Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

65. Ktoś chce nas wykończyć p.2





Yao siedział na swoim miejscu i nakładał chłopcu jedzenie, ten jednak zamiast jeść ciągle wolał Mingjue. Uśmiechnął się lekko rozbawiony tym jak ten bardzo chciał aby ten już przyszedł. W sumie nie widział go cały dzień.

Song przeczołgał się po udach Yao aby usiąść na kolanach Mingjue. Stwierdził, że będzie jeść tam więc podał mu miseczkę z jedzeniem.

- Ja nie wiem jak ty możesz się tak wlec. Mam wrażenie, że woli ciebie niż mnie. Chyba będę zazdrosny. - stwierdził i podrapał się lekko po skroni.

- Od razu wlec. - Mingjue zaśmiał się poprawiając chłopca - Zwyczajnie musiałem zaciągnąć kogoś na posiłek, by zjadł porządnie. - spojrzał przy tym wymownie na generała i uśmiechnął się - Woli mnie? - zaśmiał się szczerze Nie - Ja czasami się zastanawiam czy to Fangzi jest jeszcze moje i czy ja męża mam. Nie wiem o którego być bardziej zazdrosnym. - sięgnął pałeczkami i nałożył partnerowi warzyw. Spojrzał znów na Tanga - Tobie też mogę nałożyć. - ostrzegł rozbawiony.

Yao prychnął pod nosem i spojrzał na Tanga który zaczął w końcu jeść obiad aby faktycznie nie oberwać od jednego z dwójki liderów.

- Już nie traktuj go jak małe dziecko - szturchnął partnera i sam wrócił do jedzenia. - Poza tym, niedługo Song będzie na tyle duży aby mieć swój pokój, wtedy będziesz miał Fangzi dla siebie

- Mam nie traktować tak Tanga czy A-Songa? - zapytał śmiejąc się przy tym - Jeśli mam być szczery to młody spokojnie mógłby mieć już swój pokój. Jest dużym chłopcem i myślę, że mieszkanie obok nie byłoby takie złe. - powiedział spokojnie, wycierając chłopcu buzię. Sam się nie spodziewał, że to wszystko tak się potoczy. Song był już przez wszystkich traktowany jako przyszły następca, nawet przez liderów innych sekt. Zresztą nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionowały faktu, że Mingjue uznał chłopca za swojego.

- Mówiłem o Tangu. Song wciąż jest małym dzieckiem i nie jestem pewny czy da sobie radę sam w pokoju - mruknął Guangyao, choć dało się wyczuć, że to nie dziecko może mieć problem z taką rozłąką tylko on sam. Westchnął ciężko i spojrzał w kierunku malucha, obserwując jak ten dzielnie zajada ryż z warzywami, pomijając sprawnie kawałki mięsa.

- Jakbym go nie traktował jak małego dziecka to idę o zakład, że zamiast zjeść spędziłby kilka najbliższych godzin na wykonywaniu rozkazu. Song nie jest już małym dzieckiem, ale nie zamierzam się o to z tobą sprzeczać. Chociaż obaj wiemy, że to nie on musi dojrzeć do tej decyzji. - cmoknął młodszego w skroń

Yao parsknął cicho pod nosem i zaraz westchnął. Cóż dużo racji miał w tej kwestii. Tang zwykle nie miał czasu na jedzenie bo jak mówił, miał bardzo dużo pracy, a później wyglądał niezbyt wyraźnie.

Tang wciąż milczał, nawet w trakcie jedzenia co przykuło uwagę Yao. Pochylił się więc lekko by na niego spojrzeć.

- Coś się stało? - zapytał, a w odpowiedzi usłyszał:

- Nic się nie stało. Ale mam złe przeczucia. Nie jestem jeszcze pewien w jakiej kwestii, ale ciągle mam to dziwne uczucie.

Jue podniósł wzrok na swojego generała.

- W razie potrzeby możesz zamknąć Nieczystą Domenę i podnieść osłony. Ja wrócę najszybciej jak będę mógł. Może czegoś się dowiem.

- W porządku, tak też uczynię - odparł Tang widząc, że lepiej być przezornym, a jego żołądek powoli odmawiał posłuszeństwa. Nie lubił mieć racji i liczył, że i tym razem tej racji mieć nie będzie.

- Jesteś pewien, że chcesz tam jechać ?- zapytał po chwili Yao, samemu mając równie dziwne uczucie, ale najwidoczniej Mingjue nie podejrzewał niczego i to mogło się okazać dla niego zgubne w niedalekiej przyszłości.

- Tak. - odpowiedział Mingjue, sięgając po herbatę - Mam zamiar porozmawiać z nim i z kilkoma innymi osobami, może czegoś się dowiem. Na pewno wezmę też na spytki dzieciaka Jiangów. - spojrzał z troską na partnera - Wrócę najszybciej jak się da, a ty uważaj na siebie. Właściwie to cała trójka ma na siebie uważać. Nie chcę by coś wam się stało, a jeśli rozmowa z tym gówniarzem może rzucić jakieś światło na to co dzieje się w Qinghe, to warto spróbować. - powiedział spokojnie, chociaż po minach tej dwójki dobrze widział, że nie podoba im się ten pomysł.

Yao nieco się zasępił i zaczął grzebać w jedzeniu już mniej entuzjastycznie. Liczył mimowolnie, że ten zmieni zdanie i nie pojedzie nigdzie. Nie miał więc innego wyboru jak przyjąć to i liczyć, że nic nie będzie im grozić. Nie był, aż tak bezsilny, ale obawiał się, że może sobie tym razem nie poradzić.

- W porządku, skoro tak właśnie chcesz - mruknął pod nosem i zaczesał pasmo włosów za ucho - Tylko uważaj na siebie żebym nie musiał się aż tak martwić.

- Wrócę w jednym kawałku. - zapewnił go, łapiąc go za dłoń i uniósł ją do swoich ust, by złożyć na niej krótki pocałunek - Wezmę ze sobą jednego z medyków. Może będzie umiał określić, czy to co dolega mojemu bratu, jest w jakimś stopniu połączone z tym co dzieje się z naszymi zwierzętami. Może uda mu się wyciągnąć od medyków sekty Jiang, jakieś inne informacje niż te, które zdobędę ja. - zamyślił się na chwilę, by ciszej dodać - O ile jakieś zdobędę. - pozostawało mu mieć nadzieję, że podczas jego nieobecności nie wydarzy się nic dziwnego - A-Yao, proszę byś pod żadnym pozorem nie opuszczał sekty przez ten czas.

Młodszy nieco się zasępił. Nie miał zamiaru ignorować nakazu starszego, ale z drugiej strony w sekcie było tak wiele do zrobienia, że nie zdziwi się jeśli w pewnej chwili nie będzie miał wyboru i będzie musiał wyjść.

- W porządku już. Nie chcę abyś tam szedł, ale skoro tak postanowiłeś nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii. Nie więcej niż już powiedziałem. A teraz proszę, zjedzcie obiad do końca.- westchnął ciężko i sam odłożył swoje pałeczki.

- Nie martw się. Wrócę w jednym kawałku. - Jue pocałował młodszego w czoło i wrócił do jedzenia.

Gdy skończyli posiłek, pozwolił Tangowi oddalić się do obowiązków, samemu ruszając na obchód sekty by sprawdzić stan murów, jak i poinstruować osobiście dowódców. Dobrze wiedział, że jego zastępca zadba o wszystko, jednak sprawdzenie wszystkiego osobiście, dawało mu dozę spokoju. W ciągu kilku kolejnych godzin Nieczysta Domena wyglądała jakby szykowała się do wojny.

Sam Yao kręcił się po Domenie krocząc w ślad za swoim mężem, sprawdzając wszystko zaraz po nim, aby oboje mieli stuprocentową pewność.

- Myślę ,że wszystko jest gotowe - odparł spokojnie i poprawił swoją dłoń która trzymała wciąż Songa. Ten wydawał się być zadowolony ze spaceru i nowo odwiedzonych miejsc w sekcie - Mam tylko nadzieję, że nic się nie stanie, stresuje mnie to. - odparł młodszy i westchnął ciężko czując jak żołądek mu się wykręca.

Mingjue przytulił go do siebie i pocałował w skroń.

- Nie martw się. Raczej nie wiele osób jest tak głupich by pomyśleć chociaż o zaatakowaniu QingheNie. Pamiętasz, że przed naszym pierwszym ślubem, jedyne co umiały robić inne sekty to krzyczeć i nikt nie miał odwagi ze mną zadrzeć? Nie martw się. Będziecie pod dobrą opieką, a ja wrócę jak najszybciej. Nie będę tam nawet nocować, ograniczę się do kilku godzin potrzebnych na zebranie informacji. - chciał go jak najbardziej uspokoić, by ten nie musiał się niepotrzebnie denerwować.

Yao wydał z siebie jedynie ciężkie westchnienie po czym pokiwał głową. Musiał przyznać mu rację, ale wciąż cała ta sytuacja była dla niego trudna do przetrawienia Nie był szczególnie zachwycony faktem, że ten wybiera się gdziekolwiek kiedy znajdują się w takiej, a nie innej sytuacji. Sekta jest po cichu wyniszczana, a jego przeczucie i intuicja podpowiadały mu, że to nie jest koniec a dopiero początek.

- Dobrze już, dobrze - powiedział spokojnie i wtulił się w jego ciało na moment - Mam nadzieję, że wrócisz szybko i wszystko będzie w porządku. Zajmę się po prostu sprawami sekty i postaram się nie myśleć o tym wszystkim. - przysunął dwoje wargi do jego policzka aby delikatnie go pocałować - Ty także na siebie uważaj, myśl, że twoja eskorta już jest gotowa na wymarsz.

Mingjue spojrzał na męża, lekko marszcząc brwi. Miał lecieć jedynie z medykiem, a okazywało się, że ktoś jeszcze miał mu towarzyszyć. Nie zamierzał jednak kłócić się ani z Tangiem, ani tym bardziej z Yao. Jeśli któryś z nich uparł się na to by nie leciał sam, to nie było sensu się z nimi sprzeczać o to. Poprowadził młodszego w kierunku dziedzińca, gdzie czekało już czterech ludzi i medyk, który miał z nim wyruszyć. Mimo, że to było tylko czterech ludzi, to wciąż było to, aż czterech żołnierzy mniej do pilnowania jego męża i syna.

- Wrócimy jak najszybciej. A wy. - zwrócił się do Yao i Tanga, który zajął miejsce u boku młodszego - Uważajcie na siebie. - po tych słowach przyciągnął partnera do czułego pocałunku i rozczochrał włosy A-Songa.

Dobył Baxii i podszedł do medyka, który miał z nim lecieć.

- W górę. - zarządził i natychmiast sam wskoczył na szable, ciągnąc za sobą starszego mężczyznę. Nie oglądając się za siebie, obrali kierunek Yunmeng i pognali w jego stronę.

Yao w ciszy przyjął tę informację. Wbił wzrok w mężczyznę który naraz zaczął się oddalać od Qinghe w kierunku Yunmeng. Niezbyt zachwycony pokręcił nosem. Powiódł wzrokiem za wojskiem które powoli wznosiło barierę, a sam czuł jak zjada go stres i nerwy. Nim się obejrzał, u jego boku już stał Tang, epatując tym samym nastrojem co i lider sekty.

- Myślisz o tym samym co ja?- zapytał Yao odwracając powoli wzrok w jego kierunku. Ten zaś skinął głową, ciężkim i ponurym tonem głosu odparł.

- To będzie totalna katastrofa. - szepnął i złożył dłonie za plecami, bacznie obserwując otoczenie.

- Powinniśmy wrócić do pracy, siedzenie na tyłku niewiele nam pomoże. - odparł Yao, a w odpowiedzi usłyszał mruknięcie. Cała trójka skierowała się w stronę głównej sali.

Pod nieobecność Mingjue dało się wyczuć w sekcie spore poddenerwowanie. Sama sytuacja z padającymi zwierzętami nie napawała nikogo optymizmem, a podniesienie bariery ochronnej, wywołało jedynie jeszcze większy niepokój.

Zgodnie z rozkazami jakie przekazał generał Tang, zwiększono ilość ludzi patrolujących mury i pilnujących prywatne komnaty liderów sekty. Nikt nie wierzył zbytnio w realne zagrożenie dla sekty, jednak nikt nie miał zamiaru ryzykować rozgniewania Mingjue, gdyby ten po powrocie odkrył jakieś niedopatrzenia.

Gdy tylko Mingjue znacząco oddalił się od sekty, na tyle aby jego wzrok jej nie sięgał, przez miasto zaczynała przetaczać się leniwie gęsta mgła. Sunęła uliczkami miasta sprawiając, że po chwili każdy kto tylko się w niej znalazł, padał nieprzytomny na ziemię. Nie zajęło to dużo czasu, kiedy ulice były usłane bezwładnymi ciałami mieszkańców Qinghe.

Mgła sunęła przed siebie, nie miała zapachu, a mimo to wdychanie powietrza będąc w niej mogło być zabójcze. Bez problemu przekroczyła bramy Qinghe Nie, kładąc na ziemię każdego po kolei, jakby układając ich wszystkich do wiecznego snu. Pod kopułą wszystko stawało się niewyraźne, wręcz niewidoczne.

Kiedy mgła dosięgnęła głównego placu Yao wraz Songiem wracali do Fangzi na krótką drzemkę po ciężkim dniu. Wzrok mężczyzny zwrócił się w kierunku placu, początkowo nie dostrzegł tam nic niezwykłego, ot zwykła mgła. Jednak gdy ta sięgała kolejnych żołnierzy ci padali jak muchy.

Wraz z eskortą przyspieszył kroku.

- Niech ktoś powiadomi Xichena, nie wchodźcie w tą mgle za nic w świecie, zdjąć bariery inaczej padniemy tu jak muchy. - zawołał nerwowo i porwał chłopca na ręce aby rzucić się biegiem do Fangzi. Nim jednak tam dotarł, czuł jak robi mu się słabo, a nogi miękną. Każdy kolejny krok stawiał z trudem. Jedyne co zdążył zobaczyć nim się przewrócił na ziemię to jednego z żołnierzy uciekającego tylnym tajnym wyjściem z sekty.

Liczył, że chociaż Xichen pojawi się w porę. Padł na ziemię, ukrywając w objęciach dziecko. Czołgając się, próbował uciec do jedynego bezpiecznego na ten moment miejsca, ale jego wzrok wciąż stawał się coraz to bardziej niewyraźny, bardziej zamglony.

Usta dziecka zakrył kawałkiem materiały własnej szaty. To samo zrobił z własnymi ustami, ale było już za późno.

Ściskał dziecko w objęciach do momentu, aż to nie zostało mu odebrane ze zwiotczałych rąk. Ledwie widzącym wzrokiem spojrzał na sprawcę. Nie miał najmniejszych wątpliwości do co do tego kto to był. Pomimo maski na twarzy, te oczy mógł rozpoznać wszędzie.

- Zostaw go...- zdążył wydusić z siebie i wyciągnąć dłoń jakby chciał go złapać. W uszach rozbrzmiał mu niosący się echem śmiech. A po chwili, nie było już ani jego, ani Songa. W całej tej rozpaczy próbował się podnieść na rękach aby ostatkiem sił ruszyć za porywaczem. Ale kolejna próba podniesienia się skończyła się fiaskiem, a sam padł na bruk, tracąc kompletnie przytomność.



__________________________________________________________________




Witajcie, powoli zbliżamy się do końca naszej opowieści. Zostało nam zaledwie kilka rozdziałów nim się pożegnamy. Ale nie martwcie się, być może zobaczymy się w kolejnej nowej opowieści.

Abyście nie cierpieli jakoś bardzo, zostawiam wam link do mojej nowej opowieści, mam nadzieję, że również przypadnie wam do gustu. Tymczasem trzymajcie się i wypatrujcie końca. Fighting!



🥇#Thriler
Historia opowiada o losach młodego detektywa ze szczególnymi zdolnościami. Zmaga się z problemami życia codziennego, także w sferze zawodowej. Kolejne komisje, prokuratura depcząca po piętach nie dają mu nawet chwili spokoju. Oh Se Hoon dostaje kolejne sprawy, te nowe jak i stare powoli łączą się w całość i prowadzą do seryjnego mordercy który staje się postrachem całej Korei. Czy "detektyw medium" rozwiąże sprawę i schwyta mordercę? Czy uda mu się rozwikłać sprawy do tej pory nie rozwiązane? Jak wyjaśni ostatnie 18 lat krwawej rzeźni na niewinnych ludziach? Jak poradzi sobie z romansem, gdy ten przybierze niekontrolowany obrót? Przekonasz się w nowych rozdziałach, publikuje je raz w tygodniu, w każdy poniedziałek.// Wszystkie zdarzenia, imiona postaci i nazwy stacji/jednostek są fikcyjne. //

https://www.wattpad.com/story/293164833-cicha-noc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro