Rozdział 3
Minął miesiąc. I w tym czasie trochę się zmieniło. David i Jake zostali przyjaciółmi, dodatkowo czarnowłosy dowiedział się, że Sue tak naprawdę jest zupełnie inna niż Ruby. A najważniejsze: nie była tak wredna, jak jego siostra, była naprawdę miła. I to w niej cenił. Dzięki temu też się zaprzyjaźnili.
A życie szkolne Jonesa? Z dużą ilością osób w szkole dobrze się dogadywał. Można powiedzieć, że jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Jego uczucie do Sandersa, które wciąż rosło. Wiedział, że musi mu to wyznać, jednak bał się reakcji szatyna. Poza tym jego siostra była w nim zakochana. A to był spory problem.
Był piątkowy wieczór, na zewnątrz było dosyć jasno. Zielonooki siedział na swoim łóżku, które znajdowało się blisko dużego okna. Chłopak słuchał muzyki na słuchawkach, cicho podśpiewując. W pewnym momencie napisał do niego Sanders.
Jake: Hej
David: Cześć
Jake: Możesz wyjść na zewnątrz?
David: Co to za pytanie?
David: Nie wiem
Jake: Wyjdź, proszę
David: Ok
Jake: :)
Głupek — pomyślał, śmiejąc się. Wyszedł z pokoju i poszedł do korytarza. Tam Ruby od razu zaczęła:
— A gdzież to mój braciszek się wybiera?
— Nie mam czasu — uciął szybko. Nie miał ochoty na rozmowę ze swoją siostrą. Nie miał ochoty, gdyż wiedział, iż będzie mu robić wyrzuty. Zawsze tak było.
— Rodzice nie będą szczęśliwi, jak dowiedzą się, że wymykasz się z domu — odparła z jadem.
— Nie wymykam się. Ja... idę z kolegami. Na mecz. Tak, na mecz.
— Taa, jasne, już ci wierzę.
— Nie mam czasu, muszę już iść — powiedział jeszcze, zanim wyszedł. Przez przypadek zbyt mocno pchnął drzwi, przez co zabrzmiało głośnie trzaśnięcie. Jednak zielonooki nie zwracał na to jakiejś większej uwagi. Niebieskooki czekał pod domem Davida.
— Nareszcie przybyłeś — rzekł do niego teatralnie. — Dłużej się nie dało?
— Zamknij się. Gdyby nie moja siostra, przyszedłbym trochę wcześniej. Ale tylko o kilka sekund, najwyżej minutę.
— Dobra, dobra, chodź ze mną.
— Dokąd?
— Zobaczysz. — Szatyn uśmiechnął się tajemniczo. Czarnowłosy był bardzo ciekawy, gdzie chciał go zabrać.
Zaczęli swobodną rozmowę, w której wymieniali swoje opinie o poszczególnych celebrytach. W pewnym momencie Sanders złapał rękę Jonesa, a ten się zarumienił. Nic nie powiedział a jedynie pozwolił przyjacielowi spleść ich palce. Poczuł, że jego serce bije szybciej. Nie chciał psuć tej chwili. Chciał tak trwać przy nim wieki. Wreszcie poczuł strach. Bał się swoich uczuć. Nie chciał robić na złość swojej siostrze. Nawet jeśli miałby cierpieć, chciał uszczęśliwić swoją siostrę.
— Puszczaj mnie. — Wyrwał swoją rękę z uścisku. Odsunął się trochę od chłopaka.
— Przepraszam, nie wiedziałem, że to ci przeszkadzało — powiedział ze smutkiem w głosie Jake. Nie sądził, że zrani tym przyjaciela. Nie chciał przecież w żaden sposób go skrzywdzić. — Już jesteśmy.
Czarnowłosy spojrzał na budynek. Zwyczajna restauracja z fast foodem. Nic szczególnego.
— Po co tu przyszliśmy? — zapytał z lekkim zawiedzeniem Jones.
— Otóż, mój drogi przyjacielu, to jest niespodzianka.
— Fajnie. — Ironia zielonookiego w żaden sposób nie wzruszyła niebieskookiego.
Weszli do środka. Był tam niemały tłum. David wzdrygnął się na ten widok. Nie lubił zatłoczonych miejsc. Wolał ich unikać. Jako introwertyk preferował wąskie grono osób, lecz nie sądził, że jego przyjaciel zaciągnie go w miejsce, za którym nie przepadał. Posłał mu pełne wyrzutów spojrzenie, jednak ten udawał, iż tego nie widzi. Zachciało mu się żartów — pomyślał chłopak. — Bardzo śmieszne Jake, bardzo śmieszne.
Usiedli przy wolnym stoliku, by chwilę później usłyszeć donośny głos właściciela dobiegający z głośników:
— Dobry wieczór! Dzisiaj rozpoczynamy coroczny konkurs karaoke. Zapisy będą możliwe przez godzinę, więc proszę się spieszyć. Proszę wpisać swoje imię i nazwisko oraz piosenkę, którą będziecie wykonywać.
— Powinieneś wziąć udział — odezwał się szatyn. Zobaczył wystraszony wzrok czarnowłosego. — No co?
— Nie jestem pewny... — Prawda była taka, że bał się występów publicznych. Zawsze, gdy miał wyjść na scenę, stresował się tak, że nie był w stanie niczego zrobić.
— No proszę, proszę, kogo ja tu widzę? — Usłyszeli nieprzyjemny głos. Oboje spojrzeli na blondyna o brązowych oczach, z którym przybyli jego znajomi. — Jake Sanders we własnej osobie.
— Długo się nie widzieliśmy, Nathan — odparł niebieskooki. David od razu zrozumiał, że ci dwaj są rywalami.
— Co tu robisz, gnoju? — powiedział, po czym spojrzał na Jonesa. — Nie mówiłeś, ze przyjdziesz z jakąś panienką — powiedział drwiąco.
Tak naprawdę kolejnym z kompleksów czarnowłosego była jego dziewczęca uroda. Czasami dochodziło do sytuacji, w których mylono go z dziewczyną, ale najbardziej działało mu na nerwy to, gdy ktoś specjalnie nazywał go dziewczyną. Takich ludzi nienawidził.
— Jestem chłopakiem.
— Co tam mruczysz, panienko? — Blondyn najzwyczajniej w świecie z niego drwił.
— Jestem chłopakiem — powtórzył głośniej. Czuł wzbierającą wściekłość.
— Sanders, skoro tu jesteś, możemy się założyć. — Zignorował Jonesa. W oczach nastolatka był jakiś złowrogi błysk.
— O co niby? — Jake spojrzał podejrzliwie na brązowookiego. Wiedział, że jego zakłady zawsze wykraczały poza umiejętności oponenta, jednak tego, co usłyszał, naprawdę się nie spodziewał.
— O to, że twoja koleżanka zaśpiewa lepiej niż ja. — Specjalnie podkreślił słowa twoja koleżanka, aby jeszcze bardziej upokorzyć czarnowłosego. — Oczywiście ja jej wybiorę piosenkę, a ona mi.
Szatyn zawahał się przez chwilę. Nie mógł decydować za swojego przyjaciela. Nie chciał tego. Już miał odmówić, gdy nagle zielonooki powiedział:
— Umowa stoi.
Jake zastanawiał się, czy zrobił to, by chronić swoją reputację, czy raczej reputację szatyna. Nie wiedział, co chciał tym osiągnąć.
— Świetnie. — Nathan wyszczerzył się w nie wróżącym nic dobrego uśmiechu. David poszedł z nim, aby się zapisać. Tymczasem Sanders zastanawiał się, czy czarnowłosy na pewno wie, co robi. Wolał nie myśleć o tym, co może mu wybrać blondyn. Tylko żeby nic mu się nie stało — pomyślał.
***
Niektóre występy to był kompletny niewypał, jednak dużo było naprawdę świetnych.
Jake z niecierpliwością wyczekiwał na występ Davida. Z każdym kolejnym uczestnikiem stresował się coraz bardziej. Wiedział, iż do tego większe powody miał czarnowłosy, ale nie mógł przestać się martwić. A co, jeśli mu coś nie wypali? — myślał. — Albo Nathan coś uknuł?
Wreszcie przyszła kolej zielonookiego. Prowadzący powiedział:
— A teraz wystąpi dla was David Jones z piosenką Material Girl.
Chłopak wyszedł na scenę. Przeczuwał to, iż jego oponent wybierze mu piosenkę śpiewaną przez kobietę, ale blondyn pewnie nie spodziewał się, że czarnowłosy lubił słuchać Madonny. Uśmiechnął się do siebie po czym — nie patrząc na tekst — zaczął śpiewać. Wychodziło mu to perfekcyjnie, gdyż znał już utwór na pamięć.
Wszyscy słuchali zielonookiego i byli zachwyceni jego występem. A zwłaszcza szatyn. Patrzył na niego, nie mogąc oderwać wzroku. Poczuł, że bicie jego serca przyspiesza. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę z uczucia, jakim darzył tego czarnowłosego chłopaka.
Kiedy nadeszła kolej blondyna, ten, widząc tytuł piosenki, powiedział:
— Michael Jackson?! Kto słucha tego gówna?!
— No co ty, Who Is It to bardzo fajna piosenka — odparł Jones. — Tylko trochę trudna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro