62. "Słucham?"
Słowami wstępu,
Zatem, nim przejdziemy do rozdziału ,zapalmy świeczkę dla tych lekkomyślnych i nieodpowiedzialnych. Niech spoczywają w spokoju Ci, którzy z własnej głupoty narazili się na rychłą śmierć.
Szczerze odradzam jeść bądź pić czytając ten rozdział, radzę również nie czytać go w późnych godzinach nocnych, w końcu nie chcemy obudzić domowników ani sąsiadów, prawda?
Reklamacji nie przyjmujemy.
W razie problemów, skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą gdyż nie każdy rozdział napisany przez tych autorów jest odpowiedni dla zdrowia fizycznego jak i psychicznego.
Miłego czytania!
Żeby nie było.
Ostrzegałam.
Atalie płakała jak edytowała. Nie zmyślam.
_______________________________________________________________________________
- To był ciężki czas Bracie. Naprawdę ciężki czas. - stwierdził biorąc głęboki wdech. Spojrzał na wino stojące na stole i zalał czarki alkoholem. Sięgnął po swoją i niemal od razu ją opróżnił - A co z Huaisangiem? - zapytał mimowolnie wbijając badawcze spojrzenie w swojego przyjaciela.
Słysząc pytanie Lan Huana, Mingjue sam sięgnął po wino i wypił duszkiem.
- Przyznał się do winy, więc jedynym wyrokiem była śmierć. Egzekucja rozpoczęła się rano. - powiedział ciężko i zalał znów czarki winem milknąć na chwilę. Wypił od razu drugą i dopiero wtedy przemówił - Żyje, mimo mojej szabli, która była o włos od jego karku. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłem, gdy usłyszałem zderzenie Baxii z Henshengiem. Yao nie pozwolił mi go ściąć i wygnał w ramach kary z Qinghe. Opuścił je z dzieciakiem Jiangów. - powiedział wzdychając ciężko.
Huan mimowolnie się zasępił słysząc wzmiankę o Wanyinie. Nie przyzna tego na głos, ale w tej sytuacji nie narzekałbym gdyby Sang padł trupem. Potrząsnął głową i wypił zawartość swojej czarki. Z trudem złapał oddech gdy alkohol rozgrzał jego gardło. Mruknął pod nosem i rozluźnił niego swój pas.
- Ciężka sprawa. Ale z drugiej strony, może to i lepiej. - powiedział po czym dopiero po chwili do niego dotarło - Chwila... Chcesz mi powiedzieć, że Yao powstrzymał twoje zamachniecie Baxia? Jak to możliwe..?
- Bogowie mi świadkiem, nie mam pojęcia. - Jue wypił kolejną porcję wina - Uwierz mi to nie było lekkie cięcie. Chciałem dać bratu czystą śmierć. Dziwię się, że Hensheng to wytrzymał. - wypił znów wina, zdecydowanie miał lepsza wprawę niż Lan Huan - Nie powiem, że nie zrobił tego bez wysiłku, bo to było po nim widać... Ale rozumiesz, że on się wcale nie bał tego zrobić? Nie znam zbyt wielu osób, które by się na to odważyły. - powiedział szczerze sięgając po kawałek mięsa i wsadzając go sobie do ust.
Xichen wyglądał na zachwyconego, skonsternowanego i przerażonego jednocześnie. Ciężko było opisać emocje wypisane na jego twarzy.
- Nie jestem w stanie w to uwierzyć... Coś takiego. - wyszeptał już lekko pijany i pokręcił głową sięgając po alkohol aby się go napić - Yao nigdy jakoś nie wydawał mi się być osoba o takiej siłę fizycznej. Zaskakujące. Jeszcze na dodatek w jego stanie... Przecież gdy widziałem go ostatnim razem zdawał się wręcz umierać z tęsknoty. Coś takiego... No doprawdy... Coś podobnego... - wyszeptał z niedowierzaniem - A na dodatek mówisz mi jeszcze, że nie chciał go ściąć? Zaskakujące jak ktoś kto jest tak mały potrafi mieć tak wielkie serce... Niespotykane... - nie mógł wyjść z podziwu - Jak mi żal, że nie widziałem tego na własne oczy. To dopiero musiało być widowisko.
Mingjue zaczął się śmiać słysząc ton głosu Huana i to w jaki sposób się wypowiada. Nie miał okazji oglądać pijanego przyjaciela, a musiał przyznać, że zaczynało to być zabawne.
- A no nie chciał, ba powiedział mi, że jak chcę ściąć Sanga, to najpierw muszę jego. Wyobrażasz to sobie? On się mnie w ogóle nie boi. - dodał z oburzeniem - Mnie. - wskazał na siebie - Każdy się mnie obawia w mniejszym czy większym stopniu, a on nie. I jak mam być szczery... - sięgnął po czarkę z winem rozlewając trochę przy okazji - To ja boje się jego. - zaraz też wycelował palec dłoni w której trzymał czarkę w przyjaciela - Nie śmiej się. Ty nie widziałeś jaki on umie być. To nie ma, że ty się sprzeciwiasz. O nie. Znaczy możesz, ale wierz mi strach to zrobić. - rzucił chcąc pożalić się na partnera.
Xichen zupełnie gdzieś odpłynął zupełnie podpity. A cała ta historia nieco go zahipnotyzowała. Wyobrażał sobie jak Yao nagle zdobywa niebotyczną siłę. To było niesamowite w jego wyobrażeniach, a jak bardzo niesamowite musiało to być w rzeczywistości? Wrócił jednak zaraz na ziemię i spojrzał na niego zbity z tropu. Potok słów jaki ten z siebie wypowiedział sprawił, że zaraz opluł się winem. Zaczął się śmiać, naprawdę histerycznie śmiać. Nie mógł się powstrzymać od tego śmiechu.
- A to coś... Coś podobnego... - śmiał się dalej.- Bestia z Qinghe boi się Kurdupla z Lanling... - w przypływie napadu śmiechu obalił się na poduszki, śmiejąc do rozpuku. Cóż też mógł poradzić, że ten zdawał się taki nieporadny wobec kogoś tak drobnego - A to dobre... Bardzo dobre... - śmiał się dalej, zanosząc gromkim śmiechem - Jakim cudem Yao mógłby cię zastraszyć?! To najłagodniejsza osoba jaką znam! W życiu nie słyszałem żeby chociaż podniósł głos.
Mruknął nieco obrażony, gdy ten zaczął się śmiać i sięgnął po czarkę z winem, by znów się napić. Zaraz okazało się to błędem, gdy tylko usłyszał słowa przyjaciela, sam opluł się winem i mocno zakrztusił. Sam zaczął się śmiać widząc jak ten wygląda, gdy tarza się po poduszkach. Musiał przyznać, że Huan miał słabą głowę, chociaż sam czuł już nieco szumienie w głowie.
- Tak najłagodniejsza. - powiedział sarkastycznie - Uwierz mi on nie podnosi głosu. I chyba to sprawia, że jest taki groźny. Przestań się śmiać ja mówię poważnie. - znów wycelował w niego winem - Jak już wrócił, wziął kąpiel i kładł się do łóżka to ja tradycyjnie położyłem się na podłodze w poduszkach... - przerwał widząc zdziwiony wzrok Lan Huana - Nie umiałem spać w łóżku sam. - rzucił wyjaśniając - Ale wracając. Leżę, a ten do mnie jak już usiadł w pościeli "Czyli mam rozumieć, że mam spać sam w łóżku bo ty masz zamiar spać na podłodze?" I wierz mi, mówił cicho bo A-Song spał, od razu przeszła mi ochota na spanie, a jego "Słucham?" sprawia, że zastanawiam się nad własnym istnieniem. - zaraz sięgnął po jedną z poduszek i rzucił w Xichena, który próbował się nie śmiać.
Naprawdę nie mógł się powstrzymać od śmiania. To było wprost zabawne, że ktoś taki jak Mingjue bał się kogoś takiego jak Yao uniósł się w końcu do siadu licząc przez chwilę, że to już koniec rewelacji. Niestety jednak, miał wrażenie, że ten dopiero się rozkręca w swoich wyznaniach.
- Musisz być do niego naprawdę uprzedzony skoro w takich trywialnych sytuacjach dajesz się zastraszyć... - starał się być poważny, w końcu jego wiek i pozycja zobowiązywał do tego. Mimowolnie jednak śmiał się między wypowiedziami - Żebyś się nie zdziwił jak ta straszna, mała kreatura wyśle cię spać na podłogę za karę. - zażartował z niego mimowolnie i wyszczerzył się wyraźnie rozluźniony. Pochłonął kolejne kilka porcji alkoholu co nie poprawiało jego stanu, był jeszcze bardziej pijany niż wcześniej. Roześmiany złapał poduszkę i oddał mu, celując twarz.
Mingjue od jakiegoś czasu nie używał już nawet czarki, a ilość opróżnionych przez nich słoi rosła w zastraszającym tempie.
- Nie jestem uprzedzony. Żebyś się nigdy nie musiał przekonać. - rzucił do niego i złapał poduszkę - Tak chcesz się bawić? - zawołał wesoło, sam nie miał pojęcia który z nich jest bardziej pijany.
Zaczęli rzucać się poduszkami, chociaż po chwili okazało się, że pokój jest zdecydowanie za mały by to robić w środku. Z naręczem poduszek Mingjue wypadł na zewnątrz, a gdy tylko Lan Huan wystawił głowę na zewnątrz, rozpoczął atak.
- Generale Tang! - ryknął do mężczyzny - Poduszki! Uformować dwa oddziały z zaopatrzeniem!
Generał Tang sprawnie ignorował to co działo się wewnątrz pokoju gościnnego. Tak długo jak nie słyszał dochodzących odgłosów walki czy bójki, nie interesował się zbyt tym co się tam działo. Jego umysł na moment stracił na czujności, a jemu niechcący przysnęło się na stojąco. Cóż mógł poradzić, nie nie miał dziś nawet chwili wytchnienia. Drgnął dość mocno kiedy drzwi pokoju gościnnego rozsunęły się z hukiem, a z wnętrza wypadł Mingjue. Złapał odruchowo za rękojeść szabli ale zaraz się mocno zdziwił. Widok jaki zastał przerastał najśmielsze wyobrażenia i oczekiwania. Ostatnie czego spodziewał się o tej porze, to bitwa na poduszki wśród liderów. Jak bardzo musieli być pijani? Słysząc polecenie, a wręcz rozkaz na moment nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Chwilę mu zajęło nim posłusznie ruszył się aby przynieść mężczyźnie poduszki, przywołał do siebie dwóch strażników którzy będąc równie skonsternowanymi przygotowali poduszki jako amunicję dla swojego lidera.
Xichen nie mając jakiegokolwiek wsparcia i tak dobrze sobie radził, rzucając raz po raz poduszkami, a w przypływie ataku, chował się za drzwiami.
- To nierówna walka! - wrzasnął i zaczął się śmiać wymierzając rzut kolejną z poduszek.
Mingjue dopiero po słowach przyjaciela na temat nierównej walki zorientował się, że dwa oddziały z zaopatrzeniem stanęły za nim.
- Ty. - wskazał na jednego z żołnierzy - Walczysz po stronie Xichena, bierz połowę i won. - wysłał skonsternowanego żołnierza na drugą stronę, po czym rzucił w niego poduszką by nieco go pogonić. Gdy mężczyzna zajął miejsce za liderem seksty Lan, znów rozpoczął atak na przyjaciela - Ha i gdzie ta twoja siła ramion? Te poduszki ledwo tu dolatują! - rzucił rozbawiony chcąc sprowokować przyjaciela do jeszcze lepszej zabawy. Mocno się zdziwił, gdy dostał poduszką w głowę, a chwilę później zrewanżował się tym samym, trafiając Xichena w brzuch.
Generał Tang naprawdę musiał się głęboko zastanowić czy to wszystko dzieje się naprawdę czy może tylko mu się śni. Jedyne czego się obawiał to moment ,w którym sam panicz Yao się obudzi. Czuł się wielce zażenowany faktem, że uczestniczy w tak dziecinnej i pijackiej zabawie.
Zaś żołnierz ,najmłodszy w stażu czuł się skonsternowany. Nawet się zastanawiał czy każde wieczory tej dwójki tak wyglądają. Jednak godnie zaszedł do Xichena aby pomóc mu w walce. Ostatecznie był już środek nocy i nie chcieli pobudzić członków sekty. A szczególnie jednego.
- Moja siła ma się dobrze. Zaraz ci pokażę! - wrzasnął do niego i wyłonił się zza osłony aby rzucić mu prosto w środek twarzy. W między czasie pił wino ze słoja co sprawiało tylko, że Xichen był bardziej pijany i jednocześnie mniej obliczalny w swoich gestach.
Yao czuł frustrację. Ledwie udało mu się usnąć, a już obudziły go hałasy na dworze. Cudem było, że Song nie obudził się w całym tym zamieszaniu. Powoli wyszedł z Fangzi, zaspany i owinięty dodatkowo w materiał szat. W pierwszej chwili ,nie widział za wiele przez zaspane i zamglone snem oczu.
Generał Tang widząc Yao zaczął szturchać Mingjue.
- Liderze, może lepiej już wystarczy tych zabaw... - ale ten go nie słuchał. Chrząknął dość znacząco i próbował odwrócić jego uwagę od bitwy, gdy nagle dało się słyszeć jak poduszka, najpierw jedna uderza o coś co było bliżej niż sam Xichen. Później kolejna spadła na głowę samego Yao. Trzecia już złapał w dłoń i zacisnął na niej mocno swoje palce. Wyraz jego twarzy był jednoznaczny, za chwilę ktoś tutaj zginie. Jego wzrok powiódł najpierw na jednego, a później na drugiego.
Mingjue na zmianę chwytał za poduszki i słój z winem, w całym swoim życiu nie bawił się tak przednio jak teraz, a alkohol podsycał jedynie chęć do takiej szczeniackiej zabawy. Nie specjalnie słuchał Tanga, machając jedynie na jego zaczepki jak na natrętną muchę. Jak raz w życiu świetnie się bawił, to ten musiał mu przeszkadzać.
Cisnął poduszką i ze zdziwieniem przyjął fakt, że nie doleciała do jego celu, ba dziwił się również, że nic nie trafiło w niego, a był pewien, że Lan Huan rzucał w niego. Chwycił kolejną poduszkę i rzucił znów w kierunku przyjaciela i dopiero wtedy spojrzał na osobę którą złapał w dłonie Meng Yao.
- Co to ma znaczyć?- zapytał cichym ale stanowczym głosem. Generał Tang wyprostował się od razu i miał ochotę schować za Mingjue chociaż to nie on był prowodyrem całej tej farsy.
- Wojna na poduszki! - wrzasnęli jednocześnie z Xichenem, kompletnie nie zrażeni postawą młodszego.
Guangyao zacisnął szczęki znacząco i zmierzył ich wzrokiem.
- Do mnie. Cała czwórka. - sarknął pod nosem i skrzyżował ręce na torsie.
O ile jego włosy po śnie były rozwichrzone, o tyle po bliskim zetknięciu z poduszkami, były jeszcze bardziej rozstawione na wszystkie strony
Dwójka żołnierzy natychmiast pognała w stronę Panicza Nie, gdy usłyszeli jego rozkaz. Stanęli przed nim wyprostowani i zaraz zameldowali jednocześnie, dość przestraszeni:
- Meldujemy, że wykonywaliśmy jedynie rozkazy Lidera sekty Nie!
Mingjue rozbawiony stanął pomiędzy nimi, a Xichen idąc jego przykładem stanął obok. Obaj liderzy patrzyli przez chwilę na Yao, któremu kilka piór z poduszki zaplątało się we włosy. Spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem, opierając się o siebie, by nie upaść na ziemię.
Guangyao nie był do końca przekonany co do tego, czy aby jakikolwiek mord się dzisiaj tutaj nie dokona. Był święcie przekonany, że ta dwójka trafi na szafot. Nie był w stanie zrozumieć tej sytuacji jaka tu nastała. Rozkazy?
- Słucham? - zapytał z niedowierzaniem po czym dotarł do niego smród alkoholu. Tak, zdecydowanie tamta dwójka przesadziła dziś z alkoholem co wywołało tylko dodatkowe uczucie frustracji w samym chłopaku. Jego oczy zmrużyły się kocio, a sam wodził wzrokiem po ich twarzach.
- Paniczu Nie, melduję, że Lider Sekty Nie rozkazał nam przynieść poduszki oraz uformować dwa oddziały zaopatrzenia, jeden dla niego, drugi dla Lidera Sekty Lan. - powiedział młodszy z żołnierzy na pytanie Yao.
- Przepraszam was bardzo. Czy was to bawi? Czy ja wam w czymś przeszkadzam? - zapytał patrząc na niego z dołu i już słyszał za plecami jak generał Tang bierze głęboki wdech najwyraźniej przeczuwając najgorsze. Ten sam generał uprzejmie zbliżył się aby zabrać pióra z włosów panicza z przepraszającą miną.
- Paniczu Nie, nie denerwuj się. Zaraz ich uspokoję... - mówił szeptem wiedząc, że za moment nie będzie tu co zbierać.
Mingjue słysząc ton partnera natychmiast przestał się śmiać, próbując się zorientować czy to jest ten moment w którym powinien zacząć się obawiać Meng Yao, z drugiej strony Lan Huan twierdził, że nie powinien tego robić. Chciał coś odpowiedzieć, ale został uprzedzony przez Xichena.
- Tak, trochę. Przerwałeś nam walkę, a prawie wygrałem. - rzucił w stronę młodszego, a mówiąc to machał dzbanem z winem, które nieco zmoczyło szaty młodszego.
- Niedoczekanie twoje! Wygrywałeś?! - Mingjue zaraz zaprotestował i wyrwał poduszkę z rąk Yao, by przyłożyć nią przyjacielowi w twarz.
To był moment w którym Tang się przeżegnał. Nie wiedział jednak czy powinien wykopywać groby już teraz czy dopiero zaraz. Na twarzy Guangyao coś drgnęło, a w oku pojawił się niezbyt bezpieczny błysk.
- Słucham? - zapytał głośniej jakby nie dosłyszał słów z usta Lan Huana. Frustracja rosła w nim coraz bardziej, coraz szybciej dając swoje ujście w jego oczach, które dla Tanga wyglądały przerażająco.
Ten zaraz padł na kolana wiedząc co ich czeka, a to samo polecił żołnierzom.
- Generale Tang. Podaj mi proszę stołek. - poprosił młodszy i z tym samym przerażającym wyrazem twarzy patrzył na dwójkę, jak mu się zdawało, dorosłych mężczyzn. Zdawało. To było jedyne trafne określenie.
Gdy Tang pośpiesznie przyniósł młodszemu taboret, wyciągnął dłoń do niego aby pomóc mu na niego wejść. Kiedy już udało mu się mniej więcej wzrostem zrównać z tamtą dwójką wyciągnął swoje dłonie aby obu, złapać za płatki uszu i wykręcić je z niesamowitą siłą, jakby targał dwójkę dzieciaków rozrabiających w nocy.
- Zapytam ostatni raz. Słucham? - po tym jego ostry wzrok wbił się w twarze tej dwójki. Tang gdzieś z tyłu modlił się do wszystkich bogów o litość.
Zarówno Xichen jak i Mingjue nie zwracali zbytnio uwagi na otoczenie o tego jaki popłoch wywołał Meng Yao. A w każdym bądź razie nie zwracali uwagi do czasu.
- Aaaałaaa! - natychmiast dało się słyszeć krzyk obu mężczyzn, gdy zostali złapani za uszy jak niesforne dzieciaki. Mingjue niemal natychmiast przetrzeźwiał, gdy zobaczył wściekłe oblicze młodszego, a przynajmniej do tego stopnia by zdać sobie sprawę z tego w jak gównianym położeniu właśnie się znaleźli z Huanem.
Lan Xichen również stracił cały rezon i w jednej chwili zaczął doskonale rozumieć przyjaciela, który obawiał się swojego narzeczonego. Obaj byli zdecydowanie więksi i silniejsi od stojącego przed nim na stołku mężczyzny, ale obaj zdecydowanie stracili chęć do dalszego picia i zabawy. Lan Huan musiał przyznać, że takiego oblicza Guangyao nie znał i w tym momencie żałował, że miał okazję je zobaczyć.
- Yyy... A-Yao, kochany, już jesteśmy grzeczni. - powiedział spokojnie Mingjue, a zaraz zawtórował mu Xichen.
- Właśnie, właśnie. Zbieramy poduszki i idziemy spać. - zapewnił młodszego.
Nie szczególnie na niego to zadziałało. Mimo to, ten okrzyk bólu z ich strony sprawił mu przyjemność. Miał zamiar się na nich zemścić za tę zniewagę. Poczuł się niesamowicie obrażony przed nich. W życiu nie czuł się tak urażony, naprawdę bardzo urażony... A to w połączeniu z jego złością i frustracją nie zapowiadało niczego dobrego.
- O nie. My się dopiero rozkręcamy. - stwierdził z uśmieszkiem na twarzy po czym skręcił mocniej ich płatki uszu, czerpiąc dziką satysfakcję z ich cierpienia. Jak uważał, zasłużonego.
Puścił ich i zarządził.
- Mingjue. Masz szlaban na seks. To po pierwsze, po drugie, śpisz dzisiaj tutaj. - wskazał palcem na pokój gościnny - generale proszę podzielić pokój parawanami na pół, zabierzcie łóżka. Panowie będą spać dzisiaj na ziemi. Każdy z nich dostanie jedną poduszkę. - zarządził, a generał Tang zebrał ludzi pospiesznie przyjmując polecenie.
- Ale jak to? Nie może... Tak skarbie. - Mingjue zaraz stracił cały rezon do dyskusji chociaż wybitnie nie podobała mu się kara nałożona przez młodszego.
Xichen również chciał zaprotestować, gdy usłyszał, że razem z Mingjue mają spać na ziemi, jednak coś wewnętrznie mówiło mu, że lepiej iść za przykładem starszego i milczeć.
Guangyao zazgrzytał lekko zębami wpatrując się w nich w ciszy.
- Chodź tu. - rzucił do jednego z żołnierzy - Przynieś mi dwa największe słoje wina jakie znajdziesz. - rzucił i złożył ręce za plecami wpatrując się w tę dwójkę badawczo - Czego się gapicie? Sprzątać. - zarządził. Kto by się spodziewał, że dwóch liderowi będzie pod pantoflem kogoś takiego jak Guangyao?
Gdy Yao kazał im sprzątać, natychmiast rzucili się do pracy. Może i obaj byli liderami prominentnych sekt, jednak w tym momencie żaden z nich nie miał odwagi na dalsze dyskusje z Meng Yao.
- Chyba już wiem o czym mówiłeś. - szepnął Xichen, gdy byli dość daleko od młodszego i ten nie mógł ich usłyszeć - Sam się go boje.
Guangyao obserwował z aprobatą jak ci uwijają się w sprzątaniu tego co narobili. Nie było mowy o tym, żeby budzić do tego specjalnie służbę. Ale to nie był koniec kary jaki dla nich przewidywał. Spojrzał na żołnierzy którzy przynieśli dwa ogromne słoje z winem.
- Do mnie. - Zawołał obu mężczyzn po czym z uroczym uśmiechem wskazał im słoje - Tak bardzo chcieliście pić i balować? To teraz do dna. Szybko - pospieszył ich i wskazał na słoje trzymane przez młodzieńców. Gdy tamci odebrali słoje wskazał kąty w pokojach
- Wy za słuchanie głupich rozkazów będziecie klęczeć w kącie, aż do świtu. - zarządził i zaraz dodał - Ty też generale Tang.
Mingjue spojrzał niepewnie na przyniesione słoje i skrzywił się nieco. Na jego oko mieściło się w nich około ośmiu zwykłych. Przełknął ślinę i spojrzał na przyjaciela, który miał podobną minę do niego. Wzięli słoje i zaczęli pić, wzdychając przed tym ciężko. Spojrzał na żołnierzy i samego generała Tanga, którzy również mieli odebrać karę.
A Lan Huan słysząc o klęczeniu zakrztusił się winem. Mingjue nie zdążył go nawet poklepać po plecach, gdy ten spojrzał na Yao.
- Nie dam rady. - po czym runął w kierunku ziemi. Jue oderwał swój słój od ust i złapał go za poły szaty nim ten runął na ziemię. Słój trzymany przez Xichena rozbił się z nie małym hukiem. Mingjue spojrzał na przyjaciela, a później przeniósł wzrok na partnera.
- To niesprawiedliwe. - mruknął cicho, żałując, że sam ma tak mocną głowę.
Guangyao nie szczególnie wydawał się być przejęty całą tą sytuacją. Może wręcz czerpał z tego satysfakcję? Zmrużył powieki patrząc na Xichena który padł. I albo faktycznie odpadł albo udawał byle uniknąć kary. Po ich dzisiejszym szczeniackim zachowaniu nie zdziwiło by go naprawdę nic.
- Niezbyt sprawiedliwe również było to, że nie daliście mi spać i zachowywali się bezczelnie wobec mnie. - Stwierdził oschle po czym wykonał ruch ręką ponaglając go do picia. Jego wzrok powędrował za tamtymi, co zaś już klęczeli w ciszy.
- Albo pijesz albo klęczysz razem z nimi. - rzucił nieco obojętnym tonem. Ziewnął i lekko się przeciągnął - Tylko rób to dzisiaj bo chciałbym w końcu położyć się spać, jeśli łaskawie jaśnie pan mi na to pozwoli.
To, że podpadł partnerowi było jasne, tak jak to, że w obecnym stanie upojenia klęczeć nie da rady. Dopił to co miał w słoju, krzywiąc się przy tym okropnie i dochodząc do wniosku, że wina nie tknie już raczej nigdy. Dość porządnie się zataczając zaciągnął Lan Huana na jego cześć i położył nieprzytomnego na poduszce, na wszelki wypadek kładąc go na boku.
Sam znów poczłapał w kierunku młodszego i stanął przed nim dość mocno się chwiejąc. Zagarnął go w swoje potężne ramiona i pocałował go w czoło.
- Jesteś najbardziej mściwą osobą na ziemi. - powiedział uśmiechając się przy tym głupkowato i wpił się w usta młodszego.
Nie skomentował tego co zobaczył tylko czekał, aż ten w końcu pójdzie spać bo skoro Xichen padł, to dawało nadzieję Guangyao na to ,że i ten w końcu pójdzie spać. Widząc, że ten się do niego zbliża, zdążył wycofać się jedynie o krok. Wtedy zaś w jego nozdrza uderzył okrutny smród alkoholu. To już przyprawiło go o mdłości i nim zdążył zaprotestować poczuł jego wargi na swoich. Odsunął go od siebie szybko i z trudem złapał oddech. Od samych oparów można było się upić.
- Jestem i na tym moja zemsta się nie kończy. Poza tym, odsuń się ode mnie, okropnie śmierdzisz alkoholem... idź spać. Jestem na ciebie oficjalnie obrażony. - mruknął po czym prychnął pod nosem, a swoje kroki skierował do Fangzi aby w końcu położyć się spać.
- Śmierdzisz... Od razu. - mruknął, gdy młodszy zniknął mu z pola widzenia - Jeszcze jakby było się o co obrażać. - ruszył w kierunku swojej poduszki - Raz w życiu człowiek się pobawił w towarzystwie przyjaciela, który wiecznie ma kij w dupie i wielkie halo. - mruczał układając się na ziemi i zgarniając poduszkę pod głowę - A wam za co się oberwało to ja nie wiem, jakby nie mógł poprosić o ciszę, to jeszcze mnie karać będzie. Nie dam się. O. Taki będę. Szlabany mi będzie dawać... - marudził cały czas nim zasnął jak trup.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro