nieco wyprostował się na swoim miejscu, a rudego zaczął ogarniać tylko coraz większy niepokój. Przerwał mimowolnie kontakt wzrokowy przenosząc spojrzenie na trunki. Paul Verlaine którego znał nigdy nie pił. Czy to w domu, gdy gdzieś wychodził, a tym bardziej jak miał na jutro iść do pracy tak jak w tej chwili. To nie był jego brat, jego brat by się nie zachował w taki nieodpowiedzialny sposób. Nie było to w jego stylu, a przynajmniej chciał w to wierzyć.

— To przez ciebie — mruknął w końcu zachrypniętym głosem, a jego alkoholowy oddech byłby w stanie powalić chyba każdego.

Rudzieliec wziął jeden drżący oddech unosząc przy tym wysoko barki po czym zamknął oczy i zacisnął wargi. Stał tak przez chwilę czując jak żółć podchodzi mu do gardła, a gdy miał już pewność, że na pewno nie zwymiotuje jego usta się rozchyliły układając je w jedno wyraźne słowo.

— Wiem.

***

*Sake – "trunek, napój alkoholowy; ogólna nazwa napojów alkoholowych, jak: piwo, whisky, wino, w tym także japoński alkohol nazywany na Zachodzie sake, w wąskim, japońskim znaczeniu odnosi się do nihon-shu."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro