68. Ostatnie pożegnanie - Epilog.
EPILOG
Aura jaka panowała w Qinghe pozostawiała wiele do życzenia. Było ponuro, jakby pogoda zgodnie z tym co się stało, również była smutna. Ciągle było pochmurnie, padało, nie było nawet jednego promienia słońca od ponad dwóch tygodni. Wszyscy byli bardziej milczący, nawet Song zamknął się w sobie i przestał mówić. Było to niepokojące, ale po takim szoku, nikt nie mógł go winić. Stan samego Mingjue nie był najlepszy, ale nie ulegał większym zmianom. Było źle, ale stabilnie. Sam Yao przypominał cień samego siebie, snuł się po sekcie, nie wypowiadając żadnego słowa. Tang, towarzyszył mu w każdym spacerze i przy każdej wizycie u Mingjue. Minęły zaledwie dwa tygodnie, może więcej, a wszyscy czuli się tak jakby minęła cała wieczność. Twarz młodszego była blada, pozbawiona kolorów, oczy podkrążone od małej ilości snu. Sam znów schudł, stracił na wadze, nie mogąc nic przełknąć od momentu tragedii.
Oczy pozostałych sekt skierowane były na Qinghe. Nikt nic nie mówił, wszyscy jedynie wybąkiwali coś wymijająco na temat antidotum. Jeśli nie spędzał większości dnia w sypialni z mężem, którego mył, zmieniał opatrunki i podawał mu wodę, to wegetował w głównej sali, wysłuchując cudzych problemów. Chociaż i audiencji ubywało, z młodszym nie było większego kontaktu, a i dla niego większym problemem był fakt, że jego mąż z dnia na dzień coraz bardziej znika w oczach... Każdy dzień był męczarnią, każdy pojawiający się człowiek w drzwiach sprawiał, że jego mięśnie się napinały. Nie było nigdzie antidotum, brakowało ziół. Chociaż chciał się pogodzić ze śmiercią męża, która nadchodziła nieubłaganie to wciąż myśl o tym doprowadzała go do histerycznego płaczu. Powoli podnosił się z poduszek, aby wziąć za dłoń Songa i wybrać się z nim do sypialni. Była pora obiadowa, nie chciał jadać sam, więc zwykle spędzali ten czas w sypialni. Zresztą musiał umyć męża. Wciąż męczyła go myśl, kiedy w końcu nastąpi ten moment, gdy ktoś wpadnie tu obwieścić jego śmierć.
Wiele czekać nie musiał, kiedy w drzwiach głównej sali na raz pojawił się zdyszany mężczyzna, na dworze zagrzmiało i zaczęło padać jeszcze mocniej. Na twarz Yao padł blady strach.
- Liderze Guangyao... - zaczął zdyszany, a to, że był tak rozemocjonowany i zasapany nie podpowiadało mu nic dobrego.
- Nie mów mi ,że... - zaczął, ale głos uwiązł mu w gardle i nie był w stanie nawet wypuścić z ust żadnego słowa. Momentalnie w jego oczach stanęły łzy, uciekając po policzkach w dół. Sam stracił równowagę, opadając bezradnie na ziemię.
- Liederze! - mężczyzna zaraz rzucił się w kierunku Meng Yao, by podnieść go do góry. Song widząc kolejny raz płaczącego rodzica, sam z płaczem uciekł w kierunku Tanga - Liderze wybacz mi, źle zacząłem. Lider sekty Lan przed chwilą wpadł jak burza do Fangzi, nie dając się zatrzymać. Kazał po ciebie posłać mówiąc, że znalazł antidotum. - wyrzucił z siebie na jednym wdechu.
Sam Xichen poruszył niebo i ziemię, a w poszukiwanie antidotum zaangażował również swego brata. Odpowiednie zioła udało mu się znaleźć dopiero poza granicami kraju. Nie pamiętał nawet kiedy ostatnio spał porządnie. Gdy dostał odpowiednie antidotum w swoje ręce pognał w kierunku Qinghe. Nie miał czasu by nawet osobiście poinformować A-Yao o znalezieniu leku, zresztą dobrze wiedział, że przyjaciel miałby mu za złe, gdyby zamiast podać lek słabnącemu Mingjue przyszedł go o tym poinformować.
Gdy Lan Huan wpadł do Fangzi, porządnie się przestraszył. Jue wyglądał jak zwłoki, od których odróżniały go jedynie ruchy klatki piersiowej, gdy oddychał. Nie tracąc czasu kazał posłać po Yao, a sam w tym czasie podał starszemu odtrutkę i zaczął przesyłać mu swoją energię duchową.
Słowa mężczyzny przywróciły Meng Yao nieco do obecnego świata i rzeczywistości. Podniósł powoli wzrok na tamtego i wbijał go w niego dość długą chwilę. Nie widział już czy to co mówił tamten był prawdą, czy może to sen. Każdy dzień zdawał się być jednym wielkim koszmarem. Nie radził sobie z niczym, a sam Song... Spojrzał zrozpaczony na zapłakanego chłopca. Sam z trudem otarł swoją twarz rękawem, podtrzymując się żołnierza.
- A- Song, słyszałeś..? - zapytał spokojnie choć jego oczy zaszklone były od łez - Uratujemy Tatę. - powiedział, a głos mu się załamał i zupełnie mimowolnie się rozpłakał. Był już pewien, że jego dni są policzone, stracił nadzieję. Osłabiony, podtrzymywał się ramienia strażnika. - Zabierz mnie do niego. - powiedział słabym głosem i wyciągnął dłoń do Songa - Nie płacz już... Chodź... - poprosił cicho i ujął tę drobną, małą dłoń by zabrać go do Fangzi. Zatrzymał się u progu i wpatrywał w obu mężczyzn. Serce zabolało go tak jak nigdy, a łzy same cisnęli się do oczu. Nie mógł na to już nic poradzić.
- Dziękuję, że ją znalazłeś... - powiedział szeptem, nie mając sił wypowiadać słów głośniej. Był słaby i zmęczony, jego przyjaciel najpewniej również był zmęczony, nie miał pojęcia jak mu się odwdzięczy za to jak wiele zrobił. Gdyby pozostał z tym sam, najpewniej nie byłby w stanie zrobić nic. Tak jak w tej chwili. Czuł się kompletnie słaby, bezsilny.
- A-Yao, nie musisz mi dziękować. - Lan Xichen uśmiechnął się lekko zwracając twarz ku młodszemu - Wybacz, że nie przyszedłem osobiście ci o tym powiedzieć, ale obaj wiemy, że liczyła się każda chwila. Nigdy bym... - przerwał widząc jak Mingjue lekko się szarpnął, a po chwili otworzył oczy, zaraz je mrużąc, by złapać ostrość widzenia.
Jasną plamę przed sobą wziął za Xichena, niczego dalej jeszcze nie widział.
- A-Yao? Gdzie on jest? - wychrypiał. Czuł się paskudnie, był zmęczony, wnętrzności dość mocno go bolały. Musiał się jednak upewnić czy z jego mężem jest wszystko dobrze, na tyle na ile go znał mógł być pewien, że młodszy się zamartwiał.
Pierwszy raz od tak dawna mógł usłyszeć głos Mingjue. Przez chwilę Yao był nawet pewien, że się przesłyszał, że może ma już omamy słuchowe.
Jednak najwyraźniej nie tylko on to usłyszał, chłopiec wyrwał mu dłoń i rzucił się pędem do łóżka, nie zważając na nic. Wskoczył na materac i z okrzykiem "Tata!" wtulił się w tors mężczyzny, najwyraźniej nie mając zamiaru odpuszczać, ani odsuwać się zbyt szybko .
Mingjue sapnął cicho, gdy małe ciało rzuciło się na niego, ale natychmiast otoczył chłopca ramieniem. Cieszył się, że udało mu się go uratować.
- Stoi tutaj. - odezwał się Tang który zwykle był oparciem dla Yao w tych trudnych chwilach. A teraz dosłownie musiał go podtrzymywać aby ten się padł na ziemię. W końcu pomógł mu stanąć na równe nogi i doprowadził go do łóżka Lidera.
- DaGe... Ty naprawdę żyjesz... - wyszeptał słabym głosem, samemu nie wierząc w to co widzi i słyszy.
Starszy zaraz też przeniósł wzrok na męża, którego zaczynał widzieć coraz wyraźniej. Złapał go za dłoń i przyciągnął do siebie, chcąc również jego zamknąć w swoich ramionach.
- Jestem kochany. Przepraszam. Was wszystkich. Po prostu musiałem go uratować, obiecałem ci to. - złożył na czole partnera lekki pocałunek. Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny, ani jak dostał się do Qinghe, ale zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo jego bliscy musieli się o niego martwić.
Meng Yao ledwie trzymał się na nogach, dlatego ciężko opadł na skraj łóżka, a jego wzrok padł na chłopca, który o dziwo zasnął. To było zaskakujące, ale i on nie miał zbyt spokojnego czasu po całej tej tragedii. Sam Yao schował się w ramionach męża, czując się w końcu spokojniej, dziwna ulga wstąpiła na jego twarz, a cera nieco pojaśniała choć wciąż przypominał raczej trupa niż człowieka.
- Dziękuję, że się nie poddałeś. - wyszeptał i zacisnął swoje ramiona bardziej wokół jego ciała.
- Nie mogłem. - szepnął cicho - Dziękuję wam, że walczyliście o mnie. - Sang sam mu przyznał, że znalezienie odtrutki będzie niemożliwe, a skoro żył i z każdą chwilą czuł się lepiej to musiało oznaczać, że w jakiś sposób ją znaleźli. Trzymał w swoich ramionach męża, wyraźnie czuł, że młodszy schudł, mógł się założyć, że Yao nie odżywiał się prawidłowo w ostatnim czasie.
Przeniósł wzrok na Tanga, który wyglądał jak cień samego siebie.
- Dziękuję Tang. Tobie również bracie. - przeniósł wzrok na uśmiechającego się Lan Huana.
- Dobrze mieć cię z powrotem, bracie. - odpowiedział mu czując wyraźną ulgę, że antidotum zadziałało.
Tang skinął mu głową, każdy z nich przeżywał te zdarzenia na swój sposób, ale jedno można było powiedzieć jasno, każdy z nich przypominał cień samego siebie. Każdy z nich ciężko pracował, choć sam Yao coraz bardziej się poddawał.
- Nie wiem czy to stosowny moment. Ale uważam,że z tej okazji powinniśmy wyprawić przyjęcie na cześć naszego lidera, który szczęśliwie powrócił do zdrowia - odezwał się Tang i ukłonił nisko po czym zdjął ozdobę z włosów, świadcząca o jego pozycji w sekcie - Skoro Lider jest już świadom... Chciałbym złożyć rezygnację z awansu. Nie zasłużyłem na niego, zawiodłem sektę i naraziłem wszystkich na utratę życia.
- Słucham?! - Mingjue z trudem podniósł się do siadu, mając gdzieś ostrzeżenie Lan Huana o tym, że powinien leżeć. Zaraz też podniósł się z miejsca, miał zamiar przemówić do rozumu temu durniowi. Stanął naprzeciw niego i złapał za ramię.
- Nigdy nie przyjmę twojej rezygnacji. Nie zawiodłeś sekty. Wykonałeś wszystkie moje polecenia, doradzałeś mi zostanie, a ja byłem zbyt uparty by was słuchać. - wziął głębszy wdech, gdy nieco zakręciło mu się w głowie - W chwili w której zrozumiałem, że obaj mieliście rację, wiedziałem jak to może się skończyć i żaden z was nie mógł tego powstrzymać. Jesteś najlepszym zastępca jakiego miało Qinghe w całej swojej historii i dobrze wiem jakim byłeś wsparciem dla Meng Yao, gdy ja tu leżałem. - ścisnął nieco mocniej ramię mężczyzny, by zaraz przyciągnąć go do niedźwiedziego uścisku - Zakładaj tą pieprzoną ozdobę i pogoń kogoś do zrobienia tej uczty, a później idź się przespać. - mruknął mu ostrzegawczo przy uchu.
Tang był zupełnie zbity z tropu. Był przekonany o tym, że dał ciała na całej linii w kwestii obrony i ochrony ich wszystkich. A tu, Mingjue uważał zupełnie inaczej. Nieco opuścił wzrok i uniósł ręce by objąć mężczyznę ramionami na moment.
- Dziękuję... - to było jedyne co był w stanie wydobyć z siebie. Po tym, posłusznie odsunął się i ukłonił aby udać się na plac, obwieścić dobrą nowinę i zlecić urządzenie bankietu.
Yao patrzył na męża w ciszy, uśmiechnął się jednak lekko i usiadł, by złapać go za dłoń lekko.
- Jak dobrze,że już wróciłeś. - odparł, a gdy spojrzał na Xichena, który o dziwo się nie odzywał, dość mocno się zdziwił. Ten chyba poszedł w ślady Songa - To był ciężki czas... Gdyby nie Xichen, nie poradziłbym sobie z tym wszystkim. - odparł jedynie i sięgnął po materiał pościeli aby okryć ciało przyjaciela - Musiał być wykończony...
Mingjue uśmiechnął się na widok śpiącej dwójki.
- Niech się chwilę prześpią. Będę mu musiał później podziękować. - mruknął rozbawiony i znów przyciągnął młodszego do siebie - Nigdzie więcej się nie wybieram, a teraz będziecie już bezpieczni. - wieści przekazane przez Tanga musiały w ekspresowym tempie rozbiec się po sekcie, bo zewsząd dało się słyszeć radosne okrzyki.
- Kocham cię. - mruknął Mingjue nim wpił się w usta partnera.
Ta historia się kończy, Huaisang dostał swoją karę, Song odzyskał obu rodziców a Mingjue... A Mingjue przeżył to co najgorsze. Wszyscy pili i bawili się, świętując powrót lidera do zdrowia. A później...?
Wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Koniec.
__________________________________________________________________
Pragę wam serdecznie podziękować za wytrwanie w tej opowieści. Chcę również podziękować współtwórcy, Atalie za wytrwałość, ilość wylanych łez, wspólnych frustracji, chwile radości i śmiechu w trakcie pisania. Również za edycję każdego rozdziału, bo bez niej nie byłoby to tak dobrze rozpisane. Szczególnie w ostatnich rozdziałach, gdzie oboje płakaliśmy przy pisaniu i edycji, to były ciężkie dwa rozdziały. Choć nie one jedyne doprowadziły nas do emocjonalnych rozterek.
Dziękuję wam wszystkim za ogrom cierpliwości i radość jaką mogliśmy wam dać pisząc te książkę.
Byliście dla nas motywacją do pisania kolejnych rozdziałów i wymyślania ich wspólnej historii. Dziękuję za każdy komentarz, każde wejście i gwiazdkę przy rozdziale.
Czas jednak się pożegnać, ta opowieść dobiegła końca.
Ale nie mówimy NIE, to nie jest nasze ostatnie słowo.
Śledźcie aktualizację tej powieści po więcej, w niedługim czasie pojawi się kolejna, równie emocjonująca opowieść o tej parze. Więcej szczegółów wam zdradzić nie mogę, ale na profilu Atalie pojawi się nowy projekt.
Ciężko mi się pisało ostatnie rozdziały i równie ciężko żegna mi się z wami.
Jednak to już najwyższy czas.
Zapraszam was serdecznie na profil Atalie, pojawiła się tam nowa powieść pod tytułem " Pustka ". Zapraszam również na swój profil, gdzie w każdy poniedziałek pojawiają się nowe rozdziały kryminału " Cicha noc" . Obie historie są burzliwe, być może przypadną wam do gustu.
To tyle ode mnie, dziękuję, pozdrawiam i przepraszam.
PROSZĘ, NIE WYSADZAJCIE NASZEGO BUNKRU!
Żegnajcie kochani.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro