Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

66. Kłamca.


Mingjue obejrzał się za siebie tylko raz, by upewnić się, że podnoszona jest bariera. Wtedy już nieco spokojniejszy opuszczał Nieczystą Domenę, wiedząc, że nikt się do niej dostanie. Nie zamierzał też robić po drodze żadnych przystanków, sam miał wystarczająco dużo sił by pokonać trasę tam i z powrotem, a towarzyszący mu żołnierze również nie byli jakimiś młodzikami, by temu nie podołać. Ostatecznie mogli również nabrać sił w tym krótkim czasie, gdy Mingjue miał załatwiać sprawy ze swoim bratem i liderem sekty Jiang, dlatego tym bardziej nie przejmował się żadnymi przerwami.

Późnym wieczorem wylądowali po środku pola treningowego sekty Jiang, wywołując tym samym całkiem spory popłoch wśród mieszkańców Przystani Lotosów. Chyba nikt nie spodziewał się ich przybycia tak szybko, o ile spodziewano się ich w ogóle.

- Gdzie jest mój brat? - spytał pierwszego lepszego członka sekty, którego udało mu się dorwać. Przerażony mężczyzna wskazał mu kierunek, a gdy Mingjue go puścił pognał zawiadomić lidera swojej sekty.

Jue nie przejmując się niczym zbytnio ruszył we wskazanym kierunku.

Huaisang leżał w swoim łóżku, zgrzany i zlany potem. Jego policzki były rozgrzane niemal do czerwoności, a oddech ciężki. Nie miał sił podnieść się nawet z łóżka kiedy drzwi do sypialni otworzyły się zamaszyście. Spojrzał w tamtym kierunku mrużąc oczy, jakby próbując dostrzec kto znajduje się po drugiej stronie pokoju.

- Da-ge?- Wyszeptał żałośnie i wyciągnął drżącą dłoń w kierunku drzwi. Ta była blada, niemal biała jak papier - Nie może być... Da-Ge nigdy by mnie nie odwiedził... - zaczął majaczyć w gorączce, zwijając się w kolejnych konwulsjach na własnym łożu.

Mingjue zmarszczył brwi uważnie przy tym obserwując młodszego brata. Zaduch jaki panował w pomieszczeniu gryzł go w nos, podszedł do okna i otworzył je szeroko na chwilę powodując przeciąg. Obrócił się w stronę leżącego na łóżku brata.

- Wyglądasz okropnie. - stwierdził bez ogródek i powoli podszedł do łóżka, by usiąść na jego krawędzi. Sięgnął do miski z wodą w której zmoczył materiał i przetarł nim twarz i szyję młodszego - Co ci się stało? - mimo, że wiedział w jak żałosnym stanie jest Huaisang, zachowywał ostrożność, w końcu obiecał mężowi powrót w jednym kawałku.

Młodszy leżał tak bezwładnie i obserwował uważnie poczynania starszego brata, którego nie widział ostatnie dwa lata. Co prawda z własnej winy, w pewnym sensie rzecz jasna. Gdyby jego plan się powiódł, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Przymknął oczy kiedy mokry materiał zbliżył się do jego twarzy.

- Nie jestem pewien, chyba zostałem bardzo ciężko otruty, bardzo źle się czuje - mruknął cichym głosem który na dodatek nieco się łamał, zupełnie jakby był bliski płaczu - Nikt nie potrafi mi pomóc. ani mnie uleczyć, możliwe, że to są moje ostatnie chwile... - zaraz zaniósł się kaszlem, zakrywając drżącą dłonią usta, po czym zachrypniętym głosem dodał - Na tym świecie... Chciałbym abyś mi wybaczył nim odejdę na tamten świat...
Mingjue coś tu nie pasowało... I to bardzo, jednak nie dał po sobie tego poznać.

- Huaisang, przyszedłem cię odwiedzić. Nie wybaczyć. Zrobiłeś wiele złego. Mi. Jesteś moim bratem, uwierz mi, że wolałbym byś był zdrowy i wiódł szczęśliwe życie, mimo tego wszystkiego co dokonałeś. Jednak na wybaczenie... Może kiedy ci się polepszy, znajdziemy więcej czasu by podyskutować o tym. Na razie odpoczywaj. Przywiozłem ze sobą medyka z QingheNie, może będzie umiał ci pomóc. - ponownie obmył jego twarz - Powiedz mi kto ci to zrobił? Komu ty jeszcze znalazłeś za skórę? Co gówniarzu? - zapytał nieco zły, ale dało się w tym wyczuć dużo troski.

Sang zamilkł wpatrując się zaszklonymi oczyma w starszego brata. Nie wiedział co mu powiedzieć ani skąd wziąć odpowiedź na zadane mu pytanie.

- Sam chciałbym wiedzieć kto mi to zrobił... - zaczął i umilkł na moment - Długo nad tym myślałem i sądzę, że to ktoś z Qinghe chce się mnie pozbyć. Po to darował mi życie? Żeby teraz mnie wykończyć? - zapytał drżącym głosem, a jego oczy niemal od razu zapełniły się łzami. Zacisnął palce na materiale szat brata i spojrzał w jego oczy zdecydowanie - Jestem niemal pewien, że to jego sprawka. Najpierw chciał wykończyć ciebie, teraz chce pozbyć się mnie... - uciął i zaszlochał czując wielki ból we własnych wnętrznościach.

Mingjue mruknął ostrzegawczo, gdy usłyszał to oskarżenie. A ono nie spodobało mu się bardzo.

Medyk nie zwlekając podszedł do młodszego z igłą aby go nakłuć. Kropla krwi jaka znalazła się na igle była zabarwiona czernią, co aż przyprawiło medyka o dreszcze. Zaraz naprędce zaczął szukać odpowiedniej mieszanki ziół jako antidotum.

- Jest bardzo niedobrze... - powtarzał pod nosem starszy mężczyzna.

- Meng Yao nie miał z tym nic wspólnego. Dobrze wiesz, że od naszego powrotu do życia, ani razu nie pomyślał o tym by mnie skrzywdzić. Darował ci życie, bo wiedział, że nie mógłbym sobie poradzić z faktem zabicia cię za zdradę Qinghe. Od dwóch lat nie wspomniał nawet o tobie, zajmuje się sektą i naszym synem. Nie zabronił mi jednak zabrać medyka, który mógłby coś poradzić na twój stan. A gdyby chciał cię wykończyć to zdecydowanie by na to nie pozwolił. Wybacz Huaisang, ale nie uwierzę w twoje oskarżenia. - powiedział spokojnie, choć wewnętrznie nieco się w nim zagotowało, gdy jego brat oskarżył jego męża. Jue przez chwilę przyglądał się medykowi, by zadać tylko jedno pytanie, choć jednowyrazowe. Dobrze wiedział, że mężczyzna będzie wiedział o co mu chodzi.

- Zwierzęta? - miał nadzieje, ze to nie była ta sama trucizna przez którą padały zwierzęta w Qinghe.

Huaisang zmrużył lekko powieki, aby zaraz zamknąć oczy i odetchnąć ciężko jak i boleśnie.

Medyk który nad nim się kręcił przeklinał pod nosem na czym świat stoi.

- Tak. - odparł krótko i zwięźle bez zbędnych szczegółów. Spojrzał zaniepokojony na swojego lidera i pochylił lekko głowę - Wybacz mi Liderze, ale nie jestem pewien czy uda mi się mu pomóc. W przypadku takiej dawki i organizmu ludzkiego, ta trucizna czyni większe szkody i działa o wiele wolniej. Co daje nam nikłe nadzieję, że Panicz przeżyje... - umilkł na moment i zaraz pomógł podnieść się młodszemu aby wlać w jego usta przygotowany napar - To pomoże zmniejszyć objawy zatrucia... Zrobię co w mojej mocy aby poczuł się lepiej...

Mingjue uważnie obserwował działania medyka, nie żeby mu nie ufał. Była to jednak dobra wymówka, by móc zamyślić się na chwilę i nie wyglądać przy tym podejrzanie.

- Mmm. Zrób co w twojej mocy. - mruknął jedynie.

Przez jego głowę przechodziło właśnie istne tornado myśli.

Największe spustoszenie jednak siała ta, która uparcie pytała w jaki sposób trucizna dostała się do organizmu jego brata. Została mu podana, czy może zatruł się nią podczas przygotowywania jej lub podtruwania zwierząt?

- Huaisang, kto odwiedzał cię w ostatnich miesiącach? - zapytał po dłuższej chwili.

Sang spoglądał na niego nieco pustym wzrokiem i mimowolnie wzruszył ramionami.

- Nie pamiętam, raczej nikt. Było kilku handlarzy, nic specjalnego... - odparł mrukliwie i westchnął ciężko czując znów niesamowity ból we własnym wnętrzu - Chociaż... Był jeden podejrzany typ, zachowywał się dziwnie. Cheng kazał go wyprowadzić, proponował sprzedaż jakichś ziół. Nie pamiętam jakich, dał mi nawet na spróbowanie, ale smakowały okropnie i gorzko, prawie zwymiotowałem. - mruknął niepocieszony, a medyk uniósł wiązankę ziół aby mu ją pokazać.

- Czy to były takie zioła? - zapytał, a Sang przytaknął.

- Zrobił mi z nich napar i mówił, że to herbata na lepsze zdrowie. Ale smakowała okropnie, miałem wrażenie, że wypali mi gardło. - po tym medyk zamilkł i spojrzał znacząco na Mingjue. Nie dało się ukryć, że to z tych ziół została sporządzona trucizna. Ich wyciąg był niezwykle zabójczy.

Mingjue doszedł do wniosku, że teraz będzie musiał poważnie porozmawiać z dzieciakiem Jiangów. Huaisang może i został wygnany z Qinghe Nie, ale to nie powodowało, że Jiang Wanyin nie musiał go pilnować.

- Jak to się stało, że ktoś tak inteligentny jak ty dał się tak podejść? - pokręcił lekko głową i przeniósł wzrok na medyka - Postaraj się by jakoś mu ulżyć. - po czym bez słowa wyszedł na zewnątrz, mając zamiar dorwać lidera sekty, choć bardziej pasowałoby określenie nieodpowiedzialny gówniarz.

Huaisang nie odpowiedział, jedynie spojrzał na niego przepraszająco i zakaszlał, znów ukrywając usta za dłonią .

Medyk równie milczący zajął się młodszym podając mu od razu póki co jedyne znane mu antidotum. A sporządzenie go nie było proste, najważniejszy składnik nie był dostępny w całym kraju. Zupełnie tak jakby ktoś go wykupił.

Jue jednak coś w tej całej sytuacji mu nie pasowało. Szczerze wątpił by Jiang Wanyin pozwolił swojemu wybrankowi pić nieznane zioła, nie mówiąc już o wpuszczeniu kogoś podejrzanego na teren sekty.

Cheng zaś nie był w stanie skupić się na niczym, szczególnie kiedy tamten czuł się tak fatalnie i marniał w oczach każdego dnia. Ciężkim acz szybkim krokiem kierował się w stronę komnaty Sanga, zatrzymując się w połowie drogi gdy przed nim wyrósł sam Mingjue. Złożył dłonie i ukłonił się przed nim nisko.

- Dotarłeś tu szybciej niż sądziłem.

Mingjue musiał się mocno powstrzymywać by nie przyłożyć mężczyźnie przed nim. Odetchnął głęboko i rozprostował palce zaciśniętych pięści. By zachować choć minimum etykiety, również pokłonił się przed Jiang Wanyinem, mając na uwadze to, że ten jest jednak liderem sekty.

- Nie było sensu zwlekać. Nie sądziłem jednak, że stan mojego brata będzie tak poważny. - spojrzał na niego nieco wrogo - Możesz mi wyjaśnić jakim cudem do tego dopuściłeś i dlaczego człowiek za to odpowiedzialny nie wisi jeszcze na murach Przystani Lotosów? - bycie miłym chyba właśnie szlag trafił.

Wanyin nie mógł nie zauważyć aury jaka panowała wokół starszego mężczyzny. Niewiele mógł jednak temu zaradzić. I on sam czuł się niezbyt dobrze. Mieszanina frustracji i smutku wciąż była w nim aktywna.

- Pewnie dlatego, że sam nie mam pojęcia kiedy i jakim cudem to mogło się stać. - odparł spokojnie choć nuta nerwowości zagościła w tonie jego głosu - Osobiście pilnuje Sanga w każdej możliwej sytuacji, każdy posiłek jest sprawdzany kilka razy przez różne osoby, każdy napar jest parzony przez wyznaczone osoby. Pilnuje tego cały czas i nie mam pojęcia kiedy to mogło się stać. Szczególnie, że ograniczyłem nawet jego spotkania z poddanymi. Większość czasu przebywa pod ochroną. - mruknął i skrzyżował ręce na torsie mając zamiar protestować, nie czuł, że zaniedbał Sanga w jakikolwiek sposób. Nie dopuszczał do siebie nawet takiej myśli.

Mingjue słuchał uważnie każdego jego słowa, a wszystko układało mu się w niezbyt przyjemną całość.

- Czyli jedynym który wie coś więcej jest mój brat, który uparcie twierdzi, że nic nie wie. Mój medyk tu zostanie i postara się złagodzić jego stan. Ja wracam do Qinghe. - widząc lekko zdziwioną minę lidera sekty Jiang natychmiast zaczął wyjaśniać - Huaisang zaczął oskarżać o całe to zdarzenie Meng Yao. A jednego jestem pewny, mój mąż nie brał w tym udziału. Dziwnym zbiegiem okoliczności mój brat choruje na to, na co padają zwierzęta w Qinghe. - skinął młodszemu głową i nie oglądając się na niego ruszył na zewnątrz. Zamierzał jak najszybciej dotrzeć do domu.

Jiang Chengowi wcale się to wszystko nie uśmiechało. Zmarszczył znacząco brwi i zacisnął szczęki. Choć sam miał niezbyt miłe podejrzenia względem Sanga, jednak nigdy nie wypowiedział ich na głos.

- Niech to szlag... - westchnął ciężko i ruszył powoli w kierunku sypialni starszego. Zatrzymał się przed drzwiami i obejrzał przez ramię. Sam już nie wiedział komu i w co wierzyć. To wszystko zdawało mu się być takie abstrakcyjne.

Mingjue poderwał się do góry, a zaraz za nim wystartowało dwóch żołnierzy. Pozostają dwójkę zostawił, by pilnowali medyka. Pędził w stronę QingheNie, mając naprawdę złe przeczucia.

***
Xichen dostał wiadomość nim zaczęło świtać i na tyle szybko na ile był w stanie pojawił się w Qinghe mając ze sobą oddział wojska. Nie mógł tego tak zostawić, a zdrowie i bezpieczeństwo jego przyjaciół było naprawdę ważne. Pomimo najlepszych intencji nie mógł się przedostać do sekty przez podniesioną osłonę. Mając ze sobą człowieka z Qinghe mógł zdjąć osłonę, a mgła powoli opadała. Wzrokiem szukał z góry Yao który wezwał pomocy. Kiedy zleciał niżej, osłonił swoją twarz grubym materiałem i kucnął przy Yao, próbując go obudzić.

- A-Yao, obudź się... Co tu się stało? - zapytał lekko potrząsając młodszym. Żołnierze którzy przylecieli razem z nim z Gusu szukali winnego tego zdarzenia, próbując jednocześnie dobudzić wszystkich którzy padli przez dziwne zjawisko

Zaczynało świtać, gdy Mingjue i jego ludzi znaleźli się nad terenami sekty Nie. Z daleka widział mgłę spowijającą miasto i z początku nie widział nic złego. Dopiero po chwili dotarło do niego, że mgła jest tylko w Nieczystej Domenie, okoliczne pola były od niej wolne. Znacznie przyspieszył, gdy zobaczył jak opada osłona nałożona na miasto. To nie świadczyło o niczym dobrym.

Wylądował na głównym placu i sięgnął po Baxie, widząc kogoś po środku.

Jue na szczęście w porę się zorientował, że stoi przed nim jeden z członków sekty GusuLan. Nieprzyjemne uczucie rozlało się w jego wnętrzu, ogarnął wzrokiem otoczenie i nie widząc nigdzie partnera pognał w kierunku Fangzi. Z daleka dostrzegł już Lan Huana pochylającego się nad kimś, zbyt dobrze wiedział nad kim.

- A-Yao! - wydarł się tak głośno, że słyszała go zapewne cała sekta - Kochany? - spojrzał na Xichena pytającym wzrokiem - Co tu się do cholery stało?!

Xichen spojrzał na przyjaciela przepraszająco i pokręcił powoli głową, by zaraz unieść się z ziemi.

- Nie mam pojęcia co się stało. Przybyłem tu tak szybko jak tylko mogłem. Jeden z twoich ludzi przybiegł do mnie aż z Qinghe. Jest jedyną osobą która pozostaje przytomna... - wyszeptał i rozejrzał się po placu usłanym nieprzytomnymi ciałami - Musimy ich stąd zabrać. - wskazał brodą na Yao, a później spojrzał na generała Tanga który nieprzytomny leżał zaledwie kilka kroków dalej. - Nie oddychaj zbyt szybko , inaczej też padniesz. Musimy ich zabrać w jakieś bezpieczne miejsce. - szepnął i podniósł Tanga, trzymając go w swoich objęciach wzniósł się na swoim mieczu w górę. Prowadząc za sobą Jue jak najdalej od zamglonej i otumanionej sekty. Położył mężczyznę na trawie i sięgnął do jego twarzy, próbując go ocucić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro