Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Fangzi w rozsypce p.1


- Jedyne co jestem ci winny, to skrócenie cię o głowę. - syknął w jego kierunku. A chwilę później z niedowierzaniem patrzył jak starannie posegregowane dokumenty rozlatują się po pokoju. "Zabije gnojka" było pierwszym o czym pomyślał.

- Zachowujesz się jak niedorozwinięty gówniarz! - rzucił za nim wściekle, a zaraz zdziwiony spojrzał jak ten znika za drzwiami. - No chyba ci się coś popierdoliło. - mruknął pod nosem i ruszył za nim nieźle wkurzony.

Miał ochotę utopić go w wodzie. Ale po drodze wpadł na jeszcze jeden sposób wkurzenia go. Skoro musi się z nim użerać i na nowo segregować papiery to zamierzał jeszcze trochę go pomęczyć.

Zamknięte drzwi nie były zbyt wielką przeszkodą dla człowieka jego rozmiarów. Nie Mingjue zwyczajnie wszedł z nimi do środka łaźni, sprawiając, że te opadły z hukiem na podłogę.

Ostatnie czego spodziewał się Meng Yao to fakt, że ten tak bezczelnie wejdzie mu do łaźni. Gdyby był w bieliźnie, mógłby to przeżyć, ale miał na sobie dosłownie nic. Zaczerwienił się kiedy ten go nakrył w negliżu i czuł jak się w nim gotuje.

Jue niespecjalnie przejmował się tym, że tamten jest bez ubrań. Zaraz też ściągnął z siebie szaty, zostając w samych spodniach i cisnął wewnętrzną z nich prosto w twarz Meng Yao. Licząc, że dobrze wycelował i ten oberwie rozgniecionym robalem w twarz.

Młodszy spojrzał z przerażeniem na to jak ten się rozbiera. Nie wyglądało to dobrze z jego perspektywy. Znaczy, jego ciało było całkiem niezłe ale ilość wizji jaka przyświecała temu zdarzeniu już niekoniecznie.

Nim dostał jego brudnymi szmatami zdążył sięgnąć po swoją bieliznę, aby nasunąć ją na nagie pośladki i krocze. Jedyne co zdążył zrobić to unieść rękę aby uchronić twarz od brudnego materiału.

- Miałeś to wyprać. - rzucił do niego wrednie starszy, przyglądając mu się z paskudnym uśmieszkiem - I wybacz, ale chyba nie mam szat w twoim rozmiarze.

Meng Yao z obrzydzeniem stwierdził, że na jego ręce znajdują się resztki zwłok pająka, sięgnął po jego szmaty i wytarł się w nie.

- Oh. Nie masz dla mnie szat? Więc będę chodził nago. - stwierdził głośno, patrząc mu prosto w oczy.

- A łaź sobie jak chcesz. - warknął do niego Mingjue, to nie on będzie się wstydzić.

- Jesteś bezwstydny, obleśny, obrzydliwy, zboczony... - zaczął się nakręcać i złapał za pierwszą lepszą rzecz jaką znalazł pod ręką, a była nią szczotka na długim kiju.

- Ja bezwstydny? To ty chcesz łazić nago. - Zaraz musiał się zacząć zasłaniać przed kawałkiem kija. Cholera nie spodziewał się, aż tak go zdenerwować.

Zaczął nią machać byle by wycelować w jego twarz. Choć to było trudne... Znalazł inny sposób. Kopnął go prosto między uda, celując w krocze, a chwilę po tym z jego ust rozległ się głośny krzyk:

- Pomocy! Mingjue próbuje mnie zgwałcić!- zdzierał sobie gardło krzycząc i piszcząc w niebo głosy, byle by zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Wciąż jednak próbował trzepnąć go tą szczotką.

Nie Mingjue poległ kiedy zasłaniał się rękami. Ta mała, podstępna kreatura kopnęła go w krocze. Jue, aż klęknął z wrażenia na ziemi i zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie.

- Ciebie do reszty popieprzyło? Ty masz jakieś chore fantazje pokurczu! I przestań się drzeć i tak nikt nie usłyszy! - nie dość, że zwijał się z bólu to jeszcze musiał się zasłaniać, bo ten jak w jakimś amoku, próbował go chyba zatłuc tym kijem od szczoty.

- Bezwstydny! Naprawdę bezwstydny, zostaw mnie w spokoju!- pokrzykiwał mniejszy, mając ochotę go zatłuc na śmierć - Wynoś się z mojej łaźni zboczeńcu! Tylko jedno masz w głowie! - wykrzyczał odsuwając się mimo wszystko by nie oberwać za swoje zachowanie. Wtargnięcie tego olbrzyma go zestresowało.

- To ty mnie lejesz szczotką w samych gaciach, kurduplu! -warknął - Jaka twoja? Już sobie chcesz coś przywłaszczyć? Może jeszcze mi się do łóżka wpakujesz co?- podniósł się wreszcie z trudem z ziemi - A żebyś wiedział, że jedno mi w głowie. Jak sprawić, żebyś się wreszcie zamknął! - ruszył w jego kierunku.

Yao objął się ramionami, cofając pod ścianę. Pociągnął lekko nosem i wskazał na niego palcem.

- Cholerny zboczeniec. - wymamrotał na dobicie i wcisnął się w kąt pokoju mając za broń jedynie szczotkę do mycia pleców.

- Zboczeniec tak? - wyrwał mu kij od szczotki i złamał go za pół. Zaraz też pochylił się nad nim, uważając jednak by ten nie mógł go znokautować w żaden sposób. - Przypominam, że to ty bez pozwolenia wtargnąłeś do mojej łaźni, rozebrałeś się w niej i grozisz mi, że będziesz latał nago! - oparł swoje dłonie obok jego głowy - Chcesz to sobie łaź nawet cały dzień, mam to gdzieś! Ale przysięgam, że jeśli jeszcze raz zaczniesz się drzeć w mojej obecności to nie ręczę za siebie!

Od tych jego krzyków młodszy musiał , aż przymknąć oczy. Sądził, że to on ma donośny głos kiedy się już uniesie, ale Jue przebił chyba wszystko.

Yao wycofał się bardziej pod ścianę, wbijając się w nią wręcz plecami. Zdawał sobie sprawę z tego jak marne szanse ma w starciu z nim, ale i tak jak idiota unosił się dumą i ryzykował własnym, dopiero co odzyskanym życiem.

Ale co to było za życie? Ten miał przynajmniej dokąd wrócić, a sam Meng Yao nie miał już nic.

Wkurzony Mingjue odsunął się od niego i skierował do wyjścia - Pieprzony wariat. - mruknął pod nosem zastanawiając się, skąd on weźmie cokolwiek do ubrania go, byle tylko nie słuchać jego kolejnych narzekań.

- Nie ręczę za siebie... - prychnął po chwili młodszy i znowu uniósł głos. - Tak, bo ja jestem wielki Mingjue! Nie wyobrażaj sobie za dużo, kto tu jest wariatem?! To nie ja rozwaliłem drzwi od łaźni! Cholerny socjopatycznej dupek!- wykrzyczał mu prosto w plecy i czuł, że chyba na długo pożałuje tej decyzji.

- Kurwa!!! - ryknął starszy, gdy ten znów zaczął się drzeć - Nie ręczę za siebie, nie dlatego, że jestem Nie Mingjue, tylko do cholery mam dość twoich wrzasków! Odkąd wylazłeś z tej pieprzonej trumny, gęba ci się nie zamyka prawie! - wściekły ruszył w jego kierunku. - Twoje drzwi, że się nimi kurwa przejmujesz?!

Jego wrzaski nie robiły na nim wrażenia, ale kiedy nacierał na niego z taką prędkością niczym kłębek zabójczej materii, to już bardziej.

Meng Yao otworzył szerzej oczy i zacisnął szczęki zaczynając sunąć w drugą stronę, byle uciec od wysokiego ,wściekłego mięśniaka. Nie miał za wiele dróg ucieczki.

Jue miał serdecznie dość, na tego kurdupla nic nie działało. Obrażał się tylko na chwilę, a później znów zaczynał się drzeć. Nawet wystraszenie tego krasnala nie pomaga, bycie miłym tylko potęguje jego złośliwości. Nic kompletnie nie działa, czy tak ciężko jest się po prostu zamknąć się na jakiś czas?

- Cisza, czy ja do cholery proszę o tak wiele? - złapał go za ramiona, by zatrzymać w miejscu i w akcie kompletnej desperacji ujął jego twarz w swoje wielkie dłonie i pocałował namiętnie.

Yao był gotowy na to, że ten mu zmiażdży głowę albo wyrzuci przez okno.

Zacisnął powieki i odwrócił lekko twarz gotowy na cios. Jednak kiedy poczuł jego łapska na swojej twarzy sądził, że ten chce mu co najwyżej walnąć z główki.

Był gotowy na każdą możliwość jaka tylko przyszła mu obecnie do głowy, poza TĄ jedną.

Jak bardzo się zdziwił kiedy poczuł jego wargi na swoich.

To był dla niego tak wielki szok ,że aż otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Jego usta również się uchyliły, a jemu samemu zabrakło słów.

- Po. Prostu. Bądź. Cicho. - powiedział spokojnie, akcentując każde słowo, gdy odsunął go od siebie i skierował się do wyjścia z łaźni. Modląc się o chwilę spokoju.

Młodszy mimowolnie, aż się rozejrzał i obejrzał za siebie jakby zastanawiając czy ktoś jeszcze widział co tu zaszło.

Zamrugał kilkakrotnie i poczuł jak jego twarz zalewa czerwień wstydu. Minęła dłuższą chwila nim zrozumiał, że to nawet nie było zwykłe cmoknięcie w usta.

Jeśli chciał go uciszyć ,to tym razem naprawdę mu się udało.

Ale nie na długo.

- Jeśli myślisz, że to wystarczy, żeby mnie uciszyć na dobre to jesteś w błędzie! - rzucił za nim po chwili, nieco zduszonym, ale wciąż lekko sfutrowanym tonem głosu.

Złapał za but i zdołał tylko nim w niego rzucić niestety nie trafiając w łeb, a w... pośladek. Aż sam się zdziwił jakim cudem trafił akurat tam.

Chrząknął i wyprostował się biorąc głęboki wdech.

Niech go szlag... - pomyślał i przeszedł kilka kroków do przodu mając zamiar w końcu się wykąpać. Śmierdział trupem. Dosłownie i w przenośni. Ale na drodze wciąż stał mu Jue.

Wbił w niego spojrzenie jakby szykował swoje gardło do kolejnych bluzgów.

- Za mało się starasz.- rzucił krótko po czym oparł się o ścianę bokiem, czekając, aż łaskawie wyjdzie aby mógł się rozebrać i wziąć tę cholerną kąpiel.

Patrzył na niego z wyzwaniem, im bardziej dał mu się prowokować tym większa satysfakcję odczuwał mniejszy.

Poniekąd, mógł stwierdzić, że nawet dobrze całował. Ale oczywiście, nienawidził go jak psa i to nie miało żadnego znaczenia.

Nic a nic... Chyba.

Przełknął ślinę i wywinął teatralnie oczami uśmiechając się do siebie pod nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro