Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64. Ktoś chce nas wykończyć p.1


2 lata później.



- Liderze sekty! Tutaj! - Mingjue usłyszał głos jednego z żołnierzy i natychmiast skierował się w tamtym kierunku. Będąc już w połowie drogi, musiał zakryć nos materiałem, tak jak i reszta żołnierzy. Zmarszczył brwi wychodząc zza linii drzew.

- Te same objawy co u wcześniejszego stada. - zameldował młodzik i wstał, odsuwając się jak najdalej od cuchnących trucheł.

- To już czwarte. - zameldował drugi z żołnierzy.

Mingjue w zamyśleniu potarł brodę. Coś mu tu zdecydowanie nie pasowało.

- Stado zniknęło dwa dni temu? - upewnił się, a dowódca zaraz sprawdził w papierach.

- Tak. - mężczyzna spojrzał na swojego przywódcę - Liderze czy coś nie tak?

- Stopień rozkładu jest zbyt duży. Nawet gdyby padły rano, te dwa dni temu, to nie byłyby w takim stanie. Niech nikt się nie zbliża do tego miejsca. Trzeba wypłacić odszkodowanie i może tym razem uda się znaleźć przyczynę padnięcia. Niepokoi mnie również to, że dzieje się to w różnych regionach Qinghe. - westchnął ciężko i dobył Baxii - Wracam do Qinghe, gdy będziecie mieć wstępny raport dostarczyć go do A-Yao - Nie czekając na potwierdzenie z wzbił się w górę i pognał w kierunku Nieczystej Domeny. Musiał jak najszybciej porozmawiać z partnerem.

Po dość długim locie wylądował na dziedzińcu i dość szybko ruszył w kierunku głównej sali gdzie zakładał spotkać męża.

Yao w tym czasie siedział w głównej sali i ze stoickim spokojem przyjmował kolejne skargi ludzi na padające zwierzęta. Siedział tak i patrzył w ciszy na kilkoro mężczyzn przekrzykujących się nawzajem. Od kiedy wyszedł za Mingjue nosił ozdobne i drogie szaty w kolorach sekty, czerń i szarość górowała w jego ubiorze, a starannie upięte włosy i znak, że jest również liderem dodawały mu więcej charakteru. Mały Song skończył już dwa lata i póki co grzecznie siedział u boku Yao, malując tuszem po czystym papierze. Mężczyzna rozmasował swoją skroń i spojrzał w kierunku dziecka.

- Jak dobrze, że ty nie musisz tego znosić. - mruknął cicho głaszcząc chłopca po głowie. Swój wzrok znów skierował w stronę mężczyzn aby za moment rozłożyć wachlarz i zacząć się wachlować, było gorąco, a tłum który się wytworzył wewnątrz wcale nie polepszał sytuacji.

- Wszelkie straty w zwierzynie pokryje sekta, wypłacimy wam odszkodowania i gdy tylko wróci Mingjue, rozpoczniemy pełne śledztwo. - skierował swój wzrok w bok na Tanga który zasiadał u jego boku pod nieobecność Mingjue. Poza tym, że był teraz zastępcą lidera był również prawą ręką, doradcą w trudnych sprawach takich jak te.

- Tang, czy oddziały zostały już wysłane na sprawdzenie miast i okolic Qinghe? - zapytał niepewnie i zmarszczył brwi. Mężczyzna zaś przytaknął podając mu dokument z ostatnim raportem. A tych zbierało się coraz więcej.

Mingjue wszedł do środka niczym taran. Zaraz też się zatrzymał, kazać służącym zrobić przewiew w wielkiej sali. Zdecydowanie było tu za wiele osób. Nie miał pojęcia jak Yao to znosi.

Widząc męża uśmiechnął się lekko i ruszył w jego kierunku, a ludzie jakby instynktownie się odsuwali robiąc mu przejście. Nie przejmując się specjalnie nikim złożył na ustach młodszego pocałunek, by po chwili poczochrać chłopca po włosach i skinąć głową generałowi.

- To samo co wcześniej. Niepokoi mnie szybki rozkład. - zajął miejsce u boku męża, biorąc chłopca na kolana i przyjmując od służki herbatę - Bydło zaginęło dwa dni temu, a dziś czuć je było z daleka i wyglądało jakby leżało tam co najmniej tydzień, w gorący i wilgotny tydzień. - mówił dość cicho, by jedynie jego mąż i Tang to słyszeli - Nie podoba mi się to.

Yao milczał i postukiwał palcami o blat grubego drewnianego stołu. Powoli łączył fakty i myślał nad tym intensywnie próbując poskładać to wszystko w jedną całość. Przesunął powoli palcem po papierach i przekładał każdy, spamiętując kolejno ilości danych zwierząt. W końcu uderzył lekko dłonią w stół i zapisał liczbę na czystym dokumencie.

- Straty są liczone w setkach, a sama martwa zwierzyna to jedynie dziesiątki. Sądzę, że ktoś porywa zwierzęta i je podtruwa. Potem podrzuca je już w takim stanie. Albo używa silnej trucizny. To nie ma sensu. Dlaczego ktoś miałby wybijać nasze zasoby? Konie, bydło. To nie trzyma się kupy. - westchnął ciężko i uniósł głowę aby wbić wzrok w sufit.

- Przez chwilę zastanawiałem się czy to nie jakaś zaraza, jednak to nie może być to. - Mingjue sięgnął po mapę i zaczął mniej więcej zaznaczać zgłoszone przypadki, odpowiednio je przy tym numerując i zapisując daty - To się kupy nie trzyma. Jeśli ktoś je truje to jest to więcej niż jedna osoba. Niemożliwym jest, by jeden człowiek jednocześnie otruł zwierzęta na dwóch końcach Qinghe. - znów się zamyślił - Nie przypominam sobie bym zalazł za skórę komuś innemu niż tobie. - spojrzał na Meng Yao, uśmiechając się przy tym bezczelnie - Trzeba rozesłać wieści, by nikt nie pozostawiał zwierząt gospodarskich bez opieki. W samej Nieczystej Domenie niech dostęp do koni mają tylko dwie najbardziej zaufane osoby.

Do tej pory milczący Tang poprawił się niespokojnie na miejscu. Dało się zauważyć, że coś go męczy, ale ciężko było określić co. Mały Song podniósł się i oparł dłońmi o mapę, próbując teraz na nią przenieść swoje rysunki. Sam Yao zaczął masować swoją skroń w zamyśleniu.

- Myślę, że to konkretna grupa, a ograniczenie ludzi zajmujących się zwierzętami może być niewystarczające. Bo jeśli mamy zdrajców w naszej sekcie to równie dobrze mogą być oni zaufanymi pracownikami w tych gospodarstwach czy pomniejszych sektach. To jest ten moment kiedy nie można nikomu ufać. - jego wzrok utkwił w tym tłumie jaki się zebrał na środku głównej sali. - Trzeba będzie poprowadzić śledztwo. Ale jak to zrobić niezauważenie? Mhm.. - mruknął i przymknął oczy. - Jesteś pewien, że tylko mnie zaszedłeś za skórę?

Mingjue obserwował jak chłopiec łączy kreskami, zaznaczone przez niego punkty na mapie.

- Myślę, że możemy poprosić o pomoc kogoś z zaufanego z zewnątrz, by pomógł nam dociec kto i dlaczego, próbuje się pozbyć naszej sekty. I tak Yao, jestem pewien, że tylko tobie zalazłem za skórę, jak mam być szczery to zupełnie niespecjalnie. Nie prowadzę z nikim sporów, a ostatnia bójka i wojna, to ta z Xichenem, gdy po pijaku biliśmy się poduszkami. Z tego co się orientuję nikt nawet nie dostał ode mnie po mordzie od dawna. - spojrzał kontrolnie na Tanga, a ten jedynie skinął głową na potwierdzenie. Mingjue znów przeniósł wzrok na mapę i zmarszczył brwi.

- Wszyscy wyjść. - rzucił dość głośno, a sala w kilka chwil była pusta, nie licząc ich czwórki - Obawiam się, że ktoś chce śmierci Qinghe Nie.

Yao postukiwał powoli palcami o blat stołu, a w jego umyśle kreowała się tylko jedna myśl. Nie chciał póki co mówić o tym głośno by nie psuć atmosfery. Chociaż ta i bez tego była napięta. Przesunął wzrokiem na twarz Tanga, a ten zrównał się z nim wzorkiem. Mimowolnie poczuł, że myślą o tym samym. Ale żadne z tej dwójki nie miało odwagi powiedzieć tego na głos.

- Jeśli ktoś chce upadku naszej sekty, musiał być z nią wcześniej dość silnie związany. - odparł po chwili i skierował spojrzenie na męża. Westchnął ociężale i znów wzrokiem wrócił do mapy - Szczególnie, że zostały zaatakowane miejsca które dostarczają konie naszemu wojsku. To nie jest przypadek. Trzeba znać takie informacje.

- Trzeba sprawdzić, kto w ostatnim czasie został zwolniony ze służby i za co. Do tego trzeba sprawdzić co te osoby robią teraz. Przede wszystkim trzeba sprawdzić tego medyka, którego wyrzuciłem dwa miesiące temu. - mruknął drapiąc się po brodzie, zaraz też obrócił wzrok na wejście do wielkie sali w którym pojawił się posłaniec z sekty Jiang.

- Liderzy sekty, generale Tang. Mam pilną wiadomość od lidera sekty Jiang. - mężczyzna skłonił się przed nimi, a Mingjue wyciągnął dłoń by odebrać pismo i zacząć je czytać. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

- Huaisang jest ciężko chory. Dzieciak Jiangów pisze, że trwa to już trzy miesiące, a ostanie dwa są naprawdę ciężkie. Podobno mój brat nie wstaje już nawet z łóżka. Jiang Wanyin prosi o wysłanie któregoś z naszych medyków do pomocy i pyta czy nie mógłbym go odwiedzić. - podał pismo mężowi i sam zamyślił się dość mocno.

Od czasu wygnania Huaisanga nie widział się z nim, jedynie dzieciak Jiangów przekazywał mu informacje o bracie, gdy czasami się widzieli. Dalej miał żal do młodszego, jednak to wciąż był jego brat.

Oczy samego Yao się zmrużyły na widok posłańca. Milczał i siedział nieruchomo niczym posąg, na jego usta wpełzł lekki uśmiech, choć nie tak przyjemny jakby się mogło zdawać. Czuł, jak dreszcz przechodzi po jego plecach, a kiedy dostał pismo w dłoń, nie patrząc na nie zgniótł je w dłoni i wrzucił do świecy aby ta spaliła całość. Wbił wzrok trawiący dokument ogień i odetchnął ciężko.

- No cóż. Mają swoich medyków, niech sobie radzą. Huaisang został wygnany z sekty, teraz przynależy do Jianga. - rzucił krótko i poprawił rękawy swoich szat aby w końcu sięgnąć do Songa i wziąć go na kolana, wziął materiał zmoczony wodą aby wytrzeć mu brudne od tuszu dłonie - Przykro mi Mingjue, ale nie mam zamiaru mieć z nim już nic wspólnego.

- Wygnanie z sekty nie sprawi, że przestanie być moim bratem. - powiedział cicho Jue, czując, że chyba znów podpadnie mężowi, ale nie mógł tego tak zostawić, nawet jeśli oznaczało to kłótnie małżeńską. Na starość robił się chyba za miękki - Chciałbym wyruszyć do Przystani Lotosów i się z nim zobaczyć. Wiem co zrobił, wiem jakie były tego konsekwencje, ale Yao... - potarł skronie i spojrzał na dogasające resztki dokumentu.

Guangyao zmarszczył brwi, podniósł się z miejsca biorąc za dłoń małego Songa. Nie podobał mu się ten pomysł i dobrze czuł jak on się skończy. Miał dziwne przeczucie, że nie będzie to coś co sprawi, że Mingjue poczuje się lepiej. Ani także nie sprawi, że ich relacje się poprawią. Z drugiej strony był dorosły, a on sam nie miał zamiaru nikogo niańczyć, ani ostrzegać przed kimś takim jak Sang. Wszystko to było dla niego mocno naciągane. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń.

- Zrobisz jak uważasz.- skwitował i ruszył do wyjścia z chłopcem, mając zamiar dać mu coś do jedzenia.

Tang do tej pory siedzący cicho westchnął ciężko na całą tą sytuację w jakiej się znaleźli.

- Coś jest nie tak. - mruknął pod nosem i również podniósł się ze swojego miejsca.

Mingjue ruszył z generałem, zaraz za partnerem.

- Jeśli Huaisang choruje od trzech miesięcy, a nasze problemy zaczęły się od jakiegoś miesiąca... Zastanawiam się czy ktoś nie chce zemsty na moim bracie, dobrze wiemy, że ten gówniarz mógł podpaść każdemu. Wszyscy wiedzą, że został wygnany, jednak z tego co mówił mi dzieciak Jiangów, tęskni i często wypytuje co dzieje się w Nieczystej Domenie. To tylko teoria, ale co jeśli to nie samo Qinghe jest celem ataku, a wyniszczenie Huaisanga? - powiedział na głos zastanawiając się nad tym dość poważnie, szansa na to, że jego młodszy brat wplątał się w jakieś kłopoty i podpadł komuś, komu nie powinien była niepokojąco wysoka.

Yao się nie odzywał, jedynie szedł trzymając dziecko za dłoń w kierunku sali jadalnej.

Generał dobrze czuł co się święci, a przypuszczenia Mingjue nie miały najmniejszego sensu w jego ocenie. Złożył dłonie za plecami i zatrzymał się na moment.

- Sądzę, że jest zupełnie inaczej. Wygląda to trochę tak, jakby Panicz symulował. A poza tym, kto miałby się na nim mścić? I jak? Jest pod okiem samego Lidera Jiang. Gdyby atak był skierowany na Panicza Huaisanga, wtedy to sekta Jiang by cierpiała. Obawiam się, że celem znów jest ktoś inny. - a po tych słowach skierował swój wzrok na Yao. Wiedział, że takiego typu oskarżenia mogą być wielce niesprawiedliwe ale nie miał już nawet grama zaufania do Sanga. - Nim zginął Panicz Yao, Huaisang podrzucał martwe zwierzęta.

Mingjue zamyślił się kompletnie. Nie miał podstaw by nie ufać osądom męża i swojego zastępcy, a całkiem sporo by nie ufać bratu.

- Ruszę do Przystani Lotosów i sprawdzę to. Od wygnania Huaisanga minęły dwa lata, jeśli masz rację i to on za tym stoi to obawiam się, że mógł przygotować coś znacznie gorszego. - spojrzał uważnie na Tanga - Zwiększyć ochronę Meng Yao i A-Songa, kontrolować każdego wchodzącego do Nieczystej Domeny. Pod moją nieobecność żadnych wizytacji, a całe wojsko na się skupić na ochronie lidera i panicza. Jeśli to Sang, to dobrze wie, że Yao nie pojedzie ze mną, na te kilka dni najlepiej będzie zamknąć wrota. Podwoić również straże pilnujące naszej prywatnej części. I Tang... - położył dłoń na jego ramieniu - Zadbaj również o swoje bezpieczeństwo.

Tang zatrzymał się na moment, spamiętując wszystkie postanowienia lidera aby później pójść i wydać konkretne rozkazy.

- Moje bezpieczeństwo? Nie musisz się mną przejmować Mingjue, poradzę sobie. - przyznał spokojnie, ale i tak uśmiechnął się słabo na to wszystko - Ważniejsze dla mnie jest bezpieczeństwo młodego Panicza Songa. - dodał po chwili i pochylił lekko głowę, nasłuchując.

- Zdaje mi się, że właśnie cię woła. Pójdź na obiad, a ja zajmę się organizowaniem twojego wyjścia i ochrony. - ukłonił się lekko przed nim po czym faktycznie ruszył zająć się pracą.

- Tang, na litość boską. Zjedz najpierw. - zatrzymał go zaraz i pociągnął za sobą - Nic się nie stanie, jeśli zajmiesz się tym po posiłku, a Yao mi jaja urwie jak się dowie, że zamiast pozwolić ci zjeść, kazałem coś zrobić. Miej trochę litości dla swojego lidera i daj mi jeszcze trochę pożyć. - spojrzał rozbawiony do środka sali jadalnej - Idę, już idę. - poprowadził mężczyznę za sobą i posadził przy stole. Samemu zajął miejsce u boku męża, przyciągając go bliżej siebie. Szczerze miał nadzieję, że ta dwójka się myli, w innym wypadku obawiał się tego co mogłoby ich tym razem spotkać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro