8. Chwila niezręczności p.1
Kręcił się, nie jakoś nachalnie, ale na tyle aby móc wydostać się z jego ramion. Jednak na marne ,miał wrażenie, że ramiona mężczyzny tylko bardziej się na nim zakleszczają.
Westchnął zrezygnowany i zaraz otworzył szerzej oczy, gdy usłyszał wyraźnie głęboki, basowy głos mężczyzny. Uniósł powoli brwi i, aż się wzdrygnął.
Chciał coś powiedzieć jednak odebrało mu mowę.
Wylądował na boku, uwięziony w jego ramionach, a następnie poczuł ciepłe, miękkie wargi na samym środku czoła.
To było coś, czego nie spodziewał się doświadczyć już drugiego dnia w Domenie.
Jego twarz zalała się czerwienią, przez niego nie wiedział co robić. Powinien zacząć panikować, szarpać się, czy może znów go kopnąć w krocze za obmacywanie?
Mimowolnie przyznał się przed samym sobą, że było to dość niecodzienne, ale i miłe. Jego ciało było takie ciepłe, a ramiona dawały mu poczucie bezpieczeństwa.
Ale zdawał sobie sprawę z tego ,że było to złudne i kiedy ta Bestia się obudzi, to znów zrobi mu z życia małe piekło.
Westchnął ciężko i podwinął poduszkę pod głową, a udo ułożył na jego biodrze by było mu wygodniej w tej pozycji. Nie umiał zasnąć tylko wpatrywał się w jego twarz, czekając kiedy ten wyrzuci go najprawdopodobniej przez okno .
Westchnął ciężko i ostatecznie zamknął oczy czekając na nieuniknione.
Meng Yao czekał na śmierć, ale ta nie nadeszła. Za to nadeszła senność i zmęczenie od jego silnych ramion i przyjemnego zapachu.
Na pewno nie potrafił przyznać się przed samym sobą ale dość przyjemnie i bezpiecznie czuł się w jego objęciach.
Na pewno nie powie tego na głos.
Usnął ,będąc zmuszonym do leżenia w jednej pozycji.
Sam Nie Mingjue obudził się jakąś godzinę później, wciąż wtulony w coś przyjemnie ciepłego. Uchylił powieki i w pierwszym odruchu, uśmiechnął się widząc wtulone w siebie drobne ciało. Dopiero po chwili jego mózg zaczął analizować ostatnie wydarzenia. A im więcej analizował tym bardziej zaczynał obawiać się o swoje życie jak i bębenki w uszach.
Przecież jak ten cholernik się obudzi, to Nie Mingjue straci życie szybciej niż je odzyskał. Zwłaszcza, gdy uświadomił, gdzie spoczywa jedna z jego dłoni.
Ewidentnie trzymał Meng Yao za pośladek. Cholera.
Zaczął analizować, gdzie zostawił wczoraj Baxię, by móc się jakoś bronić i doszedł do wniosku, że zostawienie jej poza zasięgiem Yao, a co za tym idzie z dala od łóżka było sporym błędem.
Najdelikatniej jak tylko mógł przewrócił się na plecy, nie patrząc na Meng Yao i ostrożnie zabierając rękę z jego tyłka. W duchu modlił się by ten się nie obudził, bo po młodszym mógłby się spodziewać przegryzienia szyi. Nerwowo przełknął ślinę, gdy ułożył się na plecach, dalej bojąc się spojrzeć na mężczyznę w jego ramionach. Najgorsze, że nie mógł przed sobą samym przyznać, że nie podoba mu się to co zastał rano.
Młodszy zamruczał pod nosem niezadowolony, kiedy jedno ramię go opuściło.
Sam sennie uniósł się na łokciu i za moment popatrzył na niego zaspany. Nie powiedział jednak nic tylko przysunął się bliżej i ułożył na jego torsie wtulając twarz w jego szyję.
Ledwo Nie Mingjue położył się na plecach, a Meng Yao zaczął się podnosić. Spojrzał na niego niezbyt pewnie, a ten tylko rzucił na niego okiem i bezczelnie ułożył się na nim wygodnie. Bardziej spodziewał się po nim wściekłego syku lub wrzasku i rzucenia się na starszego z pazurami, czy prób przegryzienia mu gardła. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że młodszy zachowa się w ten sposób. Właściwie czystym odruchem było, gdy otoczył go ramieniem.
Yao westchnął ciężko i wymruczał zaraz coś niewyraźnie. Przesunął dłonią po jego brzuchu, a udo młodszego przesunęło się po kroczu tamtego. Zupełnie niechcący. I to naprawdę niechcący bo mężczyzna nie był tego nawet świadomy.
Dziwnie przyjemny dreszcz przebiegł po plecach Jue, gdy czuł tą drobną dłoń na swoim torsie. Już chwilę później cały zesztywniał, gdy udo Meng Yao przesunęło się po jego kroczu.
- Całuj mnie Jue-gege..- wymamrotał pod nosem przez sen i zagryzł lekko wargę.
Starszy leżał jak sparaliżowany, gdy Yao postanowił dobić go bardziej, bredząc przez sen, by ten go pocałował. W pierwszym odruchu nawet uniósł się lekko, by to zrobić, zaraz jednak wrócił na swoje miejsce. Bez przesady, nie będzie go całował, w końcu przez niego zginął, nie był tylko taki pewny czy nie chce tego naprawdę robić.
Yao leżał tak na nim wypięty w najlepsze, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego w co się znów wpakował i z jakimi konsekwencjami.
Zacisnął palce na materiale który ledwie okrywał jego ciało.
Zaśmiał się cicho i zakrył usta dłonią ,widocznie coś bardzo zabawnego musiało mu się śnić.
Nie Mingjue zastanawiał się nad dobrymi rozwiązaniami obecnej sytuacji. Mógł go postukać w czoło i gniewnie spytać, co on do cholery robi, ale byłoby to niezbyt odpowiednie biorąc pod uwagę fakt, że chwilę temu trzymał łapska na jego tyłku. Mógł też faktycznie go pocałować i przyciągnąć mocniej do siebie, istniało jednak niemal pewne ryzyko poniesienia kolejnej śmierci z rąk Meng Yao. Cóż mógł też zawstydzić ich oboje i lekko wkurzyć młodszego i z jakiegoś powodu wizja zezłoszczenia go wydała mu się całkiem zabawna.
Otoczył Meng Yao ramieniem i szybko zamienił miejscami tak, że ten leżał teraz pod nim, a Nie Mingjue wisiał nad nim ograniczając mu możliwość ucieczki.
- Jak tak bardzo chcesz bym cię całował, to nie ma problemu. - powiedział rozbawiony i wpił się w jego usta.
Kolejnym etapem planu była jak najszybsza ewakuacja z łóżka, miał zamiar jednak trochę pożyć, skoro zyskał taką możliwość.
Meng Yao miał naprawdę przyjemny sen. A w nim Jue wcale nie był wrednym, złośliwym Chujem. Był nawet całkiem żywy i uroczy.
To co działo się we śnie powinno tam zostać, a rano, gdy już Yao wstanie powinien się wstydzić sam w sobie i wyładowywać frustrację na starszym. Czy to był jego nowy sport? Jego uraza do tego mężczyzny była dość skomplikowana i trudna do zrozumienia nawet dla niego samego.
Miało to głębsze znaczenie, a sam Yao z czasem rozumiał czemu właściwie został popchnięty do takich działań przez własne emocje.
Spało mu się dobrze, przynajmniej, aż nie został rozbudzony przez nagłą zmianę pozycji. Jego ciało jak i świadomość się wybudziły, ale sam nie otwierał jeszcze oczu próbując zrozumieć co właśnie nastąpiło.
Jeśli Jue w końcu się obudził i go zrzucił to cud ,że nie zaczął się po nim drzeć.
Ostatecznie uchylił powoli powieki ,czując ,że ten najwyraźniej nad nim wisi. Może czekał aż otworzył oczy żeby zmiażdżyć mu twarz?
Sapnął na jego słowa i otworzył szerzej oczy, ale nim się zorientował wargi Mingjue znów zetknęły się z tymi jego.
Był w totalnym szoku, czy to był jakiś nieśmieszny żart z jego strony?
A może chciał go ukarać za wczorajsze podpuchy i miał zamiar zrobić mu coś o wiele gorszego niż sam pocałunek? W końcu jeden i drugi miał na sobie ledwie cienki materiał który dało się łatwo rozwiązać.
Zresztą niższy był w bardzo niekorzystnej sytuacji przez fakt ,że ten kafar był dziesięć razy większy i silniejszy. Gdyby się na nim położył, pewnie by go udusił.
Skoro ten chciał pogrywać w taki sposób, nieco zaspany Yao postanowił zagrać w tę "grę".
Uniósł swoje ręce i zarzucił je na jego kark odwzajemniając tym razem kolejny, jakże namiętny pocałunek. Nie pozostawał mu dłużny mając w pamięci wczorajszy przytyk na temat jego całowania.
On źle całował?! To mu pokaże, że jeszcze będzie chciał więcej!
Nie był jednak pewien czy chciał udowodnić to przed nim, czy samym sobą, ale nie przerywał tego pocałunku dłuższy czas. Nie przyznając się nawet przed samym sobą, że taka pobudka, bez jego złośliwości była całkiem przyjemna.
Powoli uniósł nogę na wysokości jego krocza, jedynie ją zgiął dociskając. Nie uderzył go, nie kopnął, ale zaraz oderwał się od jego warg z dziwnym uśmieszkiem na ustach.
- Czyżby sekta Nie otworzyła fundację, która spełnia marzenia? - zapytał złośliwie trzymając go nadal wokół karku i ku jego niezadowoleniu, a przynajmniej tak liczył, wyszeptał mu do ucha.
- W takim razie, zamawiam codziennie takie pobudki Da-ge.- to ostatnie wyszeptał mu słodko na ucho aby zaraz ugryźć go w płatek i wycofać się miękko na poduszki. Zabrał ręce zaczynając się śmiać.
- Ah. Zabawne. A teraz złaź ze mnie albo cię kopnę.- zaczął odpychać go dłońmi od swojego ciała aby tylko ten już zlazł i dał mu się ubrać. Miał zamiar się zemścić, ale jeszcze nie teraz. Miał zamiar wykorzystać odpowiedni moment aby zagrać mu na nosie. Tym razem jego orzeszki były bezpieczne, tym razem. Ale nie mógł obiecać, że niedługo znów nie zasadzi mu kopniaka. Mając w pamięci to jak ten ściskał mu tyłek, zupełnie jakby ugniatał ciasto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro