Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56. Nie ma zbrodni bez kary.


- Jeśli mam być szczery, kompletnie sobie nie radzę. Nie jestem najlepszym rodzicem dla chłopca. - wyznał szczerze Mingjue, dobrze wiedział jak zachowywał się w ostatnim czasie i nie był z tego dumny. - Nie przejmuj się tym. - uspokoił przyjaciela - Być może nie jestem największym fanem warzyw, jednak potrafię obejść się bez mięsa. - odpowiedział spokojnie, chociaż w środku wcale spokojny nie był. Jego myśli uparcie wracały do całej tej sprawy, a on sam chciał jak najszybciej wracać do domu i zapytać brata dlaczego do cholery to zrobił. Dlaczego tak bardzo chciał się go pozbyć i dlaczego pozbawił go tego, który stał się najważniejszą osobą w jego życiu. Naprawdę chciał, by to wszystko okazało się nieporozumieniem i Huaisang nie miał z tym nic wspólnego.

Lan Huan nie potrafił się nie przejmować, ostatecznie Mingjue był jego najdroższym przyjacielem i bratem. Nawet jeśli szło o tak błahą sprawę jak mięso. Spojrzał z wdzięcznością na służkę która wniosła misę z dobrze wysmażonym mięsem i osobiście nałożył kilka kawałków przyjacielowi.

- Po prostu zjedz. Musisz nabrać sił po tym trudnym czasie. - skwitował i westchnął, uśmiechał się do niego ciepło i życzliwie chociaż czuł i dobrze wiedział ,że temu w głowie kołaczą różne i nie do końca dobre myśli. Starał się jakkolwiek odsunąć je na bok, jednak w obecnej sytuacji było to dość trudne - Poza tym, żaden rodzic nie jest idealny. Każdy przechodzi gorsze i lepsze chwilę, ale to nie czyni nas złymi. Nawet słabymi. Nie martw się. Jestem pewien, że gdy mamy Song dorośnie zrozumie to doskonałe i nie będzie miał żalu o nic. Pomyśl lepiej o tym jacy będziecie szczęśliwi kiedy A-Yao wróci. Myśl o pozytywach, bo myślenie o negatywach w niczym nam nie pomoże. A teraz już bez marudzenia, zjedz. Potrzebujecie sił oboje. - poprosił spokojnie utrzymując wciąż przyjacielski i życzliwy ton.

- O ile będzie chciał wrócić. - powiedział spokojnie Mingjue. Zaczynał powoli przyzwyczajać się do myśli, że Meng Yao co najwyżej wróci po chłopca i odejdzie, po tym jak starszy wysłał za nim list gończy i zajmował się malcem. Gdzieś w głębi pojawiała się również myśl, że młodszy niekoniecznie mówił same wyuczone zdania. Mimo odkrycia całej intrygi, nie potrafił wciąż pozbyć się myśli, że mężczyzna był z nim jedynie ze strachu. To zdanie wydawało mu się wciąż sensowne, zwłaszcza jeśli przypominał sobie o tym jak Yao bał się go na początku. Sięgnął po herbatę i upił łyk.

Xichen niewielu rzeczy w życiu mógł być pewien po tym co go spotkało w życiu. Ale tej jednej akurat pewny być mógł.

- O to akurat martwić się nie musisz. Mogę ci przyrzec, że Meng Yao gdy tylko dowie się o rozwoju sytuacji to wpadnie do Qinghe szybciej niż z niego wypadł. - uśmiechnął się lekko rozbawiony - Nigdy nie widziałem kogoś kto usychał by tak z tęsknoty. Ostatni raz widziałem go takiego kiedy kazałeś wynosić mu się z Qinghe... - zaczął i uciął milknąc na chwilę. Chrząknął i wziął do ust porcję ryżu. Nie był pewien czy powinien mówić o tym co było wtedy. A pamiętał to bardzo dobrze. Nim Yao poszedł do Lanling naprawdę niesamowicie cierpiał. I już wtedy, aż tak ważne nie było powrócenie do Lanling jak Qinghe. Ciężko było jednak naprawić to zaufanie które zostało w tamtej chwili utracone. Im dłużej sam Lan Huan nad tym myślał tym bardziej docierało do niego w którym momencie jego najdroższy przyjaciel staczał się w otchłań mroku. I chyba to było najstraszniejsze w całej tej sytuacji. Obawiał się, że gdyby trwałoby to wszystko dłużej, młodszy mógłby znów stoczyć się w tą samą otchłań.

Spojrzał uważnie na przyjaciela słysząc jego słowa, nie spodziewał się, że Yao tak przeżywał tamtą sytuację, chociaż... Jeśli miał się nad tym zastanowić, to to był moment w którym sam podpisał na siebie wyrok, ten i kolejny po śmierci Wen Ruohana.

- Obiecajcie mi proszę, że Meng Yao dotrze bezpiecznie do Nieczystej Domeny. Nie chciałbym by przez mój rozkaz stała mu się krzywda, obawiam się, że nawet odwołanie nagrody i wycofanie listu gończego nie spowoduje od razu wycofania się łowców. - spojrzał uważnie za okno, a później na swojego generała - Powinniśmy się zbierać. Muszę poważnie porozmawiać z bratem. - powiedział spokojnie wstając od stołu i przejmując chłopca od Lan Huana.

Xichen uważał, że nie musi mu niczego obiecywać. Był wręcz przekonany i pewny tego, że Meng Yao nic nie grozi u jego boku i pod eskortą samego Gusu Lan.

- Nie musisz się tym szczególnie martwić. Zapewnie mu najlepszą ochronę i razem z Naczelnym Kultywatorem odprowadzimy Yao do Qinghe. - zapowiedział po czym podał mu dziecko do rąk. Po tym spojrzał na młodszego brata który również wstał. Zabrał swoje rzeczy po czym ruszył wraz z Mingjue i generałem na dół do wyjścia - Zatem my wracamy do Gusu. Zobaczymy się niedługo znów przyjacielu. Tylko tym razem wszyscy razem, w lepszych okolicznościach niż ostatnim razem. Powodzenia. - powiedział spokojnie i poklepał Mingjue po plecach po przyjacielsku aby zaraz skierować się w stronę swojej sekty. Wzniósł się wraz z Wangjim na mieczach by za moment zniknąć we mgle.

- Dziękuję Bracie. - Mingjue czuł się odrobinę spokojniejszy wiedząc, że Meng Yao dotrze bezpiecznie do Qinghe. Co do całej reszty nie miał już takiej pewności. Dobrze wiedział jak okropnie znów potraktował młodszego, jednak na swoje usprawiedliwienie mógł mieć jedynie to, że nie był sobą.

Wskoczył swojego konia, uprzednio oddając mamce chłopca i zarządził wymarsz. Mieli przed sobą kawałek drogi i chciał go pokonać jak najszybciej. Trochę nawet zazdrościł Xichenowi, możliwości lotu na mieczu, zastanawiał się nawet czy nie zabrać A-Songa na Baxii do Nieczystej Domeny, nie chciał jednak by chłopiec przeziębił się podczas lotu, zdecydowanie wystarczająco już narażał jego zdrowie w ostatnim czasie.




* * *




Huaisang musiał jakoś przegryźć to wszystko co się stało. Ciężko przychodziło mu obserwowanie jak jego brat siebie zadręcza i się męczy. Wstał wcześniej niż zamierzał, a ból głowy był niesamowicie męczący. Mruczał pod nosem podnosząc się do siadu, dziwnym było to, że generał Tang nie wpadł tu jeszcze aby pomęczyć mu tyłek, zawracać głowę i wyciągać go z łóżka. Wstał aby zaraz wypić duszkiem pół karafki z zimną wodą.

Cisza jaka panowała na placu była niezwykle niepokojąca. Rozejrzał się wokoło po własnej sypialni gdy do jego uszu dobiegło głośne walenie w drzwi. Kto miał na tyle odwagi i był na tyle bezczelny aby zadręczać go o tak nieludzkich porach? Pomijając generała Tanga nie znał takiej osoby.

Nasunął na ramiona gruby materiał, poranek był nie przyjemnie chłodny, podszedł do drzwi aby je rozsunąć, a widok grupy uzbrojonych żołnierzy przed nim wprawił go w nie tak małe dreszcze. Uchylił usta chcąc zapytać co tu się wyprawia jednak nim cokolwiek powiedział odezwał się jeden z generałów.

- Na rozkaz Lidera Nie Mingjue jesteś aresztowany aby złożyć wyjaśnienia. Wszystkie rzeczy należące do Panicza zostaną skonfiskowane, a pokój przeszukany. - wyjaśnił rzeczowo po czym wycofał się wpuszczając do środka grupę mężczyzn, sam złapał młodszego i uwiązał jego ręce za plecami.

Huaisang nie potrafił wydobyć z siebie nawet najmniejszego słowa. Tkwiąc w szoku, wodził wzrokiem po mężczyźnie, a szarpnięty dopiero wtedy odważył się zaprotestować.

- Słucham?! Masz mnie puścić, nie zrobiłem nic złego! Gdzie jest mój brat?! To jakiś absurd!

- Jestem. Chociaż dla ciebie lepiej byłoby gdyby nie było mnie w pobliżu jeśli to wszystko okaże się prawdą. - Mingjue wyrósł przed bratem i spojrzał nie niego surowo, samemu wciąż mając nadzieję, że to jakiś żart - Zabrać do głównej sali. - rzucił do jednego z dowódców, a sam nie oglądając się na młodszego ruszył ciężkim krokiem w jej kierunku. Nie miał ochoty słuchać jego protestów, próśb i ewentualnych błagań. Chciał dowiedzieć się prawdy i to na tym mu jedynie zależało w tym momencie, chociaż w myślach błagał niebiosa o to by jego brat nie okazał się spiskowcem. Nawet on musiał dostosować się do prawa, nie mógł wygnać Huaisanga, nie mógł go również zamknąć na wieczność w areszcie.

Wszedł do wielkiej sali, gdzie był przygotowany już stół do przesłuchań przy którym po chwili posadzono jego brata i przywiązano, by nie mógł stanowić potencjalnego zagrożenia dla lidera.

Jue nie bawił się w formalności tylko położył przed bratem dwie spinki. Tą którą nosił on sam i tą, którą rzekomo miał na sobie jego partner.

- Poznajesz? - zapytał chłodno uważnie obserwując twarz brata.

O ile zwykle nie bał się brata tak bardzo, o tyle teraz wiele się zmieniło. Miał wrażenie jak całe jego ciało wiotczeje i czuje się słabo. Liczył, że brat nie dowie się o niczym, a przynajmniej jeśli już się dowie, to od niego. Miał zamiar porozmawiać z nim szczerze, ale widocznie nie będzie mu dane zrobić tego w sposób jak najbardziej pokojowy. Klamka jednak zapadła, a on był wleczony aż do głównej sali. Opadł ciężko na siedzenie i zdezorientowany rozejrzał się wokoło. Związany nie miał szans na nic. Przełknął ślinę z trudem i chociażby chciał to nie mógł wcisnąć się w żaden kąt.

Spojrzał w dół na przedmioty Mingjue.

- Cóż... - zaczął i pobladł lekko. - To są spinki które zakupiłem aby pasowały do szat ślubnych... - szepnął marszcząc brwi. Niewyobrażalnym było dla niego, że któreś z tej dwójki zauważyło podstęp.

Mingjue prychnął pod nosem i lekko pokręcił głową.

- Kupiłeś mówisz? - spytał z lekką kpiną i obrócił spinki, tak by inskrypcja była widoczna dla młodszego - Rozumiem, że były na specjalne zamówienie.

Zaraz też położył przed nim czarkę i pergamin, na którym był zapisany przepis na truciznę znaleziony w pokoju jego brata. Mingjue zaczynał się wkurzać tym, że brat najwyraźniej ma go za idiotę, skoro uważa, że da się nabrać na jego kłamstwa.

Jeśli istniała jakaś skala bladości, to w tym momencie zdecydowanie Huaisang ją przebił. Był biały jak ściana i nie wiedział co powiedzieć. Dosłownie na moment odebrało mu nowe gdy zobaczył wszystkie te dowody jakie na niego miał starszy brat. Wiedział, że ten już wie i cokolwiek by teraz nie powiedział, nie będzie to miało większego znaczenia. Z trudem przełknął ślinę i lekko zdrętwiał.

- Ja mogę to wszystko wyjaśnić... - zaczął cichym i zduszonym głosem, ale nie był w stanie powiedzieć nic więcej.

Bladość brata była dla Mingjue wystarczającym dowodem jego winy. Spojrzał gniewnie na młodszego.

- Wyjaśnić? - zapytał głosem w którym było słychać żal. Usiadł naprzeciw niego - Z chęcią posłucham dlaczego mój brat chciał mnie zabić. Dlaczego chciał pozbawić życia osobę którą kocham i swojego przyszłego lidera. Z chęcią posłucham dlaczego Panicz Nie spiskował przeciwko swojemu liderowi i QingheNie! - ryknął w jego kierunku i przyłożył pięścią w stół przed nim - Z chęcią się dowiem dlaczego do cholery mój własny brat chciał mnie zabić. Jeśli chciałeś odzyskać władze w Qinghe wystarczyło słowo, odszedłbym razem z Yao, albo został i pomógł ci w prowadzeniu sekty. Dlaczego?! - rzucił z wyrzutem.

Młodszy zaczął drżeć będąc zupełnie bezbronnym wobec własnego brata. Jego nadgarstki były uwiązane za plecami. Nawet gdyby nie był związany mógłby mieć problem. Zacisnął szczęki i opuścił wzrok, nie tak to miało wyglądać, a jego plan w całej tej sytuacji był na przegranej pozycji. Zbierał się w sobie aby coś powiedzieć ale miał wrażenie, że głos utkwił mu w gardle.

- Chciałem tylko mieć cię dla siebie tak jak dawniej... - zaczął i pociągnął nosem - Zrobiłem to wszystko bo chciałem cię odzyskać, a on mi ciebie zabrał. Zabrał mi ciebie wtedy i zabrał ciebie teraz... - wyszeptał i zacisnął powieki, gdy uświadomił sobie, że nie ma nawet szans na jego wybaczenie - Chciałem się go pozbyć, chciałem się zemścić za to wszystko co zrobił... I odzyskać starszego brata którego mi odebrano. - szepnął i spuścił głowę.

- Odebrano? - spytał chłodno Mingjue wstając od stołu - Rozumiem zemstę, jednak dokonałeś jej już za jego poprzedniego życia. Teraz oskarżasz go o kolejne zabranie mnie. Powiedz mi ile razy odkąd wróciłem poświęciłeś mi czas? Teraz przynajmniej wiem czym zawsze byłeś zajęty, by nie móc mi w niczym towarzyszyć. Sam pozbawiałeś się mojego towarzystwa, a oskarżałeś o to Meng Yao. Nie zaprzestałeś nawet, gdy przyjął moje oświadczyny. Wiedziałeś ile dla mnie znaczy. Nie cofnąłeś się nawet, gdy cierpiałem. Chciałeś mnie mieć dla siebie, tylko po co? By móc nienawidzić i osobiście wysłać na tamten świat? - w jego głosie było słychać ogromne pokłady żalu, skinął dłonią na żołnierzy - Zgodnie z obowiązującym prawem sekty QingheNie za zdradę, próbę morderstwa przyszłego lidera i lidera sekty zostajesz skazany na śmierć. Przygotować egzekucję. Zamknąć go do jutra. - nie patrząc na brata wyszedł z głównej sali.

Jako lider sekty nie musiał brać udziału w przygotowaniach, jedyne co musiał zrobić to pojawić się jutro rano na głównym placu i dokonać egzekucji. Chciał udać się do kuchni, by zagarnąć z niej całe wino jakie znajdzie, zrezygnował jednak z tego pomysłu dość szybko. Nie mógł znów zajmować się dzieckiem pod wpływem alkoholu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro